Dzisiejszy post będzie dotyczył osiemnastowiecznego makijażu. Dowiemy się, co i jak nakładano na twarz, co starano się ukryć, a co uwydatnić i czy rzeczywiście stosowane ówcześnie kosmetyki składem niewiele się różniły od trucizny :P
W poście poświęcę też trochę miejsca na makijaż w wieku XIX, który reprezentował właściwie tę samą estetykę. Zmieniły się tylko metody, którymi uzyskiwano pożądany efekt.
***
Kosmetykami w XVIII i XIX wieku zajmowali się farmaceuci. Wszystkie upiększające mazidła powstawały w aptekach i można je było tam kupić. Bogaci klienci specjalnie zamawiali drogie kosmetyki, a ci biedni korzystali z usług kupców obwoźnych.
Skład mazideł oczywiście był słodką tajemnicą farmaceuty, można więc było nabyć nieświadomie toksyczny kosmetyk. Chemia jako nauka dopiero się rozwijała i ówcześni nie byli świadomi toksycznych właściwości niektórych związków. A kosmetyki sprzedawały się dobrze...
Kobiety, które nie miały dostępu do apteki lub pieniędzy na upiększacze, wyrabiały je same w domu, korzystając z napisanych przez niektórych farmaceutów książek z recepturami lub zbiorów recept przekazywanych z pokolenia na pokolenie. (Z tych książek korzystam również ja, tworząc posty na blogu :) )
Zacznijmy od twarzy
Jasna, nieskazitelna cera była dla osiemnastowiecznych nie tylko synonimem piękna, lecz także oznaką zdrowia. Panny, które nie mogły poszczycić się gładką buzią, pomagały sobie kosmetykami, nakładając na twarz grubą warstwę bielidła. Była to gęsta pasta, najczęściej mieszanina talku, tłuszczu (zazwyczaj pachnących olejków) i pigmentu. Jako barwnik stosowano w tym przypadku biel bizmutową, biel ołowianą lub tlenki rtęci (dwa ostatnie pigmenty są toksyczne).
Bielidło utrwalano pudrem. Była to zazwyczaj drobno zmielona mąka ryżowa, zbożowa lub talk.
Na taki puder lub zamiast niego nakładano często jeszcze coś, co przypomina współczesny rozświetlacz. Był to puder perłowy lub bizmutowy, który nadawał twarzy blask.
Niedoskonałości cery, których nie dało się ukryć inaczej zaklejano
muszkami.
Nie tylko toksyczne związki rtęci i ołowiu szkodziły ówczesnym kobietom. Równie zabójcze dla cery było niezmywanie takiego makijażu na noc i nakładanie co rano kolejnej warstwy. Po jakimś czasie modna elegantka usuwała to wszystko z twarzy za pomocą specjalnego nożyka, odkrywając poszarzałą i zmęczoną cerę. Kochanek Marii Antoniny, hrabia Fersen, który zanotował tę obserwację w swoim dzienniku był rozbawiony, lecz baronowej (którą opisał) po jakimś czasie takich praktyk na pewno nie było do śmiechu...
A w XIX wieku...
Zrezygnowano całkiem z bielidła i muszek. Niedoskonałości cery próbowano wyleczyć różnymi kosmetykami pielęgnacyjnymi, które często również zawierały toksyczne lub żrące składniki.
Oprócz nieskazitelności ważna była również świeżość cery.
Tę pozwalał uzyskać
róż na policzkach. Był on (szczególnie w Wersalu) nakładany bardzo obficie, jego barwa zaś była intensywna - od czerwieni (
karmin), przez różowości (
alkanet), aż do kolorów wpadających w fiolet. Róże najczęściej były płynne (
tutaj jeden, który zrobiłam), niekiedy sypkie lub w formie krepowych płatków nasączonych kosmetykiem. Pigmenty, które stosowano pochodziły często z natury (koszenila, tj. rozkruszone owady gatunku czerwiec kaktusowy; farbownik polny, szafran barwierski, krokosz, drzewo sandałowe), niekiedy jednak uzyskiwano je inaczej (cynober, chlorek cyny - toksyczne).
