12 maja 2014

O, biedna Ruth, dlaczego jesteś taka?

No cóż, nie będę ukrywać, że książki nawet nie doczytałam do końca... 



O ile Żony i córki czytało się na prawdę dobrze, tak Ruth była po prostu (napiszę to) nudna. Nie dość, że sama bohaterka zupełnie nieciekawa, to jeszcze sposób pisania...

Ruth jako postać jest nie do zniesienia pusta i nijaka. Taka ładna laleczka, co to za bardzo się nie buntuje, ani nawet za wiele nie mówi (przynajmniej do momentu, do którego doczytałam). W książkach, szczególnie tych dziewiętnastowiecznych lubię czytać o kobietach, których charaktery są wyraźne i na tyle silne, by przeciwstawić się przeciwnościom losu i żyć, mimo niesprzyjających okoliczności. Przy nich Ruth wypada blado i mdło. I nie ma tu nic do rzeczy jej młody wiek i naiwność. Molly Gibson z Żon i córek też była głupiutką nastolatką, ale jak dynamicznie rozwijał się jej charakter! Ile interesujących przeżyć mogłam wyczytać w poświęconej jej książce! Panna Hilton nie miała w tej kwestii do zaoferowania nic, zupełnie nic. To samo z resztą inni bohaterowie - identycznie papierowi i nieciekawi.



Oczywiście rozumiem, że historia Ruth Hilton miała pokazywać obłudę wiktoriańskiego społeczeństwa i bezduszność ówczesnych konwenansów, ale potraktowanie bohaterki, jako przykładu, a całej opowieści jako argumentów do potwierdzenia powyższej tezy zabiło tę powieść. Muszę tutaj napisać, że wyjątkowo nie znoszę utworów "z tezą", stąd moja niechęć do tej książki. 

W Annie Kareninie mogliśmy wyczytać to samo, albo... coś zupełnie odwrotnego (Anna i Wroński złamali prawo naturalne, społeczne i boże i zostali ukarani), a do tego garść refleksji z pogranicza historii ekonomii, myśli dotyczące roli kobiety w ówczesnym świecie i mnóstwo innych rzeczy. Powieść Tołstoja jest jak ciemne świecidło, w które można wpatrywać się godzinami i zastanawiać, skąd pochodzi jego blask. Ruth Elisabeth Gaskell natomiast jest równie fascynująca, jak klawiatura, na której piszę ten tekst. Przydatna, owszem, ale czy warta tego, by się jej przyglądać?
Oczywiście Panią Gaskell mocno usprawiedliwia tu fakt, że była kobietą, a więc i wykształcenie miała słabsze, a do tego o wiele mniej czasu na pisanie - w końcu musiała przede wszystkim zajmować się domem, dziećmi i dobroczynnością w parafii jej męża, dlatego nie skreślam jej jako pisarki. Żony i córki były na prawdę dobre :)



Wracając do powieści, nie znajdziemy w niej ani głębokiej analizy stanów ducha, ani malowniczych opisów przyrody (w Żonach... były lepsze), ani wartkiej, wciągającej akcji, ani fascynujących, rozwijających umysł spostrzeżeń autorki, dotyczących życia i świata. Ruth była dla mnie tak pusta, że odłożyłam ją w 1/3 i nie chciałam do niej wracać. Nawet w podróży wolałam czytać Wasze blogi w telefonie, niż tę powieść. Kara w bibliotece rosła, a książki zostało jeszcze dużo, więc zrobiłam test: otworzyłam ją kilkadziesiąt stron dalej, przeczytałam kilka zdań, i znowu, i znowu... Niestety, nie znalazłam tam nic, co mogłoby mnie  w niej zaciekawić, więc pożegnałam się z nią, możliwe, że na zawsze.



Na koniec dodam, że jedyne, co przemawia na plus tej książki to to, jak została wydana. Interesująca okładka i dbałość o szczegóły (te nożyczki w tyle okładki :) I nawet czcionka mi się podobała) bardzo dobrze świadczą o wydawnictwie. Z resztą, Gabrielle, której kiedyś pokazałam tę książkę stwierdziła to samo. No i powieść ładnie komponuje się z niezapominajkami :)


Czytaliście ją? Podobała się Wam?



16 komentarzy:

  1. No nie wierzę, po prostu nie wierzę! Po raz kolejny nasza telepatia dała o sobie znać. :) Wyobraź sobie, droga Porcelanko, że godzinę temu skończyłam czytać tę książkę!

    Ogólnie nawet mi się podobała. Przede wszystkim byłam ciekawa jak dalej potoczą się losy Ruth i czy spotka jeszcze Bellinghama - to głównie motywowało mnie do dalszej lektury. Wiktoriański, dość moralizatorski ton powieści mimo wszystko ma swój urok, podoba mi się także styl Gaskell. Jednak przyznam Ci rację, że to właśnie w postaciach zabrakło ducha i dogłębniejszej analiz ich charakterów.

