22 lutego 2012

Targowisko próżności

Dawno już nie było książki :) I chyba po tym poście długo nie będzie, bo w tym semestrze zapowiada się dużo czytania, i - wiadomo - studia zwyciężą z przyjemnościami :( Ale nic straconego - już tworzę listę książek na wakacje :)
Ten post czekał na swoje 5 minut od września - więc niech Was nie zmyli zieleń na zdjęciach :)



Przyznam szczerze, że przez ¼ książki byłam niezadowolona. Trudno mi było znieść ironizującego, wszechwiedzącego narratora, te dokładne opisy postaci, tę strategię „trzy kroki do przodu, dwa kroki w tył”, te niemiłosiernie długie zdania, które nie raz kryły w sobie jeszcze dłuższe nawiasowe wtrącenia (tak, to akurat sama robię :P O, właśnie teraz :D)…
Ale mniej więcej w połowie I tomu dzieło ukazało swoje zalety. Są to przede wszystkim dobre portrety psychologiczne postaci, przy czym jest to bardziej analiza relacji, jakie zachodzą między nimi, jak się te relacje w czasie zmieniają i przekształcają, niż tok osobistych przemyśleń bohaterów. Oprócz tego sporej satysfakcji dostarcza obserwowanie przemian obyczajowych i historycznych (epoka napoleońska oczami przeciwników Napoleona, zwanego w powieści „korsykańskim uzurpatorem” :D ), jakie dzieją się na przestrzeni kilkudziesięciu (!) lat.



Ogromną zaletą dzieła jest bardzo dokładne, realistyczne oddanie szczegółów epoki – od ówczesnych strojów, przez rozległe (wymyślone?) anegdoty o arystokracji, szczegółowe i płynne poruszanie się po XIX - wiecznym Londynie, aż do tysięcy nawiązań do przeróżnych utworów literackich/muzycznych itp. Byłam pod wielkim wrażeniem tej dokładności i rozległej wiedzy autora, jego pisarskiego warsztatu. Z początku chciałam nawet notować podczas czytania co ciekawsze rzeczy, a potem sprawdzać, czy to (np. o arystokratach) prawda, ale po jakimś czasie poddałam się – zajęło by mi to prawdopodobnie długie miesiące. Postanowiłam więc brać wszystko za prawdę, tak samo jak i za fałsz :) Z resztą to już tak jest z realistami – wszywają swoich bohaterów w rzeczywistość tak misternie, że trudno odnaleźć nici!
Oprócz tego Thackeray zebrał w powieści całą galerię charakterów, które funkcjonują do dziś – z niemałą satysfakcją i zdziwieniem odkrywałam w bohaterach powieści osoby dobrze mi znane, jedną z nich nawet z resztą od tego czasu pseudonimuję w sekrecie imieniem bohatera :P Jak niewiele zmieniają się ludzie na przestrzeni wieków! Dzisiaj znaleźć można bez problemu ludzi takich samych, jak 200 lat temu. Różnią się może całym mnóstwem drobiazgów, ale charaktery te same!
Ale niektóre rzeczy zmieniły się bezpowrotnie. XIX – wieczny Anglik czytając powieść z pewnością interesował się zamaskowaną walką podzielonej rodziny o spadek po bogatej ciotce – mnie te fragmenty powieści męczyły i z ulgą pożegnałam pannę Crawley pod koniec I tomu. Dzisiaj już nie ma bogatych ciotek z 70 tysiącami w banku, nie bardzo bawią więc perypetie rodu Crawley`ów (przynajmniej mnie). Nie ma również służby – tego akurat żałuję ;P W pewnym fragmencie narrator „kroniki” zwraca się wprost do czytelnika (tego akurat nie lubię, ale przymknęłam na to oko po jakichś 200 stronach…) traktując jako oczywistość fakt posiadania przez tegoż przynajmniej jednego służącego/służącej. Kto by przypuszczał, że za 200 lat kobiety będą musiały same prać, sprzątać, gotować :/


