Polski tytuł mnie rozbroił: Alicja w krainie koszmaru xD W sumie do treści filmu pasuje, ale nijak się ma do oryginalnego tytułu. I pewnie jak wiele innych wymysłów polskich tłumaczy jest zupełnie pomijany, a film funkcjonuje pod oryginalną nazwą (przynajmniej na moim blogu :P).
Właściwie mało jest takich filmów, które w ogóle nie wywierają na mnie żadnego wrażenia – ani zachwytu, ani zdegustowania (:D) – ten do takich należy, co więcej: jest to jeden z 3 filmów, które obejrzałam ze względu na aktora (Jack Davenport), oczywiście tutaj zachęciło mnie również to, że jest kostiumowy.
Po obejrzeniu go zaczęłam się zastanawiać, co jest z nim nie tak. Bo coś musi być, skoro widz (czyli ja :P) jest po seansie całkiem beznamiętny i z ulgą wraca do porzuconej na te kilkadziesiąt minut książki. Hmm… kostiumy są całkiem przyzwoite; błękitna suknia Alicji nawet wpadła mi w oko ;) Gra aktorska, scenografia właściwie też, nie mam nic do zarzucenia… Muzyka mogłaby być lepsza, ale nie narzekam. Charakterystyczny dla horrorów sposób, w jaki porusza się kamera (jakby ktoś z ukrycia obserwował bohaterkę) dobrze pasuje do filmu, który miejscami miał trochę przerażać.
Co więc nie pasuje? Wydaje mi się, że na tą nijakość filmu wpływ miało rozbicie i zamieszanie między poszczególnymi wątkami. Obraz jest nakręcony na podstawie powieści, w której pewnie wszystko jest równomiernie rozłożone i na swoim miejscu. W adaptacji jednak ktoś widocznie zapomniał, że książkę czyta się długo, a film zajmuje najwyżej kilka godzin, wobec tego trzeba okroić historię tak, żeby widz, który książki nie czytał (ja o niej wcześniej nie słyszałam, pewnie Anglicy znają ją dobrze i film nie jest dla nich tak zaplątany) nie pogubił się w labiryncie przedstawionej historii.
Co zatem mamy:
1) starego, groźnego ojca, który wydziedziczył (chyba) syna i snuje matrymonialne plany co do adoptowanej przez siebie Alicji
2) drugiego syna, który pod jego wpływem knuje przeciw Alicji, żeby zdobyć majątek Wyvern
3) kobietę – monstrum wyniszczoną przez pożar, która również chce zdobyć ów majątek – jeśli nie małżeństwem, którego już nie może zawrzeć, to siłą
4) Alicję, która najpierw ucieka przed ojczymem, bierze ślub z jego synem, a potem staje się matką gorliwie walczącą o dziecko.
To wszystko miesza się w filmie w różnych proporcjach, co sprawia, że widz nie może nawet określić, który wątek jest tym głównym. W dodatku wiele z nich nagle się urywa i nie zostaje dokończona (np. wątek tej demonicznej kobiety, sama nie wiem, co się z nią stało; w innym momencie zaś ojciec mówi do starszego syna, że przelał jego krew {przywalił mu laską hahaha} i nic z tego nie wynika, żadna klątwa, nic dosłownie; Alicja przechodzi do porządku dziennego po tym, jak ta dziwna kobieta się na nią rzuciła – każdy inny człowiek miałby traumę do końca życia – przykłady można mnożyć i mnożyć…).
Poza tym pozostaje jeszcze kwestia scen, które miały straszyć, a… śmieszą! Mam tu na myśli głównie sceny z szaloną damą. Jej postać miałaby ogromny potencjał, gdyby okrojono inne wątki filmu, a z tego uczyniono główny – mroczna, spalona, czy też pomalowana na czarno część majątku i jej mieszkanka mogłyby naprawdę pobudzić wyobraźnię widza. Dlaczego tak się nie dzieje? Bo „ataki” demonicznej damy są wyjęte wprost z komiksu / kreskówki – ta sama stylistyka, brakuje tylko dzikich odgłosów i elementów wschodnich sztuk walki. Te sceny to zupełna porażka :D
Tego filmu nie polecam, ale nie jest też zły. Może skuszę się jeszcze kiedyś, ale tylko dla Jacka (ach!) i błękitnej sukienki Alicji (ach! :D). I wtedy może zmienię ocenę, ale na razie mój werdykt to:
3/10
23 yrs old Sales Associate Benetta Brosh, hailing from Laurentiens enjoys watching movies like "Rise & Fall of ECW, The" and Electronics. Took a trip to My Son Sanctuary and drives a Caravan. to
OdpowiedzUsuń