Sezon zimowy w pełni, wydarzenia historyczne
następują jedne po drugich, świat zamyka się w figurach kontredansów i
wiruje w szalonym tempie walca...
Tym razem na przenosiny w
czasie wybrałam Kraków. Miała być Szkocja I połowy XVIII wieku, ale
machina czasu zaszwankowała i gdy w śnieżną, zimową noc wysiadłam z
powozu okazało się, że wraz ze sporą częścią dziewczyn z Krynoliny
reprezentuję na VII Jakobickim Balu Szkockim (nie do końca) ukrytą
opcję napoleońską ;)
fot. Gosia Albert |
Mimo to, te tańce, które już znałam i te, które nie obfitowały w skomplikowane figury (tańczyliśmy m. in. Mr. Beveridges Maggot znany z Dumy i Uprzedzenia) sprawiły mi prawdziwą przyjemność. Szczególnie miło wspominam Highlandman`s Umbrella i trochę żałuję, że zwiodło mnie dwugwiazdkowe (trudny) oznaczenie Blue Bonnets, który oglądany z zewnątrz wyglądał całkiem przystępnie. Przerwy w tańcach przeznaczyłam oczywiście na konwersację. Okazało się, że część osób obecnych na balu bywa też w moim Buduarze. Szeroki uśmiech i bardzo miłe słowa trochę mnie onieśmielały, więc przynajmniej teraz napiszę, że bardzo się cieszę, że mogłam Was poznać, zamienić z Wami kilka słów lub zatańczyć w parze. Mam nadzieję, że spotkamy się jeszcze nie raz, no i trzymam kciuki za Wasze postępy w szyciu kostiumów :)
Północ
wybiła bardzo szybko i w końcu trzeba było się pożegnać. Wraz z Marylou,
Olgą i Gabrielle nie zamierzałyśmy jednak od razu iść spać - wytańczone
ucztowałyśmy jeszcze w naszym gronie prawie do czwartej nad ranem, aby
bladym świtem przenieść się znów w czasie. Oczywiście ubieranie,
czesanie, malowanie (makijaż historyczny części dziewczyn to znów moja
sprawka) i niekończące się pogaduszki przy przedłużającym się śniadaniu
sprawiły, że (czy kogokolwiek to jeszcze dziwi?) na krakowskich, bajkowo
zaśnieżonych Plantach stawiłyśmy się spóźnione prawie pół godziny! Tym
razem miałam na sobie błękitną krynolinę, która pięknie komponowała się z
wszechobecną bielą.
Co prawda zgodnie z radą powieściowego księcia Szczerbackiego (Anna Karenina) po całej nocy balowania postanowiłyśmy orzeźwić się spacerem w mroźny poranek, jednak niedługo później z przemoczonymi butami i rąbkami sukni i tak ulokowałyśmy się w legendarnej Jamie Michalika. Część dziewczyn z Krynoliny, zespołów tańca, poznanych wcześniej i takich, które po prostu chciały spędzić z nami to niedzielne przedpołudnie już tam była. Roznoszono kawę z aksamitną pianką, słodycze i czekoladowy tort, a my czułyśmy się jak u siebie.
Z Dorfi i Marylou wybieramy przysmaki na drugie śniadanie |
Mimo, iż krynolina na początku (w sierpniu i we wrześniu) trochę przytłaczała mnie swoim rozmiarem i nie dawała się okiełznać, tym razem panowałam nad nią doskonale i nie sprawiały mi problemu ani jazda tramwajem, ani siadanie na krzesłach, ani lawirowanie między ciasno ustawionymi stolikami kawiarni. A spacerowałam często, bo chciałam porozmawiać ze wszystkimi. Przedpołudnie niepostrzeżenie przeszło w porę obiadową, więc zamiast wrócić do domu, tylko zmieniłyśmy lokal ("przyjechały do Krakowa i już rozbijajo się po traktireniach, Krynolinki jedne" :D ), przenosząc się ze śniadania na obiad. Dzień minął szybko i wracając w towarzystwie Magdy na dwudziestopierwszowieczny Śląsk żałowałam, że codzienność musi wyglądać inaczej. Suknie, halki, balowe rękawiczki i ozdoby już powróciły do swoich pudełek, by zapaść w zimowy sen. Po balu został zapisany karnecik, wspomnienia i nowe znajomości :)
W dwóch ulubionych epokach |
ENGLISH:
The post is about the Scottish Ball, that took place in Cracow in Dworek Białoprądnicki Estate. There were many historical and scottish dances (including infamous Pride and Prejudice`s Mr. Beveridges Maggot). I didn`t dance all of them as, unfortunately I had not had time to attend a two special pre-ball classes in Cracow and because of that 7 of 19 dances were too difficult for me. But I managed with the rest of them and had a great fun.
The next day started with multiperiod historical walk through wintery Cracow. I wore my blue hoop skirt. After the walk (wet, cold snow everywhere :D ) we stopped in famous 1890s cafe Jama Michalika for hot chocolate, coffee and chocolate layer cake. The whole weekend was really nice, full of historical impressions and left many memories :)
Wspaniały bal! Cudowne tańce! I tylko żal... że ten czas już przeminął :)
OdpowiedzUsuńOj tak, szkoda, że tak szybko minęło... :)
UsuńJak zwykle pierwsza z relacją. :) Zdjęcia mówią same za siebie- musiało być wspaniale! :)
OdpowiedzUsuńBardzo żałuję, że również w tym roku nie udało mi się dotrzeć na bal. Na szczęście jeszcze wiele spotkań kostiumowych przed nami.
No, szkoda, że Cię nie było... Ale będą jeszcze bale w tym roku, więc na pewno będzie okazja, by się spotkać i wybawić ;)
UsuńAch, jakbym chciała też tam być! Aż mi się łezka w oku zakręciła (poważnie, chyba się nie wyspałam xP ). Piękne suknie, wnętrza, zdjęcia i Wy!!!
OdpowiedzUsuńNastępnym razem przyjedź koniecznie! Super byłoby razem pobalować :)
UsuńBardzo żałuję, że nie mogłam być z Wami na tym spacerze! Wyglądałaś cudownie, krynoliny to zdecydowanie "Twoja epoka" :D
OdpowiedzUsuńNo, szkoda, że musiałaś wcześniej wracać!
UsuńCieszę się, że w końcu wzięłam krynę, bo też dobrze się w niej czułam :) Teraz wisi w przedpokoju i czeka, aż ją poskładam :D
To musiał być cudowny bal :) Fantastyczne jest to Twoje zdjęcie w krynolinie w śnieżnej, bajkowej scenerii! :) Masz może więcej zdjęć ze spaceru? Pokażesz je kiedyś? :)
OdpowiedzUsuńA wiesz, że nawet nie przypuszczałam, że te zdjęcia wyjdą tak fajnie? :) Mam ich więcej, ale wszystkie są bardzo podobne. Może kiedyś wrzucę je na fanpage :)
UsuńUwielbiam Twoją błękitną krynolinę! Piękne zdjęcia, jest czym oko nacieszyć. :D :)
OdpowiedzUsuńDzięki :) Też bardzo ją lubię (a jej wersja wieczorowa nadal czeka na zdjęcia, więc pewnie pojawi się jeszcze na blogu ;) )
UsuńJak składasz to cholerstwo zwane krynoliną? Chodzenie - spoko, siadanie - bomba, przeciskanie si- ciut gorzej, ale składanie tego diabelstwa... Zwykle na chama związuję sznurkiem i won do szafy.
OdpowiedzUsuńJak?
Właśnie nie wiem, co robię nie tak, ale nie potrafię jej złożyć całkiem na płasko... Zazwyczaj skręcam w 8 i układam tak, by te dwie okrągłe części w miarę do siebie przylegały, wkładam to do dużej reklamówki i potrząsam. Nie wiem, na jakiej zasadzie to działa, ale po tym potrząsaniu krynolina jest w miarę płaska i można ją schować :) Tylko jak przez długi czas jej potem nie wyciągam, te obręcze się trochę odkształcają :/
UsuńOch,to doprawdy niesamowite! Tak patrzę na zdjęcia i jak zwykle zazdroszczę bo u mnie co? nic tylko ten XXI wiek! Ale do czasu! To fajnie, że się dobrze bawisz. Życzę dalszych kostiumowych przygód i niecierpliwie czekam na kolejne posty.
OdpowiedzUsuńP.S. Naprawdę jechałaś w krynolinie tramwajem? Marzę o takiej przygodzie! Były jakieś reakcje?
Może coś się trafi w Twoich stronach? Jakby co, to zawsze możesz wpaść do Warszawy lub Krakowa, bo na Śląsku z imprezami też bieda :D
UsuńW sumie, to nikt niczego nie zauważył :D Może dlatego, że była niedziela przed południem i było mało ludzi, a może dlatego, że w Krakowie już są przyzwyczajeni? Tutaj masz dowód na krynę w tramwaju :D
Kto by pomyślał, że w naszym kraju jest tyle balów. Pamiętam jak kiedyś tam wzdychałam, że chętnie bym je przywróciła. W tej niebieskiej sukni wyglądasz zdecydowanie najlepiej. No i planty krakowskie... Nie poznałam w tym śniegu.
OdpowiedzUsuńWłaśnie jest ich mnóstwo i bardzo mnie to cieszy! Może za kilka lat będzie po jednym balu na każdy zakątek Polski? :)
UsuńUwielbiam tę suknię, Ms. Nelly ma wielki talent! A jej wieczorowa wersja wciąż czeka na swoją sesję, więc pewnie za jakiś czas znów będę mogła ją włożyć, poczuć kołysanie obręczy i szelest tej błękitnej tafty <3