Był to chyba najprostszy i najkrótszy przepis z wszystkich czterech:
Creme de l`Enclos
"To jest doskonała oczyszczająca emulsja do stosowania na noc i na dzień w celu usunięcia opalenizny.
Weź ćwierć kwarty mleka, dodaj sok z cytryny i łyżkę białej brandy. Doprowadź całość do wrzenia, następnie usuń całą pianę.
Gdy mikstura ostygnie, można zacząć używać."
Brzmi tak pięknie i prosto... Nic, tylko się zabrać za mieszanie :)
Potrzebujemy:
- ćwierć kwarty ( = ok. 280 ml, czyli 84% mieszaniny) mleka. Ma ono dobre właściwości oczyszczające, oprócz tego matuje skórę i koi zaczerwienienia.
- sok z cytryny (czyli licząc średnio będzie to ok. 40 ml; 12% kosmetyku). Zawarte w niej witamina C i kwas cytrynowy rozjaśniają i usuwają przebarwienia (a może i opaleniznę? ;) )
- łyżkę (ok. 15 ml i 4% całości) białej brandy. Ja nie miałam białej, więc dałam zwykłą, ale to wciąż brandy :) Jako alkohol, brandy w kosmetyku ma odkażać i odtłuszczać.
Wykonanie:
- Do szklanki wlałam mleko i dodałam do niego sok z cytryny (oczywiście zapach mleka zwabił moją kocią przyjaciółkę, która cały czas kręciła się wokół stołu :P ). Mleko, jak można było przypuszczać, zważyło się pod wpływem kwasu cytrynowego i wyglądało jak skwaśniałe... W dodatku oddzieliła się od niego serwatka (fuj), ale uznałam, że tak miało być i..
- dodałam brandy.
- Całość wymieszałam, przelałam do garnuszka, który postawiłam na ogniu.
- Gdy się zagotowało, zgodnie z recepturą usunęłam pianę i przelałam miksturę do butelki.
Jak wygląda gotowy kosmetyk?
Nieciekawie. Mimo, iż postępowałam dokładnie według receptury, Creme de l`Enclos rozwarstwił się w butelce i wyglądał jak serwatka z bliżej nieokreślonymi, białymi drobinami / farfoclami na dnie.
Ale postanowiłam się nie zrażać, potrząsnęłam butelką i wylałam zawartość na płatek kosmetyczny. I tak, jak wygląd nie jest za piękny, ale można go jeszcze zaakceptować, tak zapach jest wprost odrażający! Creme de l`Enclos pachnie skisłym mlekiem (o fuj o fuj o fuj). Mimo to przemogłam się i przetarłam nim twarz. Niby trochę oczyścił, ale nie tak dobrze, jak woda z mydłem :] Poza tym zostawił na twarzy mnóstwo farfocli i brzydki zapach.
I to był pierwszy i ostatni raz, jak go użyłam. Całość poszła do kosza :/ więc nie wiem, czy przy regularnym używaniu kosmetyk usunąłby opaleniznę, czy nie...
Czy jestem zawiedziona?
O dziwo, nawet nie. To mieszanie kosmetyków jest eksperymentem, i przewidywałam, że niektóre mikstury mogą się nie udać. Dwie poprzednie były ok, ta - beznadziejna :D, ale przed nami jeszcze największe odkrycie, które zostawiłam sobie na koniec :)
Generalnie, po Creme de l`Enclos postanowiłam, że więcej nie wypróbuję żadnej receptury, której składniki są jadalne i są pochodzenia zwierzęcego (za wyjątkiem miodu), bo po tym, co dzisiaj i po Pommade de Seville mam wrażenie, że takie kosmetyki nie będą dobre. Mimo, iż poddamy te składniki obróbce termicznej, zmieszamy z innymi, to i tak wyjdzie jakieś nieciekawe paskudztwo, które szybko znajdzie się w śmietniku, a przecież nie o to chodzi...
Tak więc od teraz wszystkie dziewiętnastowieczne kosmetyki, które zrobię będą bazowały na pachnących i bezpiecznych składnikach roślinnych :)
Ocena przydatności receptury: niedostateczny, jedynka, kapa, nie nadaje się :D
Tego lepiej nie próbujcie, ale następnym razem pokażę Wam coś na prawdę fajnego :)
Pozdrowienia!
Normalnie jakbym widziała swojego kota. On tez zawsze wsadza swój łeb gdzie nie trzeba. :D Pozdrowionka!
OdpowiedzUsuńTak to już jest z kotami - mały, w przypadku mojej kotki czarny nosek musi znaleźć się wszędzie i osobiście powąchać wszystkiego :D
Usuńwydaje mi się, ze to wina mleka, po prostu współczesne mleko, to nie jest mleko, lecz coś pochodnego, należałoby użyć mleka bezpośrednio od krowy, mleko ze sklepu zawsze po skiśnięciu śmierdzi
OdpowiedzUsuńTak, to może być wina mleka, bo korzystałam z tego kartonowego. Niestety nawet na wsi trudno już kupić mleko 100% naturalne, bo rolnicy albo sprzedają krowy, albo skupują i zajmują się sprzedażą hurtową do mleczarni --> nie opłaca się im sprzedawać po 1 litrze...
Usuń