Piknik był w niedzielę, a ja nadal mam wrażenie, że on jeszcze trwa gdzieś, w równoległej czasoprzestrzeni, gdzie dzień zaczyna się słonecznie i późno, a jedynym zajęciem jest czytanie poezji, haftowanie i spacer ukwieconymi alejkami...
Piknik zaczął się dla mnie już w sobotę - pieczeniem osiemnastowiecznych babeczek, pakowaniem stroju (tym razem zamiast mnóstwa tobołów wzięłam wielką walizę na kółkach - pomysł cudowny, bo sprawdziła się idealnie) i produkcją kapelusza (będzie post), który skończyłam już w niedzielę - była 3 nad ranem, jak położyłam się spać w strachu, że nie obudzę się o szóstej lub będę przez cały dzień po prostu nieprzytomna. Rano, jak wstałam, okazało się, że nawinięte na papiloty włosy w ogóle nie wyschły (?!) i zamiast osiemnastowiecznych loków mam na głowie dziwaczne strąki. Nie było wyboru - w 10 minut pozwijałam je w pukle i upięłam najszybszy, mały puf świata, który w dodatku przetrwał cały piknik (a wieczorem, mimo upału włosy nadal były mokre. Wtf?! )
Na pierwszym obrazku moje perfumy, które okazały się mieć chłodzącą moc. Na czwartym - szkicownik panny Wrońskiej |
Z pierwszymi dziewczynami - Maqdą, Caeruleus Berorinensis, panną Wrońską i Justyną ze Szkoły Tańca Jane Austen spotkałyśmy się już na dworcu w Katowicach. Nadjeżdżający pociąg wkrótce wypełniły: pudło na kapelusze, stroje, przyrządy do haftowania oraz osiemnastowiecznego makijażu i radosny świergot ich właścicielek. Do Pszczyny przyjechałyśmy we wspaniałych nastrojach, którym (wyjątkowo, biorąc pod uwagę nasze (nie)szczęście na poprzednich zlotach) towarzyszyła równie cudna pogoda. Było słonecznie i ciepło, ale nie za gorąco. Idealny dzień na piknik! Pod pszczyńskim pałacem dołączyłyśmy do Fobmróweczki, Ms. Nelly z jej siostrą Agatą i dwiema kuzynkami oraz Loany z córeczkami. Razem znalazłyśmy idealne miejsce na piknik - wysepkę na płynącej leniwie przez park rzece Pszczynce. Otoczone kwiatami, osłonięte wysokimi drzewami jak parasolką, wdziewałyśmy nasze stroje. Cała wysepka zapełniła się pierzastymi halkami, sprężystymi poduszeczkami, które koniecznie trzeba było pomacać, stożkowatymi gorsetami i wreszcie - sukienkami słodkimi jak ciastka z kremem. Rozłożyłyśmy mięciutkie koce, a na nich filiżanki (cudny zestaw przyniosła Nelly *_* ), porcelanowe talerzyki i słodkości. Spomiędzy kwitnących krzewów przyglądali nam się spacerowicze, a z drugiej strony - goście parku przepływający obok łódką.
Po szybkiej wizycie w sklepie po sprawunki, znalazłyśmy Eleonorę Amalię w błękitnej sukni, walczącą z torbą na nierównej kostce brukowej pszczyńskiego rynku. Dołączyła do nas. Byłyśmy już w komplecie, gdy odwiedziła nas Joanna Puchalik z mężem i dziećmi, wnosząc do naszej kryjówki (oprócz przepastnej torby z książkami) jeszcze więcej dobrego humoru i radości. Babeczki znikały jedna po drugiej, podczas gdy my rozmawiałyśmy o tym wszystkim, co jest nam bliskie - powieściach, kostiumach, filmach... Caeruleus Berorinensis haftowała kwiaty, Eleonora z panną Wrońską na zmianę czytały wersy dawnej poezji angielskiej, a Loana wykańczała chemise dla swoich córek, które co rusz zaglądały do jej pięknego kosza piknikowego. Z resztą Iza i Ada okazały się tak grzecznymi dziewczynkami, jakby ktoś wprost wyjął je z sentymentalnego obrazu Vigee-Lebrun. Żadna z nich nie żądała poświęcania sobie uwagi przez cały czas, żadna nie robiła fochów, ani nie rozpłakała się z jakiegoś sobie tylko wiadomego powodu. Za to dziewczynki chętnie grały z nami w Game of Graces i ciuciubabkę. W małych rączkach znikały czekoladowe ciastka, znalezione szyszki, wstążki podkradzione mamie, kwiatki i pachnące główki róż, by zaraz rozsypać się do białej sukience i zniknąć w przezroczystym, pozostałym po minionej jesieni listowiu i miękkich źdźbłach zielonej trawy.
Na drugim zdjęciu nasze żywe obrazy - odtworzyłyśmy trianonową scenę z filmowej Marii Antoniny, której fragment mam zresztą cały czas na bocznym pasku bloga :) |
Część z nas spacerowała po parku, pozdrawiając przechodniów i śląc uśmiechy do migawek ich aparatów. Co jakiś czas trzeba było poprawić kapelusz, włożoną w dekolt różową różę (największy trend pikniku :D ), strzepnąć mikroskopijny pyłek z fałd sukni, schylić się do pantofelka... Spacerom towarzyszył sam Napoleon, uosabiany przez cień panny Wrońskiej, oraz duch księżnej Daisy, przywoływanej z imienia przez parkowych spacerowiczów. Dwie postacie z przeszłości i przyszłości, a my pomiędzy nimi, już nie zagubione, lecz odnalezione w czasie.
Po powrocie do domu wprost rzuciłam się na moją playlistę z fanvidami z Marii Antoniny i ten okazał się niemal w identycznym nastroju, jak nasz piknik :)
Jak miło jest móc dzielić swoją pasję z ludźmi, którzy również się tym
interesują! Wreszcie nie czułam się jak samotny wygnaniec z
osiemnastowiecznej utopii w kraju kariery, konsumpcji, ciągłego stresu i
braku czasu. Bawiąc się w odtwarzanie, w osiemnastowieczne żywe obrazy - migawki z osiemnastowiecznego życia w Petit Trianon, przywołałyśmy rokokowego ducha flirtu, beztroski, lekkości, zabawy... Ten Mały Trianon stworzyłyśmy same, a choć trwał ledwie kilka godzin i zniknął jak mgnienie, na pewno jeszcze nie raz powróci w słodkich jak babeczki wspomnieniach i pastelowych snach o przeszłości.
I pomyśleć, że wczoraj byłam tak niedaleko Pszczyny (bo w Oświęcimiu). Szkoda, że nie mogłam pojawić się na tak fajnym pikniku. Chociaż z drugiej strony nie mam żadnej odpowiedniej do tego kreacji... W każdym razie pięknie wyglądałyście!
OdpowiedzUsuńSzkoda, że do nas nie wpadłaś... Joanna Puchalik też była w zwykłych ubraniach. Takie odwiedziny na pikniku, choćby na chwilę to świetna sprawa - zawsze można się poznać i pogadać :) , a po wizycie w Oświęcimiu (obóz?) na pewno rozładowałabyś emocje :)
UsuńPrzekażę mamie komplementy dla jej serwisu :) Tak sobie myślę, że częścią uroku tego typu spotkań jest przeżywanie ich od nowa za każdym razem gdy na blogach pojawia się nowa relacja.
OdpowiedzUsuńNo, właśnie! I wtedy można trochę podejrzeć, jak to wyglądało z perspektywy innych, na co zwrócili uwagę, co im się podobało... :)
UsuńCo za beztroska, sama słodycz bije z tych zdjęć. :) Strasznie żałuję, że nie było mnie z Wami, chociaż pocieszam się tym, że w niedzielę miałam swoją zdjęciową "wyprawę do Milton". :D
OdpowiedzUsuńI czekam na post z kapeluszem, ciekawa jestem jak go zrobiłaś. :)
O tak, było bardzo słodko! :D Zdjęcia krok po kroku do posta robiłam razem z kapeluszem w środku nocy ("nie ma lipy" :D ), teraz zostało tylko obfocić sam kapelusz, bo nie wpadłam na to, by zrobić to na pikniku :P
Usuńnajwspanialszy Wasz Piknik - wg mnie- i wielkie juz grono wielbicielek rokoko (brak wielbicieli) - moje szczere uznanie:) wszystkie pieknie wygladacie, jakby zywcem wyjęte z wersalskiego parku Marii Antoniny
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i zazdroszczę
Ludwik August
Oj tak, jak spotkanie jest w jednej epoce, wszystko od razu lepiej wygląda. Tylko jest trochę więcej zachodu z szyciem tych strojów, żeby każdy miał z tego samego przedziału czasowego :)
UsuńJak ja lubię twoje wpisy. Mało kto pisze tak pięknie jak ty:)
OdpowiedzUsuńPS. Można prosić link do playlisty?:D
Dzięki :) Pisząc, myślałam o tym, że ma być słodko i rokokowo - no i udało się :)
UsuńPlaylista jest tutaj, tylko mnóstwa filmików już nie ma, bo YT nie zna się na rzeczy i usuwa je (prawa autorskie do muzyki i filmu) -_-
Zgadzam się z Maqdą - Twoje wpisy są jedyne w swoim rodzaju. Podoba mi się też to, jak łączysz ze sobą te zdjęcia:) A to, że wyglądałaś pięknie, to wiesz :)
OdpowiedzUsuńDzięki :) Też lubię te (jak je nazywam) "czwórki" - dzięki nim mogę wrzucić 4x więcej zdjęć, nie wydłużając posta :P
UsuńStworzyłyście piękny obrazek.
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńCzytając Wasze relacje i oglądając przepiękne zdjęcia sama znalazłam się w innej czasoprzestrzeni - jesteście cudowne :)
OdpowiedzUsuńFajnie, że udało nam się uchwycić te chwile w postach i rokokowy nastrój się udziela :)
UsuńCudownie! Jako rasowy łasuch najbardziej (poza pięknymi toaletami oczywiście :)) Zazdroszczę Wam pysznych łakoci ^_^
OdpowiedzUsuńO, jest czego zazdrościć ;) Mnie najbardziej smakowały czekoladowe ciasteczka Maqdy. Były po prostu boskie! :D
UsuńZazdroszczę! Ślicznie wyglądałyście! :)
OdpowiedzUsuńDzięki :) Kolory pszczyńskiego parku jeszcze bardziej uwydatniły "osiemnastowieczność" sukienek :)
UsuńWspaniale wyglądałyście :) Gratulować pasji, konsekwencji i doskonałych pomysłów :)
OdpowiedzUsuńDzięki :) Każde kostiumowe spotkanie sprawia, że jeszcze bardziej kocham tę pasję :)
UsuńCo za fantastyczny piknik! Tylko pozazdrościć ;) Fajnie, że pogoda Wam się udała, zdjęcia wyszły wspaniale :) I jakie piękne sukienki i fryzury :) Wyglądacie wszystkie jak wprost wyjęte z XVIII wieku- to tworzy taki cudowny klimat :) Bardzo mi się podoba Twoja relacja z pikniku, tak rzetelnie i interesująco napisana :) A park w Pszczynie to idealne miejsce na takie spotkanie – z Wami wygląda tak samo jak dwieście lat temu- jak gdyby przenieść się w czasie :)
OdpowiedzUsuńDzięki :) Wszystko rzeczywiście było jak wymarzone. Tym razem nawet pogoda nie zawiodła. Rok temu był deszcz, w lipcu w Krakowie skwar, na Balu Zimowym mrozy, w teatrze wichura i ulewa - aż bałyśmy się, co tym razem, ale jak widać, limit złych zjawisk pogodowych już się wyczerpał :D
Usuń:) Mam pytanie, ponieważ bardzo mi się podoba ten typ sukienek XVIII wieku, a dopiero wgłębiam się w modę tamtej epoki i nie wiem: jak się nazywa ten styl w modzie? :)
UsuńWiększość naszych sukni to lata 70. i 80. XVIII w. Są to głównie suknie angielskie (robe a l`Anglaise), poloneski (robe a la polonaise - są bardzo podobne do angielskich, tylko tył mają upięty w 3 fałdy. Moja sukienka to poloneska :) ) i chemise a la Reine (tutaj mój post o niej). Natomiast suknia Ms. Nelly to roundgown, a Fobrmóweczki - spódnica z żakietem caraco :)
UsuńDziękuję bardzo za informacje :) Jak ja bym chciała włożyć na siebie taką suknię... ;)
UsuńW takim razie nie zostaje Ci nic, tylko nauczyć się szyć. Wiem, wiem, łatwo się mówi :P Ale ja też mam z szyciem ogromne problemy, a jednak jakoś daję radę ;) Właśnie teraz walczę ze szmizetką - będzie o niej post z instrukcją, jak zrobić to w najprostszy sposób. Może zaczniesz od niej? :)
UsuńJeśli w ogóle miałabym zacząć szyć, to chyba wzięłabym się za coś, co mogłabym od razu samo w sobie ubrać np. kapelusz (żeby widzieć jakieś ewentualne efekty :) ). Hmm.. ja wiem? Poczekam na Twoją szmizetkę, jak o niej napiszesz i zobaczę, może ją jednak uszyję na początek? ;)
UsuńZakochałam się w tych pięknych sukniach, które tutaj oglądam na blogach i odczuwam ogromną chęć ubrania się w coś takiego :) Ale właściwie nie wiem czy potrafiłabym szyć, bo nie mam o tym zielonego pojęcia ;/
Jak szyjesz, to skąd bierzesz wszystkie wykroje i instrukcje? :)
Post o kapeluszu już jest :) Natomiast o szmizetkę postaram się w przyszłym tygodniu - muszę w jednym miejscu ją spruć i poprawić :)
UsuńSzycie zaczęłam z babcią, bo też nie umiałam zupełnie nic i z perspektywy czasu napiszę tak: jeśli masz w rodzinie kogoś, kto szyje, spróbuj uszyć z nim jakąś współczesną, łatwą rzecz, np. bluzeczkę na lato. Dzięki temu nauczysz się kilku ogólnych reguł przydatnych w szyciu.
Natomiast co do historycznych sukienek, lepiej nie angażować w to nikogo, tylko zacząć samemu. Do teraz przerabiałam z babcią wykroje z Burdy tak, aby pasowały, ale po szmizetce widzę, że to tylko nadrabianie drogi i w dodatku nie daje odpowiedniego, historycznego efektu, dlatego teraz będę szyć już tylko z dawnych wykrojów.
Część rzeczy jest fajnie opisana w książkach Nory Waugh "The cut of women`s clothes" i Janet Arnold "Patterns of fashion", które można zdobyć przez internet. Poza tym są jeszcze zagraniczne blogi kostiumowe, na których dziewczyny czasem robią posty DIY, ale częściej zamieszczają zdjęcia swojej garderoby - można na nich podpatrzeć, co i jak :)
Jak będę pisać post o szmizetce, postaram się ogarnąć w nim też kilka zupełnych podstaw, których nauczyłam się podczas szycia sukienek i dzięki którym będzie Ci łatwiej zacząć :)
Dziękuję bardzo za obszerną odpowiedź :) Bez wątpienia powinnam zacząć od czegoś w miarę prostego :) Myślałam też właśnie o Burdzie, ale skoro i tak trzeba przerabiać te wykroje, to lepiej rzeczywiście wzorować się na prawdziwych historycznych sukienkach. Jakiego rodzaju materiałów używasz do szycia? :)
UsuńW przyszłości chciałabym szyć z materiałów historycznie odpowiednich, czyli naturalnych, ale teraz szyję z tego, co dostanę w lumpeksach (zasłony, obrusy, prześcieradła) lub tańszych tkanin w sklepach, bo wciąż się uczę i popełniam błędy. Jeśli źle przetnę materiał za ponad 100 zł (na takie sukienki dużo schodzi) i przez to go zniszczę, będą łzy :P Ale jeśli to samo zrobię z materiałem po 10 zł za metr, żal będzie mniejszy, dlatego na razie materiałami się nie przejmuję i ich historyczną poprawność odkładam na później (choć przy odrobinie szczęścia można trafić na tanią bawełnę :) )
UsuńDobry pomysł dzięki :) , bo już miałam iść do sklepu krawieckiego, ale przecież szkoda tyle kasy na prawdziwy, nowy, historyczny materiał, żeby uszyć to co ja ,,uszyję'' :D Wybiorę się do lumpeksu i zacznę od kapelusza według Twoich instrukcji :)
UsuńA gorset, czy jest tak trudny do uszycia na jakiego wygląda? :)
Tak, niestety :D Za gorset nawet się nie zabieram - zleciłam uszycie gorseciarce i na razie moje cudo jest w fazie przygotowania wykroju :) Dobry gorset powinien nie tylko ściskać, ale też odpowiednio formować sylwetkę, nie wrzynać się nigdzie (bo to może nawet powodować obrażenia wewnętrzne), dobrze podtrzymywać duży biust i eksponować mały... Dlatego nawet się za to nie biorę, choć z drugiej strony kusi mnie, by spróbować czegoś łatwiejszego, jak krótkie gorsety z początku XIX w. :)
UsuńNo tak gorset to rzeczywiście wyższa szkoła szycia, masz szczęście, że go wkrótce zdobędziesz :) W takim razie nie wiem właściwie, skąd go w takim razie wytrzasnąć :( Jak znalazłaś kogoś kto szyje gorsety historyczne? :) U mnie nie ma takich gorseciarek (z tego co mówi internet) - chyba, że może być zwykła krawcowa, ale czy ona się na tym w ogóle zna? ;)
UsuńKrawcowa niestety nie uszyje historycznego gorsetu (ani sukienki), bo opiera się na współczesnych krojach... Historyczne i historyzujące gorsety szyje Corserty&Romance (ma konto na facebooku) - i właśnie ona tworzy teraz gorset dla mnie :)
UsuńAha dzięki :) Przepiękne są te gorsety Corserty&Romance :) Skontaktowałaś się z nią przez internet czy osobiście? :)
UsuńPrzez facebooka, osobiście jej nie znam ;)
UsuńJeszcze się zastanowię, może tam zamówię gorset ;) Na razie mam nadzieję na post o Twoim gorsecie, gdy już go oczywiście zdobędziesz :)
UsuńPost będzie na pewno :) Tylko dopiero w lipcu / sierpniu, bo wtedy otrzymam gorset i chciałabym go też jeszcze trochę ponosić i porobić mu jakieś ładne zdjęcia zanim coś o nim skrobnę :)
UsuńFantastyczny ten wasz piknik! Pozytywnie wam zazdroszczę :-)
OdpowiedzUsuńDzięki :) Zabawa w XVIII w. była przednia :)
UsuńAle tu pięknie na Waszym pikniku! Można rzeczywiście przenieść się w XVIII stulecie.
OdpowiedzUsuńZdjęcia - jak zawsze u Ciebie - urokliwe i pełne klimatu.
Życzę kolejnych udanych pikników.
Oby się spełniło!
UsuńCzęść zdjęć robiła Eleonora. Ja w pewnym momencie z tego wszystkiego zapomniałam o pstrykaniu :)
Mam nadzieję, że wkrótce spotkamy się znowu w tak znakomitym gronie :)
OdpowiedzUsuńO tak :) Po tym pikniku dostałam takiej weny na kostiuming, że kupiłam materiał na dwie kolejne sukienki i teraz zacznę... od szmizetki :D Na dobry początek :)
UsuńPiękne zdjęcia, wspaniałe kreacje, super się prezentowałyście:)
OdpowiedzUsuńDziękuję w imieniu swoim i dziewczyn :)
UsuńAle klimatycznie i jaki piękny opis, trochę poetyczny, ale to akurat mnie nie dziwi. ;)
OdpowiedzUsuńNaprawdę, miło się oderwać od teraźniejszości i przeżyć coś takiego.
Bardzo, choć opis nie oddaje do końca wrażeń z takich spotkań. Już nie mogę doczekać się następnego :)
Usuńpięknie opisane piękne spotkanie:D jestem pod wielkim wrażeniem i udzielił mi się sielski nastrój:))
OdpowiedzUsuńJak miło :) Cieszę się, że udało mi się oddać nastrój naszego pikniku w poście :)
Usuń