Na blogu zawitał już śnieg i nieśmiertelna muzyka z Dziadka do Orzechów Piotra Czajkowskiego, wobec tego czas na świąteczny post!
Nie wiem, czy wiecie, ale wiele świątecznych tradycji, a także i to, jak w ogóle postrzegamy Boże Narodzenie; to, dlaczego przydajemy tym kilku dniom w roku specjalne znaczenie, ma swoje korzenie właśnie w XIX wieku!
Dziadek do Orzechów, Dziewczynka z zapałkami, Opowieść Wigilijna - one wszystkie powstały w samym środku wieku XIX. Nawet choinka pojawiła się w tym właśnie czasie!
Właściwie, zaczęło się od tego, że w tym roku chciałam wreszcie zobaczyć cały balet. Dziadka do Orzechów znałam wcześniej we fragmentach i jakoś nie miałam cierpliwości, żeby wreszcie obejrzeć całość. A że chciałam zrobić to porządnie, zabrałam się za czytanie libretta, bo przecież samej powieści, na podstawie której powstał balet nie... zaraz... gdzieś już to czytałam! Przecież wiem, co będzie dalej! I tak okazało się, że przeczytałam, a właściwie, to przeczytano mi kiedyś do poduszki Dziadka do Orzechów :) Nie wiem tylko, czy był to oryginał z 1816, czy adaptacja Dumasa, czy też jeszcze jakaś inna, uwspółcześniona wersja...
Zaraz przypomniało mi się, jak byłam małą dziewczynką, zadźwięczał mi nawet w głowie głos mamy, czytającej powieść i przypomniały się wszystkie emocje, które towarzyszyły całkiem małej, dziecięcej wersji Porcelany podczas czytania :)
Sam balet, choć oglądałam rosyjską wersję, szczególnie mnie nie urzekł. Może dlatego, że więcej było w nim popisów tancerzy i ich doskonale wyćwiczonych, niemal mechanicznych ciał, niż emocji? Niemniej, muzyka jest bardzo świąteczna i bardzo w stylu Czajkowskiego, który, wraz z Tołstojem i całą carską Rosją, wprowadza się do mojego buduaru na zimę i zostaje przy parującej z samowara herbacie.
Wspomnienie lektury o zabawkach ożywających w oszklonej szafie i zaczarowanym Dziadku przypomniała mi o innych opowieściach świątecznych, zazwyczaj tych smutnych. Być może poprzez kontrast, dziewiętnastowieczni pisarze umieszczali akcję swoich utworów i biednych, samotnych, porzuconych bohaterów w tym szczególnym (około świątecznym) czasie, w którym nikt nie powinien być sam, w którym odżywają nagle między ludźmi uczucia bliskości, miłości i rodzinnego ciepła. Ileż to łez polało się z moich oczu, gdy w podstawówce czytałam baśnie o Dziewczynce z zapałkami i Choince. Przemiana Scrooge`a jakoś nieszczególnie robiła na mnie wrażenie, ale jednak Opowieść Wigilijna zostawiła w moim postrzeganiu świąt (i w ogóle dziewiętnastego wieku chyba) szczególny ślad. Gdy myślę o Bożym Narodzeniu w XIX wieku, to z jednej strony wyobrażam sobie ulice pełne świateł, drzwi domów ozdobione wieńcami i liśćmi ostrokrzewu, w środku szczęśliwą, ogromną (jak to w XIX wieku) rodzinę przy suto zastawionym stole; w powietrzu unoszące się zapachy pomarańczy i migdałów, oczywiście dzieci siedzące wkoło choinki, na której płoną prawdziwe świece, i bawiące się drewnianymi zabawkami. Z drugiej strony wyobraźnia podsuwa mi ich rówieśników, którzy przez nędzę nie mogą obchodzić świąt takich, jakimi je sobie wyobrażają i tylko obserwują je, zaglądając przez zaszronione szyby. Myślę, że to właśnie te świąteczne opowieści uświadomiły mi, na długo zamin zaczęłam się interesować dawnymi czasami, dwoistość w życiu, moralności, postępkach... całej dziewiętnastowiecznej rzeczywistości.
