Dzisiaj napiszę trochę o osiemnastowiecznym sposobie kamuflowania / podkreślania urody. W drugiej części posta znajdziecie też mój manicure inspirowany tym sposobem ;)
Chodzi oczywiście o muszki, czyli małe, wykonane zazwyczaj z czarnego (czasem czerwonego) aksamitu lub jedwabiu, przybierające najczęściej kształt koła (ale mogły być też jakiekolwiek inne, legenda głosi, że pewna osiemnastowieczna dama nosiła wizerunek zaprzęgu na twarzy :D ) ozdoby.
Naklejano je na twarz, dekolt, słowem wszędzie, gdzie się dało. Każda muszka miała też swoją funkcję i nazwę. Oczywiście najczęściej służyły one do tego, do czego dzisiaj używamy korektora – maskowały małe blizny (w XVIII w. były to najczęściej blizny po ospie), pryszcze, rozszerzone pory i inne paskudztwa, o których nie chcecie czytać ^^ Muszki o takiej funkcji nosiły miano złodziejek. A jak z innymi? Oto moja muszkowa mapa twarzy:
Prawda, że ładne? Moje muszki namalowałam eyelinerem i bardzo żałuję, że nie można ich nosić na co dzień bez ściągania na siebie ciekawskich spojrzeń. Ja uwielbiam muszkę rozkochaną i płochą. Jakoś tak dobrze nosi mi się je na twarzy :)
***
A teraz druga, skromniejsza część dzisiejszej notki – manicure inspirowany muszkami. Nie jestem mistrzynią w malowaniu paznokci, zawsze się spieszę i przez to moje „mani” nigdy nie są idealne, ale teraz postanowiłam się wysilić – to na razie szczyt moich możliwości (czasowych).
Jest to zmodyfikowany french manicure. Za bazę posłużyły lakier nude i różowa emalia do french manicure. Końcówkę pomalowałam na czarno, tym samym kolorem wykonałam, no powiedzmy, dość ubogie zdobienie – muszki. Namalowałam je w kształcie serduszek za pomocą szpilki, po jednym na każdą dłoń.
Podobają się Wam muszki?
bardzo mi się podoba ten temat,piękna ozdoba. A jak wygląda sprawa z męskimi muszkami?
OdpowiedzUsuńMyślę, że podobnie. Mężczyźni też naklejali muszki, a ich znaczenie (tak przypuszczam) było uniwersalne :)
Usuń