27 lutego 2014

Wojna i mir

Właściwie, to wystarczyłoby, gdybym napisała: Tołstoj był geniuszem i dała tej książce maksymalną notę. Ale taki post nic by Wam o niej nie powiedział i nie zachęcił do pogrążenia się w carskiej Rosji na 1850 stronach ...




Wojna i Pokój jest czterotomową powieścią, której akcja rozciąga się w epoce napoleońskiej, a dokładniej (akcja właściwa) w latach 1805 – 1812. Tołstoj ujął w niej nie tylko zmienność czasu i pokoleń, lecz także różne, nierzadko krzyżujące się losy kilku głównych i mnóstwa drugoplanowych bohaterów zebranych w czterech rodzinach.

Tym, co na pewno zasługuje na uwagę, jest dokładny opis życia codziennego i zwyczajów dziewiętnastowiecznych Rosjan. Zanim zabrałam się za powieść, słyszałam często, że jest ona uznawana za rosyjską epopeję narodową, co trochę mnie dziwiło nawet po pierwszych dwóch setkach stron. Jednak im bardziej zagłębiałam się w tę powieść i ten świat, tym bardziej zaczynałam rozumieć, dlaczego tak jest, aż w końcu przyznałam im rację. To bardzo rosyjska powieść i żałuję, że nie przeczytałam jej przed moją podróżą do Petersburga (choć w sumie Petersburg symbolizuje u Tołstoja tę sztuczną, europeizującą część społeczeństwa i życia, podczas, gdy mateczka Moskwa oznacza życie prawdziwe, bez niepotrzebnych konwencji i robienia teatru).

Z obyczajowych fragmentów Wojny i Pokoju najbardziej podobały mi się święta u Rostowów. Te rozdziały (zawierające i herbatę, i polowanie, i zapusty i oczywiście sceny romansowe ;) ) były opisane tak, że odczuwałam je niemal wszystkimi zmysłami. Czytając, tylko wzdychałam "Jak ja chciałabym tam teraz być!", a potem unosiłam oczy znad książki i okazywało się, że... właśnie tam jestem! Miałam szczęście czytać te sceny akurat podczas Bożego Narodzenia i to pewnie też wpłynęło na mój wyjątkowo świąteczny nastrój w tym roku. 

Z resztą, Tołstoj jest mistrzem w kreowaniu nastroju. Czytając jego dzieło czułam się jak mała dziewczynka, która stale poddaje się fascynacji jakąś kreskówką (miałyście tak?). Tym razem szał na epokę napoleońską, żołnierzy i Rosję zawładnął mną z taka siłą, że nawet nie przypuszczałam, że cokolwiek jest jeszcze w stanie mnie do tego doprowadzić. Podczas tych kilku miesięcy czytania po prostu żyłam tą książką. Moim znajomym dorabiałam patronimiki do imion, w zwykłych wypowiedziach łapałam się na używaniu wojskowych metafor, a nawet w pracy, idąc na ostatnie piętro z fakturą, czułam się jak młody, przystojny adiutant posłany z raportem do sztabu :)

Skoro jesteśmy już przy wojsku, o ile w Annie Kareninie żałowałam, że jest trochę mało scen koszarowych, tak tutaj było ich całe mnóstwo. Uwielbiałam je i za każdym razem, gdy Rostow wracał do pułku, nie mogłam się już doczekać, co tym razem się stanie. Przy okazji, bardzo odpowiada mi niedookreślone poczucie humoru Tołstoja. Często śmiałam się z różnych scen, nie wiedząc do końca, czy są bardziej z przymrużeniem oka, czy bardziej serio. Jednocześnie w ciągu całej powieści byłam chyba bardziej kochliwa, niż jej główna bohaterka - Natasza. Na 1850 stronach wzdychałam kolejno do: Rostowa, Dołochowa, Denisowa, księcia Andrzeja Bołkońskiego... No, cóż poradzić, skoro oni wszyscy byli tacy wspaniali! :D



Jednocześnie przerażały mnie sceny w lazarecie, na których robiło mi się autentycznie słabo, szczególnie, gdy cierpiał jakiś z głównych bohaterów. Przy okazji muszę tu napisać, że Tołstoj jest mistrzem w kreowaniu bohaterów i (poprzez ewolucję, jakiej ich poddaje) z niespotykaną wprost łatwością manipuluje sympatiami i antypatiami czytelników, podczas gdy ci nawet tego nie zauważają. Jest scena w lazarecie, w której jeden z bohaterów obserwuje, jak inny traci nogę (ał :( ). Gdy tylko pojawiła się wzmianka, że ów bohater był tęgi, o mało nie krzyknęłam na cały tramwaj (czytałam w drodze do pracy) "Tylko nie Pierre!", a potem ze zdziwieniem stwierdziłam, że do tej pory wydawało mi się, że go nie lubię. Gdy kilka linijek dalej okazało się, kto to był, musiałam zakryć usta, by nie krzyknąć znowu ;)

