29 grudnia 2011

Beau Brummell - This charming man

Dzisiaj przybywam z recenzją filmu, który dłuuugo przeleżał w komputerze - kilka miesięcy (potrafię i dłużej).



Film wyszperałam zaraz po napisaniu licencjatu. Moja praca dotyczyła dandysów, sporą część rozdziału poświęciłam więc Brummellowi, i tak, na fali zainteresowania znalazłam ten film, i jeszcze dwa, z 1924 i 1954. Wybrałam więc najnowszy, który, oczywiście dostępny jest tylko w wersji angielskiej. Szkoda, ale trudno, przebrnęłam przez to. Oczywiście anglistką nie jestem, więc uroczy, uszczypliwy typ humoru i bezczelność, z której Brummell był znany niestety, ze względu na brak tłumaczenia, umknęły :(



To, co najbardziej podoba mi się w filmie, to to, że jest bardzo męski, tak po męsku oszczędny. Jedyną damską postacią jest drugoplanowa Julia, natomiast mnóstwo w nim mężczyzn, wśród których prym wiedzie trzech George`ów - Brummell, Książę Walii i Byron. Oczywiście obydwaj - książę i poeta są zaborczy i niebezpieczni, a cała intryga filmu opiera się na wyborach Beau - przyjaźń z księciem da mu stabilizację i pieniądze (któż ich nie potrzebuje), a przyjaźń z poetą wolność i brak zobowiązań.

Byron i jego improwizacja na stole do bilardu :D


Wszystko dzieje się na tle doskonale pokazanej przemiany, jaką dokonał Brummell w męskim stroju. W filmie jest ona pokazana dwa razy.

Raz - metaforycznie, jako uliczna bójka dandysów i osiemnastowiecznych fircyków (fops):


A drugi raz bardziej dosłownie, jako prelekcja (dandysi uwielbiali pozować na nauczyciela :P ) dla ciekawych dżentelmenów:


Z resztą ubiorowi podporządkowane są w filmie nawet kolory - dominującymi barwami są brązy, beże, kolory jasne, kremowe i ciemne - jak w odzieży zaprojektowanej przez Brummella. Sam strój głównego bohatera zmienia się wraz z jego upadkiem - początkowo nienaganny, później, w miarę komplikowania się fabuły, z czarnym krawatem zamiast białego, aż do końcowego nieładu podczas sceny wyrzucenia Beau z salonu.



Doskonale pokazano słynny rytuał pierwszego dandysa, który, podobno, trwał aż pięć godzin (no, to moje szaleństwa w tym względzie wymiękają :P)! A i tak wielu dżentelmenów chciało go obejrzeć (to jak urodowe tutoriale na YouTube, ale na żywo i prawie dwieście lat temu - Brummell był prawdziwym prekursorem nie tylko dandyzmu, ale i wizażowych porad :P ).



Na początku posta pisałam, że film jest bardzo męski i miałam na myśli nie tylko jego kolorystykę i to, że wśród bohaterów dominują mężczyźni, lecz także sam sposób przedstawienia życia Brummella. Film jest dobrze, interesująco opowiedzianą historią człowieka, który zmienił wygląd świata i wynalazł spodnie. Można powiedzieć, że poszczególne rozdziały tej historii otwierają i zamykają rozmyte (brakuje mi filmowego słownictwa :D kto wie, jak się taki zabieg nazywa?) sekwencje. Fabuła jest prowadzona po męsku (a reżyserowała kobieta!) bez zbędnego rozwlekania, artystycznych, długich ujęć (o to akurat Beau mógłby się pogniewać, bo esencją życia dandysa było uczynić własnej egzystencji sztukę). Także muzyka, w której dominuje (a może nawet jest jedynym instrumentem) energiczny fortepian zdecydowanie dopełnia całości.