Przy okazji, nie wiem, czy wiecie, ale najbardziej popularny (świecki, szopka to co innego :) ) symbol świąt - choinka - swój początek ma właśnie w XIX wieku!
Wcześniej była znana w Niemczech, a wraz z końcem XVIII wieku zwyczaj wnoszenia drzewka do domu i strojenia go rozprzestrzenił się na całą Europę! W Polsce czasem ustawiano w kącie snop słomy, który potem stopniowo wypierała właśnie niemiecka choinka. W ogóle, polskie zwyczaje są niesamowite: niemal w każde święta mój osiemdziesięcioletni dziadek opowiada, że u niego w domu na Kresach gospodarz podczas Wigilii rzucał łyżeczkę kutii do góry. Jeśli przykleiła się do sufitu - zwiastowało to pomyślny rok. Jako dzieci zawsze marzyliśmy (mój brat i ja), by dziadek tak zrobił, doprowadzając biedną babcię na skraj załamania nerwowego (bo kto potem wyczyści ten sufit?!) :D
Wracając do choinki, w XIX wieku przyozdabiano ją zazwyczaj:
- słodyczami, czyli piernikami, ciastkami, jabłkami, kostkami cukru o różnych kształtach,
- "zabawkami", czyli własnoręcznie robionymi ozdobami z papieru
- i prawdziwymi świeczkami, co często (niestety!) kończyło się pożarem.
Brytyjska królowa Wiktoria tak opisuje swoją choinkę z 1832 roku:
"Po obiedzie udaliśmy się do salonu, niedaleko jadalni. Były tam dwa wielkie, okrągłe stoły, na których ustawiono dwa drzewka przystrojone światełkami i cukrowymi ozdobami. Dookoła drzewek leżały wszystkie prezenty"
(źródło cytatu; tłumaczenie moje)
Dwie choinki! Święta na pewno były iście królewskie!
I, cóż, pozostaje mi już tylko życzyć Wam takich samych: królewskich, bardzo dziewiętnastowiecznych, przepełnionych miłością i ciepłem Świąt Bożego Narodzenia. Ale, zanim pożegnam się w Wami na czas świąt, zostawię wam jeszcze dwie kolędy, pochodzące - a jakże! - z XVIII i XIX wieku, obie pewnie znacie:
Kolęda Bóg się Rodzi (matko, zawsze od niej i od tego wykonania zaczynała się u babci Wigilia! Aż czuję te zapachy: choinki, pierników i wigilijnych dań!) powstała pod koniec XVIII wieku (1792), a została napisana przez jednego z najlepszych ówczesnych poetów nurtu sentymentalizmu - Franciszka Dionizego Kniaźnina, zaś...
... może mniej popularna w wykonywaniu, ale równie dobrze znana Mizerna cicha (1849), stworzona przez poetę doby Romantyzmu - Teofila Lenartowicza. Charakterystyczne jest w niej to, jak melodia i tekst oddają niewesołą sytuację Polaków, którzy (jak Lenartowicz) nie zdecydowali się na emigrację.
I znowu mamy dwa oblicza świąt - wesołe i kontrastowe. Tak już chyba być musi i będzie. Tymczasem zostawiam Was już i życzę Wam wszystkim wspaniałego świętowania, kochani!
______________________________________________
Niedawno zaczęłam pojmować, że sporo rzeczy które uwielbiam w świętach to właśnie dziewiętnastowieczne naleciałości :) Ten post tylko utwierdził mnie w tym przekonaniu.
OdpowiedzUsuńTak, właśnie do mnie też to doszło dopiero niedawno :) Właściwie większość typowo świątecznych tradycji się wtedy ukształtowała, w XVIII wieku wielu rzeczy jeszcze nie było.
