13 października 2016

Branicka jesień / 1810s weekend at Branice manor

fot. P. Kowalczyk
Wygląda na to, że tegoroczny sezon letni rozpoczął się i zakończył w dworku w Branicach. W kwietniu zaskoczyło mnie tam słońce i grzałam się przyjemnie w jego pierwszych w tym roku promieniach w mojej wełnianej, szarej sukni, a we wrześniu trafiłam na pierwszy zimny weekend końca lata... I choć nie mogliśmy tym razem tańczyć i piknikować na trawie przed siedemnastowiecznym lamusem, równie miło spędziliśmy czas w empirowym salonie.
Były oczywiście robótki ręczne (ja szyłam moją, planowaną na lato - widać, jak to u mnie jest z czasową realizacją zadań xD białą sukienkę z początku wieku), rysowanie (rysunki pewnie pojawią się prędzej czy później na instagramie ;) ), herbata, rozmowy i piastowanie dzieci, które nic sobie nie robiły z deszczu i chmur i jak tylko znudził im się domek dla lalek, zaczęły biegać przemoczone po dworze i zbierać kasztany do swoich bonnetów.
Choć w sobotę się spóźniłam, i to grubo, nie czułam się z tego powodu stratna, bo tym razem czekał mnie jeszcze drugi dzień w dworku. Tak, wraz z państwem Chantberry nocowałam tam! Wieczorem, gdy wszyscy opuścili dwór, we trójkę kosztowaliśmy szampana z cudownych, kryształowych kieliszków i sfingowaliśmy testament pewnego jegomościa ;)
W niedzielę zaś spotkała mnie miła niespodzianka - dworek odwiedziła jedna z czytelniczek tego bloga, którą teraz serdecznie pozdrawiam! :) Poza tym zdarzyło się też coś, co zdarza się rzadko i nie ma na to reguły. Gdy pod koniec dnia wyszłam pospacerować po okolicy i owinięta szalem włóczyłam się po zmęczonym latem, tonącym w szarym, wilgotnym zmierzchu ogrodzie nagle poczułam się tak prawdziwie przeniesiona w czasie. Miałam wrażenie, że oto jestem sobie panną Martą, która na chwilę opuściła ciepły, gwarny salon; wrażenie, jakby dziewiętnastowieczność była czymś tak naturalnym jak niedzielna herbatka u babci. Niezwykłe! :)

fot. P. Kowalczyk

fot. P. Kowalczyk

fot. Mme Chantberry






fot. P. Kowalczyk

fot. Mme Chantberry
ENGLISH: The last weekend of summer was spent in Branice manor. Despite the bad, foggy and rainy weather, we were having a good time together. I managed to finish my white, summer gown bodice (finally! I shouldn`t say this but it was planned as an outfit for the past summer. Shame!!! :D ) and a drawing of 17th century quincha, I started in April. With Mr and Ms Chantberry I also spent a night in the manor - the 19th century silence there, after we blew out all the candles was amazing and scary at the same time! :D

8 komentarzy:

  1. Ten fragment o dziewiętnastowieczności na końcu... Co za fantastyczny klimat! <3
    Ostatnie zdjęcie jest takie malarskie... Może dlatego, że kojarzy mi się z obrazem Josepha Wrighta of Derby ,,Doświadczenie z pompą próżniową" :D Chociaż tematyka zupełnie inna, to całość i światło wyglądają trochę podobnie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, rzeczywiście podobny! :D Mogliśmy dać jakąś karafkę na środek, byłaby też "pompa" xD

      Usuń
  2. Fascynująca, romantyczna kraina. Jestem w innym świecie. Jak to dobrze, że są jeszcze takie miejsca i tacy ludzie w tym hałaśliwym, pędzącym kołowrocie. Jesteś niezwykła Porcelano :) Podziwiam i będę odwiedzać... Hanna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Zapraszam do Buduaru jak najczęściej :)

      Usuń
  3. Bardzo klimatyczna sceneria zdjęć. Strasznie mi się podoba ;)
    Świetny wpis, dobra robota. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. zazdroszczę tej spacerowej przygody :)

    OdpowiedzUsuń