Gdy w lipcu opuszczałam Kutno, nawet przez myśl mi nie przeszło, że w tak krótkim czasie odwiedzę je znowu - i to w tym samym stuleciu, tylko 40. lat wcześniej! Oporowski zamek, park, gościnny hrabia Męciński i, oczywiście, dwa oddziały żołnierzy w okolicy - czy mogłam się tej podróży oprzeć? :D
Pierwsze wzmianki o tym, co dzieje się w Oporowie zaczęły docierać do mnie już w czwartek, za sprawą Magdy, która w 1755 roku mogła pojawić się o czasie i była tam hrabiną Męcińską. Siedziałam w pracy jak na szpilkach i niecierpliwie przeglądałam zdjęcia pięknej okolicy, niewielkich, acz gustownie urządzonych wnętrz Domku Myśliwskiego, w którym gościli w sezonie hrabiostwo M. oraz czytałam pierwsze relacje z piątkowego polowania na bestię, która pustoszyła okoliczne wioski. W końcu nadszedł piątek i mogłam wreszcie wsiąść w pociąg do 1755 roku. Z dworca odebrał mnie dowódca Garnizonu Fortecy Częstochowskiej. Chwilkę poczekaliśmy jeszcze na hrabiowskich gości z Berlina (hrabinę de Camas z przyjaciółką) i wyruszyliśmy w stronę Oporowskiego zamku.
Hrabia i hrabina Męcińscy, fot. Tomasz Pękala |
Przy bramach, otwierających się na ścieżkę prowadzącą do domu hr. Męcińskich powitała nas służba z latarniami i wprowadziła przed pałacyk. Tam zostaliśmy oficjalnie przywitani. Hrabina de Camas z przyjaciółką poszły na górę ulokować się w pokoju, a ja dostałam strój i miejsce w Domku Myśliwskim w izbie czeladnej. Tej nocy spałam na futrze z upolowanej bestii, niedaleko cierpiącego żołnierza, mając obok resztę dziewczyn i żadnego pojęcia o tym, że podobno w tym domu straszy.
Obudziłam się wczesnym rankiem i szybko zaczęłam ubierać. Jeszcze nigdy nie byłam służącą, ale przeczucie podpowiadało mi, że lepiej już wstać, skoro trzeba się ubrać, uczesać i jeszcze przygotować śniadanie dla państwa, a niektórzy z gości już spacerowali po ścieżce wzdłuż okrągłego gazonu przed zamkiem, który widziałam z okna naszej czeladnej izby. Na szczęście zdążyłam ze wszystkim. Noszenie czepka nie jest może szczególnie twarzowe, ale przynajmniej nie trzeba się kłopotać o loki i fryzurę.
Służba w akcji! |
Przygotowanie śniadania złożonego z kilku dań dla państwa było nie lada wyzwaniem. Doświadczona w kucharzeniu Beata rozdzielała zadania, Patrycja opiekowała się hrabiną de Camas z przyjaciółką, ozdrowiały żołnierz Nornik pełnił wartę, a my krzątałyśmy się po kuchni, dziękując losowi za to, że hr. Męcińscy zdecydowali się spóźnić na śniadanie. Przygotowałam deser i część omletu, gdy do kuchni weszła szlachcianka (która rano spacerowała przed zamkiem), prosząc o przekazanie listu hrabinie de Camas. List został przekazany i chwilę później dostałam zadanie przyprowadzenia owej szlachcianki przed hrabiowskie oblicze.
fot. Tomasz Pękala |
Była to dla mnie szansa zobaczenia wojskowego obozu za dnia. Nocą namioty, ognisko i mnóstwo różnych rzeczy zawsze tworzy coś w rodzaju labiryntu, w którym trudno się odnaleźć, ale w dzień okazuje się, że tak na prawdę przestrzeń jest o wiele większa i bardzo łatwo jest się w niej poruszać. Obóz był wyjątkowo ładny. Zamknięty wiklinowymi umocnieniami z jednej, a namiotami z pozostałych trzech stron otwierał przed wchodzącym uporządkowaną przestrzeń wojskową. Pośrodku stał stół z pożywnym śniadaniem, przyniesionym tu w koszach z Domku przez dziewczyny, w kotle na ogniu warzyła się owsianka, a w drugim leżały resztki czegoś, co dzień wcześniej stanowiło obiad. Żołnierze czyścili broń, grali w karty i jedli, pruscy dobosz i muzyk maszerowali po parku, grając, a ich dowódca zastanawiał się nad karą dla niesfornego żołnierza, który noc wcześniej nieco narozrabiał ;)
Znalazłam szlachciankę i, zaprowadziwszy ją do pałacu, przedstawiłam państwu. Mam nadzieję, że sprawiłam się przy tym dobrze, bo już chwilę później trzeba było wynieść do ogrodu kawowy stolik, filiżanki z kawą i ciastka. I uwinąć się z tym szybko, by spacerujący państwo nas nie uprzedzili. Po śniadaniu służba miała czas wolny, zabrałam się więc za kończenie prostego rysunku podczas rozmów z nowymi znajomymi. Miałam też w planach ozdabianie kapelusza, nie zdążyłam tego jednak zrobić, gdyż miła pogawędkę przerwały wystrzały! Wyjrzałyśmy z namiotu, a na zewnątrz toczyła się potyczka między żołnierzami! Być może poszło o obecnego w obozie szpiega, którym okazała się szlachcianka wprowadzona przeze mnie do pałacu i który o mało nie dokonał zamachu na hrabinę de Camas podczas porannej kawy... Grunt, że wkrótce pojawił się hrabia Męciński i skutecznie zarządził pokój na jego ziemi, a mnie przydzielił do opieki nad rannymi.
