Każda pierwsza rekonstrukcja w sezonie ma swój niepowtarzalny urok,
jak każdy pierwszy dzień wiosny. Wyciąganie z pudeł halek, sukienek i
dodatków, odkurzanie szpeju, pakowanie i pierwsza podróż do XIX wieku
mają w sobie czar świeżości, który bardzo lubię - tak jak lubię też
pierwsze naprawdę ciepłe, późno majowe i czerwcowe dni. Tym razem celem
podróży była Bratysława w 1809 roku.
Rozległy park, w którym stacjonowały wojska powitał nas porywistym, nocnym wiatrem. Mimo bardzo późnej nocy trzeba było rozłożyć namioty i rozlokować w nich oddział. Lubię moment rozkładania obozu, moment, w którym jakiś park czy las właśnie staje się domem. No i lubię spać na sianie. Gdy moja pomoc przy namiotach przestała być potrzebna wypchałam swój siennik sianem i zlokalizowałam ujęcie wody, żeby następnego dnia rano nie marnować czasu na poszukiwania. Tego dnia od razu poszłam spać, zmęczona całym poprzednim tygodniem w zawrotnym, dwudziestopierwszowiecznym tempie życia (czytaj: śpię po 3 godziny na dobę, pracuję po 21 i i tak nie zdanżam).
Rozległy park, w którym stacjonowały wojska powitał nas porywistym, nocnym wiatrem. Mimo bardzo późnej nocy trzeba było rozłożyć namioty i rozlokować w nich oddział. Lubię moment rozkładania obozu, moment, w którym jakiś park czy las właśnie staje się domem. No i lubię spać na sianie. Gdy moja pomoc przy namiotach przestała być potrzebna wypchałam swój siennik sianem i zlokalizowałam ujęcie wody, żeby następnego dnia rano nie marnować czasu na poszukiwania. Tego dnia od razu poszłam spać, zmęczona całym poprzednim tygodniem w zawrotnym, dwudziestopierwszowiecznym tempie życia (czytaj: śpię po 3 godziny na dobę, pracuję po 21 i i tak nie zdanżam).
Fotki żarcia --> wiadomo :3 |
Szczęśliwym
trafem wymarsz w stronę miasta opóźnił się, dzięki czemu mogłam iść obok
oddziału, zamiast szukać napoleońskiego wojska w całej Bratysławie.
Rozświetlone, pastelowe kamieniczki sprawiały wrażenie przytulnych,
trochę cukrowych, a oddziały manewrujące na placu przed ratuszem i
oddające honorowe wystrzały zdawały się odlanymi z cyny, malowanymi
figurkami, które dowódca układał w czworobok.
Właściwie,
można by spacerować tymi uliczkami i przyglądać się miastu dalej,
gdyby się nie zostawiło ciepłego spencera w obozie. Chłód przegnał mnie z
powrotem do parku. Po drodze wraz z całym oddziałem zostaliśmy
poczęstowani przez cukiernika lodami (lawendowe :3 ) w zamian za zdjęcie
za ladą. Soldiering, this is the life!
W obozie
żołnierze bynajmniej nie próżnowali - przez kilka długich godzin
ćwiczyli musztrę i manewry, a ja w tym czasie siedziałam sobie z
doboszami przy ognisku, popijając herbatę z mojego reko czajniczka i
szyjąc coś, co dawno powinnam już mieć - reko przybornik do szycia. Tak,
jak oryginały, zrobiony jest z resztek materiału pozostałego po szyciu
sukni. W drodze na Bratysławę zaczęłam, a w obozie skończyłam go szyć.
Wracający z manewrów żołnierze widząc to snuli już rozległe wizje szycia
kamaszy, cerowania skarpet itp. skoro tak sobie cały czas szyję i tak
to lubię :P
Przed obiadem wybrałam się jeszcze na
spacer, by zobaczyć, jak rozległy jest obóz, no i kupić na jednym ze
straganów ręcznie haftowany naszyjnik (do przerobienia na broszkę, he
he). W obozie było mnóstwo znajomych, z którymi co kilka kroków ucinałam
sobie pogawędkę na różne tematy i tak właściwie było aż do rozpoczęcia
bitwy, która przerwała moją konwersację o krojach sukni
dziewiętnastowiecznych i strojach dobrych dla markietanek.
To
była bitwa! W przeciwieństwie do ogromnych batalii rozlewających się po
niesamowitych przestrzeniach, gdzie widać masy wojsk przesuwające się
po polu jak pionki po szachownicy, mniejsze bitwy mają tę zaletę, że
widać szczegół - ogień i dym wystrzałów, sposób ładowania armaty,
dowódcę, zarządzającego swoim oddziałem i wydającego komendy,
poszczególne elementy rzędów końskich szarżującej kawalerii, emocje na
twarzach żołnierzy piechoty, gdy ta kawaleria naciera na przed chwilą
uformowany czworobok... Każda bitwa jest inna i każda piękna na swój
sposób, ale w każdej najlepsze jest to, że martwi i ranni zawsze
powstają z pola, by zjeść kolację.
Wieczorem
zaplanowano pokaz artyleryjski - ostrzelanie Bratysławy z drugiego
brzegu Dunaju. Huk wystrzałów niósł się po wodzie, wpadając echem na te
pastelowe kamieniczki. Teraz tonęły w nocy i tylko błyski i iskry
rozświetlały je. Most, na którym staliśmy cały drżał, a ja razem z nim,
bardziej niż wystrzałów bojąc się że wpadnę w tę straszną, wartką,
rzeczną toń.
Pokaz zakończył deszcz, na który zanosiło się już od dwóch dni. Wszyscy
zaczęli się rozchodzić w różne strony, niektórzy do miasta, inni do
obozu. Postanowiłam wrócić w nadziei, że w jednym z większych namiotów
znajdę znajomych spod Austerlitz, którzy zapraszali mnie do siebie przed
pokazem. Niestety, w nocy pomyliłam drogę i trochę błądziłam w
ciemnościach. W momencie, gdy znalazłam właściwą ścieżkę i pomyślałam,
jak to dobrze, że wełna jest nieprzemakalna, wpadłam w wielką, czarną
kałużę, a zanim zdążyłam pomyśleć, że te białe pończochy były całkiem
nowe i że nie mam butów na zmianę - wpadłam w drugą kałużę i już nie
było wyboru - trzeba było wracać do namiotu się przebrać. Jakież było
moje zdziwienie, gdy po rozchyleniu drzwi odkryłam w środku
połowę pułku! Siedzieli sobie radośnie na siennikach, nie mając pojęcia
ani o kałużach ani o tym, że mam zwyczaj układać sobie przed
zapadnięciem zmroku cały szpej tak, żeby potem w ciemnościach niczego
nie szukać i szybko, bezproblemowo się przebrać. Trochę czasu zabrały
tłumaczenia, że wcale nie chcę ich wyrzucać, ale wszystko mam z błota - i
potem te roszady w deszczu między dwoma namiotami. Przed północą
leżałam już na swoim posłaniu, wsłuchując się w deszcz bębniący o lniane
ścianki i spływający bokiem na trawę. Nie wiedziałam wtedy
jeszcze, że podczas snu pozbędę się poduszki, wyrzucając ją częściowo
poza obręb namiotu i że ona też będzie do prania. Widocznie
rekonstruktor jest trochę jak dziecko - brudny, znaczy szczęśliwy.
ENGLISH: The post tells the story of Bratislava 1809 reenactment. I spent a nice, relaxing weekend, living with friends in historic camp, sewing historic stuff, watching the battle, "shooting" the city with cannons and hiding in canvas from may rain. A pleasant beggining of the season :)
Powiesz skąd masz te cudne nożyczki? Zakochałam się.
OdpowiedzUsuńŚwietny post <3
Z Tigera xD Były tam w zeszłym roku :P
UsuńBratysława jest niesamowita :D
OdpowiedzUsuńSzczególnie ta w czasach napoleońskich ;)
UsuńAch jaka jesteś zachwycająca - co ta za wspaniałe hobby. Jestem ABSOLUTNIE zauroczona !!!!! Cudownie - ściskam - Margot :))))
OdpowiedzUsuńDziękuję! :) :*
UsuńSuper to wygląda :D
OdpowiedzUsuńDzięki! :)
UsuńMi też się to niesamowicie podoba :D
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńŁadnie to wygląda.
OdpowiedzUsuń