Co za straszne upały! Czasem zastanawiam się, jak oni, w XVIII czy XIX wieku, w tych wszystkich warstwach ubrań wytrzymywali przy takich temperaturach! Chyba cały czas siedzieli w chłodnym domu :)
Dlatego dzisiaj zaprezentuję coś, co może pomoże w ochłodzeniu się - przepis wprost z 1754!
Recepturę znalazłam w książce Abdeker or The Art of preserving beauty. Książka jest stara i, oprócz przepisów zawiera też jakieś fabularyzowane fragmenty ;)
Tym razem jednak nie będzie to rekonstrukcja przepisu, tylko bardziej jego adaptacja, trochę w stylu Książki kucharskiej Jane Austen. a dlaczego tak zrobiłam, zobaczycie zaraz...
Woda na zachowanie świeżości cery
"Weź trzy dobrze posiekane cielęce nogi, trzy melony średniego rozmiaru, trzy ogórki, cztery świeżo zniesione jajka, plasterek dyni, dwie cytryny, pintę serwatki, pół pinty wody różanej, kwartę wody liliowej, pięciornika gęsiego i babki lancetowatej, po pincie i pół uncji boraxu. Przedestyluj składniki razem."
Gdy czytałam ten przepis, miałam wrażenie, że jego autor, Antoine Le Camus, po prostu wszedł do spiżarni i wziął wszystko, jak leci :D Dlatego redukcja składników była konieczna.
Po pierwsze: wyrzuciłam wszystkie składniki "odzwierzęce", tak jak to sobie obiecałam po zeszłorocznym eksperymencie.
Po drugie: wyrzuciłam to, co może być trudno dostępne, a więc: wodę liliową, pięciornik i babkę (choć to w sumie jest łatwo dostępne. Tylko na Śląsku trochę przykurzone -_- ) oraz borax.
Po trzecie: nie użyłam dyni, bo jeszcze jej nie ma, no i zastosowałam arbuz zamiast melona (w sumie arbuz jest też melonem, jakby nie było :P )
Po czwarte: nie będę destylować, żeby nie stracić składników odżywczych obecnych w sokach. Wystarczy, że wycisnę je z owoców i ogórka :)
Teraz zabierzmy się do roboty:
Po redukcji potrzebujemy:
- wodę różaną,
- ogórek,
- kawałek arbuza,
- cytrynę,
- butelkę z atomizerem.
Wykonanie
- Cytrynę wycisnęłam do małej miski.
- Ogórek starłam na tarce i odstawiłam, żeby puścił sok.
- Arbuza pokroiłam na małe kawałki
- i rozdrobniłam widelcem.
- Następnie przelałam do naczynia, w którym był sok cytrynowy. Użyłam gazy, żeby nie wpadły tam kawałki miąższu.
- To samo zrobiłam z sokiem z ogórków.
- Do butelki z atomizerem wlałam wodę różaną (troszkę, jej jest niewiele w przepisie),
- a następnie przelałam zmieszane soki.
- Wstrząsnęłam.
Jak działa mgiełka?
Nawet nieźle. Faktycznie orzeźwia. Zawarta w niej cytryna rozjaśnia skórę, ogórek dba o świeżość i nawilżenie, arbuz, dzięki zawartości witamin, odżywia i oczyszcza skórę. Woda różana dba o zmniejszenie widoczności porów skóry i łagodzenie zaczerwienień.
Dobrze, a jak to wygląda w praktyce?
Plusy:
+ zapach i smak,
+ krwisty kolor (choć jeśli odczeka się kilka godzin, drobinki zawarte w sokach opadną na dno i będzie można zlać z wierzchu prawie bezbarwną wodę),
+ skład - 100% naturalny,
+ działanie.
Minusy:
- trzeba trzymać ją w lodówce, choć przy upałach to może być zaleta,
- trzeba szybko ją zużyć, bo naturalne soki mogą sfermentować,
- woda trochę barwi skórę i robi zacieki, jak tani samoopalacz :D Na szczęście jest to zmywalne. Radą na to jest używanie mgiełki tylko w domu :P
Co myślę o przepisie?
Po redukcji składników jest ok. Arbuz, ze względu na zawartość cukru może być trochę niebezpieczny dla cery trądzikowej, ale poza tym, myślę, że przepis jest dobry dla każdego. Pewnie wypróbuję go ponownie, zamieniając sok z arbuza na zaparzoną i schłodzoną miętę - woda będzie działała jeszcze lepiej! :)