Dzisiaj kolejny post kostiumowy - tym razem popiszę trochę o nowej sukience. Jakoś na wiosnę obiecuję bardziej artystyczny post z ładnymi zdjęciami, a Ci, którzy będą na VI Zimowym Balu Szkockim, zobaczą sukienkę na żywo już w sobotę :D
Karolina Matylda z "Kochanka królowej"?! Tak, ale o tym pod koniec posta :) |
Nie wiem, czy pamiętacie, ale jak wiosną tworzyłam moją wishlistę, znalazła się tam robe a l`Anglaise w swojej najbardziej klasycznej formie. Marzyłam o takiej z kwiecistego, lekkiego materiału i dziś pisałabym właśnie o niej, gdyby nie pewien kwietniowy dzień, w którym odwiedziłam second hand i z czeluści ogromnego pudła wydobyłam dwie bawełniane zasłony / kapy na łóżko w kolorach: pistacjowym i brzoskwiniowym. Od razu pomyślałam, że byłaby z nich idealna poloneska. Kupiłam je i tak mój plan uszycia robe a l`Anglaise legł z gruzach :D
Od góry: 1. 7 metrów falbanki, 2. Ściegi: górny mojej babci, a dolny mój (close enough! :D ), 3. Ręka babci, układająca fragmenty wykrojów, 4. Początki powstawania stanika sukni |
Pierwszy raz nie wzorowałam się na niczym konkretnym, tylko od momentu zobaczenia materiału w sklepie, miałam już w głowie gotowy projekt. Nie chciałam jednak całkiem porzucać angieleczki, dlatego zdecydowałam się na jej wersję retrousee - z możliwością podwinięcia zewnętrznej spódnicy i upięcia jej na kształt trzech fałd.
Oczywiście znacznym problemem było to, że nie miałam wykroju, no i bałam się, że nie dam rady rozplanować wszystkich czynności tak, żeby zmieścić się na materiale i niczego nie zmarnować. Logistyka szycia nadal mnie przerasta :D Dlatego udałam się do babci po pomoc...
Znalazłyśmy wykrój bluzki w starej Burdzie z lat 80. i zaczęło się dopasowywanie, mierzenie, planowanie i myślenie. Mój telefon aż palił się od wyświetlania kolejnych zdjęć osiemnastowiecznych sukienek i współczesnych rekonstrukcji, aż w końcu (tak jak poprzednio) babcia zabrała się za rozdzielanie zadań i uszycie najtrudniejszych elementów, a ja marszczyłam falbanki, prasowałam, mierzyłam i odrysowywałam wykrój. Prawdę mówiąc, do końca nie wierzyłam w to, że z tak niewielkich skrawków powstanie stanik sukni, w który zmieszczę się ja, a nie jakaś mała lalka :P
Po lewej stronie suknia podczas szycia, zmierzona na szybko bez odpowiedniej bielizny pod spodem (przód sukienki był jeszcze całkiem niegotowy) |
Gdy (teoretycznie) wiedziałam, co mam robić dalej, zabrałam wszystko do domu i tam wykroiłam różowe riuszki oraz zszyłam stanik sukni. Po zmierzeniu okazało się, że jest nawet za duży (!), dlatego genialnie, na chłopski rozum, pozapinałam go szpilkami, poodcinałam nadmiar materiału, zszyłam jeszcze raz i myślałam, że tak będzie ok. Otóż: nie było :D Bo po zwężaniu rękawy okazały się za duże i przy wszywaniu ich wyszła mi nieplanowana bufka (no skąd się ona wzięła?!). Dlatego znów pojechałam do babci na poprawki...
(kilka tygodni później)
Sukienka była już gotowa. Zostało już tylko wszycie tasiemek do podpinania tyłu i podoszywanie kwiatków z falbanki. Zmierzyłam sukienkę i coś mi w niej nie grało. Otóż, większość dawnych angielek / polonesek, które oglądałam miała stanik zakończony w klin, ale zdarzały się też i takie ścięte na prosto, dlatego wcześniej, przy wykrawaniu sukienki postanowiłam nie męczyć się z usztywnianiem tego trójkąta i ściąć "bluzkę" prosto (jak w wykroju). Teraz całość wyglądała po prostu dziwacznie i zupełnie nie osiemnastowiecznie. Trzeba było doszyć trójkąt. Byłam zła, że będzie widać miejsce zszycia, ale na szczęście wyszło całkiem fajnie.