Jedyne, czego na prawdę brakuje mi w filmie, to doprowadzenie dramatu Brummella i jego upadku z wyżyn popularności na samo dno, do końca. Może wtedy film byłby bardzo gorzki (teraz zakończenie jest właściwie pozytywne - bohaterowi udaje się sprytnie zbiec przed wierzycielami i krawcem <lol>), ale za to prawdziwy. W filmowej historii Brummell ostatecznie traci względy księcia po tym, jak określa go grubym (bo faktycznie był, swoją drogą Byron też miał skłonności do tycia i to wpędziło go w anoreksję - mała dygresja). W rzeczywistości również Beau był posiadaczem tej nieszczęsnej skłonności i miłość do ciastek sprawiła, że wyglądał śmiesznie w swoich strojach, próbując przenieść salonowe życie z Londynu do Francji, a w ostateczności urządzając w więzieniu (siedział za długi) salonik z wyimaginowanym towarzystwem. Tam rudy (jedna z niewielu rzeczy, które nie zgadzają się w filmie) Beau stworzył jedną z niewielu rzeczy, które po nim pozostały (dandyzm to forma sztuki chwilowej, ulotnej) - rysunek kupidyna ze złamaną strzałą, podpisany Broken Beau, co można czytać dosłownie, jako złamany łuk, lecz także, jako "złamany" (czyli upadły) Beau



Nie chciałabym jednak, żeby film się tak skończył. Tak jak pisałam wyżej, byłoby to może zbyt gorzkie, ale takie właśnie bywa życie.
 
Słowem - film bardzo dobry. Polecam wszystkim fankom Jamesa Purefoy`a (zobaczcie sobie, zobaczcie ;> ), wielbicielom dandyzmu i nosicielom spodni :)

Takie widoki to i ja chciałabym mieć pod oknami ;)


7/10

22 grudnia 2011

Łazienki zimą

Dzisiaj przedstawię Wam mój ukochany park osiemnastowieczny. Są to oczywiście Łazienki, które uwielbiam tak bardzo, że mogłabym tam zamieszkać. Najpiękniejsze są oczywiście zimą - i takie właśnie, zimowe (zeszłoroczne) zdjęcia zobaczycie. Oczywiście coś dla lubiących lato też się znajdzie :)


Wszystkie zdjęcia zrobiłam sama, jeśli chcecie więcej, zapraszam do mojej galerii.

Spacer zaczniemy od Pałacu na Wodzie. Jest zima, więc woda, po której jesienią płynęłam gondolą (4:30-4:45), zamarzła.


W pałacu można zobaczyć całe mnóstwo pięknych rzeczy (i osiemnastowieczne czekoladki znalezione w jednym z fraków :) ) i spędzić tam miło czas, o ile przyjdzie się przed wycieczkami i znudzoną dzieciarnią. Ja byłam tam raz latem, całkiem sama,  jako pierwszy gość i czułam się zupełnie jak Lizzy oglądająca Pemberly (1:57 - 5:00). Na prawdę miałam wrażenie, że Stanisław August opuścił pałac tylko na chwilę i w każdej chwili może się pojawić...


Rzeźby przed pałacem zwrócone w stronę wody i całe otoczenie pałacu jest tak piękne (i dobrze utrzymane), że można się zatracić na długie godziny.


Uwielbiam wrażenie, jakie robi na mnie park podczas chmurnego, zimowego zachodu słońca.



Niekiedy widoki przypominają malarstwo Friedricha



Nieco dalej na prawo znajduje się teatr:


Cały jego układ, wszystkie rzeźby, kolumny to doskonałość!


Tę jedną lubię najbardziej. W zimowym otoczeniu akt wydaje się być ucieleśnieniem rezygnacji, melancholii i udręczenia, które dzieje się z boku wielkiej sceny. Wchodząc do teatru, widzowie mijają ją, więcej o niej nie myśląc.