Usuńa też warto zwrócić uwagę, jak współczesne święta są "przydymione".. niektórzy odchodzą od pewnych tradycji :) Niebawem planuję o tym napisać na swoim blogu
UsuńPozdrawiam
Tak, myślę, że na przykład wspólne śpiewanie kolęd jest taką zanikającą tradycją. Ludzie wolą puścić sobie w tle współczesne aranżacje z płyty lub obejrzeć w tym czasie Kevina :P
UsuńMimo to, ja jestem gorącą zwolenniczką śpiewania i zawsze "zmuszam" do tego resztę :D Jakoś tak fajnie sobie chociaż raz w roku pełnym głosem pośpiewać. Może brzydko, z fałszem, pomyłkami, ale po godzinie takiego śpiewania od razu jakoś tak lekko się robi na duchu, i wesoło :)
Och, ciekawy zbieg okoliczności, wczoraj byłam z Eleonorą na rosyjskim balecie, właśnie na "Dziadku do orzechów"! Zawsze kojarzy mi się to z Świętami! I masz rację, że większość tradycji pochodzi z XIX wieku, też to zauważyłam ;)
OdpowiedzUsuńAch, no i oczywiście - Wesołych, spokojnych Świąt! I życzę Ci dużo odpoczynku! ;)
UsuńNa prawdę?! Ale niesamowity zbieg okoliczności! :O
UsuńPodobał się Wam? Bo mnie, tak jak pisałam, zadziwiały tylko umiejętności fizyczne tancerzy i giętkość ich ciał, ale brakowało w nim czegoś duchowego, co sprawiłoby, że chciałabym być w tym balecie i oglądać go codziennie...
Mogę się pochwalić, że ja o tym wiedziałam (kolędy i choinka), albo raczej powiedziano mi to na... lekcji polskiego w liceum :) Pamiętam, że mieliśmy zajęcia o twórczości Kniaźnina i omawialiśmy tę kolędę (to było jakoś tak w maju?) a potem temat zszedł na tradycje świąteczne :P
OdpowiedzUsuńWesołych Świąt!!!
Tak, to właśnie jest jakoś w maju, przy sentymentalizmie i twórczości Kniaźnina :) U nas kolęda była chyba "do domu" :D ale brak wiedzy świątecznej wynagrodziły mi potem chyba ze trzy zajęcia o zwyczajach bożonarodzeniowych na studiach :P
UsuńJa podobnie jak Ms. Nelly o kolędach i choince wiedziałam już dawno, ale Porcelanko, Twój wpis jakoś tak fajnie mnie nastroił. :) Często ludzie w tym całym świątecznym zabieganiu nie mają pojęcia skąd się coś wzięło, dlaczego akurat tak itd... :)
OdpowiedzUsuńPozostaje mi życzyć Ci udanych Świąt w gronie najbliższych, wspaniałej atmosfery, wolnego czasu i spełnienia marzeń. :)
Nawet nie wiesz, jak mnie ucieszyłaś! Fajnie, że ten post niesie ze sobą taki świąteczny nastrój :)
UsuńRównież życzę Ci wszystkiego dobrego :*
Ależ klimatyczny post! Te obrazki rodem niemal z dziewiętnastego wieku! Przyjemnie też się słucha Czajkowskiego w słuchawkach. Dziękuję Ci za tę ucztę, bo ja niegdyś uwielbiałam tego typu muzykę. Przy dzieciach niestety zapomina się o tym co ważne dla duszy, bark czasu, notoryczne zmęczenie i się po prostu nie chce. Ech...
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci radosnych Świąt!
Tak, kiedyś się broiło, a teraz właśnie zaczynam sobie zdawać sprawę z tego, ilu sił wymagało od babci i rodziców przygotowanie tych wspaniałych świąt, które tak miło wspominam... A ileśmy (kuzynki i ja) w międzyczasie naszkodziły i napsuły! Dzieci mają niespożyte pokłady energii, szkoda, że z wiekiem jest jej coraz mniej ;)
UsuńPierwotnie chciałam wykorzystać jakieś oryginalne XIX w. ilustracje, ale że nic fajnego nie znalazłam, postawiłam na zdjęcia. Dobrze, że udało mi się znaleźć takie, które pasują :)
Czajkowskiego uwielbiam, byłam na "Dziadku do orzechów" i "Jeziorze łabędzim".
