Oczywiście, że do ładnych debiutantek na balach, a potem do swych żon, które czekając na ich powrót z pracy całymi dniami haftowały lub czytały pogrążone w miękkim, pluszowym fotelu w doskonale urządzonej i wygodnej bawialni ich wspólnego domu.
Tak było! Ale w dzień. W nocy dziewiętnastowieczna podwójna moralność, zwana też przez niektórych obłudą wabiła tych nienagannych przystojniaczków w sidła opery lub teatru, każąc im najpierw polować na ofiary z bezpiecznej loży i zza operowych lorgnon, a po spektaklu podstępnie dopaść to ptaszę za kulisami, by dołączyło do ich równie długiej, co tajemnej listy podbojów. Jak więc wyglądała taka lista? A no, na przyklad tak:
Maria Taglioni, ur. 1804
Zadebiutowała w 1822 roku w Wiedniu i przez pewien czas tańczyła tylko krótkie pas de deux. Przed jej pierwszym występem w wymagającym repertuarze paryskim zazdrosne rywalki wysmarowały scenę mydłem, jednak Taglioni zatańczyła mimo to i zebrała spore owacje. Największy sukces osiągnęła rolą w Sylfidzie. Przyodziana w subtelny kostium projektu akwarelisty Eugene`a Lamiego prezentowała się lekko, zwiewnie, wręcz nieziemsko. Hector Berlioz wzdychał po spektaklu: "Nie, ona nie istnieje - to jest marzenie!", Victor Hugo zadedykował jej powieść, a publicysta Charles de Boigne zachwycał się: "Była ona więcej, niż tancerką, była samym tańcem. Kto nie widział tańczącej Marii Taglioni, nie będzie wiedział nigdy, czym jest idealne piękno tej niebiańskiej sztuki"
Fanny Elssler, ur. 1810
Jej debiut przypadł na rok 1834 w Paryżu w szumnym balecie-feerii La Tempeter. Jednak jej najbardziej zapadającym w pamięć tańcem była główna rola w balecie Le Diable boiteux. Swym tańcem wyrzuciła Taglioni z serca Theophile`a Gautiera, który tak charakteryzował nową zdobycz: "Ma małą główkę i delikatne ramiona nie potrzebujące pudru, by być białymi. Oczy jej posiadają wyraz pikanterii, ironii i namiętności. (...) Kasztanowe włosy bardzo miękkie, jedwabiste, lśniące, rozdzielone przedziałkiem, otaczają czoło stworzone w równiej mierze, by nosić diadem bogini lub wianek kurtyzany"
Carlotta Grisi, ur. 1819
Od najmłodszych lat studiowała jednocześnie taniec i śpiew operowy, była więc podwójnie uzdolniona. W Londynie w 1836 roku otrzymała jednocześnie angaż w Teatrze Królewskim i propozycję angażu wystosowaną przez ówczesną słynną śpiewaczkę Marię Malibran. Grisi wybrała jednak taniec. Gautier w 1841 roku zanotował "Dziś ona [już] nie śpiewa, ale cudownie tańczy. Jest to siła, lekkość, zwinność, oryginalność" i od tej pory miał Carlottę na oku. Jej talent w pełni zabłysnął jednak w balecie Giselle. Tragiczny dla bohaterki granej przez młodziutką, złotowłosą Grisi o fiołkowych oczach finał budził ogromne wzruszenia (tutaj współczesne wykonanie). Dziennikarz Alberic Second tak zachwycał się Carlottą: "Marzę o niej. Jedynie pan Teofil Gautier kocha ją więcej ode mnie. Jaka gracja! Jaka precyzja! (...) Wykonuje ona najnieprawdopodobniejsze wyczyny z pewnością, która wzbudza zupełny spokój. I jakiż czarujący uśmiech! Gdybym był młody, dałbym się zabić za ten uśmiech"
źródło |
Adela Grantzow, ur. 1845
Debiutowała w roli Heleny w baletowej części opery Robert-Diabel i pozostawała niezauważona aż do roku 1858, gdy francuski choreograf Arthur Saint-Leon przyoczył ją przypadkiem w drodze powrotnej do Paryża z urlopu. Kariera młodziutkiej baleriny nabrała rozpędu i po fali sukcesów w latach 60. dostała wreszcie stały angaż w Teatrze Marińskim w Petersburgu. Grantzow była nie tylko dobrą tancerką, ale i aktorką - w dedykowanych jej poematach i wierszach niejednokrotnie zwraca się uwagę na autentyczną mimikę Adeli i jej perfekcyjną grę. Grantzow o mały włos nie stała się przy okazji ofiarą mody na zwiewne krynoliny z gazy, gdy w garderobie po występnie zapalił się na niej kostium. Sama ugasiła wtedy płomienie, jednak nie dane jej było dożyć starości tak, jak innym tancerkom. Śmierć Grantzow spowodował mężczyzna, doktor Bekker, nieudaną operacją powodując zapalenie żył tancerki. Granztow zmarła w wieku zaledwie 32 lat...
Pierina Legnani, ur. 1863
Debiutuje od razu w roli głównej w pełnym przepychu balecie Kopciuszek, jednak to pierwsze na świecie wykonanie podwójnej roli Odetty i Odylii - białego i czarnego łabędzia w Jeziorze Łabędzim przyniosło jej sławę (tutaj współczesne wykonanie jednego z pas de deux). Została obsypana przez publiczność kwiatami i prezentami, a rosyjski poeta Aleksiej Pleszczejew po występie zanotował: "Taniec Legnani to zwycięstwo sztuki. (...) Osiągnęła swym czarującym talentem szczyty doskonałości. Być może w następnym stuleciu narodzą się jeszcze większe talenty, ale w naszym wieku, kończącym już swój żywot, Legnani reprezentuje sobą wielkie, wyjątkowe zjawisko. W jej osobie, w jej talencie widzimy jakby podsumowanie wszystkich zalet tancerek XIX stulecia"
ENGLISH:
The post is about most famous dancers of 19th century, admired by the handsome men we admire now. Ha! I mention Taglioni, Elssler, Grisi of the 1830s & 1840s, Grantzow of the 1860s and Legnani of the late 19th century and the great impression they made on men of their times.
