Dzisiaj post będzie pachnący i słodki :3
Jako, że na wsi w ogrodzie rośnie całkiem pokaźny krzew róży (ten na powyższym zdjęciu to inny, mniejszy ;) ), postanowiłam wypróbować w tym roku dwa różane, regencyjne przepisy.
Tym razem nie wertowałam żadnej książki (a mam jedną, i to polską! Będę musiała ją przejrzeć i jesienią coś z niej ugotować :) ), tylko skorzystałam z tych udostępnionych na stronie janeausten.co.uk. Dzisiaj pierwszy z nich:
Przepis znalazłam TUTAJ |
Na stronie, z której wzięłam przepis jest informacja, że pochodzi on z osiemnastowiecznej książki Booke of Sweetmeats Marthy Washington. Myślę, że właściciele oficjalnej strony poświęconej Jane Austen wiedzieli, co robią, zamieszczając go tam ;)
"Weź róże i odetnij białą część ich płatków. Następnie zanurz je w wodzie różanej i soku z cytryny. Następnie umieść w naczyniu z taką ilością cukru, jaką zdołają wchłonąć. Postaw je na ogniu i gotuj delikatnie. Upuść kroplę na talerz - jeśli stężeje, gotowania wystarczy. Z masy uformuj małe ciastka i pozostaw je na słońcu do wyschnięcia"
(tak, to jest luźne tłumaczenie :P )
Czas mieszać i gotować!
- Zerwałam płatki róż.
- Z każdego odkroiłam biały koniec.
- Wsypałam płatki do dużej makutry i dolałam sok z cytryny.
- Ucierałam płatki jakiś czas, żeby puściły własny sok.
- Ucierając, dodawałam tyle brązowego cukru, ile płatki zdołały wchłonąć.
- Następnie przełożyłam różaną masę do garnuszka i postawiłam na ogniu, cały czas mieszając.
- Cukier jakby skarmelizował się :)
- Zgodnie z przepisem, uformowałam cukierki (no, nie są może najpiękniejsze, ale ten cukier był wrzący i trudno było z niego ułożyć cokolwiek sensownego
- Zostawiłam na słońcu do stwardnienia.
I co z tego wyszło?
Nic! :D Cukierki stały się tak twarde i tak mocno przywarły do talerza, że nawet piłowanie ich nie pomogło :D
Myślę, że tutaj lepiej będzie użyć miękkich foremek silikonowych (np. takich do wypieku babeczek), wtedy cukierki na pewno dadzą się łatwo odczepić.
W każdym razie, po dość długiej walce odłupałam sobie kawałek cukierka i... smakował faktycznie jak różany cukierek! I to taki współczesny :) Z tą tylko różnicą, że ten nie ma żadnych sztucznych barwników, aromatów, ani konserwantów.
Także jeśli będziecie chciały / chcieli wypróbować ten przepis, to polecam. Jest prosty, osiemnastowieczny, smaczny i... równie tuczący! :D
Oo, przez cały czas czytania tego przepisu zastanawiałam się, czy to w ogóle będzie jadalne :D Fajnie, że jednak jest!
OdpowiedzUsuńI jak zwykle jestem zachwycona zdjęciami, Porcelanko! :)
Są jadalne, to jest chyba taki specjalny, konfiturowy gatunek róży, choć podobno płatki każdej można jeść i nic się nie stanie ;)
UsuńGdyby nie to ,że nie przepadam za smakiem róży ... ;p (w lodówce od dwóch lat stoi miód różany - różowiutki, przeraźliwie slodki, w cukierkowym słoiczku i straszący mnie zapachem ... tak przy okazji - te cukierki się nie psują ;D Taka zawartość cukru to wyklucza ;)
OdpowiedzUsuńMiodu różanego jeszcze nie próbowałam, ale za to jadłam kiedyś wrzosowy (o dziwnie glutowatej konsystencji :P ).
UsuńNo, to są rzeczywiście CUKIERki :D
Smakuje jak bardzo skoncentrowana niekwaśna konfitura różana ;p i ma charakterystyczny posmak miodu ... A konsystencja - świeży jest różowy i lejący, starszy się krystalizuje ;) Przy czym miód jak cukier - nie starzeje się, więc można go spokojnie jeść nawet kilka lat ;) - jedyna zasada to taka, że nie wolno wkładać do niego łyżki po innych produktach lub wyjętą z ust ... musi być umyta i sucha ;)
UsuńNo, jasne! Miód, jeśli się go dobrze przechowuje, może przetrwać całe lata :) Jak kiedyś będzie okazja, to kupię sobie różany i spróbuję :)
UsuńPodobno najlepszy pochodzi z Ukrainy ;)
Usuń:))) Fotograficzna relacja z przygotowywania różanych cukierków piękna.
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńMina kota na pierwszym zdjęciu - bezcenna. :D
OdpowiedzUsuńA cukierki chętnie bym zrobiła, głównie ze względu na ich ekologiczność. :)
:D To stary kot sąsiadów, myślał, że niosę coś dla niego na tym talerzu :D
UsuńAle mam teraz ochotę na pączka z różą... Za twardymi cukierkami nie przepadam, ale pączek, taaaak :D Może od papieru do pieczenia łatwiej byłoby odrywać te cukierki?
OdpowiedzUsuńMyślałam nad tym, ale nie wiem, czy nie przywarłby do cukierków...
UsuńSkoro lubisz nadzienie pączków, to pewnie spodoba Ci się ten drugi przepis ;>
Karmelki różane. Mniam! Nie powiem, mam ochotę spróbować, szkoda tylko że rodzina pozbyła się krzaka róży (były z niej pyszne konfitury, nie wiem jak można było). :(((
OdpowiedzUsuńAle, gdy tylko będę miała okazję, to będę próbowała zrobić. I oczywiście zaopatrzę się w foremki silikonowe, albo chociaż jakieś uformowane z folii aluminiowej pojemniczki...
U mnie babcia na szczęście lubi ten krzew i róża cały czas się rozrasta :)
UsuńSilikonowe będą chyba najlepsze, bo są giętkie ;)
Słyszałam o tym, że róża jest jadalna. Zresztą wiele kwiatów jest. W jednej powieści młodzieżowej umiejscowionej w tamtych czasach widziałam wspomniane babeczki nadziewane kandyzowanymi płatkami róży. Ale żeby zrobić cukierki? Na to bym nie wpadła.
OdpowiedzUsuńMyślę, że zamiast używać silikonowych foremek można też wyłożyć na papier do pieczenia. Albo talerz wcześniej czymś obsypać, cukrem-pudrem może?
W każdym razie przepis wygląda tak smakowicie, że chyba nawet go wypróbuję, jeśli będzie możliwość zaopatrzenia się w składniki (o różach z kwiaciarni nawet nie myślę, bo to strach z tego korzystać w celach spożywczych).
Myślałam nad posypaniem talerza i nad papierem, ale nie wiem, czy to by pomogło... Ciekawa jestem, jak rozwiązują ten problem w cukierniach - muszą mieć chyba jakieś specjalne formy (?)
UsuńCoś w stylu kandyzowanych płatków będzie następnym razem ;)
Róże w kwiaciarni faktycznie mogą być pryskane, ale może niedaleko domu masz taki krzew? U mnie na osiedlu rosły kiedyś dwa i pięknie pachniały, a ostatnio okazało się też, że niedaleko domu mam jaśmin :) A tak go szukałam!
Z tego co wiem, na pewno nie wolno lilii jeść bo są trujące ... A cukier puder - Porcelano - właśnie tak się je robi :) On działa przy masie cukrowej/karmelu/lukrze jak mąka przy cieście ;)
UsuńCóż, konwalia (mój ukochany kwiat zresztą) należy do silnie trujących (nawet woda, w której stały ścięte może poważnie zaszkodzić), ale robi się z niej też leki nasercowe. Ciekawostka.
