30 kwietnia 2014

"Kończ waść wstydu oszczędź", czyli słów kilka o pojedynkach

"Żądam satysfakcji!" Ileż to razy w XVIII i XIX wieku te dwa słowa stawały się przyczyną czyjejś śmierci!
Ilya Repnin, "Eugeniusz Oniegin", 1899, źródło


Pojedynki - istniały właściwie od zawsze, choć wyglądały różnie. W 1777 roku w Anglii powstał pierwszy kodeks honorowy, który w 25 artykułach zawarł reguły pojedynkowania się. W XIX wieku pojawiały się kolejne książki, dotyczące sposobów odbywania pojedynków, a wśród nich pierwszy polski kodeks z 1881 roku autorstwa Józefa Naimskiego (O pojedynkach). 

Przyczyną pojedynków była najczęściej obraza, czy ujma na honorze gentlemana. Obrazy mogły być lekkie (zlekceważenie), ciężkie (obraźliwe słowo) oraz bardzo ciężkie (pobicie, zniesławienie, a także obraza krewnych, ukochanej kobiety, czy wyznawanych przez gentlemana wartości). To, co kto uznał za obrazę zależało oczywiście od czułości na punkcie honoru i chęci odbywania pojedynków. Niektórzy woleli ich unikać, a inni specjalnie doszukiwali się okazji do "strzelanek". Problem ten dotyczył szczególnie wojskowych, którzy uwielbiali się pojedynkować i którzy z pojedynków urządzili sobie specyficzny rodzaj rozrywki. Słynny był przypadek, w którym dwa rywalizujące ze sobą (napoleońskie) regimenty kawalerii wyznaczyły swoich przedstawicieli mających stoczyć pojedynek w imieniu swoich oddziałów. Brakowało tylko pretekstu, toteż pewnego dnia, gdy wyznaczony do konfrontacji marszałek napoleoński Augereau siedział w kawiarni, jego rywal podszedł do niego i bezceremonialnie rozsiadł się na jego stoliku. Rozeźlony Augereau chwycił filiżankę z kawą, odchylił pas przeciwnika i wlał niedokończoną kawę w jego spodnie. Obraza była wystarczająca, pojedynek się odbył i Augereau zabił swojego przeciwnika, kończąc tym samym rywalizację między regimentami.

Harry Franklin Waltman, "Pojedynek" źródło


Istotną rolę w każdym pojedynku spełniali sekundanci. Były to osoby wyznaczane przez poróżnionych, a ich rolą było urządzenie całego pojedynku, ustalenie jego warunków, ale przede wszystkim próba bezkrwawego pogodzenia stron (obrażający mógł wtedy wystosować przeprosiny na piśmie i / lub odwołać obrazę). Oprócz sekundantów i poróżnionych na polu walki znajdowali się jeszcze lekarze i kierownik pojedynku.
Obrażony gentleman wysyłał kartelusz do obrażającego, ustalano, kto komu będzie sekundował, i w ciągu najbliższych 24 godzin wyznaczano miejsce pojedynku (bardzo modny był paryski Lasek Buloński), broń (białą lub palną) oraz warunki pojedynku. Zazwyczaj to obrażony mógł domagać się konkretnych warunków lub wybrać broń, a w przypadku bardzo ciężkiej obrazy przysługiwało mu również pierwszeństwo strzału.

Charles Codman, "Pojedynek" 1828-1838, źródło
Pojedynek odbywał się w określonej godzinie i nie wolno się było nań spóźnić więcej niż 15 minut (w przeciwnym razie spóźniony był uznany za tchórza i pojedynek nie odbywał się). Poróżnieni zdejmowali surduty, aby udowodnić, że nie mają pod spodem żadnej ochrony przed kulami. Na pojedynek ubierano się zazwyczaj na czarno, szczelnie zasłaniając białe rogi kołnierzy, aby nie mieć na sobie żadnego celu. Następnie, z pistoletami skierowanymi ku górze (szable trzymano skierowane w ziemię) zajmowano wyznaczone przez kierownika pole i czekano na komendy. 
Pistolety, którymi się strzelano nie mogły być dowolne - musiały być jednakowe, dlatego przez cały wiek XIX produkowano specjalne zestawy pojedynkowe, złożone z pary takich samych pistoletów, kul, itd.