To, co jeszcze urzeka w powieści Tołstoja to na pewno drobiazgowość, z jaką buduje osobowości bohaterów i z jaką zakreśla tło historyczne. Z niesamowitą precyzją mieszają się tam postacie i wydarzenia historyczne i fikcyjne. Jednocześnie Tołstoj nie pozwala sobie na rozwlekłość i wiele wątków nakreśla tylko lekkim szkicem. Tak, jak w życiu o niektórych osobach słyszymy tylko od czasu do czasu, tak i w Wojnie i Pokoju niektórzy bohaterowie pojawiają się na chwilę, by zaraz zniknąć. Ich los pozostaje nierozwikłany, a czytelnik tym bardziej zaintrygowany i pozostawiony (jak po wysłuchaniu dobrej opowieści w dzieciństwie) z wypiekami na twarzy.

Nie mogę też pominąć innych aspektów tego czterotomowego dzieła. Mistycyzm Tołstoja, odsłaniający głębię rosyjskiej duszy bardzo mnie zaintrygował i chętnie poczytałabym więcej tego typu psychologiczno-duchowych rozważań, natomiast jego refleksje historiozoficzne zupełnie mnie nie pociągały i gdy tylko pojawiał się taki rozdział (lub dwa. Lub dziesięć), od razu czytało mi się gorzej. Te fragmenty miały na pewno wartość w latach 60., gdy po pół wieku analizowano kampanię 1812, no i pewnie dla historyka-rosjoznawcy mają one wartość źródłową (spojrzenie dziewiętnastowiecznych na wojny napoleońskie), ale zwykłego czytelnika mogą one nużyć i zniechęcać do dalszego czytania, tym bardziej, że wiele z tych refleksji się często powtarza. Na szczęście są one przeplatane rozdziałami obyczajowymi, co na pewno nie pozwala powieści stracić uwagi czytelników. Jednocześnie interesujące jest to, jak postrzegano Napoleona i jego czasy "od drugiej strony". W szkole przekazuje się nam historię z napoleońskiego punktu widzenia (bo w końcu sami walczyliśmy po stronie Francji), a dopiero podczas czytania takich książek możemy spojrzeć na to z zupełnie innej perspektywy i porównać z tym, co wiemy.

Tołstoj opisuje wojnę w zadziwiająco współczesny sposób - jako okrutną, bezwzględną siłę, która (niczym demon) budzi się od czasu do czasu w ludzkości i każe przemierzać steki kilometrów jedynie po to, by mordować i siać zniszczenie (ciekawe są również rozważania Pierre`a dotyczące winy i odpowiedzialności za śmierć i cierpienie tysięcy niewinnych istot, który upatruje ją nie w ludziach, lecz w systemie - to było wręcz dwudziestowieczne!). W powieści zawiera się wiele pacyfistycznych poglądów i (mimo kilku scen /powiedzmy/ przygodowych) wojna ukazana jest bardzo realistycznie i jako jednoznacznie zła.

Z drugiej strony to, co dzieje się z bohaterami podczas pokoju, zostawiło mnie w głębokim szoku. Jedyne, co miałam do powiedzenia podczas czytania Epilogu, to: "Tołstoj, serio?!" To, co pisarz zrobił z Nataszą i Pierrem jest karygodne i za to odejmuję powieści cały punkt w ocenie ( :D ). Nie tak miało być! Choć może ta łyżka dziegciu była potrzebna - dzięki temu powieść jest bliższa życiu, w którym nie wszystko jest cukierkowe i układa się idealnie...


Podsumowując - jeśli która/yś z Was zastanawiał/a się nad tą powieścią, to polecam z całego serca na długie, zimowe wieczory. Na pewno się nie zawiedziecie, myślę, że ta fascynująca podróż w czasie i miejscu jest warta dźwigania tysiąca stron w torebce i drugiego tysiąca, oczekującego w domu. To, jak Tołstoj zapanował nad tą ogromną fabułą, bohaterami i historią świadczyć może tylko o jednym - był nie tylko tytanem pracy, lecz także geniuszem literatury. Świetna powieść!

