Do
bitwy o fort w Nysie mam pewien sentyment, bo była to pierwsza bitwa
napoleońska, jaką widziałam w ogóle - jako smarkaty podlotek, zbyt
nieśmiały, żeby zadawać rekonstruktorom te wszystkie pytania (śpicie tu?
kiedy przedstawienie? skąd taka pasja? to naprawdę tak wtedy działało?)
po mnóstwie średniowiecznych reko, które
jeździłam oglądać z braku czegoś bardziej mojego nagle okazało się, że
jednak ktoś robi rekonstrukcję mojej ukochanej epoki napoleońskiej, że
są bitwy, że można je nawet zobaczyć! Był 2008 rok i gdyby ktoś mi wtedy
powiedział, że za 9 lat wrócę tu ponownie, we własnoręcznie uszytej,
historycznej sukni, że sama będę spała w tych namiotach, używała tych
sprzętów i podróżowała w czasie, nie uwierzyłabym!
Pola
przed fortem okazały się jakoś dziwnie zarośnięte od ostatniego razu -
pojawiły się drzewa, wysokie trawy... na szczęście sam fort pozostał bez
większych zmian i po przejściu przez mury moim oczom ukazał się piękny
obóz. Były tam nie tylko namioty, lecz także mnóstwo mniejszych i
większych budowli: karczma, kościół drewniany, chata, szubienica oraz
oczywiście zabudowania forteczne, które natychmiast zapragnęłam
zwiedzić! Uwielbiam, gdy mogę wolno chodzić po historycznych miejscach,
szwendać się i penetrować różne zaułki w poszukiwaniu przygód.
Zostawiłam
tylko rzeczy w namiocie goszczącego mnie 32 pułku (moje ulubione
Prusaki! Tak, tym razem zdezerterowałam do przeciwników Napoleona :P ) i
poszłam obejrzeć twierdzę. Relację z tego labiryntu pokazywałam
praktycznie prawie na żywo na instastories (warto śledzić), ale skoro
już zniknęła, napiszę, że w forcie było przyjemnie zimno i wilgotno, co
okazało się prawdziwą ulgą przy panujących na zewnątrz upałach. Każda
reko bitwa dziejąca się latem powinna mieć taki fort! W środku
były długie korytarze, podziemne schody i przejścia - niektóre ślepe,
inne prowadzące do kolejnych, krętych schodów w dół lub wyjścia... do
fosy! Skończyłam w fosie! :D Z wąskich okienek i prześwitów pasujących
idealnie na karabin lub armatę słychaś było strzępy rozmów i muzykę
pułkowego fajfra. Na wyschniętym dnie porastały leśne dzwonki,
trawy, mchy na grubych, wrzuconych tam kiedyś gałęziach... Położyłam się
wśród nich, słuchałam muzyki i było mi dobrze.
Po jakimś
czasie uświadomiłam sobie że znam te głosy - są to moi znajomi z 32 i
mogę do nich pójść! Wracając przejściami w jednym z pomieszczeń
natknęłam się na niebieską jak moja nowa sukienka armatę i krzątających
się wokół niej artylerzystów. "Będziecie z niej strzelać?", "Nie wiem,
czekamy na rozkazy", "A to w ogóle wasza armata?", "Teraz już tak"
Nieopodal moi znajomi skręcali ładunki na bitwę:
- Po ile tam sypiesz?
- Tyle, ile ma miarka
- Masz miarkę na 6? Mamy sypać po 6. Daj!
- Nie.
- Sypiecie po 6? Tylko?
- A ile ty dajesz?
- Ja dawał dwat-set...
- Człowieku, z czego ty strzelasz? Chyba z armaty!
Najwyraźniej
moja pomoc w robieniu patronów tym razem nie była im potrzebna. W
fortecznej kantynie, w której rozdawano furaż napotkałam nie kogo
innego, jak moich znajomych żołnierzy z 2! Przy ich drewnianym stole była
kawa i ciasto z kruszonką i razem z nimi spędziłam czas pozostały do
bitwy.
Na zewnątrz żar lał się z nieba, gdy wojska zaczęły
się formować w szyki. Wspięłam się na zewnętrzne mury twierdzy, by stąd
dobrze widzieć, co dzieje się w dole. Tym razem skupiono się na
fragmencie batalii i na szczegółach, m. in. ucieczce pruskich żołnierzy z
niewoli i zaatakowaniu niczego nieświadomych Francuzów, którzy właśnie
tę twierdze zdobywali. Można było dokładnie obejrzeć jak markietanki
wywożą z pola rannych, a ksiądz udziela im rozgrzeszenia w kościele.
Jednocześnie na zewnętrzne mury twierdzy wychynęły armaty - przejechały
tuż obok mnie i ustawiły się niedaleko. Rozpoczęła się kanonada i jak
dym opadł, twierdza była już w rękach francuskich!
Zeszłam z
murów i wróciłam do moich Prusaków, bardzo zmęczonych po bitwie w
upale. Mimo to mogłam sobie postrzelać z karabinu, co po styczniowej
akcji z latającym karabolem wzbudziło u mnie pewną rezerwę i szczególną
ostrożność. Na szczęście karabin strzelił bardzo ładnie trzy razy bez
problemu, a ja przypomniałam sobie, jakie to strzelanie jest super!
O
zmroku czekała nas kolejna bitwa. Tym razem wdrapałam się na sam szczyt
fortecznych umocnień, z których rozciągał się piękny widok na cały obóz
i teren bitwy. Obok mnie siedziało 3 dezerterów i częstowało się
trunkami. W granatowym zmierzchu przemieszczające się wojska, światła i
wystrzały złożyły się w piękne widowisko, które mogłabym oglądać i
oglądać całą noc!
Gdy po skończonej inscenizacji
zeszłam na dół, okazało się, że żołnierze czegoś szukają. Były to
fragmenty karabinu. Karabinu, który wybuchł. "Łopata z lufy" jak
określił jeden z nich. Rannych było niewielu i żaden poważnie, ale i tak
sam fakt, jak silny potrafi być wybuch zaklinowanych w lufie ładunków
uświadamia, że strzelanie strzelaniem, ale to jest jednak prawdziwa
broń. Co z tego, że używana 200 lat temu - nadal potrafi zadawać
obrażenia, do czego w sumie została stworzona.
W nie
tak długim czasie opatrzony nieszczęśnik - właściciel karabinu cały i
zdrowy wrócił do obozu, a reszta z nas zaczęła świętować obie bitwy i
piękny dzień. Na rekonstrukcjach się nie umiera, chyba, że na chwilę.
Pod szubienicą trwały dzikie tańce (niebywałe, jak niektóre zwyczaje są w
nas żywe i naturalne, mimo upływu czasu!), żołnierze z 2 częstowali
pigwówką i tak zakończył się mój dzień w nyskim forcie. Zanim zasnęłam w
namiocie, zdążyłam jeszcze przebrać się z nowej sukni w empirowy szlafrok i w
nim odtańczyć kilka razy pod strykiem - oraz wziąć prysznic!
Błogosławiony fort, który posiada prysznice, gdy po zmaganiach w upale z
gorsetem w końcu zaznajesz czystości!
ENGLISH: The battle in the Nysa fortress was my first napoleonic reenactment ever - when I was just watching it as a schoolgirl. This year I was there again, as reenactor in my brand new, handsewn gown. If anyone told me about it then, I wouldn`t believe!
The fort is just an amazing place and our camp was full of facilities so I spent most of the time exploring the place. If you see my instagram, you might notice stories of my walk inside the fortress. The battle itself was a 'close up' of the original one, so we could see, except lines moving and shooting, many scenes from battlefield. In the evening was the second battle and I was watching it from the highest point of the fortress so the view and experience was just amazing!
Wow, przejechałabym się kiedyś na takie reko, nawet nie w historycznej sukience, żeby tylko to zobaczyć!
OdpowiedzUsuńTakie pytanie: jak rysujesz wykroje na sukienki? Chcę uszyć właśnie taką regencyjną, i mój wykrój to po prostu powycinany odpowiednio współczesny wykrój na bluzkę.
Rysuję je na bazie oryginalnych strojów (zdjęcia na stronach muzeów) i na bazie wykrojów w książkach opracowanych (też z oryginałów) przez badaczy mody historycznej :)
UsuńPrzerobiony współczesny wykrój da radę na przebieranych i kostiumowych imprezach, ale rekonstrukcje to jednak trochę inna historia ;)
Super Zdjęcia!
OdpowiedzUsuń