22 listopada 2015

Na pierwsze mrozy / różany krem glicerynowy

Dzisiaj szybki przepis na pachnący różami, otulający, historyczny krem do twarzy doskonały na nadchodzące właśnie pierwsze przymrozki. 


Przepis pochodzi z książki Encyclopedia of practical receipts and processes z 1872 roku (którą ostatnio dość mocno eksploatuję, ale mam już przygotowany nowy cykl kosmetyków historycznych diy z innego, dość ekscytującego źródła ;) ). Gliceryna, użyta w kremie znana jest co prawda od lat 1780., ale jak dotąd w żadnej z wcześniejszych recept, nad którymi pracowałam nie miałam okazji się z nią spotkać. Tutaj to ona jest bazą kremu, dbając o zatrzymanie wilgoci w skórze, a więc odpowiedni poziom nawilżenia.

(obrazek można powiększyć, klikając w niego)



Składniki: 
  • 1/2 uncji = 14 g spermacetu (zamiennie: olej jojoba),
  • 2 uncje = 56 g olejku ze słodkich migdałów,
  • 1 uncja = 28 g białego wosku,
  • 4 uncje = 112 g gliceryny.

Przepis:

"Najpierw wymieszaj spermacet, olej ze słodkich migdałów i biały wosk. Następnie dodaj glicerynę i mieszaj do całkowitego wystygnięcia. Uperfumuj esencją różaną."
Nie do końca ufałam tej kolejności, więc wolałam najpierw wymieszać olejki z gliceryną (do odmierzenia użyłam łyżeczek miarowych) i do podgrzanej w kąpieli wodnej całości dodać rozpuszczony wosk oraz kilka kropli esencji różanej. Po dokładnym i długotrwałym mieszaniu, gdy mieszanka wystygła, powstał dość gładki, pachnący krem.






Jak widać, nie tylko współcześnie mamy kosmetyki, które "różane" są właściwie tylko z nazwy. Również dziewiętnastowieczni stosowali te drobne oszustwa i chwyty marketingowe. Krem, choć gładki i mocno nawilżający (nada się raczej do suchej skóry i nie za bardzo pod makijaż, choć na zimę dla ochrony przed mrozem będzie jak znalazł), nie jest niczym specjalnym. Tłusty, odżywczy i ładnie pachnie. Chyba potrzebuję większych wyzwań kosmetycznych :D A Wy, macie ochotę spróbować?


ENGLISH: Today`s historical cosmetics recipe comes out of "Encyclopedia of practical receipts and processes" (1872) and tells how to make a rich, moisturizing face cream. A "rose" cream without any roses in it! The base is glycerine, spermaceti (I used jojoba oil instead), sweet almonds oil and white wax. Few drops of rose essence are the only "rose" thing in the whole mixture. The recipe is very simple, you just need to mix the fluid ingredients together, warm them up a little and then add melted wax. Mix until it is cold and add rose essence. That`s all! The cream is smooth and quite greasy so I recommend using it rather in winter (to protect from the frost) and not under the makeup.

8 komentarzy:

  1. Rzeczywiście dosyć prostu przepis i bark w nim składników z kosmosu ( dzisiejsze apteki to jakiś żart ;D). Podobno od dłuższego stosowania gliceryny żółknie cera, nie wiem, nie sprawdzałam. Użyłaś zwykłego wosku ze świecy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie słyszałam o tej glicerynie! :O Ale w sumie tego tłustego kremu używam i tak raz na jakiś czas :D
      Wosk kupiłam w jednym ze sklepów internetowych. Ten kosmetyczny różni się pewnie jakością od takiego ze świeczki ;)

      Usuń
    2. Woski ze świeczki najczęściej są dodatkowo barwione, czysta gliceryna jest najczesciej lekko przezroczysta (jak czopki glicerynowe, swoją drogą wyjdą taniej niż świeczki :D)

      Usuń
    3. Ta moja to całkiem przezroczysty jakby żel. A wosk pszczeli mam w formie kropelek :)

      Usuń
  2. Od pewnego czasu nie ufam już żadnym kosmetykom, a tym robionym własnoręcznie najmniej :D Ale jestem bardzo ciekawa Twoich większych wyzwań kosmetycznych :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja już od dawna nie ufam większości przemysłowych kosmetyków, no i mam całą listę składników, które muszę omijać, bo szkodzą mojej skórze. I dlatego właśnie robię swoje :D Przy zachowaniu zasad higieny i robieniu małych ilości na jeden raz nie ma się czego obawiać :) Jeszcze nic mi się nie zepsuło / zaszkodziło ;)

      Usuń
  3. Gliceryna jest dość problematycznym składnikiem, bardzo dobrym na usta, ale nie do każdego rodzaju cery nadaje się w takim natężeniu jak było to modne w dawnych wiekach. Ma skłonności do zatykania porów, a przy skórze trądzikowej to może okazać się zabójcze. Za to osoby z tendencją do przesuszania mogą używać bez większych obaw. No i nie wchłania się zbyt dobrze, dlatego zawsze będzie pozostawiała film.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to prawda. U mnie, mimo skłonności do trądziku, używana z umiarem i od czasu do czasu nie szkodzi :)

      Usuń