OdpowiedzUsuńWalc kwiatów... tego można słuchać w nieskończoność.
Sympatycznych świątecznych chwil pełnych radości.
Ja Czajkowskiego dopiero teraz nauczyłam się słuchać i właśnie go odkrywam :)
UsuńDziękuję i wzajemnie!
Muzykę Czajkowskiego absolutnie uwielbiam! Na "Dziadka do Orzechów" chodzę prawie co roku! Idę teraz znów drugiego stycznia. :P
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, rosyjskie balety mają chyba często to do siebie, że jest w nich więcej technicznej perfekcji, a mniej uczuć i interpretacji roli przez samych tancerzy... Ale jak pójdzie się na spektakl z dobrymi i technicznie, i interpretatorsko tancerzami, to naprawdę jest na co popatrzeć! Jak ja kocham te przedstawienia! Tancerze Polskiego Baletu Narodowego są naprawdę dobrzy. Choć oczywiście są i tacy, których nie lubię... (Odezwała się we mnie baletomanka i niedoszła tancerka :P Chodziłam na balet kiedyś, a jakże. ;))
O, zazdroszczę, też chętnie bym się wybrała, ale o interesujących spektaklach zawsze dowiaduję się po fakcie :D
UsuńTeż miałam w życiu epizod z lekcjami baletu, ale to było bardziej pobożne życzenie babci - migałam się od tych lekcji, jak mogłam: spóźnienia, udawana choroba :D Wolałam chodzić po drzewach i teraz chyba troszkę żałuję ;)
Ach, to byłaś na Dziadku w teatrz? Ale fajnie, że mogłaś się wybrać przed świętami, na pewno - mimo wszystko - wprowadził Cię on w świąteczny nastrój!
OdpowiedzUsuńChociaż nigdy nie zapomnę, jak byłam w teatrze na balecie z Moskwy. Brak uczuć to był najmniejszy problem - oni nie mieli w sobie żadnej perfekcji! Za to uwielbiam wersję z San Francisco, która jest w internecie :)
A wpis jak zwykle bardzo interesujący! :)
W "teatrze", który dobrze znasz --> baletoman.com :D
UsuńŚwiąteczny nastrój był, choć mój braciszek, słysząc muzykę, już pytał "co to za soundtrack z filmu o żołnierzach" :D
Oglądałam właśnie wersję rosyjską (pierwszy fimik w poście jest właśnie z niej)... Może kiedyś obejrzę jeszcze tę z San Francisco, skoro polecasz :)
Aż nie chce się wierzyć, że już dziś Wigilia - tyle się na nią czekało :)
OdpowiedzUsuńWesołych, wesołych, spełnienia marzeń! :D
Wigilia, a tyle słońca i w powietrzu czuć... wiosnę :O W autobusie, gdy wracałam z pracy wisiała nawet zabłąkana pisanka :D
UsuńWesołych! :D
Ale piękne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńRadosnych Świąt! :)
Tym razem wyszukane w Internecie ;)
UsuńWzajemnie, wszystkiego dobrego!
Zdecydowanie to co dziewiętnastowieczne, jest w Świętach najlepsze (już kilka lat temu to do mnie dotarło). Zawsze też wzdycham do tych pięknych ośnieżonych domków, leśnych ścieżek, urokliwych ryneczków ze starych pocztówek :)
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci wszystkiego dobrego, spełnienia marzeń oraz postępów w działalności kostiumowej :)
Dziękuję i wzajemnie :)
UsuńOj, chciałabym się znaleźć w takiej scenerii, tym bardziej, że u nas śniegu ani centymetra...
Piękny klimatyczny post. W święta oglądałam adaptację "Opowieści wigilijnej" i przypomnieli mi się wszyscy znajomi Scrooge, którzy zatracili gdzieś magię świąt. Szkoda, bo to piękny czas. Uwielbiam wszystkie bajki i baśnie związane z tym czasem.