9/10


(a na koniec muszę, wprost muszę dodać film, który znalazłam kiedyś w sieci /na jednej ze stron rekonstruktorów chyba/. Został co prawda nakręcony przez żołnierzy 17. Pułku Ułanów Księstwa Litewskiego, a więc walczących po stronie napoleońskiej, ale nastrój tego krótkiego filmu jest wprost niesamowity i idealnie współgra z tym, panującym w Wojnie... Z resztą, sami zobaczcie:

https://www.youtube.com/watch?v=F6rEMTg9tho
Kliknijcie w obrazek, a film otworzy się w nowym oknie :)



28 komentarzy:

  1. Moja mama uwielbia tę książkę, nie bez przyczyny - mamy białoruskie i rosyjskie korzenie. :) Mnie trochę przeraża grubość tej książki, no i "Anna Karenina", którą męczę już od czerwca jeszcze nie skończona... Szkoda, że najpierw obejrzałam obie ekranizacje Anny a dopiero potem zabrałam się za powieść. Ale mam nadzieję, że z Tołstojem się jeszcze polubimy. :)

    Chociaż kilka lat temu, jeszcze przed moją wielką fascynacją XIX wiekiem widziałam serial "Wojna i Pokój", ten najnowszy, bodajże 2007 rok? Pamiętam, że najbardziej podobała mi się postać Pierre'a, którego wspaniale zagrał Alexander Beyer. Przez wszystkie odcinki serce mi drżało z niepokoju o niego. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serio? A to mnie zdziwiłaś! Fajnie :)

      Właśnie ostatnio zastanawiałam się, czy czytasz Annę, bo pamiętam, że kiedyś dostałaś ją w prezencie :)
      Serial wyczaiłam ostatnio i już wpadł mi w oko jakiś przystojniaczek :D Aktualnie jest na mojej liście, choć nie wiem, czy znajdę teraz czas na oglądanie...
      A mnie Pierre tak średnio przypadł do gustu na początku. Potem się do niego przekonałam :)

      Usuń
  2. Chcę przeczytać, więc nie czytałam opisu, bo sama nie wiem o czym dokładnie jest i chcę się dowiedzieć czytając. ;) Ale zdjęcia są fajne. :3 [Najidiotyczniejszy komentarz.]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. He, he :P Ale tam nie ma za bardzo spojlerów, starałam się. No, może jakiś jeden ;)

      Usuń
  3. Nie czytałam, ale kiedyś z pewnością chciałabym sięgnąć. W sumie chciałam napisać odnośnie poprzedniego wpisu (wchodzę, patrzę, a tu nowy ^ ^), że dziękuję Ci, Porcelanko, za przybliżenie działania samowaru. Zawsze myślałam, że w środku jest zaparzona już herbata, a tu takie odkrycie, że esencja jest osobno. Niesamowite!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak myślałam :P Ale potem okazało się, że jednak jest esencja, no i ten czajniczek na czubku samowaru wygląda zabawnie :D

      Usuń
  4. Ja niestety nie lubię Tołstoja, nie za jego twórczość ale za to jakim był człowiekiem. Zaczytuję się za to w Akuninie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś Theodora wrzuciła jakieś zdjęcie Tołstoja i wyglądał... osobliwie ;) O nim samym nic więcej nie wiem, choć kusi mnie, by poczytać jakąś biografię i sprawdzić, czy żył tak, jak pisał ;)

      Usuń
  5. Chyba ostatnio wyszły pamiętniki żony Tołstoja, wiem tylko ze słyszenia, że nie dbal o rodzinę, zawsze był nieobecny i najwazniejsze bylo to co on robi. Ubierał sie po chlopsku i zmarł chyba na jakiejs stacji, po prostu wyszedł z domu nikomu nic nie mówiąc i już nie wrócił.

    http://slowemmalowane.blogspot.com/2014/02/zofia-tostoj-pamietniki.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za link. Znam ten blog od dawna i nie wiem, dlaczego jeszcze nie dodałam go do obserwowanych ;)

      A co do Tołstoja - jeśli był faktycznie taki, jak w tych pamiętnikach Zofii (w ogóle - dostrzegam podobieństwo między nimi a małżeństwem Pierre`a i Nataszy, na które tak narzekałam w poście), to beznadziejnie... Aż mnie to zachęciło do poczytania czegoś o nim i przekonania się na własne oczy, czy był taki okropny ;>

      Usuń
  6. Porcelano, aż założyłam Google Plusa, aby Ci napisać komentarz. : ) Obserwuję Twojego bloga od... września tego roku (?). Znalazłam go przypadkiem i od razu prześledziłam całe archiwum postów. Przyznaję, że początkowo myślałam odrobinę z politowaniem na temat "tego wszystkiego" - Panna zatopiona w dawnych czasach, która hasa w pantofelkach na pikniki (Poważnie! Ale - przepraszam, bardzo przepraszam, że tak myślałam, bardzo nierozsądne) Twój blog jest cudowny, naprawdę wciąga i szalenie mi się spodobał - klimatyczna muzyka; Twoja wszechstronność wobec tematów, które poruszasz (podoba mi się to, że psizesz również o ówczesnej rzeczywistości - zwykłych sprawach, jak np. ostatni post o zakupach. :) ) Bardzo cieszę się z faktu, że istnieją jeszcze osoby, które mają prawdziwą pasję, której się oddają a ponadto dzielą się nią z innymi. Pomysł na ankietę oraz możliwość "podpowiedzenia" Ci, co nas - czytelników, zainteresuje jest super. // Wiem, napisałam pochwalny poemat. Tak więc kończę i zapewniam, że będę regularnie zaglądała :) Powodzenia w tworzeniu Buduaru, Porcelano! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ups, września "tego roku" - 2013r oczywiście!., chyba nie Ty jedna jesteś "zatopiona w przeszłości". :)

      Usuń
    2. Dziękuję :)
      Miło jest powitać nowego gościa w Buduarze, mam nadzieję, że się rozgościsz :)

      No tak, kostiuming i ta cała zabawa w dawne czasy jest u nas jeszcze tak niepopularna, że często trudno zrozumieć, co ma oznaczać to wariactwo :D Ale ono jest na prawdę fajne, dużo radości daje odkrywanie tych tajników dawnego życia i dzielenie się tą wiedzą z Wami, a potem - rozmowy w komentarzach, z których też wiele się dowiaduję. Traktuję to jako trochę inne (praktyczne) spojrzenie na historię i literaturę, które znamy ze szkoły :)

      Usuń
  7. Porcelanko, po raz pierwszy w życiu poczułam chęć sięgnięcia po Tołstoja :D Klimat XIX-wiecznej Rosji zdecydowanie ma w sobie coś pociągającego. Przeraża mnie tylko ta ogromna ilość stron - to chyba nie jest książka do czytania w roku akademickim :D Ach, noi i Twoje zdjęcia - jak zawsze magiczne! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze! "Wojnę..." na prawdę szybko się czyta, więc zachęcam :) Choć z drugiej strony grubość jest na prawdę zabójcza i mnie podchodzenie do tej książki zajęło... 4 lata :O Właśnie przez ilość stron cały czas odkładałam ją na potem... Ale ostatecznie było warto się za nią zabrać :)

      Dzięki :)

      Usuń
  8. czyli już wiem co będzie moją następną lekturą...;) i przypomniałaś mi, że moja ciotka ma samowar... ciekawe czy będzie chciała się z nim rozstać...;] ;>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. He he ;> Jak już ją przekonasz i zrobisz w nim herbatę, koniecznie daj znać na blogu, jak smakowała :)

      Usuń
  9. Eh ten Tołstoj... Mój tata jest jego absolutnym fanem. Gdy miałam jakieś 6 lat, na kredensie w salonie moich rodziców stało jego zdjęcie w złotej ramce. Trochę śmiesznie się do tego przyznawać ale... Myślałam, że to jakiś mój dziadek albo inny członek rodziny :) Na każdej półce stała któraś z Jego książek a "Pamiętniki" znam na pamięć. Z ciekawostek, należy wspomnieć, że scena gdy ranny Andrzej Bołkoński patrzy w niebo na polu bitwy i doznaje wewnętrznej przemiany- jest prywatnym przeżyciem Tołstoja. Jest to moim zdaniem jedna z najbardziej przejmujących scen w całej literaturze. W ogóle Lew to chyba zasługuje tez na miano filozofa :) W każdym razie- wielkim pisarzem rzeczywiście był.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie :D I widzę, że jego książki też masz przeczytane :P Tego o księciu Andrzeju nie wiedziałam, ale podczas czytania przypuszczałam, że sporo doznań i myśli, głównie Pierre`a, ale i Bołkońskiego pokrywa się z tym, co myślał Tołstoj. No i te pamiętniki... jak by nie było jest scena w Annie Kareninie z pamiętnikami Lewina. Bardzo mnie one wtedy intrygowały i żałowałam, że w powieści nie ma chociaż jakichś fragmentów, a tymczasem są, i to prawdziwe! :) Kiedyś na pewno się za nie wezmę :)

      Usuń
  10. Ja na razie odłożyłam i zabrałam się za "Ruth" Gaskell, a w między czasie przeczytałam "Dom w Riverton"... No cóż... Zaawansowane stadium anglofilii... Nic nie poradzę. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Ruth"! Dobrze, że mi o niej przypomniałaś! Akurat na coś takiego miałam teraz ochotę, więc jutro sprawdzę, czy któraś biblioteka przypadkiem jej nie nabyła ;>

      Usuń