Jak? Od śniadania z Marią Antoniną we własnej osobie :D Czytam teraz jej biografię autorstwa Antonii Fraser - przez święta miałam czas, ale ostatnio niestety muszę czytać co innego i do Wersalu wpadam tylko na chwilę - teraz był już najwyższy czas, żeby sprawdzić, co nowego u królowej :)
Do tego trochę muzyki i... no właśnie, cóż to za paskudztwo w filiżance? :P
Czekolada! To od niej, przed wielogodzinnymi rytuałami ubierania królewskie pary, dwór i arystokraci zaczynali dzień (później, około południa był czas za właściwe śniadanie).
Osoby niżej postawione pewnie nie mogły sobie pozwolić na codzienną filiżankę czekolady - stąd przepis na czekoladę bez czekolady. Znalazłam go kiedyś na blogu Madame Berg (trzeci, ostatni przepis tutaj) i postanowiłam zrobić tę czekoladę po raz kolejny, tym razem ze zdjęciami na blog:
Wykonanie jest bardzo łatwe - wystarczy zagotować mleko z cukrem, w osobnym rondelku uprażyć mąkę tak, żeby była brązowa (trzeba bardzo uważać, żeby jej nie spalić!) i dodawać stopniowo do mleka. Doprawić cynamonem i ponownie zagotować - wszystko :)
Na blogu Madame Berg znalazłam informację, że, według oryginalnego przepisu, ten napój należy pić wieczorem - ale to niiic, rano też dobrze smakuje.
Zainteresowanie mojej kotki to chyba wystarczający dowód :)
Tak swoją drogą, to już jakiś czas planuję pewne zmiany na blogu, no i oczywiście zalegam z wrażeniami z filmu Goethe!, który widziałam już chyba ze dwa tygodnie temu. Potem, w maju powinna pojawić się druga część posta o męskiej modzie i wrażenia po przeczytaniu biografii MA (jak już ją skończę).
Mam jeszcze gotowy makijaż, którego inspiracją były kolory i faktury lekkich sukni angielskich - to znaczy mam zdjęcia, które od miesiąca czekają na obróbkę (ech..)
To tyle z obiecanek na przyszłość, a teraz ostatnia rzecz:
Czytając tę biografię, nabrałam ogromnej ochoty na porcelanowe paznokcie - chciałam lakier pastelowy, ale nie całkiem kryjący i żeby nie było widać prześwitujących końcówek, bo tego nienawidzę... I tak postanowiłam nałożyć bladoróżową emalię do french manicure i dokładać warstwy w nieskończoność, dopóki końcówki się za nimi nie schowają. To, co uzyskałam schło co prawda wieczność (nie szkodzi - podczas nauki / czytania itp. ręce i tak nie pracują - dlatego malowanie paznokci bardzo jej sprzyja), ale efekt końcowy mnie zadowolił - pasuje nawet do okładki książki :)
Idę już spać - jutro sobota, ale nic z tego - zalegam z oddaniem pracy zaliczeniowej (w sumie mała pracka i niegroźna, ale podchodzę do niej jak do jeża :/ )...
Słowem, chciałabym mieć już wakacje, trochę więcej czasu dla siebie i zaczynać dzień tak, a nie tak.
Miłego weekendu (:
bardzo podoba mi się twój blog :)
OdpowiedzUsuńCieszę się :)
Usuń