20 kwietnia 2012

Śniadanie z królową :)

Bardzo dawno nic nie pisałam, a to ze względu na uczelniany zawrót głowy, oczywiście. Jeśli już mam chwilkę dla siebie, to jest to zdecydowanie za mało na stworzenie posta i tak to już mija... Ale ostatnio się zbuntowałam i postanowiłam zamiast codziennej gonitwy miło zacząć dzień :)


Jak? Od śniadania z Marią Antoniną we własnej osobie :D Czytam teraz jej biografię autorstwa Antonii Fraser - przez święta miałam czas, ale ostatnio niestety muszę czytać co innego i do Wersalu wpadam tylko na chwilę - teraz był już najwyższy czas, żeby sprawdzić, co nowego u królowej :)
Do tego trochę muzyki i... no właśnie, cóż to za paskudztwo w filiżance? :P




Czekolada! To od niej, przed wielogodzinnymi rytuałami ubierania królewskie pary, dwór i arystokraci zaczynali dzień (później, około południa był czas za właściwe śniadanie).

Osoby niżej postawione pewnie nie mogły sobie pozwolić na codzienną filiżankę czekolady - stąd przepis na czekoladę bez czekolady. Znalazłam go kiedyś na blogu Madame Berg (trzeci, ostatni przepis tutaj) i postanowiłam zrobić tę czekoladę po raz kolejny, tym razem ze zdjęciami na blog:


Wykonanie jest bardzo łatwe - wystarczy zagotować mleko z cukrem, w osobnym rondelku uprażyć mąkę tak, żeby była brązowa (trzeba bardzo uważać, żeby jej nie spalić!) i dodawać stopniowo do mleka. Doprawić cynamonem i ponownie zagotować - wszystko :)

Na blogu Madame Berg znalazłam informację, że, według oryginalnego przepisu, ten napój należy pić wieczorem - ale to niiic, rano też dobrze smakuje.


Zainteresowanie mojej kotki to chyba wystarczający dowód :)


Tak swoją drogą, to już jakiś czas planuję pewne zmiany na blogu, no i oczywiście zalegam z wrażeniami z filmu Goethe!, który widziałam już chyba ze dwa tygodnie temu. Potem, w maju powinna pojawić się druga część posta o męskiej modzie i wrażenia po przeczytaniu biografii MA (jak już ją skończę).
Mam jeszcze gotowy makijaż, którego inspiracją były kolory i faktury lekkich sukni angielskich - to znaczy mam zdjęcia, które od miesiąca czekają na obróbkę (ech..)

To tyle z obiecanek na przyszłość, a teraz ostatnia rzecz:



Czytając tę biografię, nabrałam ogromnej ochoty na porcelanowe paznokcie - chciałam lakier pastelowy, ale nie całkiem kryjący i żeby nie było widać prześwitujących końcówek, bo tego nienawidzę... I tak postanowiłam nałożyć bladoróżową emalię do french manicure i dokładać warstwy w nieskończoność, dopóki końcówki się za nimi nie schowają. To, co uzyskałam schło co prawda wieczność (nie szkodzi - podczas nauki / czytania itp. ręce i tak nie pracują - dlatego malowanie paznokci bardzo jej sprzyja), ale efekt końcowy mnie zadowolił - pasuje nawet do okładki książki :)


Idę już spać - jutro sobota, ale nic z tego - zalegam z oddaniem pracy zaliczeniowej (w sumie mała pracka i niegroźna, ale podchodzę do niej jak do jeża :/ )...



Słowem, chciałabym mieć już wakacje, trochę więcej czasu dla siebie i zaczynać dzień tak, a nie tak.
Miłego weekendu (:

1 kwietnia 2012

Moda męska w I poł XIX wieku (część I)

Post o modzie męskiej w I połowie XIX wieku. Potraktowałam temat dość ogólnie, może kiedyś zabiorę się za opisanie różnic między poszczególnymi dekadami, na razie jednak to, co jest powinno na blogu wystarczyć :)
(oryginalne części garderoby pochodzą z kolekcji MET)

Miłej lektury!



Zacznijmy od obligatoryjnego elementu każdego stroju, a mianowicie bielizny. Podstawa kostiumu męskiego musiała być czysta i schludna, najważniejszą zaś jej część stanowiła uszyta najczęściej z jedwabiu, płótna, perkalu lub batystu koszula. Modele koszul męskich różniły się gorsem, a także wymienianymi mankietami i kołnierzem.
Gors, czyli odpowiednik obecnego w modzie balowej żabotu, obfitował w elementy dekoracyjne – od gustownych haftów i wąskich zakładek aż po calowe fałdy, przy czym te ostatnie charakterystyczne były dla strojów wieczorowych.
Ważnym, bo również widocznym elementem koszuli były wymieniane mankiety. Zapinane były ozdobnymi, najczęściej emaliowanymi spinkami, które mogły być także wykonane z kolorowych szkiełek, aczkolwiek prawdziwy elegant nosił spinki brylantowe lub z dodatkiem kamieni szlachetnych. Spinki owe nie mogły być jednak zbyt duże, ponieważ jedynymi prawdziwymi ozdobami męskiego stroju były: szpilka i gałeczka u spacerowej laski. Wobec tej zasady rzucające się w oczy sporej wielkości szpilki były by niepożądaną przesadą.

Kołnierz koszuli był najczęściej wysoki i sztywny, obwiązywany krawatem tak, że jego narożniki częściowo przysłaniały policzki. Nie był to najwygodniejszy element męskiego stroju, jednakże możliwość wymiany (kołnierze wymieniano kilka razy dziennie) stanowiła pewną dogodność. Modny był również kołnierz wykładany, dzisiaj nazywany kołnierzykiem Słowackiego.
Jednym z najważniejszych elementów kostiumu był krawat. Była to bodaj jedyna część stroju, w doborze której mężczyzna mógł się kierować indywidualnym gustem, niemniej jednak jego dobór determinowały czynniki takie, jak wiek, pora dnia, rodzaj wykonywanych zajęć, a także okazja (inne krawaty zakładano idąc na bal, inne zaś do strojów codziennych). Krawat był złożoną w określony sposób, wykonaną najczęściej z jedwabiu, muślinu lub atłasu chustką. Niezwykle ważny w wyborze odpowiedniego krawata był kolor. Starano się dopasować go zarówno do twarzy, indywidualnych upodobań, jak i panującej mody. W XIX wieku dominowały barwy ciemne – szafir, brąz, amarant, oraz wzorki – szkocka krata bądź oryginalny deseń rajskich ptaków lub żyraf, na wieczory i bale zaś zarezerwowana była (uznana przez Magazyn Mód za nie twarzową) barwa biała.
Węzeł krawata był dla mężczyzny wielkim wyzwaniem. Legendą była niezwykła dokładność, z jaką dobrze nam znany prekursor dandyzmu George Bryan Brummell wiązał swój krawat – nigdy nie używał on powtórnie tego samego fulara. Poprawne zawiązanie krawata nie należało do najłatwiejszych, niełatwo było również wybrać jeden z istniejących w XIX wieku 72 sposobów wiązania krawata. Najmodniejszymi, a co za tym idzie, najbardziej popularnymi węzłami były ,,na dwa fontaże i dwa końce" oraz ,,na jedną kokardę w kształcie róży”. 


Do koszuli dobierano pasującą kamizelkę. Była ona obligatoryjnym elementem niemal każdego męskiego stroju (wyjąwszy kostiumy inspirowane orientem oraz modne na balach stroje stylizowane na ubiory historyczne). Uszyta zazwyczaj z aksamitu lub kaszmiru kamizelka była dopasowana w kroju i miewała dość duży kołnierz. Gama kolorystyczna kamizelki była, podobnie jak kolorystyka krawata, dość szeroka. Elegant mógł wybierać między barwami jasnymi (białe, słomkowe) oraz ciemnymi (czarne, granatowe, liliowe wpadające w czerwień). Zapinane na jeden rząd guzików kamizelki mogły być również pokryte drobnym deseniem.


Na wierzch modny mężczyzna narzucał frak bądź tużurek, a w chłodne dni – surdut.
  • Frak francuski (z szerokimi połami, patkami i kołnierzem oraz z wielkimi klapami) lub angielski (z połami wyciętymi z przodu, rozciętymi pośrodku i sięgającymi z tyłu do kolan) był najbardziej popularnym wierzchnim okryciem w stroju męskim. Modny frak był obcisły w rękawach i o zaokrąglonych u dołu połach. Szyty był najczęściej z sukna lub aksamitu, noszono go tylko w ciemnych barwach: zielonej, brązowej, granatowej. Dostojna czerń zarezerwowana była na specjalne okazje.
  • Tużurek od fraka odróżniały krótkie poły oraz klapy zakończone w kształcie litery V. Posiadał również aksamitny kołnierz oraz kieszenie z lewej strony, na piersiach. Podobnie jak frak, tużurek szyty był z sukna, dominującymi kolorami były zaś czarny, oliwkowy i rozmarynowy.
  • Surdut, narzucany na wierzch ubrania w chłodniejsze dni bywał często dłuższy niż frak, czy też tużurek, jego stan zaś był nieco obniżony. Spodnia część surduta była dość szeroka, miał on również duże patki z kieszeniami po bokach, szeroki, futrzany kołnierz i podszewkę z kortu. Surduty najczęściej noszono ciemne. Przede wszystkim jednak ceniono wygodę noszenia tej części garderoby.


Pantalony, czyli spodnie, w XIX wieku noszono długie, zakrywające część stopy, zazwyczaj obcisłe, wykonane z mocnego, gładkiego materiału i wzmocnione nie odróżniającymi się kolorem lampasami lub strzemiączkami. Wzmocnienie to miało na celu nadanie gładkości materiałowi, z którego wykonane były pantalony. Kolorystyka spodni nie była zróżnicowana – dominowały beże, pod koniec lat trzydziestych zaś w modzie były spodnie kraciaste.
Do długich spodni modny mężczyzna zakładał czarne trzewiki o kwadratowych, wąskich noskach, które wychodząc na spacer ochraniał skórzanymi, sukiennymi, bądź dzianymi kamaszami zapinanymi pod butem. Niekiedy jednak noszono buty z wysokimi cholewami o wyłogach z jasnej skóry. Obuwie balowe zaś cechowała większa wykwintność – spinano je srebrną (lub miedzianą, imitującą srebro) klamrą i ozdabiano kokardą lub fałszywymi kamieniami szlachetnymi.


Prawdziwy elegant nie opuszczał domu bez nakrycia głowy. W latach dwudziestych i trzydziestych najczęściej noszono (według mody angielskiej) pasujący do fraka i tużurka cylinder bądź szapoklak – jego poręczniejszą wersję z wmontowaną sprężyną umożliwiającą złożenie kapelusza. Na balach i w teatrze cylindry noszono najczęściej nie na głowie, lecz trzymano je pod pachą ze względu na fryzurę. Z tego samego powodu nasz uroczy George Brummell nie zdejmował swego kapelusza witając znajomych spotkanych podczas przechadzki. Cylinder raz założony zostawał na głowie dandysa aż do zmiany kostiumu (nawet za cenę bycia postrzeganym za impertynenta).



I jak, panowie, bylibyście w stanie zakładać na siebie codziennie tyle warstw? ;)

Druga część posta, dotycząca dodatków TUTAJ