10 września 2012

Rozważna i Romantyczna

Ten film już widziałam, dawno, dawno temu i na filmwebie oceniłam go tylko 5/10. Jakiś czas temu trafiłam na niego na Youtube i zapragnęłam zobaczyć go ponownie i sprawdzić, czy coś się zmieniło...



I tak sobie oglądałam, oglądałam i zastanawiałam się, co mnie wtedy trafiło, żeby taki fajny film ocenić tak nisko! Dzisiaj nie będzie żadnego narzekania, bo Rozważna i Romantyczna mnie zachwyciły




W tym filmie jest 100% nastroju Jane Austen, więc dla takich jak ja poszukiwaczy dziewiętnastowiecznego klimatu jest on na pewno miłym sposobem na spędzenie deszczowego popołudnia :)




Ogromnym plusem jest dobór aktorów. Oglądając, zauważyłam że zazwyczaj skupiam się na jednej lub dwóch dobrze zagranych postaciach, a reszta jest dla mnie drugoplanowa. Tutaj wszyscy wydają się pierwszoplanowi :D Każdy bohater jest wiarygodny i (przynajmniej według mnie) dobrze zagrany.




Dobre i złe bohaterki kontrastują ze sobą nie tylko zachowaniem i ubiorem, ale nawet brzmieniem głosu - fajnie wybrali aktorki :) No i oczywiście w filmie mamy aż 3 przystojniaków :D A oczu mam tylko parę, więc podczas oglądania miałam niemały dylemat na kogo patrzeć :P




Tutaj, w przeciwieństwie do książki (czytałam tak dawno temu! miałam wtedy -naście lat i w głowie to, co Marianna :P ) i serialu z 2008 najbardziej polubiłam Brandona. Chociaż do dziś zastanawiam się, jak to jest, że w życiu skręciłam nogę w kostce trzy razy i za każdym nie przybył żaden Willoughby :D :D A zgodnie z obliczeniami powinno być ich już 3 - no i gdzie są ci moi gentlemani, panno Austen? :P




Wracając do filmu, bardzo podobały mi się wnętrza, a szczególnie domek, do którego przeprowadziły się panny Dashwood. Myślę, że gdy sama będę się urządzać, zobaczę sobie film jeszcze raz i część mieszkania wystylizuję na Rozważną i Romantyczną :)




Piękne są również kostiumy - sukienki sióstr wydają się takie lekkie i tak miękko się układają... Polubiłam też buty Marianny i wciąż kombinuję, co zrobić, by takie mieć (te, o których pisałam w tym poście niestety są w stanie rozkładu i chyba nic im już nie pomoże - szukam dalej).



Oprócz strojów i wnętrz również muzyka jest dużym plusem. Jest lekka i przyjemna, no i dobrze podkreśla nastrój filmu. Jedyne, czego żałuję, to że na ścieżce dźwiękowej zamiast utworu śpiewanego przez Mariannę jest profesjonalne, operowe wykonanie. Mnie bardziej podoba się to nieskomplikowane, ale ładne wykonanie Kate Winslet, którego fragment można wysłuchać w filmie:




Dla porównania, poniżej jest wykonanie profesjonalne:






Ostatecznie całkiem zmieniłam moje mniemanie o tym filmie, na prawdę nie wiem, co mi się w nim nie podobało, gdy widziałam go po raz pierwszy. Jest na prawdę fajny, oczywiście pomijam tutaj fabułę, bo ta została wymyślona przez Jane Austen. Film jest dość wierny książce, więc nie liczyłam na żadne intelektualne fascynacje :P tylko na miło spędzone popołudnie z dala od nieciekawej współczesności i film zagwarantował je w 100% Polecam :)

9/10

10 komentarzy:

  1. Bardzo lubię ten film. :) Co do gentelmanów, to właśnie dzisiaj jednemu panu napisałam, że aktualnie to można o nich poczytać u Jane Austen. :D A współcześni panowie... Ech... Szkoda pisać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawa jestem, czy ten pan wiedział kim w ogóle jest JA :D

      Współcześnie, niestety większość "panów" to po prostu wieczni chłopcy, a spora część z nich to dodatkowo niewychowani wieczni chłopcy :/ Gentlemana takiego w stylu powieści JA i sióstr Bronte (i w dodatku nieżonatego :P) w życiu spotkałam tylko jednego i akurat jak na złość był dla mnie całkiem niedostępny... ech, ciężkie jest życie w nieswojej epoce :D :P

      Usuń
  2. Z całej trójki panów to polubiłam tylko pułkownika, choć i na pozostałą dwójkę miło było patrzeć. Szkoda, że Marianne nawet na końcu filmu nie przejrzała na oczy, tylko wciąż wspominała Willoughby'ego. To mnie strasznie zirytowało, tym bardziej, że pułkownik Brandon robił dosłownie wszystko, by jej życie było usłane różami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, racja, Brandon jest dla Marianny po prostu za dobry i za szlachetny. Gdy czytałam książkę, byłam bardzo zła, że wszystko tak się skończyło, bo Willoughby i Marianna bardzo do siebie pasowali. Szkoda, że JA nie wymyśliła jeszcze jednej ładnie śpiewającej :P bohaterki z charakterem bardziej odpowiednim dla Brandona...

      A co do trzeciego pana, to ujął mnie swoim zachowaniem względem najmłodszej z sióstr. Lubię scenę, w której Edward odkrywa jej kryjówkę w bibliotece, ale nie zdradza jej przed Fanny. Moment zabawny i słodki zarazem :P Może dlatego, że sama byłam kiedyś taką pannicą - wspinającą się na drzewa i ukrywającą się pod stołami :P

      Usuń
    2. No, jeśli chodzi o Edwarda, to faktycznie, ta scena jest po prostu świetna, tak samo jak zabawa z kijami imitującymi miecze. ^ ^ Edward jest bardzo słodki, a właściwie - według mnie - przesłodzony, przynajmniej w filmie, bo książki nie czytałam. I wydaje się bardzo mało zaradny. Honorowy, owszem, ale zagubiony i chyba zbyt... miękki dla najstarszej z sióstr. Natomiast za podejście do najmłodszej - duży plus. :D

      Usuń
    3. W książce Edward był BARDZO nieśmiały :) Gdy przyszedł oświadczyć się Elinor, z nerwów chwycił jej nożyczki (siostry zajęte były robótkami) i pociął nimi futerał, w którym się znajdowały :D :D :D Myślę, że w filmie widać tę nieśmiałość głównie w postawie Edwarda - jest taki jakby zgarbiony :P
      No i faktycznie - dla Elinor jest za słaby, nie wiem, jak to małżeństwo wyglądałoby w rzeczywistości :D

      Usuń
  3. Książkę oczywiście przeczytałam, film obejrzałam również! Zawsze poprawia mi humor. :) A co do gentlemanów... ten gatunek faceta niestety już wyginął, niczym dinozaury. :P Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, gentlemanów jest coraz mniej, ale myślę, że można ich jeszcze znaleźć, tylko trzeba bardzo intensywnie szukać :P

      Usuń
  4. Wiem, że jestem w mniejszości :P ale mnie ten film nie tylko nie potrafi zachwycić ale wręcz irytuje. Głównym powodem jest, niestety, dobór aktorów - choć grają znakomicie, jak przystało na takie nazwiska, nie pasują mi zupełnie do moich wyobrażeń o postaciach, które grają. Eleanor i Brandon są tutaj zwyczajnie za starzy (Emma Thompson miała wtedy lat 36, Alan Rickman - 49, a grali 19-latkę i 35-latka), podobnie pani Dashwood, o ile wygląda na matkę starszych sióstr to już na babcię najmłodszej ;) a Hugh Grant nie pasuje mi po prostu do roli Edwarda, który choć nieco skryty, był raczej w moich wyobrażeniach człowiekiem czynu, skazanym na bezczynność przez apodyktyczną matkę, a nie wiecznym chłopcem, w których to rolach zwykłam oglądać pana H.G. ;)W efekcie film ten zawsze kojarzy mi się z przyjęciem w stylu regencji, na którym grupa brytyjskich sław filmowych zabawia się, odtwarzając powieść pani Austen, a nie z ekranizacją powieści. Jako taką, zdecydowanie wolę wersję serialową BBC z 2008 roku (a Dominic Cooper to idealny Willoughby <3 ).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta serialowa była fajna, ale jakoś do niej nie wróciłam... A do tej czasem wracam. Ale może to dlatego, że nie jestem fanką literatury Austen, czasem lubię właśnie tylko filmy na podstawie jej dzieł ;)

      Usuń