To tytuł obrazu, który wykorzystałam poniżej. Dziewczyna z czekoladą Liotarda. A co powiedzielibyście na dziewczynę z trzema filiżankami czekolady, i to w różnych smakach? W dodatku wprost z 1783 roku!
Na dzisiaj mam dla Was trzy przepisy z Kucharza doskonałego Woyciecha Wielądki. Wszystkie trzy bardzo słodkie i smaczne! W sam raz na osiemnastowieczne śniadanie, na które, jeszcze przed wyjściem z łóżka, każdy osiemnastowieczny wypijał filiżankę tego aromatycznego napoju :)
PRZEPIS I - Z KAWĄ
Potrzebujemy:
- 0,9 litra wody,
- 56 g kawy
- 1 litr mleka
- cukier (tyle, żeby było słodkie)
- 5 żółtek,
- śmietanę kremówkę (ja wzięłam 3 razy mniej, niż mleka)
Oczywiście, jako że był to eksperyment, podzieliłam całość przez 5, co dało porcję dla dwóch osób (dwie filiżanki).
Jak wyglądało gotowanie:
- Do wody wsypałam kawę i zagotowałam ją.
- Po zdjęciu z ognia, dolałam mleko
- i dosypałam łyżeczkę cukru.
- Oddzielnie ubiłam (widelcem) żółtko z odrobiną mąki i dolałam do kawy.
- Po zamieszaniu dodałam śmietanę.
- Następnie przecedziłam całość przez sitko i ponownie przegotowałam w kąpieli wodnej.
PRZEPIS II - Z CZEKOLADĄ
Potrzebujemy:
- 12 pasków gorzkiej czekolady,
- 1 litr mleka,
- cukier (pół ćwierci? :D )
- pół szklanki śmietany kremówki,
- 5 żółtek.
Znowu podzieliłam składniki przez 5, żeby otrzymać mniejszą, testową ilość czekolady.
Gotowanie:
- Czekoladę posiekałam nożem na bardzo małe wiórki.
- Do garnuszka wlałam mleko ze śmietaną, dodałam cukier i czekoladę.
- Zagotowałam całość, a następnie dodałam żółtko.
- Żółtko niestety się ścięło i całe zostało na sitku (bleee), dlatego w kolejnym przepisie postąpiłam z nim inaczej.
- Gotową czekoladę przegotowałam raz jeszcze w kąpieli wodnej.
PRZEPIS III - Z KARMELEM
Potrzebujemy:
- 1 litr mleka,
- 125 ml śmietany kremówki,
- cynamon,
- kolendrę,
- skórkę z limonki,
- 113,5 g cukru,
- 0,5 l wody
- 5 żółtek
Gotowanie:
- Zaczęłam od starcia skórki z (dokładnie wyszorowanej) limonki
- i ubicia w moździerzu kolendry.
- Następnie do garnuszka przelałam mleko, śmietanę,
- dodałam do nich przyprawy
- i gotowałam przez 15 minut.
- W oddzielnym garnuszku połączyłam wodę z cukrem i gotowałam tak długo, aż nie zamieniły się w złoty, gęsty karmel.
- (nie polecam próbować, czy to na pewno karmel - on ma chyba miliard stopni! )
- Do karmelu dolałam śmietanę z przyprawami i znowu zagotowałam.
- Tym razem zahartowałam roztrzepane żółtko z mąką odrobiną karmelowej masy, dzięki czemu nie zwarzyło się po dolaniu do całości :)
- Tak, jak poprzednio, przegotowałam całość w kąpieli wodnej.
Co zmieniłabym w przepisach?
Na pewno pozbyłabym się żółtek! One są, według mnie, zupełnie niepotrzebne! Zostawiłabym je może tylko w ostatnim przepisie. Oprócz tego, wszystko było jak najbardziej do odtworzenia i nic nie sprawiało problemów :)
A co z tego wyszło?
Trzy zupełnie inne napoje, choć wszystkie jednakowo gęste, kremowe i słodkie :)
Wersja z kawą smakuje najbardziej znajomo - jak kawa z dużą ilością gęstej śmietanki. Nic zaskakującego, choć mojej mamie to ona przypasowała najbardziej.