Stary aparat pozdrawia :P


Ostatecznie nie żałuję przeczytania tej książki, podobała mi się, a wiele scen trafiło do mojej myślowej galerii i po prostu lubię je sobie przypominać czasem – bal, na którym Amelia nie tańczy; scena, gdy Jerzy po balu wyrusza na wojnę i budzi Amelię, a ta obejmuje go ramionami; mgliste fragmenty bitwy pod Waterloo; gdy Rawdon w balowym brudnym stroju przychodzi do swojego brata (uwielbiam ten kontrast między nimi ), gdy Dobbin wraca do Amelii statkiem i wiele innych...
Dobry byłby jakiś nowy serial na podstawie tej powieści (stare trącą już myszką) :) Wiem też, że powstał film, na dodatek widziałam go pół roku przed przeczytaniem książki, ale na szczęście tak słabo go pamiętałam, że wszystko wyobraziłam sobie po swojemu i po konfrontacji ze zdjęciami z filmu moja wizja zwyciężyła! :D Film jest po porównaniu z książką słaby, nie polecam.
Pozostaje jeszcze kwestia Becky i jej postępowania. Rawdona, jej męża, uwielbiałam i przyznam, że gościł w moim śnie nie raz <lol> A Becky właściwie nie była czarnym charakterem, jak sugerują niektórzy. Dla mnie była ok, żyła tak jak chciała, stąpając po cienkim lodzie, do czasu gdy okazało się, że jej spacer ku wyższym sferom jest „ spacerem po trupach”. Przegięła i to sprowadziło na nią nieszczęście – Thackeray sam nazywa się w powieści moralistą i w tym przypadku rzeczywiście nim jest.
Ale! Sceny balowe, dokładne opisy dnia i sposobu bycia złotej młodzieży, wytworni młodzieńcy, dandysi (duży plus za Joego :), oficerowie… 



Spełnioną obietnicą przeniesienia w ukochane czasy „Targowisko próżności” zapracowało na mocne
8/10

19 lutego 2012

Mozart i Keats

żródło obrazka
Czyli miłe kilkanaście minut w niedzielne popołudnie :)

Najpierw oryginał, W. A Mozart,

Serenada B-dur KV 361/KV 370a




A potem scena z filmu Jaśniejsza od gwiazd, w którym wykorzystano i inaczej zaaranżowano utwór:




Pozdrawiam, życzę miłego niedzielnego popołudnia i wracam do nauki...

12 lutego 2012

Regency House Party



Zastanawialiście się kiedyś, co by się stało, gdybyście odbyli podróż w czasie? Ja zawsze o tym marzyłam, z resztą nawet ten blog jest czymś w rodzaju takiej próby :) Ale mimo to żyłam w słodkiej nieświadomości, że tak można, dopóki nie natrafiłam na Regency House Party. Ten angielski, eksperymentalny program polegał na przeniesieniu 10 mężczyzn i kobiet w realia okresu Regencji (1811 - 1820). Uczestnicy nie tylko nosili odpowiednie stroje i mieszkali w XIX w. rezydencji, ale także musieli przestrzegać wszystkich obyczajów i skomplikowanych reguł codziennego życia. A wszystko, oczywiście po to, by w stylu powieści Jane Austen znaleźć parę.





Oczywiście role były podzielone, zgodnie ze współczesną sytuacją majątkową, wiekiem itp. uczestników. Były więc panny bogate, i biedne, dama do towarzystwa, pan domu i kapitan statku, swatki oraz groźna gospodyni, nie zabrakło nawet pustelnika żyjącego samotnie w głębi wielkiego, angielskiego ogrodu.


Oto przystojny i bogaty pan domu :)

Śledzeni przez wszędobylskie kamery uczestnicy oddawali się zarówno dziewiętnastowiecznym rozrywkom, jak i nudzie codzienności. W każdym tygodniu (a eksperyment trwał 9 tygodni, czyli całe lato) planowane były inne rozrywki, zaproszono też wielu gości.




Urządzono m. in. gotycki wieczór, maskaradę, bal, turniej boksu, tajemny wieczorek byronowski, ówczesne eksperymenty naukowe, tydzień wojskowości, zamianę ról ze służbą :D labirynt miłości i bal. Część z tych rozrywek była oczywiście niedostępna dla kobiet - wszystkie panny, zgodnie z etykietą, były bardzo ograniczone w rozrywkach, a nawet w podejmowaniu własnych decyzji, no i podlegały stałej obserwacji swatek.



Mnie najbardziej zadziwił fakt, że panna nie mogła nawet opuścić pokoju, jeśli jej swatka się źle czuła! Z tych ograniczeń wynikały oczywiście liczne sprzeczki, których główną osią była surowa i nieprzyjemna gospodyni (czyżby efekt eksperymentu stanfordzkiego?). Większość swatek była jednak bardzo miła :) a dwie z nich zyskały sobie moją szczególną sympatię.