Usta malowano nieraz tym samym kosmetykiem, lub barwiczką, czyli szminką o podobnym, bardziej nawilżającym składzie. Ówczesne szminki mogły być zarówno mocno kryjące, jak i półprzezroczyste - to zależało już od gustu :)
Aby cera sprawiała wrażenie przejrzystej, porcelanowej, na skroniach malowano niebieskie żyłki specjalną farbką - błękitnidłem.
Tymczasem w wieku XIX...
Z różu zrezygnowano całkiem. Podstarzałe damy i kobiety lekkich obyczajów wciąż używały go chętnie, dla delikatnych debiutantek jednak był ona stanowczo zabroniony. Mimo to myślę, że część zwyczajnych kobiet i tak go używała :) Tylko robiły to na tyle dyskretnie, że róż był niezauważony, a piękne rumieńce - komplementowane :)
Usta podkreślano wciąż tak samo, za to błękitnidło odeszło w niepamięć.
Nad dawnym podkreślaniem oczu najbardziej boleję, bo nie robiono z nimi właściwie nic.
Pierwsze tusze do rzęs, będące mieszaniną sadzy i olejków, dostawały się do oczu i rozmazywały, dlatego też nie były zbyt popularne.
Blasku oczom dodawał wkraplany do nich wyciąg z belladonny, który zawierał atropinę i przez to powodował rozszerzenie źrenic. Oczy wyglądały ładnie, ale były niezwykle wrażliwe na promienie słoneczne. Spacer w pełnym słońcu po użyciu belladonny mógł skończyć się poparzeniem wnętrza oka, a nawet utratą wzroku.
Ciemne, wyraziste brwi uzyskiwano poprzez malowanie ich spalonymi migdałami lub korkiem.
W XIX wieku...
Wynaleziono tusz do rzęs! Nareszcie! Pierwsza maskara powstała w 1860 roku, a stworzył ją Eugene Rimmel.
Z tego, co wiem, przestano stosować belladonnę.
Brwi nadal podkreślano, choć już nie tak mocno, jak w wieku XVIII.
Włosy, w przeciwieństwie do cery, w XVIII wieku lubiono matowe. To zupełnie odwrotnie, niż dzisiaj :)
W układaniu fryzur pomocna była lepka pomada, czyli przetopiony tłuszcz zwierzęcy zmieszany z woskiem i uperfumowany olejkami.
Stosowano też specjalne, matujące pudry do włosów, w różnych dziwnych (od czerwieni, po błękit) lub naturalnych (biel, szarość, blond) kolorach. Pudry nie barwiły włosów tak, jak współczesna farba, lecz nadawały im mocniejszy, lub słabszy (zależnie od naturalnej barwy włosów) podton kolorystyczny.
W wieku XIX...
Wciąż używano pomady.
Z pudru zrezygnowano najpierw w Anglii (po tym, jak w 1795 William Pitt nałożył nań podatek w wysokości jednej gwinei), a potem w innych krajach Europy.
Oto jest pytanie!
Tak, malowali się.
Nie, nie wszyscy.
Część z nich nakładała taki sam makijaż, jak kobiety (i używała tych samych perfum - w XVIII wieku zarówno makijaż, jak i zapachy były unisex :) ), część stosowała tylko niektóre jego elementy...
Na pewno wszyscy nakładali na włosy pomadę i puder :)
W XIX wieku...
Nastąpiła gwałtowna zmiana, za sprawą pierwszego dandysa, George`a Brummella. Mężczyźni przestali się stroić, a zaczęli być eleganccy. I tak panowie pożegnali się z makijażem, możliwe, że na zawsze :)
***
- O osiemnasto- i dziewiętnastowiecznych fryzurach zrobię wkrótce nowy post :)
- Szykuję także uwspółcześnioną wersję osiemnastowiecznego różu...
- ...Oraz rekonstrukcję ówczesnego makijażu krok po kroku.
Tymczasem pozdrawiam Was i życzę miłego niedzielnego popołudnia!