Wersja z czekoladą to moja ulubiona. Uwielbiam wszystko, co czekoladowe, więc nie zaskoczyło mnie to, że to właśnie ona najbardziej mi smakowała :D Poza tym, współczesne przepisy na domową gorącą czekoladę są bardzo podobne. Ta jest mocna w smaku i niesamowicie aksamitna. Ach!
Wersja z karmelem jest za to najbardziej zaskakująca smakowo. Słodycz cukru przełamują kwaskowaty aromat limetki i nieco orientalne cynamon z kolendrą. Jej smak jest przez to wielowymiarowy i pije się ją wolniej, dzięki czemu można dłużej rozkoszować się filiżanką napoju.
A Wy, na którą wersję macie ochotę? Którą wypilibyście na Wasze osiemnastowieczne śniadanie?
Noooo nie, w takich chwilach jeszcze bardziej nie mogę znieść swojego uczulenia na kakao, bo czekoladowa wersja wydaje mi się najsmaczniejsza. :D Ale nie wszystko stracone - wersji z karmelem też bym spróbowała. :)
OdpowiedzUsuńTak swoja drogą rozbrajające są te XVIII-wieczne przepisy "wbiy pięć żółtków" zabiło mnie.:D
Karmelowa na pewno wynagrodzi Ci brak kakao, bo jest równie pyszna :)
UsuńTak, mam nawet ze dwa, które zachowałam tylko dlatego, jak są napisane (i jakie straszne składniki są tam podane :O )
Wypije wszystkie, czy to żółtko nie miało przypadkiem zagęszczać?
OdpowiedzUsuńMyślę, że tak. Jeśli zahartuje się je wcześniej, czekolada jest gęstsza :)
UsuńWszystkie wyglądają cudownie! Tylko przygotowanie i składniki skomplikowane... no i te żółtka :D
OdpowiedzUsuńNajchętniej też wypiłabym pewnie czekoladę :)
Nie no, przygotowanie nie jest trudne. Składniki też, chyba, że kolendra i limonka w wersji z karmelem... Ale tak poza tym wszystko inne nie jest bardziej skomplikowane, niż współczesny przepis na czekoladę :)
Usuńoj, trzeba będzie spróbować!
OdpowiedzUsuńJak ją zrobisz, koniecznie daj znać na blogu, czy smakowała! :)
UsuńA jednak ,,kilometrowiec" :) oj wypiłabym taką czekoladę! (a miałam nie jeść słodyczy!) :)
OdpowiedzUsuńTak, jednak wersja jednego, długiego posta przeważyła :D
UsuńOj, zawsze możesz zrobić ją dla kogoś, a sama tylko spróbować, jak smakuje - zawsze to mniej kalorii ;)
Ja kucharzenia nie ogarniam, ale u mnie w mieście można kupić pyszną czekoladę. *^* Ale dawno nie pilam, ehh.
OdpowiedzUsuńDobra czekolada na mieście to rzadkość, bo najczęściej mają jakąś lurę... Choć ja w sumie też już dawno nie piłam. Ostatnią chyba 2 lata temu, z przyjaciółką (ale smaczna była) :)
UsuńGenialny post! Mam ochotę na wszystkie trzy :D W ogóle słyszałaś może o nowo otwartej czekoladowni (poprawne słowo?) w Katowicach? Byłam tam wczoraj i jest bardzo interesująco - pomieszczenie wygląda jak XIX-wieczny salon, pełen starych mebli, obrazów i nastrojowych bibelotów. No i ta czekolada... :)
OdpowiedzUsuńSerio? :O No to musimy się tam kiedyś wybrać! Czy to jest może jakoś w centrum? ;>
UsuńTo jest tak pomiędzy naszym wydziałem a kinem Rialto :) Właśnie chciałam Ci zaproponować, że możemy zmienić naszą stałą "miejscówę" z kawiarni orientalnej na XIX-wieczną :D Na pewno Ci się tam spodoba!
UsuńNo to całkiem niedaleko!
UsuńTaka ewolucja od osiemnastowiecznego orientalizmu do XIX wieku :D
wszystkie wyglądają pysznie:D i kuszą tak samo:)) dobrze, że tak ładnie to rozpisałaś i udokumentowałaś na fotkach-mnie nie-gotującą bardzo to zachęca do testów:D
OdpowiedzUsuńCieszę się :) Ciekawa jestem, który smak przypadnie Ci najbardziej do gustu :)
UsuńOooooo :D Nie zdążę już zrobić przed waszym przyjazdem, ale któryś z tych napojów na pewno nada się na niedzielny relaksik ;)
OdpowiedzUsuńOsiemnastowieczne śniadanie :D
UsuńWróciłam! Nie do czytania Twojego bloga, ale do pisania komentarzy :) Dlaczego? Bo zgubiłam hasło do konta google (opcja zapamiętaj hasło to zuo), a nie chciałam tworzyć nowego. Muszę więc powiedzieć, że Twoje posty to czysta poezja. Piękne, inspirujące i zachęcające do ciągłych powrotów. A ten post trafił idealnie do mojego serca! I kubków smakowych, nie da się ukryć :D
OdpowiedzUsuńNa pytanie którą bym wybrała odpowiem tak: Na wszystkie!!! *.*
A właśnie ostatnio o Tobie myślałam i zastanawiałam się, dlaczego nie piszesz. Myślałam, że może praca mgr okazała się taka wciągająca :D
UsuńCieszę się, bardzo miło jest czytać takie słowa :)
Najlepiej jest zrobić wszystkie i potem wytypować ulubioną :)
U Ciebie zawsze ślicznie i smakowicie.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie dziś mogę wypić czekoladę, by osłodzić sobie jakoś ten szaro-bury dzień.
Na takie dni gorąca czekolada i książka są zdecydowanie najlepsze! :)
UsuńCzekolaaada... Mrau! Ten ostatni przepis wygląda bardzo ciekawie. Przyprawy i limetka. Hmm... Trzeba będzie spróbować. :)
OdpowiedzUsuńKoniecznie! Ta trzecia wersja ma bardzo interesujący smak :)
UsuńTrzecia wersja to coś dla mnie. Chętnie spróbuję. Chyba już tu kiedyś trafiłam, ale zniechęcił mnie jakiś przepis z kurczakiem czy coś w tym stylu^^ Jeśli wśród starodawnych kulinariów jest też miejsce na czekoladę (i na inne słodkości?), to tym razem zostaję :D
OdpowiedzUsuńKurczak był właśnie po to, by udowodnić, że nie samymi słodkościami osiemnastowieczni żyli :D
UsuńA ze słodyczy na swój debiut blogowy czekają już biszkopty z czekoladą, a na oku mam jeszcze parę innych przepisów ;)
Przez te Twoje przepisy skończę jako panna młoda - wieloryb XD Cóż, przynajmniej odpadną mi stresy związane z suknią, po prostu zawinę jakąś plandekę z ciężarówki :P Pragnę wszystkich trzech, najlepiej podanych prosto do łóżka :P
OdpowiedzUsuńJeden raz nie zaszkodzi :P Zawsze można też tylko spróbować, a resztą utuczyć przyszłego męża 3:) Im przecież i tak prawie nic nie szkodzi, taką mają przemianę materii (niesprawiedliwość!) :D
UsuńŁaaa- Lena, witaj w klubie. Też czeka mnie niedługo misja Panny Młodej a tym czasem czekolada kusi jakby coraz mocniej i z każdej strony (lub bloga:) W sumie dochodzę do wniosku, że sukienkę kupić najlepiej tydzień przed ślubem (wtedy już wiemy na 100% raczej się zmieścimy). A poza tym- ważne żeby się dobrze czuć. Co z tego, że zgrabna i wiotka jak sfrustrowana :D
UsuńI żeby mym słowa stało się zadość- wypróbuję czekoladę z żółtkiem a la Porcelana :)
Wypróbuj, masz moje całkowite rozgrzeszenie :D Przed ślubem pewnie będzie tyle stresu ( :/ ), że na pewno jeszcze schudniesz :) Większość dziewczyn od nerwów traci kilogramy (szkoda, że ja się do nich nie zaliczam :D )
Usuń