Na pobliskich drzewach śpią niekiedy pawie (tak, one potrafią latać! Dla mnie to był szok, jak je tam zobaczyłam :D ), a na zimę do parku zlatują się miliony wron:



Słychać tylko wycie wiatru i krakanie.
W tym roku postanowiłam uchwycić ten niesamowity nastrój i sfilmowałam wrony:



Idąc dalej napotkamy kolejne rzeźby. Ich znaczenie zimą nabiera niesamowitego dramatyzmu. Nagle dostrzec można w nich poczucie winy, samotność, zagubienie i rezygnację.

”Giniesz śliczna Kloryndo od miłosnej dłoni, a twój Tankred nad własnym zwycięstwem łzy roni”


Wybudowany na życzenie Stanisława Augusta Biały dom, mimo iż niepozorny z zewnątrz, w środku kryje niezwykle przemyślane wnętrza. To w nim, w jednej z sal odbywały się słynne obiady czwartkowe. Jest tam też przeuroczy, okrągły pokój zaprojektowany na wzór altany, której część jest oszklonym oknem z widokiem na park


W głębi parku znajduje się romantyczna (1822) i świeżo odnowiona Świątynia Diany.


Oto jej wnętrze, któremu zrobiłam zdjęcie, gdy była otwarta:


Na dowód, że tam byłam :)


Możemy również przejść wyżej, w stronę pomnika Chopina, pod którym latem odbywają się koncerty.




Zima jest niesamowicie piękna i bardzo w moim stylu

A dla tych, którzy nie potrafią się do niej przekonać, mam wrześniowe zdjęcia:

przy Pałacu na Wodzie

teatr



Świątynia Diany






To już wszystko. Oczywiście w samych Łazienkach jest znacznie więcej do zobaczenia, można tam spędzić na prawdę długie godziny na spacerowaniu i chłonąć niesamowity nastrój tego miejsca.

Ja na pewno wybiorę się tam jeszcze nie raz :)

Pozdrawiam i życzę wesołych świąt!




 

19 grudnia 2011

Regency house party

I jest to kolejny powód, żeby nie pojawić się (znów) na zajęciach...



Przy okazji - dzisiaj będę się uczyć kontredansa i podstaw menueta

Ciekawe, jak mi pójdzie ;>

Pozdrawiam :* 

11 grudnia 2011

Wojna w buduarze!

Damy balują, a dżentelmeni walczą :)

0:14 - 2:17


Ale nie o Waterloo będzie dzisiaj mowa - dzisiaj będzie o bitwie, a właściwie jej rekonstrukcji, którą widziałam w zeszłym tygodniu:



Bitwa pod Austerlitz (Sławkowem) odbyła się 2 grudnia 1805 roku. Była to zwycięska i zarazem jedna z dwóch najbardziej słynnych bitew Napoleona. Przegranymi byli Rosjanie i Austriacy.
Rekonstrukcja walk odbywa się co roku w czeskim Slawkowie, ja byłam już drugi raz :)





W tym roku na szczęście nie było śniegu, który może bardzo przeszkadzać (w zeszłym roku było go po kolana, myślałam, że zamarznę).
Wojska również były lepiej rozmieszczone (co roku pokazywany jest inny fragment bitwy) i cała potyczka rozgrywała się tuż przed oczami :)


moje ulubione zdjęcie :)

Walkom towarzyszyły liczne wystrzały z armat i mniejszej broni palnej.


Po bitwie, w centrum Slawkowa jest jarmark napoleoński, na którym można pobratać się z żołnierzami przy ogniu, grzanym winie i żołnierskich piosenkach. Tym razem niestety zabrakło na to czasu, a zdjęć z zeszłego roku nie pokażę :P
Musicie mi uwierzyć na słowo, że nastrój po bitwie jest na prawdę niesamowity, jak na zwycięstwo przystało!


Szkoda, że nie rekonstruuje się balów (no, rekonstruuje się, ale w Szwecji, a to za daleko :( ). Niedawno szukałam grup, które się tym zajmują (i są niedaleko), ale nic nie znalazłam.
Trudno, będę szukać dalej i może trafię w końcu na jakiś bal.

Tymczasem, pozdrawiam (: