Po wnętrzach czas na malarstwo i różne drobiazgi :) W Ermitażu można znaleźć całe mnóstwo oryginalnych obrazów, m. in. płótna Rubensa, Rembrandta, van Dycka, Gauguina, Picassa... Mogłabym tak wymieniać i wymieniać. Dlatego idąc tam trzeba wiedzieć, czego się chce, nie da się tak po prostu zobaczyć wszystkiego. Mnie interesowały głównie: malarstwo angielskie, Friedrich i Watteau, który podobno miał tam być (info z internetu...), ale się go nie doszukałam. W tych poszukiwaniach doszłam już to tego, że po kolejnym obejściu sali i niezidentyfikowaniu ani jednego obrazu Watteau zaczęłam analizować każdą pojedynczą literę na każdej pojedynczej tabliczce przy każdym obrazie. To na pewno nie była cyrylica (takie wnioski z długiej analizy :P ) i na pewno żaden z obrazów to nie Watteau... No sama nie wiem, co o tym myśleć...
Ale z malarstwa angielskiego byłam zadowolona, nawet bardzo, bo znalazłam obraz, który uwielbiam, a nawet się nie spodziewałam, że mogę go tam zobaczyć. Mowa oczywiście o A Lady in Blue autorstwa Gainsborough. Bardzo, bardzo lubię ten obraz i to nie tylko dlatego, że błękit jest jednym z moich ulubionych kolorów, ale ten portret jest po prostu wyjątkowy. Kobieta uwieczniona na nim ma piękny odcień skóry, delikatne rysy twarzy i w uśmiechu pokazuje białe ząbki, z czym nie spotkałam się nigdy wcześniej. Oczywiście nie jestem żadnym znawcą malarstwa, więc nie wiem, czy istnieją inne portrety osiemnastowieczne, na których kobiety uśmiechają się w ten sposób. Spośród tych, które widziałam, A Lady in Blue jest pod tym względem wyjątkowy.
Oczywiście zdjęcia pstrykałam jak szalona ;P I to zarówno samego obrazu, jak i mnie przy nim :D Ten Gainsborough był kiedyś w moim avatarze na blogspocie i od teraz jest tam znowu :) Po prostu bardzo lubię ten portret.
Skoro już jesteśmy przy kobietach - czas na rosyjskie damy. W Ermitażu cały jeden, wąski korytarz jest poświęcony portretom rodziny carskiej. Gdy się im przyglądałam, doszłam do wniosku, że wszystkie kobiety mają przepiękne stroje i oczywiście pstryknęłam kilka zdjęć tych, które podobały mi się najbardziej:
Gdy tak miotałam się po pałacowych komnatach, doszedł mnie dziwny, delikatny dźwięk. Byłam przekonana, że już gdzieś coś podobnego słyszałam i w miarę, jak zbliżałam się do jego źródła, pamięć mi się odświeżyła. Byłam pewna na 100%, ze to jakiś osiemnastowieczny automat, a że wcześniej przyglądałam się złotemu zegarowi Katarzyny II...
Oczywiście, jak przyszłam do komnaty, w środku były już miliardy ludzi i widziałam tylko pawia na samej górze... Próbowałam nakręcić filmik, ale wyszło żałośnie, więc poniżej wklejam jeden ze znalezionych w sieci:
Cały spektakl trwał bardzo krótko, części nie widziałam na żywo, ale i tak byłam bardzo podekscytowana tą niespodzianką! Po prostu nie przypuszczałam, że ten zegar zostanie uruchomiony i że będę miała tyle szczęścia, żeby zobaczyć go na żywo :))
A jednak w tej ekscytacji przypomniałam sobie, że w galerii jest jeszcze oryginalny Friedrich, którego bardzo lubię, więc nie tracąc czasu pognałam w jego stronę. Co mnie zdziwiło: prawie wszystkie obrazy były bardzo małe. Zawsze myślałam, że są dość dużych rozmiarów, a tu takie maleństwa! Ale i tak mnie zachwyciły, jego malarstwo jest wprost niesamowite, zawsze fascynowało mnie to, jak człowiek wkomponowany jest w krajobraz, no i to, że ci ludzie nigdy nie odsłaniali twarzy... Żałuję, że nie miałam więcej czasu, by dłużej i dokładniej się im przyjrzeć...
Z uroczych, osiemnastowiecznych drobiazgów udało mi się uchwycić srebrną toaletkę, a właściwie przyrządy toaletowe. Są piękne i, biorąc pod uwagę materiał, z jakiego są zrobione oraz pracę, jaką musiał włożyć w nie ich twórca, były bardzo drogie. No i jak spora część osiemnastowiecznych przedmiotów, bardzo trwałe. Te szczotki, na przykład. Jestem pewna, że można byłoby się nimi poczesać (:D) bez wyrządzenia im szkody - w dawnych przedmiotach zawsze zachwycała mnie ich trwałość, bo dzisiejsze, byle jakie i plastikowe, służą tylko kilka miesięcy...
Kolekcja porcelanowych pojemników na perfumy, tabakier i innych małych przyrządów. Szczególnie te niewielkie, pachnące buteleczki mnie zainteresowały, nawet tutaj widoczne jest osiemnastowieczne umiłowanie drobiazgu i szczegółu. Druga w prawym górnym rogu, ze sceną pasterską (chyba) podoba mi się najbardziej, gdybym była osiemnastowieczną panną, pewnie chciałabym taką mieć (i teraz też chcę, ale skąd ją wziąć i jak używać? cha cha).
Zrobiłabym jeszcze zdjęcie pięknej kolekcji kamei, gdyby mnie pani pilnująca nie przegoniła :( W sumie to dziwne, bo zdjęcia można było robić, a na gablocie z kameami nie było żadnego znaku zabraniającego. Ale posłusznie sobie poszłam - w końcu to Rosja, a ja nie chciałabym jej podpaść...
Dziękuję za cudowne spotkanie z kulturą .Zdjęcia są powalające na kolana.Dzisiaj znalazłam Pani blog i stwierdziłam że musi być Pani bardzo a bardzo ciekawą osobą.Pozdrawiam JK
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Mam duży sentyment do tej rosyjskiej podróży :)
Usuń