Zestaw pistoletów pojedynkowych, źródło


Pojedynki na pistolety bywały różne:
  • ze stałym posterunkiem - na dystansie 15-35 kroków, strzał jako pierwszy oddawał obrażony,
  • ze stałym posterunkiem i wolnym strzałem - na dystansie 25 kroków. Na komendę kierownika poróżnieni szybko obracali się w swoją stronę i strzelali do siebie bez ustalonej kolejności,
  • z posuwaniem się naprzód do barier - na dystansie 35-40 kroków. Na środku pola wyznaczano linie, które były nieprzekraczalną barierą (odległość 15-20 kroków). Na komendę poróżnieni zaczynali zbliżać się do barier, a chcąc oddać strzał, musieli się zatrzymać i po wystrzeleniu czekać na ruch przeciwnika.
Zdarzały się też pojedynki nietypowe:
  • z jedną naładowaną bronią - najczęściej taki pojedynek był po prostu oszustwem, mającym na celu zamordowanie przeciwnika. Niekiedy jednak losowano pistolety i o tym, kto ma naładowany, a kto pusty decydował traf,
  • pojedynek amerykański - przeciwnicy ciągnęli losy. Ten. kto wyciągnął czarną kulę, krótszą słomkę itp. zobowiązany był w ciągu roku sam się zastrzelić,
  • pojedynek "kukułka" - poróżnieni, zamknięci w ciemnym pokoju nawoływali do siebie ("kuku") i strzelali na oślep, kierując się słuchem.Wygrana w tym pojedynku zależała głównie od szybkości i sprytu.
 Pojedynek w filmie Oniegin między Eugeniuszem Onieginem i Władimirem Leńskim o jego ukochaną Olgę

Pojedynki, szczególnie trzy ostatnie były surowo potępiane przez władzę (niezależnie od ustroju - nawet bóg wojny Napoleon nie był rad pojedynkom, ponieważ dziesiątkowały jego wojska ;) ) i ścigane. Mnóstwo konfrontacji zakończyło się wtargnięciem policji i wyciąganiem prawnych konsekwencji, lub sądownym ściganiem zwycięzcy przez rodzinę zabitego.
W pojedynkach poniosło śmierć wielu mężczyzn, a wśród nich znanych polityków (Alexander Hamilton), poetów i publicystów (Michaił Lermontow, Aleksander Puszkin, Walery Łoziński) oraz wojskowych. Scena honorowej konfrontacji zajęła również poczesne miejsce w literaturze (Lalka, Emancypantki, Eugeniusz Oniegin) i filmie (Onegin, The Scarlet Pimpernel, Valmont - Valmont (Colin Firth) "walczy" z dziewczynką na kije i zostaje raniony truskawkami :) )

Isaac Cruicshank,"Killing no murder, or a new ministerial way of settling the affairs of a nation!", źródło
Równocześnie zdarzały się także pojedynki na żarty - między studentami, dziećmi arystokratów (na patyki lub inną równie straszną broń) oraz dorosłymi, którym dopisywał humor. Ewa Felińska w swoich Pamiętnikach z 1856 roku wspominała pojedynek, który odbył się (o nią) na pistolety nabite... żurawiną! Postrzelony młodzieniec, widząc krwiste ślady na swojej koszuli zemdlał, myśląc, że jest ranny :)

Jean Leon Gerome, "Pojedynek po maskaradzie", 1859, źródło
Co prawda strzelano się jeszcze w latach 20. XX wieku, jednak powolny koniec pojedynków zaczął się w wieku XIX, za sprawą dekretu wydanego przez królową Wiktorię, który nakazywał zadośćuczynić wyrządzonej szkodzie czy obrazie poprzez przeprosiny i naprawę błędu. W miarę upływu czasu i zmiany obyczajowości, honor przestał być wartością cenioną wyżej niż życie, a obrazy nie były traktowane już z tak śmiertelną powagą, jak w wiekach wcześniejszych i w ten oto sposób nastał kres ery pojedynków...

37 komentarzy:

  1. Pojedynki same w sobie uważam za głupotę, niby z jednej strony honor dżentelmena, ale z drugiej... ludzkie życie jest bezcenne. Chociaż przyznam, że kiedy w jakiejś książce trafi mi się fragment z pojedynkiem (najlepiej o kobietę :P) to emocje sięgają zenitu. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie jak tak czytałam o tych pojedynkach, to nieraz łapałam się za głowę, widząc, jak lekko traktowano życie i śmierć. Szczególnie paskudny jest ten pojedynek amerykański... Choć zawsze można było w ciągu tego roku zmienić tożsamość i wyjechać na inny kontynent :P

      Usuń
  2. No właśnie gdzieś kiedyś słyszałam (albo przeczytałam) że w pewnym momencie w XIX wieku pojedynki były zabronione i jeśli kogoś przyłapano na pojedynkowaniu się, można było mieć problem z policją. Ogólnie pojedynki to wdzięczny temat do romansów historycznych, ale brakowało mi faktycznej wiedzy z tego zakresu, dlatego dziękuję Ci za ten post! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :)
      Były zabronione i niejeden pojedynek nie dochodził do skutku ze względu na niespodziewane wtargnięcie policji :D