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńWięc widzę, że zgrałyśmy się tematycznie :) Te święta dla mnie były jakieś wyjątkowe, może częściowo właśnie dlatego, że przypomniałam sobie te wszystkie dziewiętnastowieczne historie? ;)
A propos Dziadka - nie dziwię się, że Cię nie urzekł, rosyjskie wersje są najbardziej sztampowe, zarówno jeśli chodzi o kostiumy jak i choreografię (nie wiem, czy widziałaś tę przestarzałą i zatęchłą choreografię Wajnonena z Maryjskiego z lukrowymi strojami - to ten link z walcem kwiatów, który podałaś, czy wcale nie lepszą Grigorowicza z Bolszoja - wariacja wieszczki cukrowej). Nie dziwię się, że się zniechęciłaś, bo to chyba najgorsze wystawiane obecnie "Dziadki..", w Rosji rzadko się odświeża choreografie, a w praktyce niemożliwe jest utrzymanie uwagi widza, kiedy nie robi się nowej, przystosowanej do oczekiwań współczesnych, produkcji od np. 60 lat!
OdpowiedzUsuńNo to się nacięłam! Nie wiedziałam, którą z tych wszystkich wersji wybrać i w końcu wybór padł na tę, z której fragment (taniec wieszczki cukrowej) zamieściłam w poście (wersja Grigorowicza?) Tak to już jest, jak się nie jest rozeznanym w temacie, a ma się za mało czasu na dokształcenie ;) Ale cieszę się, że to nie jest wina mojego odbioru, tylko przestarzałej choreografii. Następnym razem wybiorę coś nowszego i zobaczymy, czy balet mi się spodoba.
UsuńTak się zdarza, różnie można trafić - świetnie to rozumiem, na moim pierwszym nagraniu Dziadka prawie usnęłam:D I na długo nie chciało mi się sięgać znowu po ten balet, bo zanudził mnie na śmierć, ale w końcu znalazłam kilka choreografii i wykonań, które mi podpasowały;) Może Tobie też się uda, a jak nie, to nic na siłę:)
UsuńTo może podrzucisz jakiś link? ;) Na tym Dziadku też zbierało mi się na sen i przewijałam go, żeby zobaczyć, czy dalej coś się wreszcie zacznie dziać :D
UsuńJasne:) Tylko mam dylemat: co podrzucić;) (ale racja, to dobry sposób, przejrzeć sobie fragmenty spektaklu, choć nie daje to obrazu całości, można mniej więcej się zorientować, czy to co oglądamy nam odpowiada, czy nie).
UsuńDużo osób lubi Dziadka z Royal Ballet Petera Wrighta - b tradycyjny, aktorski spektakl, ładne kostiumy, jak dla mnie choreograficznie dość przeciętny (to był właśnie Dziadek, na którym o mało co nie przysnęłam, ale chyba też z powodu średniego wykonania z lat 80.) Tutaj pas de deux, całkiem świeże wykonanie z grudnia 2013: http://www.youtube.com/watch?v=x1PxI8-Tkr8
Sama najbardziej lubię choreografie Rolanda Petita i Rudolfa Nuriejewa (tej drugiej nie polecałabym w początkach przygody z baletem, bo Nuriejew, chociaż Rosjanin, z rosyjską szkołą tańca ma niewiele wspólnego, może tylko wykorzystywanie technicznej wirtuozerii). Ale jeśli ktoś chciałby dobrze się bawić, polecałabym chyba Petita - z tymże to jest choreografia dość nietypowa, z przymrużeniem oka, jest w niej dużo humoru, czasem zaskakująca, np. Klarę w I akcie straszą groteskowe lalki, które na początku robią dość upiorne wrażenie. Tylko pas de deux jest chyba"nienagannie" klasyczne i niestety nie do końca oddaje ducha tej choreografii: http://www.youtube.com/watch?v=zwi_qOwwaRQ
Tutaj Nuriejew (gdybyś jednak chciała przejrzeć):
http://www.youtube.com/watch?v=ltd1XreLsjY
http://www.youtube.com/watch?v=ajo6KUyRUD8
Są ciekawsze wykonania tej choreografii, ale to jest najlepsza jakość na youtube
I już na koniec, chyba warto wspomnieć o Dziadku Barysznikowa (dużo osób ogólnie ogląda choreografie i występy Nuriejewa i Barysznikowa, bo mówi się, że to "bogowie tańca" - dwóch z czterech w XX w.;)
Ten Dziadek jest na pewno bardziej tradycyjny i cukierkowy niż dwa wyżej, poza tym jest to wersja filmowa, więc chociaż leciwy, dobrze się ogląda. No i poza Barysznikowem Gelsey Kirkland - najwybitniejsza chyba amerykańska balerina, świetna technicznie, ale też bardzo efemeryczna i delikatna na scenie
http://www.youtube.com/watch?v=1LzzIg2RbK4
http://www.youtube.com/watch?v=P6NCE9GlU7s
Może ta wersja mogłaby Ci się spodobać?;) No dobrze, pora przystopować, ale już na przyszłość będziesz wiedziała, jak to jest poprosić mnie o link, zamiast jednego - dziesięć;) (gdybym miała się kierować swoim gustem, byłby tyko Nuriejew i Petit, ale chciałam, żeby nie było aż tak subiektywnie;)
Porcelano, może nie czytaj tego komentarza powyżej, bo czuję, że za bardzo Cię zawaliłam linkami, co nie jest mądre!;) Zastanowiłam się jeszcze raz, co sama chciałabym obejrzeć, gdybym nie interesowała się do teraz jakoś szczególnie baletem. Doszłam do wniosku, że najbardziej uniwersalny mógłby być Dziadek z baletu drezdeńskiego - dynamiczny i przystępny w odbiorze. Przejrzałam balletoman.com i okazało się, że jest (mam swoje nagranie z telewizji arte):
Usuńhttp://balletoman.com/1240-the-nutcracker-aaron-s-watkin.html
Jako ciekawostkę dodam, że pojawia się tam (niedawno o tym rozmawiałyśmy, więc ciekawie się złożyło).. grand pannier, a raczej karykatura tego i tak już monstrualnego stelażu.. To już koniec linków, definitywnie, obiecuję!;)
Wielkie dzięki za linki! Otworzyłam sobie wszystkie, ale najdłużej zatrzymała mnie wersja z 2013 roku. Choreografia Nuriejewa też mi się spodobała.
UsuńWersję drezdeńską będę musiała kiedyś zobaczyć w całości, bo teraz tylko przewijałam, żeby zobaczyć ogólnie, jak wygląda. Trafiłam na moment z grand pannier :D Suknia wygląda trochę jak kapelusz wielkiego grzyba, no i dzieci w środku :D Widziałam gdzieś podobny satyryczny rysunek, ale o (równie dużej) krynolinie :D
Haha, świetne porównanie z tym grzybem!:D Miałam też skojarzenie suknia-namiot, a do tego jeszcze buty na koturnach, cóż za misz masz.. no tak, i jeszcze dzieci. Prawdę mówiąc to pierwszy Dziadek, którego widziałam, gdzie jest taka maskarada i męski przebieraniec, bo np. w Kopciuszku to jest na porządku dziennym;)
UsuńChoreografia z Royal ballet z 2013 jest do pobrania w internecie, ale ma kilkanaście GB (za to jakość świetna).. na balletoman.com też jest ta produkcja, tyle, że wykonanie z poprzednich lat. A w tej wersji wspaniałe są też ożywające rudowłose anioły-przewodnicy, kostiumy przygotowane naprawdę z wielką precyzją:) To cieszę się, że coś z tego może będziesz mogła wybrać do obejrzenia w przyszłości, gdybyś czegoś potrzebowała, lub szukała, to zawsze chętnie pomogę;)
Namiot też dobry, w końcu te dzieci się tam chowają :D
UsuńW takim razie pobiorę sobie to wykonanie i zobaczę całe w wolnym czasie :)
Jak będę miała jakieś pytania baletowe, to na pewno napiszę :)