________________________________________
źródło obrazków: pinterest.com
Świetny post, aż chciałoby się teraz znaleźć w dziewiętnastym wieku, siedzieć w loży gdzieś z boku i oglądać zwiewne i pełne gracji tancereczki.. ach
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=2d7Z6wJGWto <--- uwielbiam
Ale fajne :D Bitwa na głosy i bitwa na wdzięki ;)
UsuńNo chyba ze swoimi krągłościami miałabym wzięcie ogromne;-)))
OdpowiedzUsuńMnie też to zawsze pociesza :D Te ich nogi w ogóle nie przypominają lasowanych w XXI wieku patyczków ;)
UsuńNa temat zakulisowego życia baletnic XIX wieku powstała nawet powieść "Tancerka Degasa", nie pamiętam niestety nazwiska. autorki. Książka może nie jest wybitna, ale czyta się przyjemnie.
OdpowiedzUsuń"Zakulisowe życie" tancerek czasów Degasa przedstawione jest również w balecie Patrice'a Barta "La petite danseuse de Degas". Choć sam w sobie spektakl nie jest wybitny - przeciętny, jeśli nie słaby, to jednak zdarzają się piękne plastyczne nawiązania do jego obrazów.
UsuńDzięki za propozycje :) Trafiają na moją (niekończącą się :P ) listę.
UsuńJeśli chodzi o balet romantyczny - ten z pierwszej połowy XIX wieku, to rzeczywiście największą ikoną tańca tego okresu jest Maria Taglioni. Warto zwrócić uwagę na fakt, że to Taglioni spopularyzowała taniec na pointach (usztywnianym obuwiu tanecznym, w którym tańczą dziś wszystkie tancerki w baletach klasycznych) i że Sylfida była pierwszym baletem w którym tę technikę zastosowano. Zazwyczaj przyjmuje się, że to właśnie Taglioni była pierwsza jeśli chodzi o wzniesienie się na palce, choć wiadomo, że już wcześniejsi tancerze podejmowali takie próby. Ale jednak jej należy się tytuł prekursorki. A Sylfida to bardzo ważny balet w historii tańca - dokonał się w nim nie tylko ogromy przełom, który rzutował na kształt współczesnego tańca klasycznego, jest to także pierwszy balet romantyczny i jeden z dwóch baletów romantycznych - obok Giselle - wystawiany do dziś (nie wspominam o rekonstrukcjach baletów romantycznych, do których choreografie powstają przede wszystkim w oparciu o inspirację rycinami). Co prawda, Sylfida istnieje do dziś w dwóch różnych wersjach choreograficznych i do innej muzyki (!), ale czemu tak się stało, to jeszcze inna historia..
OdpowiedzUsuńTo bardzo interesujące :) Właśnie, przecież Ty się interesujesz baletem! :) O Tagloni wiedziałam, ale o Sylfidzie nie. I to jest nadal ten sam balet?
UsuńNie wiem, co takiego się podziało, że te piękności na rycinach zamieniły się nagle w niezbyt urodziwe kobiety na zdjęciach. Ech, magia rycin :D Cóż, społeczeństwo samo jest sobie winne, że stworzyło taką obłudę - skoro kobiety miały być szczelnie zakryte, nieśmiałe i skromnie spuszczające oczy, a tancerki były tak skąpo odziane i tryskające erotyzmem na wszystkie strony ^^
OdpowiedzUsuńMagia rycin na pewno ;)
UsuńMnie zawsze fascynowało to, że jak któraś tancerka (w połowie wieku XIX) wychodziła za mąż, zazwyczaj porzucała scenę - szkoda, choć z drugiej strony, jeśli jej mężem byłby aktor... ;)
Kostiumy wróżkowe to ta magia, na zdjęciach już ich brak :D
OdpowiedzUsuńA tak serio - tryskanie erotyzmem, owszem, ale to i tak chyba była ciężka praca i kariera raczej niepewna, a te panie robiące ją raczej przymiotami ciała niż talentu, cóż, różnie pewnie to bywało. Pamiętam swoją lekturę "Nany", że tak powiem - pouczającą ;)
Absynt
A, rzeczywiście! :D
UsuńTak, myślę, że to było spore ryzyko i pewnie te tancerki, którym nie wyszła wielka kariera kończyły w bardzo smutny sposób... Właściwie, to te kobiety stawiały wszystko na jedną kartę i jeśli przegrały, zostawała im już tylko nędza. Niewesoła perspektywa...
ciekawe, zwlaszcza ten ich ideal urody, ta waska talia, dopiero co pisalam o gejszach, ktore widzialam i one z kolei kompletnie nie maja talii, maja tam byc wrecz grubsze, to dziwne jak skrajne sa idealy
OdpowiedzUsuńSłyszałam też, że w Japonii specjalnie czernili sobie zęby dla urody :O I faktycznie, ideały są zupełnie różne, ale to chyba dobrze, bo dzięki temu można nie przejmować się tak bardzo wyglądem - w końcu każdy mieści się w jakimś ideale piękna ;)
Usuńczytałam Twój post z wielkim zainteresowaniem:D
OdpowiedzUsuńHe he, tancerki zawsze spoko ;)
Usuń