Panna służąca na wychodnym ;) |
Nigdy nie zajmowałam się żołnierzami, nie miałam więc nawet pojęcia, co zrobić z delikwentem dwa razy wyższym i większym, niż ja, a w dodatku będącym prawie całkiem otoczonym przez szabrujących go kolegów z obozu (no ładnie!). Widząc to, hrabia po prostu zalecił mi iść do pałacu po wódkę, a żołnierzom - przenieść rannego do namiotu. Gdy wróciłam, był już w szyku i odbywał musztrę, co jednak nie przeszkodziło mu przyjąć gorzałki, zapitki i drobnych, za które sprzedałam chwilę wcześniej jego perukę (ha ha).
Potłukę je, czy nie? ;) |
Tego uroczego popołudnia czekała nas jeszcze rozrywka polegająca na obserwacji chłosty, którą w nagrodę za wieczorną niesubordynację (tak to jest, jak hrabia otworzy swą piwniczkę dla wojska) miał otrzymać jeden z pruskich żołnierzy. Oberwało się również doboszowi za nierówny rytm podczas egzekucji, następnie wojsko wróciło do swoich zadań, a służba została wezwana do kuchni. Trzeba było przygotować chyba z kilkanaście dań na uroczystą kolację dla państwa i dla wojska, było więc pełno roboty. Zgłosiłam się do gotowania wojskowego na ogniu, a widząc, że w kuchni prawie nie ma miejsca, ani powietrza i już trzy osoby zaangażowane są do krojenia cebuli, opuściłam za zgodą ochmistrzyni kuchnię i udałam się do obozu, czekając, aż wezwą mnie znów.
Wśród wojska panowało zupełnie rozprzężenie, przyłączyłam się więc chętnie do ich zajęć, jakie stanowiły głównie głupie żarty, muzyka i śpiewanie, gry hazardowe oraz robienie świec. To ostatnie pochłonęło mnie całkiem na kilka godzin, a świeca, którą wyprodukowaliśmy, choć wyglądała obrzydliwie, płonęła całkiem przyzwoicie. W międzyczasie zrobiło się chłodno, porwałam więc leżący obok trikorn jednego z żołnierzy, zaś inny podzielił się ze mną swoją kurtką, w której było mi bardzo ciepło i dobrze. Widząc to, dowódca, ku mojej uciesze zarządził dwie kolejne egzekucje jako nagrodę za pożyczanie części munduru cywilowi. Egzekucje jednak nie odbyły się, za to odbyła się uczta!
fot. Tomasz Pękala |
Niedługo po zmierzchu drewniany stół został całkowicie zastawiony różnymi specjałami, wśród których królowały raki, klopsiki, sos grzybowy, kasza ze skwarkami i mnóstwo innych smakołyków oraz oczywiście trunki z pańskiej piwniczki. W trakcie uczty pruski muzyk został odwołany do hrabiowskiego stołu celem uprzyjemnienia kolacji muzyką, zaś reszta żołnierzy otrzymała rozkaz wymarszu w stronę kuchni, by podziękować dziewczętom za cały dzień gotowania. Wciąż miałam na sobie mundur i nie gotowałam kolacji, ruszyłam więc w szyku razem z wojskiem (hej, musztra wcale nie jest skomplikowana!) zupełnie niezauważona. Dopiero jasne światło kuchni i dość słabe (na tle innych) okrzyki zdradziły moją tożsamość. Zaraz też przedstawiłam się szybko jako "szeregowiec Martin", a pruscy żołnierze natychmiast zgłosili chęć adopcji xD
Szeregowiec Martin w spódnicy :D (więcej zdjęć na instagramie) |
Pańska kolacja, fot. Tomasz Pękala |
fot. Tomasz Pękala |
ENGLISH:
The post tells a story of two days spent in 1755 year as a servant. I was having fun with 18th century cooking, dancing and soldiers, of course. The plot concerned a conflict between saxon and prussia troobs that took place on count Męciński`s land. There were also some spiritual trends as hunting for the beast and ghosts in the castle. Working as a servant was not only an absorbing task but also fun of being outside the formality and taking 18th century life easy. Of all the time spent in Oporów I liked most evenings and nights spent by the fire with warm drinks and delicious food. Hidden inside a woolen uniform one of the soldiers gave me I felt cosy and comfortable and by joking with them I could feel like a part of their society and take part in the event to the full.