Oczywiście celem programu było utworzenie par - i faktycznie, część z uczestników się zaręczyła (ale chyba "na niby"), natomiast prawdziwa miłość połączyła jednego z mężczyzn i... swatkę! I na prawdę, według mnie była to najpiękniejsza para :)) Bardzo ich lubiłam i z niecierpliwością śledziłam losy tej miłości wbrew konwenansom.


W sieci znalazłam nawet wywiad, dotyczący całego programu i udziału w nim, przeprowadzony właśnie z tą dwójką, oto najlepszy fragment:

Wywiad możecie przeczytać TUTAJ

 Oczywiście całość osadzona była w przepięknej okolicy - niesamowita, ogromna posiadłość z mnóstwem pokoi, wielki, angielski ogród z pustelnikiem :P (wbrew pozorom, on też brał czynny udział w programie - ale nie chcę zdradzać wszystkiego) i mnóstwo specjalnie szkolonej służby - istny raj (w dodatku wszyscy męscy uczestnicy byli przystojni - a więc nawet coś więcej, niż raj :D ).




Oto wnętrza:

Chciałabym mieszkać w takim pokoju


Oczywiście życie w warunkach XIX w. miało też swoje minusy. Oprócz ograniczeń, o których już pisałam, wielką niedogodnością była higiena - mycie się raz na tydzień, to nie jest coś, co skłonna byłabym zaakceptować :/ No i oczywiście kontakt ze światem - uczestnicy mogli tylko ręcznie pisać listy - żadne telefony nie wchodziły w grę. I właściwie dopiero ten program uświadomił mi, jakie spokojne i powolne życie wiedli nasi XIX w. przodkowie. To, co my robimy w kilkanaście sekund (SMS), oni robili pół dnia (pisanie gęsim piórem nie jest łatwe)!





Z resztą z programu można się na prawdę wiele dowiedzieć o ówczesnym życiu codziennym, rozrywkach, spędzaniu czasu - pod tym względem program był świetny. No i w ogóle bardzo mi się podobał i był na prawdę zrealizowany po mistrzowsku (nie chcę nawet myśleć, ile to kosztowało!).

Słowem - zakochałam się! Gdyby nie to, że serial trwa 6 godzin oglądałabym go codziennie - był to na prawdę fajnie spędzony czas :) 
No i gdyby u nas robili coś takiego, pierwsza leciałabym na casting :D serio :D


Na pożegnanie mała ciekawostka: otóż kostiumy noszone w serialu były tymi samymi, które "zagrały" wcześniej w innych filmowych produkcjach - TUTAJ możecie poczytać więcej :)

Moja ocena: 10/10



__________________________________
PS. Co do zdjęć, zrobiłam jednak własne fotosy - w internecie było tego niewiele i zbyt małe, a te moje po pomniejszeniu nie wyglądają chyba źle?

PPS. Program jest dostępny tylko po angielsku na YT w 36 częściach po 10 min. Jeśli ktoś z Was mieszka w "odpowiedniej strefie geograficznej" (pfff, nienawidzę tego), może również obejrzeć serial na stronie Channel4

11 lutego 2012

Osiemnastowieczne wynalazki

Aż trudno uwierzyć, że w XVIII w. robotyka była tak rozwinięta! Zadziwia mnie to tym bardziej, że te roboty nie są przecież podłączone do prądu, nie mają też żadnych baterii - wszystko działa na zasadzie magii (:P)


Srebrny łabędź łowiący rybkę


Grająca kobieta (Android), była prezentem dla Marii Antoniny, oczywiście. Aczkolwiek ja bym się bała takiego prezentu!


Kolejne androidy - piszący/rysujący i grający. Tutaj jest wyjaśniony mechanizm działania robotów, ale po francusku, więc do mnie nie trafia :P


Dla mnie takie roboty są przerażające, na prawdę! Przerażające i jednocześnie zachwycające precyzją wykonania - mają po 250 lat, a wciąż działają!



I na koniec pewien muzyczny wynalazek


Szklaną harmonię stworzył Beniamin Franklin (tak, ten od prądu) i był to jego ulubiony wynalazek. Ze względu na subtelne, uduchowione brzmienie, była bardzo modna w na przełomie wieków XVIII i XIX. Niestety towarzyszyła jej również zła sława - wierzono, że ta szklana muzyka, powstająca za pomocą dotknięcia, powoduje bóle głowy i inne dolegliwości, a u kobiet w ciąży - poronienia. Może dlatego szklana harmonia odeszła w niepamięć i dzisiaj nie jest tak znanym instrumentem, jak np. fortepian.