      Usuń
  3. Bardzo mi się spodobało, że wymieniłaś te wszystkie literackie pojedynki i realne ofiary - nie miałam pojęcia, że to właśnie w nim zginął Puszkin! Dla mnie najbardziej znanym pojedynkiem literackim jest ten z "Hrabiego Monte Christo", to właśnie dzięki niemu po raz pierwszy dowiedziałam się, na czym to polegało w XIX wieku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też nie miałam pojęcia! :) A gdy ktoś mówi o pojedynkach to od razu myślę o ,,Hrabim" :)

      Usuń
    2. A pomysł na post jak zwykle świetny, mam realniejszy obraz tych pojedynków! :)

      Usuń
    3. "Hrabia" i jego pojedynek jeszcze przede mną :P
      No, kilku ich w pojedynkach zginęło. Z polskich poetów pojedynkował się Słowacki, ale nie doszło do strzelania, bo jego rywal (publicysta Ropelewski) stchórzył :D

      Usuń
  4. A wiesz, że też miałam pisać o pojedynkach, za jakiś czas. I sama byłam ciekawa jak to wyglądało.
    W pamiętnikach Casanovy był fajny opis pojedynku, autora i polskiego szlachcica. Miałam go przytoczyć jako przykład.
    Przydałby mi się podobny post na stronie, bo temat jest mega ciekawy, chociaż faktycznie trochę straszny. Dobrze, że tego zabroniono.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, pojedynek Casanovy to chyba najsłynniejszy polski pojedynek tamtych czasów :)

      Usuń
  5. pojedynki - totalna głupota - koniec
    Ludwik August

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam rozumieć, że nie strzelałbyś się o damę swego serca? :D

      Usuń
    2. poruszamy dwie różne sprawy. Honor damy to sprawa priorytetowa, a pojedynek to głupota, bo nie rozwiąże problemu gdy polegnie obrońca damy,stąd pojedynek to najgorsze wyjście i bardzo często zamiast rozwiązać problem, pogarsza sytuację damy.
      Ludwik August

      Usuń
    3. Masz takie same podejście do pojedynków, jak Aleksy Karenin z powieści Tołstoja :D Czytałeś może? :)

      Usuń
    4. tak.
      Tak w ogóle to nie wszystko co dawne było takie fajne, w tych dzisiejszych rozważaniach (m.in na blogach) zapominamy baaaardzo często o wielu ujemnych, wręcz ciemnych stronach ówczesnej codzienności, ale cóż, taka to już natura ludzka, lubimy pamiętać tylko o tym co dobre, w sumie jest to dobre, niemniej nie zapominajmy o realnym spojrzeniu na przeszłość, zarówno swoją, osobistą jak i historyczną - w tym wypadku pojedynki, jakkolwiek na to patrzeć - idiotyzm
      Ludwik August

      Usuń
    5. To prawda, dawne czasy mają też wiele strasznych i obrzydliwych zakamarków. Mam niby w planach zbiorczy post o nich, ale na razie nie wiem, jak podać takie informacje, żeby nie odstraszyć nowych czytelników od XVIII i XIX wieku :P
      Z drugiej strony ciągłe słodzenie i romantyczne idealizowanie też może się znudzić :D

      Usuń
    6. bardzo wyważona jest Twoja wypowiedź, a co do odstraszenia... nie ,myślę,że nie wystraszysz prawdziwych entuzjastów XVIII wieku
      Ludwik August

      Usuń
    7. No to zobaczymy 3:) Jesienią może będzie lepszy nastrój na odrobinę okropności ;)

      Usuń
  6. Oficjalnie rozbroiły mnie nietypowe pojedynki. im naprawdę się nudziło ...
    JAk to dobrze, że ciebie mamy, Porcelanko, rozwiewasz wszelkie romantyczne opary wokół nagiej prawdy historycznej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też, a najbardziej chyba kukułka --> oni byli po prostu nienormalni :D

      Usuń
  7. Ach, te pojedynki! Mam nawet książkę w domu jak wyzywać na pojedynek. :D Najbardziej jednak podobają mi się honorowe pojedynki w XIX wieku i w...XVII (sentyment do Aleksandra Dumasa...) ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serio? A są tam jakieś niezwykłe wyzwania, czy wszystkie mieszczą się raczej w normach? :)

      Usuń
  8. Niby nic śmiesznego w pojedynkach nie ma, ale pojedynek "kukułka" mnie mimo wszystko rozbawił..chyba coś nie tak z moim poczuciem humoru;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie (albo obie mamy jakieś dziwne poczucie humoru), mnie też nieźle rozbawił. Z resztą ten na żurawinę tak samo :D