Dziękuję za wspaniałą podróż w czasie. Za ten post jak i wiele innych.
OdpowiedzUsuńOd jakiegoś czasu wiernie śledzę Pani bloga i jestem zachwycona każdym kolejnym wpisem i nierzadko zdarza mi się płakać przy Pani zdjęciach . Dziękuję Bogu za każdą taką szlachetną duszę.
Wierzę, że w pracy jest Pani doceniana, bo na co dzień zajmuję się pani modą, czy tak?
Życzę wszystkiego dobrego i dziękuję za rozczulanie mojej duszy.
Ewa
Bardzo miło jest czytać takie komentarze! Cieszę się, że blog się Pani podoba i mam nadzieję, że z każdym kolejnym wpisem będzie coraz lepiej :)))
UsuńŻycie służącej z Twojej perspektywy wygląda naprawdę przyjemnie - smutno się robi na myśl, że pewnie w rzeczywistości nie było tak kolorowo. Ale kto chciałby brać udział w takich wydarzeniach, gdyby polegały na praniu i szorowaniu podłóg? Mamy tego dość w XXI wieku.:) Bywam w Kutnie regularnie ale o Oporowie do tej pory nie słyszałam - muszę się tam koniecznie wybrać! Bardzo do twarzy Ci w mundurze. :) Pozdrawiam - Stała Czytelniczka z nowym nickiem. :)
OdpowiedzUsuńNo, pewnie tak, choć ja byłam służącą tylko dwa dni i po prostu nie musiałam szorować podłóg. Ale było noszenie kieliszków, które potem okazały się niepotrzebne, krzeseł z miejsca w miejsce i ogólnie sporo bieganiny, choć dziewczyny, które stały cały czas przy hrabiowskim stole i usługiwały państwu lub cały wyjazd spędziły w kuchni miały zdecydowanie gorzej i były bliżej historycznej służby.
UsuńOporów jest niedaleko. Jest tam ładny park, a w nim zamek, który można zwiedzać i pałacyk, w którym mieszkaliśmy :)
Dzięki i również pozdrawiam :)
Super sprawa! Do twarzy Ci w mundurze :)
OdpowiedzUsuńDzięki :D
Usuńzazdroszczę Ci całym sercem !!!
OdpowiedzUsuńSłużbowania? XD Przyjedź za rok! :)
Usuńomg też chcę tam być! <3
OdpowiedzUsuńTo przyjedź za rok! :))
UsuńSzeregowiec Martin ! :D
OdpowiedzUsuńA poza tym to jako panny służące miałyście mnóstwo pracy, ale i tego warto spróbować ;)
Szeregowiec Martin wymiótł wszystko XD
UsuńNo, przyznam, że jako służba czułam się całkiem dobrze, a w przyszłym roku może będę nawet gotowała na ognisku <3
Ale fajnie! :) W tym roku było i jest tyle wydarzeń kostiumowych, że coraz bardziej żałuję, że moja sukienka nadal nieskończona...
OdpowiedzUsuńNo właśnie! Miałaś być na Złotym, i co? :D Mam nadzieję, że spotkamy się na którymś z zimowych bali :)
Usuńmam prośbę czy mogłabyś mi podać autora i tytuł obrazu, który zamieściłaś pisząc o bieliźnie damskiej w latach 1840,1850,1860. Obraz ukazuje dwie kobiety zdejmujące bieliznę. Jest piękny.
OdpowiedzUsuńObraz to tak właściwie dwa różne, które złączyłam razem w programie graficznym ;)
UsuńJeden z nich to "In The Boudoir" Johanna Georga Meyer von Bremena z 1870 roku. Drugiego na tę chwilę nie potrafię odnaleźć, ale pewnie jest gdzieś na moim pintereście ;)