    Fakt faktem oczekiwałam po "Ruth" czegoś więcej. Ale niebawem biorę się za "Północ Południe" i tu jestem już nawet więcej niż pewna, że będzie to istna literacka uczta serwowana przez Gaskell. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest wręcz niesamowite! :O Będziemy się musiały koniecznie spotkać kiedyś na jakimś zlocie, bo kto wie, ile jeszcze mamy wspólnego? :D

      No ja niby też byłam ciekawa, ale u mnie niechęć do moralizowania zwyciężyła i nie mogłam jej skończyć :P

      A wiesz, że w sobotę zaczęłam Północ i Południe? :) Na razie jestem na początku (w autobusach moje oczy niestety wybierają sen...), ale wstępnie mogę powiedzieć, że jest o niebo lepiej, niż w Ruth :) Mam nadzieję, że ten fajny poziom się utrzyma :)

      Usuń
    2. Haha, aż boję się pomyśleć. :D

      Skoro serial był wspaniały, to książka też musi być co najmniej bardzo dobra. Haha, ja w sobotę właśnie dostałam PP w swoje ręce i przeczytałam kilka stron z ciekawości, więc w sumie można to też uznać za początek lektury. :)

      Usuń
    3. A które masz wydanie: dwu- czy jednotomowe?
      Ja w zeszłym roku wściekle polowałam na dwutomowe i cudem je dorwałam. Potem przez rok celebrowałam ten fakt i dopiero teraz zabrałam się za czytanko :D

      Usuń
    4. Mam wersję przetłumaczoną przez użytkowników polskiego forum N&S w formie e-booka. Dostałam ją od Ani, która prowadzi bloga o R.Armitage. Podobno jest to najlepsze tłumaczenie więc postanowiłam o nie się pokusić. :)

      Kurczę, ja pamiętam jak tylko PP weszło do księgarni, a ja odłożyłam moment kupna na "bardziej odpowiedni moment". No i teraz już nigdzie nie dostanę wersji papierowej. Chyba, że na allegro... tylko perspektywa wydawania co najmniej 70 zł na książkę średnio mi się widzi. :P

      Usuń
    5. No to mamy tę samą wersję :D Tylko ja mam na papierze, z allegro ;) Ale cena była normalna, jak za książkę w księgarni :)

      Ja w ogóle przeoczyłam ten moment (dobrze, że serial kupiłam w ciemno), potem wyszła ta z gorszym tłumaczeniem i brzydszą okładką i wtedy zaczęłam dziki szał poszukiwań tego 1 wydania, w 2 tomach :) Fajnie, że zrobili jeszcze e-book :)

      Usuń
  2. Ta okładka naprawdę jest genialna :) Szkoda, że jej zawartość tak bardzo Cię rozczarowała. Ale myślę, że dobrze jest od czasy do czasu napisać trochę bardziej negatywny wpis, tak dla utrzymania wewnętrznej równowagi :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, jasne :) Gdyby wszystko było cudowne, to właściwie cudowne nie byłoby nic :D Jak widać nie każda książka napisana przez kobietę mi się podoba :P

      Usuń
    2. Dokładnie mi też bardzo się podoba okładka. Natomiast reszta... To ja już wolę Tessę D'uberville.

      Usuń
    3. No, w kwestii Ruth zgadzamy się dokładnie :D

      Usuń
  3. ciekawy blog :)
    dodaję się do obesrwatorów by móc tu wpadać :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Właśnie miałam pisać, że szkoda, bo bardzo ładne wydanie :D Swoją drogą, niedługo wypadałoby zabrać się za kolejną Gaskell, zobaczę, co pierwsze wpadnie w moje ręce :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli będzie to "Ruth" to jestem bardzo ciekawa, czy podzielisz moje zdanie co do niej ;) A jeśli Północ i Południe to będziemy czytać je razem :D

      Usuń
  5. Zuzanna z Panamy14 maja 2014 20:23

    Hej! Mam pytanie niezwiązane z postem. Czy oglądałaś może serial Downton Abbey? Jeśli tak to czy podobał ci się? Ja mam teraz na niego olbrzymią fazę. Jestem zauroczona początkiem XX w., przede wszystkim sukniami głównych bohaterek i ich całym życiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Downton Abbey jeszcze przede mną :P W sumie do początku XX wieku muszę się dopiero przekonać, ale czuję, że go polubię - moje upodobania idą bardziej w tę stronę, niż w drugą (XVII wiek, a nawet I połowa XVIII w ogóle mi nie leżą) :P

      Usuń