UsuńNie będę sąsiadów z kwiatów obkradać... ^^'
Kiedyś zwróciłam uwagę, że kupcze cukierki, takie nie pakowane pojedynczo tylko w całych paczkach, są czymś posypane, jakby cukrem, tylko nie słodkim. Cóż, a formy mają do nich na pewno.
Hmm, może faktycznie to jest ten cukier puder... Gdyby nasypać go do miski i do niego wrzucić kilka większych kropli tej masy, ona ostygłaby w tym słodkim proszku i cukierki byłyby faktycznie cukierkami... Jak kiedyś będę robiła miętowe, to wypróbuję ten sposób :)
UsuńŚwietny pomysł na oryginalne słodycze:)
OdpowiedzUsuńW XVIII wieku innych nie mieli ;)
UsuńAle ciekawe! Musze to kiedyś wykorzystać :) hmm, ale chyba udało Ci się już oderwać cukierki z talerza?
OdpowiedzUsuńNie :D To, co się dało odpiłować, to odpiłowałam, a reszta niestety była nie do odklejenia :D
UsuńZawsze można zlizać.
Usuń... Ach, to takie nieeleganckie, cóż to za maniery! >u<
Oj tam, konwenanse są po to, żeby je łamać :D Próbowałam nawet odgryźć sobie kawałek, ale one były takie twarde i gładkie, że nie dało się nic z nimi zrobić :D
UsuńSuper sprawa! Jak się przeprowadzę na wieś, to zmuszę mojego M, żeby mi taki krzak zasadził ;) co do papieru, to nie jestem pewna - a jak ta masa w niego wsiąknie? Kiedyś słyszałam o smarowaniu talerza masłem, ale nie jestem przekonana. Chyba najlepszy będzie ten cukier puder.
OdpowiedzUsuńCukierasy jak się patrzy, może kiedyś zrobię :D
Ten krzew dodatkowo pięknie pachnie, gdy jest się niedaleko :)
UsuńWłaśnie z tym papierem też nie jestem taka pewna...cukier puder najlepszy :)
Naprawdę ciekawy przepis - jestem ogromnie ciekawa, jak smakują takie cukierasy :)
OdpowiedzUsuńSmakują trochę jak nadzienie pączków, tylko bardziej intensywnie :)
UsuńO! A takie nadzienie uwielbiam :)
UsuńNo właśnie, w chwili, gdy przeczytałam, jak nakładałaś masę na talerz zaczęłam się zastanawiać, jakim cudem je potem z niego oderwałaś. I miałam rację:) Dobrze, że Ci talerz nie pękł podczas próby odłączania:):) I teraz pytanie - ponieważ w XVIII wieku nie posiadano silikonowych foremek, ile talerzy "poszło" z powodu zachcianki jakiejś panny na cukierki różane:)
OdpowiedzUsuńWłaśnie, tez się nad tym zastanawiałam :D Może mieli na to jednak jakieś specjalne formy lub jakąś inną metodę (?)
UsuńŻeby cukierki się nie przyklejały należało talerz, blat, blachę posypać cukrem pudrem. Formy były i to jakie !!!, Silikonowych nie było a nie wiem czy cukierki się do nich nie przykleja. Na pewno o tym pisał Ivan Day, ma tez sporo filmików z tego co on produkuje .... to mam wrażenie za żadne Laduree go nie przerośnie.
OdpowiedzUsuńNastępnym razem posypię :) No i sprawdzę sobie Ivana Day :)
UsuńJakoś mi ten post umknął.
OdpowiedzUsuńSą specjalne odmiany róż hodowane właśnie do jedzenia. Nie kwitną tak okazale jak te sadzone dla ozdoby, ale są mrozoodporne. "Choruję" na nie od dawna i może w przyszłym roku uda mi się je kupić i posadzić na konfitury :)
Właśnie ta moja / babcina róża jest chyba z gatunku tych konfiturowych :)
UsuńKrzew pięknie rozrasta się przy płocie, a płatki są całkiem smaczne, także mogę tylko polecić posadzenie takiej w ogrodzie :)