7 września 2011

Laurence Sterne: Podróż sentymentalna przez Francję i Włochy

Długo polowałam na tę książkę, ale z różnych dziwnych powodów zawsze była w bibliotece tylko w jednym egzemplarzu i w dodatku niedostępna. W końcu jednak udało mi się ją dorwać – i co zobaczyłam? Książkę nieco większą niż dłoń, bardzo cienką, co niebywale lubię. Powieść w sam raz dla kobiety – drobna, zmieści się w torebce, doskonała do czytania w buduarze między jedną warstwą tuszu na rzęsach, a drugą :)



„Podróż sentymentalna” (śliczny tytuł) podzielona jest na niewielkie fragmenty, połączone ze sobą wspólną linią fabularną. Oto sentymentalny podróżny, Anglik Jorik pragnie zobaczyć (właśnie zobaczyć, nie zwiedzić) Francję i Włochy. Podróż bohatera jest w powieści (boję się używać tego słowa wobec książki tak niewielkiej rozmiarem) pretekstem do licznych rozważań na różne urocze tematy. Można powiedzieć, że każdy krótki rozdział jest autonomiczny, dotyczy jednej określonej dokładnie rzeczy, przy czym Sterne nierzadko ucieka się do popularnych metod oświeceniowej narracji – wyliczeń (w jednym z początkowych fragmentów dokonuje on klasyfikacji podróżnych), mistyfikacji, listu i wielu innych. Oprócz tego utwór jest zadziwiająco współczesny. Jego fragmentaryczność, zupełny brak wprowadzenia w opowieść (w pierwszym fragmencie czytelnik zostaje wepchnięty w sam środek jakiegoś dialogu i czyta odpowiedź, nie wiedząc, jakie było pytanie, ani kto z kim rozmawia), brak zakończenia oraz mnóstwo aluzji do innych utworów (te bardzo trudno rozszyfrować – trzeba do tego znać dokładnie angielską literaturę XVIII w.) zadziwiają, jeśli weźmiemy pod uwagę, że powieść była pisana ponad dwa wieki temu.
Niewielka rozmiarem, wielka znaczeniem, delikatnością i lekkością stylu, nowatroskością… Ach! Uwielbiam



Jednak to, co przykuło moją uwagę najbardziej, to (oczywiście) cudownie subtelna, osiemnastowieczna erotyka obecna w utworze :) Co prawda bohater/narrator często zaznacza swą cnotliwość :P całą winę efektu zrzucając na niegrzeczne skojarzenia czytelnika (na tym zbudowany jest fortel urwanego zakończenia powieści, którego nie zdradzę ;> ), jest to jednak dokładnie zaplanowana, sprytna gra z odbiorcą. Przedstawię Wam poniżej kilka moich ulubionych fragmentów – przepisałam je także dla siebie, bo są po prostu niesamowite


Rękawiczki - Paryż
„Poprosiła, bym włożył na próbę jedną parę, która zdawała się najmniejsza. Nadstawiła rozchyloną rękawiczkę – ręka moja wśliznęła się w nią natychmiast”
Przekład – Paryż
„Słowo daję, Madame – rzekłem pomógłszy jej wsiąść do karety – że sześć razy usiłowałem cię przepuścić. – A ja – odrzekła – sześć razy próbowałam waszmości wpuścić do środka. – Pragnąłbym, na Boga, byś pani spróbowała po raz siódmy – powiedziałem. – Z całego serca – rzekła czyniąc mi miejsce obok siebie. (…) Wsiadłem natychmiast, a ona zawiozła mnie z sobą do domu. (…) Dodam tylko, że znajomość, która wynikła z tego (…) dała mi więcej przyjemności niż jakakolwiek inna”
Pokusa – Paryż
„Z początku uczułem w sobie coś, co nie było w ścisłej zgodności z lekcją cnoty, jakiej udzieliłem jej poprzedniego wieczoru. Pięć minut szukałem biletu – wiedząc, że go nie posiadam; ująłem pióro – położyłem je z powrotem – ręka mi drżała – szatan był we mnie. (…) – Nie mam na czym pisać, droga moja – rzekłem. – Napiszcie, panie, na byle czym – powiedziała z prostotą. Miałem właśnie krzyknąć: - Napiszę zatem na twoich wargach, śliczne dziewczę!
Jeśli to zrobię – rzekłem – zginę. (…) Łóżko znajdowało się o półtora jarda od miejsca, w którym staliśmy. Trzymałem ciągle jej ręce – i nie wiem, jak to się stało, ale choć ani jej nie prosiłem – ani nie pociągałem – ani pomyślałem o łóżku, jednakże tak się zdarzyło, że usiedliśmy oboje. (…) Parę ściegów pękło było w zmarszczeniu mego żabotu. Śliczna pokojówka wydobyła bez słowa swoją torebkę z przyborami do szycia, nawlekła maleńką igiełkę i zaszyła pęknięcie. (…) a gdy przy tej czynności przesuwała w milczeniu ręką tam i z powrotem po mojej szyi, czułem, jak drżą laury, którymi wyobraźnia zwieńczyła mi głowę.”



Słowem, powieść – drobiazg: urocza, subtelna, niekiedy zabawna, zmieści się nawet w balowej kopertówce :) Pudełko wykwintnych, osiemnastowiecznych pralinek do niespiesznej degustacji

8/10

PS. Jakiś czas po napisaniu tej recenzji dowiedziałam się, że autor powieści był... pastorem (!) To dodaje nieco pikanterii powyższym cytatom, czyż nie? ;>

2 komentarze: