Wyobraźcie sobie wietrzny, zimny, deszczowy dzień, opustoszałe ulice, zabłocone ścieżki, a na nich małą postać z walizą, wypchaną torebką zwieszającą się u ramienia i powyginanym od wichury parasolem, która właśnie próbuje dogonić uciekającą karetkę pocztową autobus.
Scena prawie jak z Jane Eyre (1:00), prawda? Z tą tylko różnicą, że Jane nie
spieszyła się do teatru i nie przeklinała po drodze jakości usług KZK GOP...
źródło |
Gdy wreszcie dotarłam do Krakowa, było już ciemno. Pozbyłam się zniszczonego parasola i w zacinającym deszczu pobiegłam w stronę Starego Miasta. Zanim deszcz zamienił się w grad, znalazłam się pod budynkiem Teatru im. Juliusza Słowackiego i wmieszałam w tłum czekających gości. Gdy tylko otworzono drzwi, zebrani (za okazaniem biletów) zaczęli garnąć się do środka. "Przepraszam, ale nie mam biletu, czy mimo to wpuści mnie pan?" Mój bilet miała Eleonora, ale na szczęście (niezwykle mili!) panowie obsługujący teatr mieli dobre serce i wpuścili kopciuszka do lśniącego wnętrza pełnego dżentelmenów i dam w wymuskanych toaletach.
Był już najwyższy czas, by się przebrać - zamienić połatane spodnie i zabłocone buciory na sukienkę* i pantofelki. Niestety, z mojego upięcia zostało smutne, opuszczone ptasie gniazdo, a makijaż rozpuścił się w deszczu, dlatego wolałam nawet nie zaglądać do lustra, zapomnieć o tym, co przez chwilę pokazało i skupić się na wystawianej sztuce. Zanim rozejrzałam się dokładnie, podeszła do mnie Loana w regencyjnej sukni, a zaraz za nią zjawiły się pozostałe dziewczyny: Eleonora Amalia, Daisy, Fobmróweczka, Ms. Nelly z siostrą Agatą, Koafiurzystka, Edzia, Kasi3nka i Maqda.
To było moje miejsce w loży :) |
Drobnymi, szybkimi kroczkami rozbiegłyśmy się do lóż, z których każda mieściła po trzy osoby. Tam, oprawione ich zdobne ramy, siedząc na obitych czerwonym aksamitem krzesłach i trzepocząc wachlarzami, czekałyśmy na rozpoczęcie sztuki. Zanim nawet zdążyłyśmy pogrążyć się w rozmowach i przyjrzeć swoim strojom, zabrzmiał ostatni gong, światło kryształowego pająka, zwieszającego się z sufitu zmatowiało, a na scenę wyszli aktorzy.
Akcja sztuki, na którą się zdecydowałyśmy miała miejsce w XVIII wieku, a treść jej była o niczym innym, jak O rozkoszy. Francuski filozof i encyklopedysta, Denis Diderot wybierał się w podróż do tajemniczego, rządzonego przez kobietę kraju - Rosji. Świat mężczyzn, poukładany, rozsądny i logiczny, w pełni zaplanowany, stawiający rozum na pierwszym miejscu został skontrastowany ze światem damskim - pełnym sprzeczności, emocji, despotyzmu, ale i pragnienia intelektualnej i moralnej swobody. Co mogło z tego wyniknąć?
Zdjęcie z Agatą w najpiękniejszej sukni wieczoru *_* Podczas szycia, Ms. Nelly zadbała o każdy, najmniejszy szczegół! |
Zabawa czasem i miejscem akcji, konstruowanie fabuły na zasadzie krótkich, mieszających się sekwencji i (jak w Rękopisie znalezionym w Saragossie) niemal szkatułkowej kompozycji opowieści bohaterów oraz frywolne poczucie humoru sprawiły, że spektakl bardzo osiemnastowieczny!
Dobre wrażenie podtrzymywały rzetelnie wykonane stroje i dopracowane fryzury aktorów, w których jedyne "niehistoryczności" wynikały z ich teatralnej funkcji - wysłanniczka carycy Katarzyny wymachiwała co prawda iskrzącą reticule, ale tylko po to, by za chwilę wyciągnąć z niej pakt i swym urokiem zmusić Diderota do podpisania go. Tego typu drobiazgi były do wybaczenia, zaś masywna, złota, prawie automatyczna rogówka carycy, z którą bezsilnie zmagał się filozof była wyjątkowo uroczym akcentem w sztuce!
Na uwagę zasługuje również ascetyczna scenografia. Lustrzane drzwi, w których odbijali się aktorzy były jak hedonistyczny ikonostas, za którym raz po raz znikali kapłani rozkoszy i zbrodni, by po chwili znów pojawić się na scenie. Kulminacyjnym punktem sztuki był pokaz fajerwerków uzyskany za pomocą stroboskopu. Nie wiem, czy to mała inspiracja najnowszą Anną Kareniną, czy raczej moje uwielbienie i przez to dostrzeganie wszędzie filmów Wrighta :D W każdym razie, dziewiętnastowieczni byliby zachwyceni użytą w sztuce nowinką techniczną i dyskutowaliby o niej pewnie jeszcze długo po spektaklu!
