Film wyszperałam zaraz po napisaniu licencjatu. Moja praca dotyczyła dandysów, sporą część rozdziału poświęciłam więc Brummellowi, i tak, na fali zainteresowania znalazłam ten film, i jeszcze dwa, z 1924 i 1954. Wybrałam więc najnowszy, który, oczywiście dostępny jest tylko w wersji angielskiej. Szkoda, ale trudno, przebrnęłam przez to. Oczywiście anglistką nie jestem, więc uroczy, uszczypliwy typ humoru i bezczelność, z której Brummell był znany niestety, ze względu na brak tłumaczenia, umknęły :(
To, co najbardziej podoba mi się w filmie, to to, że jest bardzo męski, tak po męsku oszczędny. Jedyną damską postacią jest drugoplanowa Julia, natomiast mnóstwo w nim mężczyzn, wśród których prym wiedzie trzech George`ów - Brummell, Książę Walii i Byron. Oczywiście obydwaj - książę i poeta są zaborczy i niebezpieczni, a cała intryga filmu opiera się na wyborach Beau - przyjaźń z księciem da mu stabilizację i pieniądze (któż ich nie potrzebuje), a przyjaźń z poetą wolność i brak zobowiązań.
Byron i jego improwizacja na stole do bilardu :D |
Wszystko dzieje się na tle doskonale pokazanej przemiany, jaką dokonał Brummell w męskim stroju. W filmie jest ona pokazana dwa razy.
Raz - metaforycznie, jako uliczna bójka dandysów i osiemnastowiecznych fircyków (fops):
A drugi raz bardziej dosłownie, jako prelekcja (dandysi uwielbiali pozować na nauczyciela :P ) dla ciekawych dżentelmenów:
Z resztą ubiorowi podporządkowane są w filmie nawet kolory - dominującymi barwami są brązy, beże, kolory jasne, kremowe i ciemne - jak w odzieży zaprojektowanej przez Brummella. Sam strój głównego bohatera zmienia się wraz z jego upadkiem - początkowo nienaganny, później, w miarę komplikowania się fabuły, z czarnym krawatem zamiast białego, aż do końcowego nieładu podczas sceny wyrzucenia Beau z salonu.
Doskonale pokazano słynny rytuał pierwszego dandysa, który, podobno, trwał aż pięć godzin (no, to moje szaleństwa w tym względzie wymiękają :P)! A i tak wielu dżentelmenów chciało go obejrzeć (to jak urodowe tutoriale na YouTube, ale na żywo i prawie dwieście lat temu - Brummell był prawdziwym prekursorem nie tylko dandyzmu, ale i wizażowych porad :P ).
Na początku posta pisałam, że film jest bardzo męski i miałam na myśli nie tylko jego kolorystykę i to, że wśród bohaterów dominują mężczyźni, lecz także sam sposób przedstawienia życia Brummella. Film jest dobrze, interesująco opowiedzianą historią człowieka, który zmienił wygląd świata i wynalazł spodnie. Można powiedzieć, że poszczególne rozdziały tej historii otwierają i zamykają rozmyte (brakuje mi filmowego słownictwa :D kto wie, jak się taki zabieg nazywa?) sekwencje. Fabuła jest prowadzona po męsku (a reżyserowała kobieta!) bez zbędnego rozwlekania, artystycznych, długich ujęć (o to akurat Beau mógłby się pogniewać, bo esencją życia dandysa było uczynić własnej egzystencji sztukę). Także muzyka, w której dominuje (a może nawet jest jedynym instrumentem) energiczny fortepian zdecydowanie dopełnia całości.
Jedyne, czego na prawdę brakuje mi w filmie, to doprowadzenie dramatu Brummella i jego upadku z wyżyn popularności na samo dno, do końca. Może wtedy film byłby bardzo gorzki (teraz zakończenie jest właściwie pozytywne - bohaterowi udaje się sprytnie zbiec przed wierzycielami i krawcem <lol>), ale za to prawdziwy. W filmowej historii Brummell ostatecznie traci względy księcia po tym, jak określa go grubym (bo faktycznie był, swoją drogą Byron też miał skłonności do tycia i to wpędziło go w anoreksję - mała dygresja). W rzeczywistości również Beau był posiadaczem tej nieszczęsnej skłonności i miłość do ciastek sprawiła, że wyglądał śmiesznie w swoich strojach, próbując przenieść salonowe życie z Londynu do Francji, a w ostateczności urządzając w więzieniu (siedział za długi) salonik z wyimaginowanym towarzystwem. Tam rudy (jedna z niewielu rzeczy, które nie zgadzają się w filmie) Beau stworzył jedną z niewielu rzeczy, które po nim pozostały (dandyzm to forma sztuki chwilowej, ulotnej) - rysunek kupidyna ze złamaną strzałą, podpisany Broken Beau, co można czytać dosłownie, jako złamany łuk, lecz także, jako "złamany" (czyli upadły) Beau.
Nie chciałabym jednak, żeby film się tak skończył. Tak jak pisałam wyżej, byłoby to może zbyt gorzkie, ale takie właśnie bywa życie.
Słowem - film bardzo dobry. Polecam wszystkim fankom Jamesa Purefoy`a (zobaczcie sobie, zobaczcie ;> ), wielbicielom dandyzmu i nosicielom spodni :)
Takie widoki to i ja chciałabym mieć pod oknami ;) |
7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz