3 sierpnia 2014

Wiejski tydzień w zdjęciach

 ...czyli o tym, jak bez wielkich nakładów finansowych przenieść się w czasie w I połowę XIX wieku.



Nie wiem, czy pamiętacie, ale kiedyś tam, na początku blogowania, chyba po tym, jak uszyłam moją pierwszą sukienkę, postanowiłam, że na czas corocznego wyjazdu na wieś spróbuję urządzić sobie własną machinę czasu i żyć, jak na początku XIX wieku. Wyszło tak sobie :P bo po pierwsze: wieś nie oferuje rozrywek, którymi można by wypełnić cały miesiąc, a po drugie - nie było jeszcze Krynoliny, a więc ani żadnych spotkań kostiumowych, na które trzeba się obszywać, ani żadnych akcji, jak ta z listami. Dlatego wtedy moje "dziewiętnastowieczne życie" ograniczało się właściwie jedynie do czytania ówczesnych powieści i marzenia.
Tym razem jednak miało być zupełnie inaczej. Po raz pierwszy w życiu nie mam wakacji - tylko dwutygodniowy urlop i tyle rzeczy do zrobienia w tym czasie, że cudem udaje mi się domknąć każdy kolejny dzień w 24 godzinach. Dlatego tym chętniej wyrwałam się z miasta i zaszyłam na tydzień w małej kotlince za kilkoma pasmami gór - tam, gdzie czas płynie powoli, dni są słoneczne, a powietrze czyste i rześkie.


Zawsze, gdy jestem na wsi, włącza mi się filtr "Duma i Uprzedzenie", albo "Jane Eyre". Nie wiem, dlaczego, ale czasy Jane Austen i lata 40. XIX wieku mają dla mnie w sobie coś bliskiego naturze i wiejskiego. Może przez to, jaki świat jest ukazany w tych powieściach i w jakich miejscach żyją bohaterowie? Bo przecież w obu wspomnianych okresach istniały również zatłoczone bulwary, wystawne bale i tętniące życiem miasta...
Na ten tydzień pozwoliłam sobie zapomnieć o moim miejskim życiu i spróbować wieść to, które mogłabym mieć w pierwszej połowie XIX wieku. Przez ten czas w ogóle się nie malowałam (i nawet wrzuciłam tutaj zdjęcie! Ale nie bójcie się - jest robione pod światło, więc niewiele widać :P ), nosiłam tylko bawełnianą, wiązaną sukienkę i słomkowy kapelusz. Po trawie spacerowałam boso i całe dnie spędzałam na typowych zajęciach dziewiętnastowiecznych...



...czyli szyciu, robótkach ręcznych, spacerach, pisaniu listów i czytaniu. Każdy dzień zaczynałam wyprawą do wiejskiego warzywnika po śniadanie. Rozczochrana, w długiej koszuli nocnej z bufkami, spacerując po rosie, zrywałam zioła do przyprawienia jajecznicy lub porzeczki, które jadłam ze śmietankowym budyniem. Do tego zielona herbata z dodatkiem świeżej szałwii, mięty i płatków róży... Śniadanie jadłam na dworze, kołysząc się na miękkim hamaku i czytając książkę.
Jako, że chciałam żyć jak najbardziej "dziewiętnastowiecznie", stosowałam również ówczesne metody pielęgnacji. Po śniadaniu wyczesywałam włosy szczotką zwilżoną specjalnym płynem, myłam twarz w wodzie z dodatkiem toniku z 1854 roku, zrobiłam nawet dziewiętnastowieczną pastę do mycia zębów! :D (będą przepisy)



W ciągu dnia miałam czas na szycie ręczne - tutaj głównie nanosiłam poprawki w już gotowych ubraniach i uszyłam jeden półrękawek do nowej sukni. Drugi uszyję maszynowo i wrzucę zdjęcie na facebooka - ciekawe, czy poznacie, który jest który :D
Gdy miałam już dość szycia, wychodziłam na spacer lub przejażdżkę konną rowerową, bo koni w pobliżu na wsi już nie ma (pociągowe się nie liczą). Oddychałam świeżym, leśnym powietrzem, najadałam się malin, których mnóstwo było na krzaczkach (zjadałam codziennie ze dwie szklanki jak nic!) i czerpałam inspirację do nowych postów. Jednego, mglistego dnia, gdy góry były zatopione w chmurach uparłam się na podobną, wyjątkowo długą przejażdżkę i (okazało się, że gdy góry są w chmurach, pada w nich deszcz :O ) mijając kolejne zamglone ścieżki, poczułam się bardzo janeeyerowo. 

Jeszcze tego samego dnia, po powrocie, chwyciłam za pióro i napisałam odpowiedź na list, który czekał od kwietnia. To straszne i moja korespondentka pewnie już dawno pomyślała, że zrezygnowałam z akcji, ale czas od otrzymania listu minął mi właściwie nie wiem, kiedy! Przez te wszystkie dni nie miałam nawet chwilki, by zastanowić się nad tym, co chciałabym odpisać, a co dopiero nad złożeniem całości w przyzwoity list. Na wsi był idealny czas, by trochę pomarzyć i popisać.


I tak spędziłam ten tydzień, z powodzeniem przenosząc się w czasie. Eksperyment się udał i mogę Wam tylko polecić taki wehikuł czasu. Poza tym zebrałam materiał do mnóstwa nowych postów, które już wkrótce zaczną pojawiać się na blogu, także bądźcie czujni! :)

24 komentarze:

  1. U mnie się to niezbyt sprawdzi, ponieważ mieszkam na wsi, choć przyznaję, że kiedy na dłużej zostaję w jakimś mieście staram się przenosić się wehikułem czasu, do miejskiego życia 19 wieku, chodząc po starówkach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na odwrót! :D Fajny pomysł, choć w sumie robię to samo za każdym razem, jak oglądam jakieś XVIII- XIX-wieczne pałace, których w Kato niestety nie ma ;__;

      Usuń
  2. Nie mogę się doczekać przepisów! Szczególnie na pastę do zębów. Kiedyś się widziałam wzmiankę o niej a w jakimś dzienniku czy pamiętniku z drugiej połowy XIX i zastanawiałam się jak wtedy wyglądały pasty do zębów :) Czasami marzę, żeby tak przez parę dni nie było prądu, wtedy mogłabym się czuć jak w innej epoce, szczególnie, że wtedy nie dało by się korzystać ze wszystkich elektronicznych sprzętów. Hmm.. to nie jest głupi pomysł, takie odłączenie prądu w swoim pokoju ( przynajmniej od komputera) na parę dni :)
    P.S. Masz bardzo fajny kapelusz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wtedy mieli albo proszek, albo takie coś, co zrobiłam :D Pastę taką, jaką znamy dzisiaj wynalazł dopiero Oskar Troplowitz na początku XX wieku :)
      No nie jest, a jaki oszczędny :D U mnie przez jakiś czas nie było ciepłej wody w domu (remont kanalizacji) i też miałam dziewiętnastowieczne kąpiele z zestawem misa + garnuszek do polewania :D
      Dzięki, choć on w sumie nie jest mój - znalazłam go w domu i nosiłam cały czas :D

      Usuń
  3. Piękne zdjęcia, aż przypomniało mi się jak w dzieciństwie jeździłam do mojej ukochanej babci, która mieszkała na wsi w małym domku z ogródkiem. Nie wiem czemu najbardziej pamiętam te czerwone porzeczki, które ze smakiem jadłam oczywiście prosto z krzaka, maliny i pomidorówkę na świeżym powietrzu. Uwielbiam wieś, tam człowiek naprawdę może się zrelaksować i wyciszyć. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, chyba nigdzie indziej nie da się tak wypocząć, jak na wsi :) A tych owoców i jedzenia na świeżym powietrzu już mi brakuje ;)

      Usuń
  4. jak sielsko i cudnie:D mój kontakt z naturą ograniczył się ostatnio do wypadów nad jezioro, ale zawsze to trochę witaminy D i ochłody:)
    świetnie uchwyciłaś lekki letni klimat:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) Wypady nad jezioro też są super! Jak myślę, ile czasu nie byłam już nad żadną wodą, to aż mi głupio :D Zdecydowanie powinnam się gdzieś wybrać :)

      Usuń
  5. Fantastyczne zdjęcia :) A jak przyjemnie, wiejsko, spokojnie i jeszcze w XIX- wiecznym stylu :) To jest prawdziwy relaks :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) Zawsze i wszędzie w historycznym nastroju - to chyba jakaś moja życiowa dewiza :D

      Usuń
  6. Nie rozumiem takiego janokochanowskiego zauroczenia ludzi wsią. Nie chcę zatruwać klimatu, więc powiem tylko, że jako dziecko mieszkałam na wsi i po prostu nie kojarzy mi się z niczym dobrym. Z drugiej strony przyznaję, że pojechać na wakacje na wieś na tydzień to zupełnie co innego i jeśli okolica jest sprawdzona, to faktycznie można wypocząć od absolutnie wszystkiego (jak ten kot).

    Widziałam góry w chmurach, kiedy byłam nad Soliną. "Góry w chmurach" już samo w sobie brzmi poetycko, wręcz w stylu fantasy, ale ten widok - na żywo - ma w sobie coś niewyobrażalnie magnetycznego. Widzę, że to poczułaś.

    Zaintrygowałaś mnie tym płynem do wczesywania szczotką... Podoba mi się ta forma aplikacji. Gdyby przygotowanie nie wymagało jakiś zagadkowych związków chemicznych z tajemniczych sklepów, których u mnie nie ma... Hm.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, rozumiem Cię. Jak jeździłam na wieś na miesiąc lub dłużej, nienawidziłam tego miejsca. Na co dzień uwielbiam wielkie miasta, ale tydzień lub dwa na wsi to doskonały wypoczynek :)

      No, góry w chmurach są niesamowite! Cały czas żałuję, że nie zrobiłam wtedy zdjęcia ;)

      To są wady dawnych kosmetyków... Na szczęście wiele składników można kupić przez internet :)

      Usuń
  7. Ach, Porcelanko, tymi zdjęciami pobiłaś wszystko! Są tak cudownie klimatyczne, że, chociaż dopiero co wróciłam z wakacji, zapragnęłam jechać na wieś i odpoczywać :D Ale powiem Ci, że mnie w tym roku dotknęło to samo i też przez dwa tygodnie w ogóle się nie malowałam. Najpierw myślałam,że to będzie trudne, a potem tak się do tego przyzwyczaiłam, że nawet polubiłam siebie w tej wersji :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tez miałam! :D teraz, kiedy wróciłam "do ludzi" znowu się maluję, czuję się, jakbym miała na twarzy mnóstwo tapety -_- Porcelanko - świetny pomysł na spędzenie wakacji, zazdroszczę ci! :p Mi też zawsze w górach (czy gdziekolwiek bliżej natury) włącza się janeausten/eyre mode on, i tak samo jak u ciebie, tryb zależy od ilości mgły :D

      Usuń
    2. Dzięki :) Na wsi są fajne "plenery" do zdjęć :)
      Z tym malowaniem też tak miałam. Super było to, jak ekspresowo mogłam wybrać się z domu :) I też lubiłam siebie w tej wersji... Dopóki nie spojrzałam w lustro :D
      Mgła to taka Jane Eyre w proszku... yyy... wodzie :D

      Usuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetne są te Twoje pomysły na ,,dawne" życie ( kosmetyki, przepisy, teraz wiejskie wakacje.. Aż mi się zamarzyło wyjechać na wieś.. Ja uruchamiam wehikuł czasu za każdym razem, gdy jestem w jakichś ,,klimatycznych" miejscach - to świetna zabawa! Jestem ciekawa co to za płyn do włosów, czeka niecierpliwie na dalsze posty!


    P.S. Ten pan powyżej dostał się tu przez moją pomyłkę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że nie tylko ja się tak bawię :D Najlepsze jest to, że (o ile nie mam kostiumu) ludzie nawet nie mają o tym pojęcia :D

      Usuń
  10. Wielbię Twojego bloga, ale przeglądając go w całości pomyślałam, ze lepiej wyglądałby bez bocznego paska. Informacje z niego możesz wrzucić do podstron na belce, a o ile bardziej komfortowo oglądałoby się śliczne obrazy i zdjęcia. :)

    Zazdroszczę pulpitu i zabawy listowej. I cudnego urlopu - ja w te wakacje nie mam wakacji :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za sugestię. Wiem, że blog potrzebuje porządków i pewnie jakoś w sierpniu znajdę czas na małe sprzątanie. Ale paska raczej się nie pozbędę, bo sama u siebie i na innych blogach korzystam głównie z tych bocznych szpalt :)

      Może następnym razem do nas dołączysz? ;)
      "Pulpit" znalazłam w wiejskiej majsterce i tak naprawdę to jest jakaś skrzynka na narzędzia haha :D

      Usuń
  11. Dostrzegam atrament parkerowski... i kubeczek z Chodzieża ;-) czasem dobrze jest móc odpocząć od pędzącego, współczesnego świata i zaszyć się na łonie natury. Często mi tego brakuje. Szkoda, że dziś wszyscy oczekują od człowieka nieustannej dostępności - na facebooku, przez telefon komórkowy, maila... Przez co nigdy do końca nie można się oderwać od świata, w przeciwnym razie od razu pojawia się panika, że umarłaś ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wprawne oko wszystko dostrzeże :D
      Oj tak, ja już jestem wręcz uzależniona od internetu :P ale kiedyś wybywałam na wieś na 2 miesiące i byłam całkiem odcięta od rzeczywistości (nie było internetu, telewizji, zasięgu w telefonie, nawet radio kiepsko odbierało). Potem wiele znajomości musiałam zaczynać od nowa, a niektóre całkiem się kończyły, także chyba wolę wieś taką, jaka jest teraz :P

      Usuń
  12. Rozmarzyłam się przy oglądaniu Twoich zdjęć, pięknie przekazują klimat Twoich postów i małych wypraw :) bardzo bym chciała mieć takie miejsce w którym mogłabym tak wypocząć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) W ładnych miejscach, przy ładnej pogodzie zdjęcia zawsze się udają :)

      Usuń