4 lipca 2012

Goethe! - wrażenia po filmie

Zabieram się do tego posta od kilku dni i właściwie to nie wiem, dlaczego tak z tym zwlekam... W sumie, oprócz tego, został mi jeszcze jeden film, czyli zaległości z kwietnia, a potem zobaczymy, jak wyszła sukienka, przypatrzymy się urodzie XIX-wiecznych panien i przejrzymy zawartość ich toaletek! Tego ostatniego już nie mogę się doczekać, więc może dlatego tak zwlekam z nadrobieniem przedsesyjnych zaległości.




Film Goethe! widziałam całe trzy miesiące temu w małym kinie :) Nie wiem, czy kiedykolwiek będzie dostępny na dvd w wersji polskiej - i tak były małe szanse, żeby w ogóle był dostępny po polsku. Ale jednak :) Tym razem znów miałam całą salę kinową dla siebie :D


źródło

Goethe, którego widzimy w filmie jest młody, i to ta młodość jest w głównym bohaterze najważniejsza, nie liczy się to, co było później. Myślę, że to dobre rozwiązanie, bo w końcu Cierpienia młodego Wertera, do których film nawiązuje, są młodzieńczym dziełem Johanna Wolfganga :) 


źródło

Tak więc mamy typowego studenta i typowe dla filmów kostiumowych perypetie miłosne. Ten film w ogóle nie zaskakuje, nie fascynuje, jest taki zwyczajny, i mimo, iż przez całą pierwszą połowę autorzy unikają sentymentalizmu (którym w sumie Cierpienia... aż ociekają ;) ), wprowadzając lekkie dialogi, film jest konwencjonalny. Ale też nie szłam na niego z myślą, że przeżyję coś, po czym będą mnie musieli wynosić z kina i cucić ;P Chciałam po prostu zobaczyć jedną z moich ulubionych (nastoletnich...) historii na ekranie.


źródło

I to się twórcom filmu udało, bo po wyjściu z kina przez jakiś czas musiałam sobie uświadamiać, który to już mamy rok i ile właściwie mam lat, bo cały czas wydawało mi się, że jestem wciąż tą nastoletnią panną zaczytaną w Cierpieniach... :D


źródło

Oprócz tego bardzo zaskoczyła mnie jakość kostiumów, całej scenerii i muzyki. Polskie filmy kostiumowe, jeżeli już są, to zazwyczaj ich twórcy pod tym względem nie mają się czym pochwalić, a nasi zachodni sąsiedzi na prawdę bardzo się do tego przyłożyli i to widać :) Przy czym wizualna strona filmu nie jest przesłodzona, ani sztuczna. Przyglądając się kostiumom, miałam wrażenie, że czuję szorstkie faktury ich materiałów. 

źródło




Zaskakująca była także druga, ciemniejsza połowa filmu, a szczególnie nocne sceny na festynie i wszystko, co potem, włączając pojedynek i samobójstwo. Bardzo byłam ciekawa, jak to zrobią, bo gdy byłam młodsza, wiele razy wyobrażałam sobie tę scenę. Tutaj obyło się bez zbędnego patosu, a gra Alexandra Fehlinga (reakcja Goethego na śmierć przyjaciela) była na prawdę dobra :) Właściwie od tej sceny na festynie film zainteresował mnie swoją fabułą, a nie tylko kostiumami itp., no i od tego magicznego momentu przeżycia głównego bohatera przestały być tylko na papierze i zaczęły zajmować :)


źródło




Ostatecznie film mi się podobał. Nie był porywający, ale też nie był zły i, muszę to przyznać, nie zawiódł moich oczekiwań i wyobrażeń, a nawet przeniósł na kilka godzin w moje licealne czasy, co było całkiem miłym przeżyciem :)



6/10


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz