Mimo chłodu i szarego, zwieszającego się dość ponuro nad posiadłością nieba, popołudnie zapowiadało się... złote, gdy przekraczałyśmy bramę wjazdową do pałacu w Śmiłowicach.
Tym razem obiecałam sobie całe popołudnie spędzić w wieczorowej wersji sukni, którą miałam na sobie w zeszłym roku zaledwie przez kilka godzin. Trochę obawiałam się suchot (albo chociaż grypy), które mogłyby być następstwem przebywania na zewnątrz w połowie września z takim dekoltem, ale jakaś magiczna moc sprawiła, że wcale nie było mi zimno.