My - po drugiej stronie historycznego, teatralnego lustra ;) |
Zarówno przerwa, jak i czas po sztuce okazały się dla nas zdecydowanie za krótkie! Żaden gentleman, wysłany z loży po cukierki i kwiaty nie zdążył ich nam przynieść :D , a i my nie nagadałyśmy się wystarczająco, dlatego, choć wnętrze teatru było zachwycające (jak Titanic - z resztą to prawie tak sama epoka ;) ) i mogłybyśmy tam spędzić pewnie całą noc, postanowiłyśmy udać się do klubu (no bez przesady! :D ) do kawiarni. Wkrótce też zaczęły gasnąć teatralne światła i miejsce, które jeszcze nie tak dawno temu wprost tętniło życiem, teraz pogrążało się w sennej ciemności.
Zamieniłyśmy więc teatr na legendarną Jamę Michalika i tam, sącząc absynt herbatę dokończyłyśmy rozmawiać - na krzyż, każda z kilkoma na raz jednocześnie! - na nasze ulubione tematy: o obejrzanej przed chwilą sztuce, filmach, książkach... Doszłyśmy do tego, dlaczego Kmicic nie był przystojny, czym inspirowała się Jacqueline Durran podczas tworzenia kostiumów do Anny Kareniny, obejrzałyśmy dokładniej nasze stroje (cudowne, oryginalne okulary Koafiurzystki z lat 1890.! Szkoda, że żadna z nas nie miała lorgnonu...) i trzeba było się zbierać.
Fobmróweczka w iskrzących latach 20., Maqda i Ms. Nelly w sukniach z 1910., Kasi3nka w złotej turniurze, Agata i ręce Loany :) |
Na kilkanaście godzin pokój Eleonory znów zamienił się w buduar pozarzucany różnymi elementami dawnej damskiej garderoby, a atmosfera wypełniła się typowo panieńskim świergotem. Nazajutrz, po śniadaniu i herbacie z porcelanowego serwisu nastał czas pożegnań i powrotów do normalnego życia, które z chęcią i bez żalu zamieniałbym na to dawne :)
___________________________
* Miałam na sobie tę samą stylizację, co na Balu Arsenału, bo ostatni miesiąc był tak wypełniony obowiązkami (i chorowaniem), że nie miałam czasu nawet pomyśleć nad czymkolwiek innym. Może teraz będę miała trochę więcej czasu, aby zająć się kostiumingiem jak należy i zrealizuję jeden z dwóch większych projektów, które planuję już od jakiegoś czasu ;)
Ale fajnie, że w swojej notce poświęciłaś trochę więcej miejsca na opis samego spektaklu - musiał być tak bardzo genialny! A o tym, że wyglądałaś cudownie, mówiłam Ci już tyle razy, że aż wstyd mi powtarzać to po raz kolejny. Ale trudno, nie powstrzymam się: wyglądałaś obłędnie! I widzę, że rękawiczki cały czas służą! :)
OdpowiedzUsuńOczywiście! Rękawiczki mają się całkiem dobrze i teraz śpią sobie przytulone do wachlarza (też od Ciebie :* ) i reticule :)
UsuńDzięki, aż mi głupio, bo w sumie to nawet nie jest historyczna kieca -_-
Spektakl był bardzo fajny, choć dopiero wczoraj podczas kąpieli (zawsze wtedy myślę, o czym napiszę w poście :D ) miałam czas na rozkminy, o czym właściwie on był :P
genialnie spędzony wieczór!:D wszystkie wyglądałyście tak pięknie:)))
OdpowiedzUsuńDzięki :) Oby takich cudownych wieczorów było jak najwięcej!
UsuńAch i och! Jak cudownie wyglądałaś! Zresztą, wszystkie cudownie wyglądałyście! I jaki niesamowity wieczór! :D Co ja bym dała, żeby uczestniczyć w takim spotkaniu *.* Gdybym umiała szyć, to pewnie bym się wprosiła, a tak... Cóż, bardzo pozytywnie zazdroszczę :)
OdpowiedzUsuńA może zlecisz komuś uszycie sukienki lub przybędziesz kiedyś we współczesnej stylizacji? Też dopiero uczę się szyć i tak właśnie sobie radzę ;)
UsuńCóż mam jeszcze powiedzieć... wspaniały wieczór.:) Ślicznie wyglądasz Porcelanko w tej sukni, nic nie szkodzi, że miałaś ją na Balu Arsenału - ta kreacja jest warta tego, żeby nałożyć ją więcej niż jeden raz. :)
OdpowiedzUsuńOwszem :D Pewnie ubiorę ją jeszcze nie raz. Martwiło mnie tylko, że nie była historyczna...
UsuńO wooow!! coś niesamowitego!! Uwielbiam Jane Austen, Emily i Charlote Bronte (właśnie czytam "Vilette") i gdybym mogła wybrać kiedy chciałabym się urodzić, to właśnie byłaby ta epoka. Nie miałam pojęcia, że istnieją tak niesamowicie pozytywne wariatki jak WY, które odtwarzają ten styl! Niestety, wśród moich znajomych nikt nie rozumie mojej fascynacji i myślałam, że nie ma więcej takich freak'ów uwielbiających te klimaty. Strasznie zazdroszczę, już czytając początek posta przeniosłam się w czasie. A jeszcze ten teatr... już widzę w jednej z lóż chociażby panny Bennet podekscytowane wprowadzeniem do towarzystwa :) ehhh...
OdpowiedzUsuńGdybyście organizowały tego typu otwarte spotkanie, to chyba na skrzydłach bym do Was przyfrunęła :)
Nie znam Cię ale już uwielbiam! :))
Ściskam i pozdrawiam,
Asia
Właśnie odkryłam Krynoliny i blogi innych dziewczyn zafascynowanych tą epoką! Jak ja mogłam żyć bez tej wiedzy?! :) Chyba nie pójdę dziś spać :)
UsuńW takim razie dołącz do nas :D Też przez długi czas (pierwszy rok prowadzenia bloga i kilka lat wcześniej) myślałam, że nie ma osób, które się tym interesują :P
UsuńLatem będzie kilkudniowy zlot - spróbujemy odtworzyć życie w latach 1820. :) Zapisy dopiero będą, więc jak najbardziej możesz wziąć udział :)
I jak Ci się podoba Villette? :)
Wyglądałaś ślicznie :)
OdpowiedzUsuńPogoda faktycznie była paskudna, ale dobrze, że dotarłaś cała i zdrowa na miejsce. Szkoda tylko, że nie zdążyłyśmy się spotkać, bo tak przemarzłam pod teatrem, że nie czekałam aż dziewczyny wejdą do środka tylko pojechałam do domu.
Muszę się wybrać na tę sztukę.
Byłaś pod teatrem? Szkoda, że się nie widziałyśmy... Przyjechałam trochę wcześniej, żeby się przebrać i potem już zostałam wewnątrz, bo na dworze zimno.
UsuńCudowne miejsce i stroje
OdpowiedzUsuńDziękujemy :)
UsuńWspaniale. Oprawa godna waszych strojów!
OdpowiedzUsuńZdjęcia z teatru przepiękne.
Dziękuję :) A teatr jest rzeczywiście przepiękny! W samym budynku mogłabym spędzić cały dzień, oglądając i robiąc zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńAch, wiedziałam że jeśli można na kogoś liczyć w kwestii fantasycznego opisu spektaklu to będziesz to ty:D
OdpowiedzUsuńCóż innego mi zostało :D A tak serio, to zastanawiałam się, jak napisać ten post i ostatecznie postanowiłam pomieszać wrażenia z samej wizyty w teatrze z wrażeniami z spektaklu. Dwie pieczenie na jednym ogniu :P
UsuńPiękne suknie, błękitna jest oszałamiająca! W ogóle na tle tych wnętrz wyglądałyście zjawiskowo:)
OdpowiedzUsuńOna (suknia Agaty) jest raczej miętowa - aparat i ciepłe, żółte światło w teatrze trochę przekłamały kolor ;) Choć w błękicie byłaby pewnie równie piękna!
UsuńPani w błękicie- niesamowita kreacja! Ale tak ogólnie- jesteście bardzo pozytywnie zakręcone :)
OdpowiedzUsuńO tak! Jak ją zobaczyłam, wyglądałam mniej więcej tak :D
UsuńCo tu dużo pisać, takie suknie, w takim otoczeniu, po prostu fantastyczne doświadczenie. Mam nadzieję, że na następny zlot uda mi się wreszcie dotrzeć.
OdpowiedzUsuńNo i fajnie było przeczytać sprawozdanie z sztuki, oraz obejrzeć chociaż ułamek wnętrza teatru. Jest przepiękny!
Teatr wygląda jak wnętrze Titanica, serio! Szczególnie wejścia do lóż jakoś kojarzyły mi się z tymi przejściami do poszczególnych apartamentów na statku ;) Dziewczyny w kreacjach z 1910 musiały czuć się bardzo "w epoce" :)
UsuńFobmróweczka wygląda ślicznie. :) Zazdroszczę Wam!
OdpowiedzUsuńTak :) Bardzo pasują jej nasycone kolory i sukienka z lat 20 :)
UsuńBardzo miło było mi się z Wami spotkać po raz kolejny i liczę na więcej okazji w przyszłości :) Wszak mamy jeszcze wieeele filmów, książek i dziewiętnastowiecznych zwyczajów do omówienia!
OdpowiedzUsuńJa też! Bardzo fajnie się rozmawiało, mam nadzieję, że spotkamy się jeszcze nie raz :)
UsuńWszystko pięknie, ładnie, ale ja mam jedno pytanie: dlaczego Kmicic nie był według was przystojny? Znaczy ja i tak wolę Wołodyjowskiego (ten przeuroczy ruch wąsikiem), ale jestem ciekawa, czemu uznałyście Jędrusia za nieładnego?
OdpowiedzUsuń