Schodziłam po stopniach w puszystej sukni, uważając na jej biel. Saletran srebra, jak mnie ostrzeżono zostawia niezmywalne plamy, których przecież nie chcę na sobie mieć. Drobinki kurzu drżały w rozświetlonym powietrzu, dzień był słoneczny i upalny. Za oknem wybujałą zielenią pysznił się ogród. Był lipiec roku 1866, bardzo podobny do wielu poprzednich lipców i wielu tych, które miały nastąpić. Tego dnia, w fotograficznym atelier mój obraz miał być zdjęty i utrwalony na kolodionowej płytce.
Fotografa jeszcze nie było, przygotowywał pierwszą płytę, na której już za chwilę miał się pojawić zapis obrazu, wizerunek mnie, wpatrzonej w obiektyw. Szklane oko aparatu, na razie przysłonięte i przyciemnione spało. Jego wnętrze wydawało się czarne i puste; niemożliwe, że w takiej próżni dzieje się zdjęcie, powstają się obrazy. Naprzeciwko - rozwinięte, malowane płótno, fotel, na którym od razu usiadłam i stelaż, podtrzymujący wątłą postać podczas pozowania. Nade mną dwie muślinowe zasłonki, regulujące dopływ światła. Poprawiam plisy na sukience, opieram się o brzeg fotelu, czekam.
Fotograf otwiera wnętrze aparatu, montuje płytę ukrytą w drewnianej kasecie - światło nie ma do niej dostępu, można otworzyć ją tylko od środka, odsłonić ją w ciemnym wnętrzu aparatu i pozwolić, by zapisała się na niej jedna chwila - prześwietlone przez obiektyw pięć sekund z lipca 1866. Wszystko jest już gotowe: ostrość ustawiona, wilgotna, szklana płyta w środku. Nie wolno się ruszać, stoję więc sztywna i zastygła, patrzę w rozstawiony aparat - przyczajony jak pająk na długich, cienkich nogach, z jednym, dużym, lśniącym okiem, jeszcze zakrytym. Gdy fotograf je odkrywa, płynie w nie prosto wiązka ciepłego, letniego światła. Wstrzymuję oddech. Nieruchoma patrzę w szklane oko, liczę sekundy. Letni wiatr porusza szarozielone trawy i blade łubiny kwitnące w ogrodzie za oknem. Złote fotony muskają moje ciało. Poruszone przez płytki oddech, wpadają w ciemną, zamkniętą skrzynkę i zostają tam. W jej środku, teraz, dzieje się zdjęcie.
- I już - fotograf zamyka obiektyw - nie ruszała się panienka, nie trzeba było nawet stelaża - wyjmuje płytę z aparatu, znów szczelnie zamkniętą i idzie do ciemni. Ja za nim. Ściskam sprężystą krynolinę, podnoszę puszyste halki. W środku jest ciemno i parno. Absyntowy, powietrzny zapach eteru unosi się wokół. Wdycham go. Fotograf otwiera drewnianą szkatułkę, a w środku - szklana płytka, wymiary 31x25, pokryta szarawą mazią. W niej jestem. W niej zapisana śpię. Patrzę, jak fotograf zdejmuje z półki fiolkę z przyciemnianego szkła i leje na nią płyn. Ostrożnie, by wywołać mnie z kolodionu, wywabić z ciemności do światła. Powoli wyjawiają się kształty, bardzo nieufne, jeden po drugim wychodzą z szarawej masy. Oto negatyw, mogę zobaczyć, jak wygląda. Wydaje się niewyraźny, gdy płyta powoli zanurza się w toni i kolejne fale cyjanku potasu zabierają jej obraz. Rozpływam się, znikam. Przypływy i odpływy, jak morze, regulowane światłem księżyca, na chwilę znów wywabiają mnie z ciemności. Wynurzam się i łapię oddech. Z każdym z nich linie zdają się wyraźniejsze, mocniejsze. Fotony fruną do światła-matki jak ćmy do żarówki.
Woń eteru rozwiewa się i oto jest - zdjęcie. Gdy się go teraz dotknie, wszystko zniknie. Można je zmyć lub zostawić, można je rozmazać palcem. Wszystko w rękach fotografa. Przyglądam się obrazowi, przyglądam się sobie w nim. Tak, to na pewno ja: wpatrzona w aparat badawczo i nieufnie twarz, nieco zmrużone, kose oczy. Ja - zastygła w kolodionowej masie, spoglądam w obiektyw, a złote światło pada z lewej. Druga strona ginie w cieniu, na zdjęciu pożera ją ciemność.
***
Reszta zdjęć wykonanych techniką mokrego kolodionu przez Marcina Szwaczko (Retro Atelier)
U nas w Lublinie też jest Pan, który robi zdjęcia tą techniką, jak tylko się dorobię krynoliny (maszyna umarła) to na pewno się skuszę, bo mnie zazdrość bierze! Piękne :)
OdpowiedzUsuńTo właśnie było w Lublinie :D
UsuńO proszę, mam nadzieję, że miasto się podobało :)
UsuńWłaśnie miasta jako takiego nie widziałam, zdjęcia i dojazd zajęły cały dzień :D
UsuńW takim razie zapraszamy raz jeszcze :)
UsuńW takim razie zapraszamy raz jeszcze :)
UsuńChętnie :)
UsuńA czy płyty dostała Pani na własność?
OdpowiedzUsuńJedną.
UsuńZapraszam wszystkich chętnych na zdjęcia do kontaktu :)
OdpowiedzUsuń504 542 740
Porcelano, ja nie mogę, dawno nie zazdrościłam komuś czegoś tak bardzo *_* To po prostu magia i to jeszcze tak pięknie ubrana w słowa!
OdpowiedzUsuńDzięki! Szczególnie starałam się, żeby było ładnie napisane ;)
UsuńZadam może mało dyskretne pytanie ale ile mniej więcej taka przyjemność kosztuje? Zdjęcia są śliczne a ja zawsze marzyłam o fotografii z zaklętym urokiem tamtych lat.
OdpowiedzUsuńPo wszystkie szczegóły proszę pisać wprost do fotografa: http://retro-atelier.eu/ :)
UsuńPani Aleksandro
UsuńZapraszam do kontaktu :)
504 542 740
Ale cudne! Niesamowite :)
OdpowiedzUsuńDzięki! :)
UsuńPrzepiękna sesja! Absolutnie magiczna, i Ty w tym wszystkim zjawiskowa!
OdpowiedzUsuńDziękuję, to było niesamowite doświadczenie! :)
UsuńJak magicznie to opisałaś! :) Zdjęcia zachwycające! :)
OdpowiedzUsuńDzięki, starałam się opisać wszystko najlepiej, jak umiem :)
UsuńO łał! Zdjęcia robią niesamowite wrażenie, a opis przepyszny :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńDzięki! To było mega doświadczenie *_*
UsuńOh jaka magia! Cudowny klimat mają te zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńTak, kolodion jest niezastąpiony <3
UsuńPięknie to wygląda :D Gratulacje :)
OdpowiedzUsuńDzięki :)
Usuńpodróże w czasie - to lubię!
OdpowiedzUsuńsłowami, obrazami, zapachami,
fakturami - wielkie dzięki!
cudnie ukazana prawdziwa kobieta
O, tak! Ta sesja była niezwykła, spotkanie z oryginalnym dziewiętnastowiecznym sprzętem i fotografią zapamiętam na bardzo długi czas... :)
Usuń