I tak, prawie gotowa sukienka poszła spać pod łóżko (gdzie trzymam większość kostiumowych rzeczy) na kilka tygodni. Planowo miała obudzić się wiosną, ale że zdecydowałam się jechać na Bal Szkocki, wyciągnęłam ją wcześniej, zmierzyłam i okazało się, że... jest za szeroka w pasie :D No nie! Nie miałam już sił na prucie i ponowną zabawę, dlatego sukienka pojechała do krawcowej na zwężanie. Teraz zostało mi już tylko doszyć tasiemki do podpinania spódnicy i haftki, na które zapnę kostium. I znając życie, pewnie będę z tym walczyć na ostatnią chwilę :D
A skąd obecność Karoliny Matyldy w tym poście? Jakiś czas temu miałam ochotę obejrzeć sobie film, a że nowości kostiumowych nie było, sięgnęłam po Kochanka królowej (będzie post) i podczas jednej z pierwszych scen musiałam zatrzymać film, by powstrzymać nagłą, ogarniającą mnie falę radości. Suknia Karoliny była prawie-taka-sama i wyglądała olśniewająco! Oczywiście potem okazało się, że filmowa kreacja to robe a la francaise, ale samo połączenie kolorów i te falbanki są bardzo podobne (przyznajcie sami). Moja sukienka nie będzie miała tylko tych ślicznych haftów (kto by nad nimi ślęczał? :D ), no i riuszki na razie ma z tego materiału, co reszta, ale może w przyszłości jeszcze je zmienię...
***
Tak się na razie prezentuje historia mojej poloneskowej angieleczki. Dalszy jej ciąg dopisze się pewnie na balu i na pikniku latem, a co będzie potem, zobaczymy :)
Już nie mogę się doczekać zdjęć w całości! Sukienka wygląda na uroczą, a jej podobieństwo do tej filmowej jest jak najbardziej widoczne!
OdpowiedzUsuńNaprawdę Cię podziwiam, że chciało Ci się poświęcić jej tyle czasu i sił! :)
Wtedy jeszcze nie pracowałam, więc miałam czas :D Ciekawe, czy ogarnę się do jutra :D
UsuńAch, piękna ta Twoja suknia, jestem naprawdę ciekawa tego, jak dalej potoczą się jej losy. No i faktycznie podobieństwo do sukni Karoli Matyldy jest widoczne gołym okiem. Świetnie, że obejrzałaś ten film, jestem ciekawa czy przypadł Ci do gustu. ;)
OdpowiedzUsuń*Karoliny, żeby nie było. :D
UsuńJa też! Mam nadzieję, że przetrwa bal i będzie się dobrze nosić :)
UsuńO filmie będzie post, teraz napiszę tylko, że mam mieszane odczucia ;)
Sukienkę z filmu naprawdę zobaczyłaś później?... Aż trudno w to uwierzyć! Gdyby tylko falbanka przy dekolcie była do góry, to uznałabym, że nawet ściemniasz, bo przecież są ABSOLUTNIE identyczne (okiem laika). Bardzo mi się podoba góra, wyglada bardzo starannie.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą chyba odkryłaś tak zwaną Amerykę, jeśli chodzi o etapy tworzenia się nowych krojów sukni... Wybrać coś z tego i tamtego, tam doszyć, tu zwęzić, koronki w strategicznych miejscach... i voila! Tak to chyba wygląda "od kuchni".
... A ja myślałam, że takich balów w dawnych strojach trudno uświadczyć, ba, że takich zabaw się nie organizuje. Jak dobrze jest się czasem mylić! Widać siła dawnych czasów jest nieodparta. Niesamowicie mnie to cieszy. To mi daje nadzieję, że kiedyś będę mogła się na taki wybrać.
Masz partnera do tańca na ten bal?
Tak, wcześniej nie widziałam tego filmu, a i w necie nie szukałam jakoś szczególnie strojów z "KK", dlatego gdy zobaczyłam tę scenę na początku, na prawdę się zdziwiłam :)
UsuńDzięki :) Na zdjęciach wszystko jest jeszcze niedokończone i na szpilkach, oby do jutra sukienka wyglądała lepiej :D
Tak, szycie właśnie tak wygląda, tylko ile się po drodze błędów porobi, ile trzeba będzie pruć... Na samą myśl o pruciu i poprawkach robi mi się słabo :D
Są, i to nawet dwa! Nie mam partnera, ale to będą chyba takie tańce... bezpartnerowe :D Z resztą, przy wejściu podobno i tak dostaniemy karnecik, na którym kawalerowie będą mogli rezerwować kolejne tańce... Zobaczymy :)
Miłej zabawy życzę, w każdym razie!
UsuńOczekuję prezentacji sukienki w pełnej krasie. :)
Dzięki :) Właśnie zrobiłam (domowe) zdjęcia, więc w poście o balu coś pewnie będzie ;)
UsuńTen kolor jest obłędnie uroczy :) no i cudnie mieć babcię, co ogarnia szycie :D
OdpowiedzUsuńDzięki :) Oj tak, bez babci w ogóle nie dałabym rady!
UsuńNo nie, jesteś niemożliwa :D Zobaczyłam miniaturę posta na Krynolinie, i stwierdziłam "Nastał ten dzień, kiedy zobaczę suknię Porcelany"... A ty każesz mi czekać do jutra! :D
OdpowiedzUsuńHy hy hy ;>
UsuńA tak serio, to po prostu nie ma fajnej pogody do zdjęć... Czekam na słońce, wiosnę, kwiatki... :D
Cieszę się, że blog się podoba :)
OdpowiedzUsuńPopodziwiam ją jutro :) Jest naprawdę podobna do sukni z filmu i dostaje u mnie jakieś +100 punktów za moje ulubione rokokowe kolory! :)
OdpowiedzUsuńWiem, że lubisz to połączenie :) Ciekawa jestem, w której Ty będziesz :)
UsuńJest cuuuudownaaa!!!!! A ty każesz czekać na zobaczenie jej w całości! Okrutna. Ja nie mogę być na balu szkockim :(
OdpowiedzUsuńEch, ja też chcę suknię angielską... Na razie mam tylko cały rynsztunek bieliźniany. (Oczywiście koncepcja sukienki się zmienia z każdym kolejnym fashion platem zobaczonym na pintereście :P)
Szkoda, że nie możesz być :( A będziesz może w Warszawie na Balu Arsenału?
UsuńTeż tak zawsze mam :D Koncepcja sukienki zmienia się za każdym razem, gdy coś nowego znajdę, aż do kupienia materiału :D
świetna! Pięknie zaplanowana i na pewno będziesz w niej wyglądać bajecznie :)
OdpowiedzUsuńpowodzenia i dobrej zabawy
Dziękuję :) Bawiłam się świetnie, no a przed wyjazdem do Krakowa zdążyłam pstryknąć kilka fotek sukienki w pełnej krasie, więc i zdjęcia będą :)
UsuńKochana, podziwiam Cię za to, co robisz!
OdpowiedzUsuńDzięki, choć w sumie podziw powinien objąć też świętą cierpliwość mojej babci :D
UsuńJak to się stało , że ja przegapiłam ten post?! :-O Zajrzałam dzisiaj na Twojego bloga jeszcze raz i... Okazało się, że coś mi umknęło, jakoś wydawało mi się, że o sukience dopiero będzie... To chyba to grzebanie się, przy pewnej niebieskiej elewacji, odcięło mnie trochę od blogosfery.
OdpowiedzUsuńA sukienka faktycznie podobna do tej filmowej. Muszę przyznać, że Cię podziwiam. Szycie sukienki dopasowanej do figury, nie jest wcale łatwe. Wcale, a wcale... Zwłaszcza gdy ilości materiału są ograniczone.
Całość wyszła wspaniale. Pastelowe kolory i krój. Naprawdę podziwiam.
Tak, to dopasowywanie sprawiło, i pewnie jeszcze sprawi mi wiele kłopotu, ale trudno. Chciałam - to mam :P
Usuń