      Usuń
  9. Jak myślę o pojedynkach, zawsze mi się przypomina opis z "Pamiętników" Dumasa ( mam namyśli oryginał, albo angielskie tłumaczenie, bo w polskim wyborze tego nie ma, ), kiedy to Dumas przed opisem jego pojedynku z Frederikiem Gaillardet rozwodzi się nad tym dlaczego woli szablę niż pistolet i wspomina jak pojedynkował się z bliżej nie określona osobą na pistolety. Efekt był taki, że kula odbiwszy się od ziemi zraniła go w łydkę ,a po powrocie do domu, nie chcąc martwić matki, skłamał jej, że kąpiąc zranił się drzazgą. Zawsze mnie to śmieszy :) I chyba też mam dziwne poczucie humoru bo "kukułka" też mnie bawi, ot taki sposób na zabicie nudy dla chorych na mal du siècle. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ładnie, kryć przed mamą takie rzeczy! :D Słowacki o narkotykach kłamał w liście do matki, że w tej orientalnej sziszy tylko tytoń sobie popala :D

      A wiesz, że masz rację? Ten pojedynek idealnie pasuje do filozofii życia dziewiętnastowiecznych melancholików :)

      Usuń
  10. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  11. Bardzo ciekawy post. Właściwie wszystko co tu napisałaś, było dla mnie nowością.
    Kodeks honorowy z lat 20. (o ile się nie mylę imć Boziewicza) dawał możliwosć pojedynkowania sie pistoletem, szablą i szpadą. Dla mnie pojedynki na pistolety są zupełnie głupotą.
    Ciekawostka jest taka, że pojedynki wracają do łask... w czasach gdy na honor się pluje. Ostatnio gdzieś czytałem o pojedynku dóch arystokratów brytyjskich, nawet starszych wiekiem. Na szczęście o ile wiem, dzisiejsze pojedynki nie są na śmierć i życie, raczej- do pierwszej krwi.
    Inna kwestia, juz od dwóch, trzech lat spekujuje się w Polsce, ze zostanie wydana najnowsza wersja Kodeksu Honorowego. Czekam na niego z niecierpliwością.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiedziałam o tym, że nadal ktoś się pojedynkuje! :O Ale to chyba tylko i wyłącznie w bardzo ekskluzywnych, brytyjskich kręgach - na polskich blokowiskach to raczej "solówki" na pięści, a pod stadionami "ustawki". Ach, gdzież ten romantyzm? :D

      Ciekawe, czy pozmieniają w nim coś, czy raczej wydadzą reprint Boziewicza?

      Usuń
  12. Solówki na pięści to nie pojedynki, raczej barbaria!
    Z wydaniem Kodeksu Honorowego jest wielki problem, bowiem niewiele powinno się zmieniać, ale że tak to ujmę, Kodeks Honorowy należy do innej cywilizacji, niż ta w mediach.... Kodeks Boziewicza zawiera sprawy kompletnie niepoprawne politycznie. Opublikowanie czegoś takiego dajmy na to przez Protokół Dyplomatyczny byłoby... dla niektóych kręgów skandaliczne. Dlatego starymi zwyczajami, Kodeks Boziewicza nadal obowiązuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli nic się nie zmienia ;)
      Swoją drogą skoro dzisiaj jest tak bardzo trudno o broń, trzeba mieć jakieś specjalne pozwolenia itp., to i pojedynki wyglądają, jak wyglądają. Na kij bejsbolowy i pięść pozwoleń żadnych nie trzeba... :/

      Usuń
  13. Bardzo ciekawy wpis w tematyce, która nigdy (pomijając Puszkina) mnie specjalnie nie interesowała. Przynajmniej, jeśli chodzi o Europę, bo o samurajskich pojedynkach mogłabym gadać godzinami (chociaż przyłapuję się na tym, że wcale nie myślałam o nich w kategoriach pojedynku, ciekawe) :D Może, jeśli będę chciała kiedyś napisać porównawczy wpis zajrzę jeszcze do Twojego ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak go napiszesz, to koniecznie podziel się linkiem :) O Japonii wiem niewiele i z chęcią przeczytam o tym, jak tam wyglądał kodeks honorowy i pojedynki :)

      Usuń
  14. Studio Birdbox zrobiło wesoły filmik o pojedynku: http://m.youtube.com/watch?v=Qi2kaDzGh9A

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :D Genialny!
      Widziałam kiedyś gifa w sieci, ale nie miałam pojęcia, że on jest z tego filmiku! Dzięki za link :)

      Usuń
  15. bardzo ciekawy post:)) fajnie, że o tym napisałaś:)
    pierwsza grafika jednego z moich ulubionych artystów:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta pierwsza grafika kolorystycznie bardzo przypomina scenę z filmu Onegin (też jest w poście), choć raczej to film wzorował się na obrazie :D Lubię, gdy twórcy filmowi inspirują się dawnymi dziełami. wszystko od razu lepiej wpasowuje się w epokę ;)

      Usuń