Dzisiaj wykonamy drugi z dziewiętnastowiecznych kosmetyków.
I będzie to bardzo łatwe do zrobienia :))
Najpierw przyjrzyjmy się przepisowi:
Fard
"Ta przydatna pasta dobrze koi poparzenia słoneczne, skutki pogody widoczne na twarzy (= pewnie chodzi tu o piegi) i okazjonalne wypryski skórne. Musi być nakładana przed pójściem spać. Najpierw oczyść twarz tak, jak to robisz zawsze, a gdy jest już sucha, natrzyj ją całą Fard i zostaw go na twarzy na noc. Kosmetyk dobrze nadaje się do ciągłego stosowania.
Weź dwie uncje olejku ze słodkich migdałów, tyle samo spermacetu; rozpuść składniki w glinianym kociołku nad wolnym ogniem. Gdy się rozpuszczą zdejmij mieszaninę z ognia i dodaj jedną łyżkę stołową miodu. Kontynuuj mieszanie aż do przestygnięcia."
Co do nazwy tego kosmetyku, to nie tłumaczyłam jej, bo mój słownik uparcie twierdzi, że fard to barwiczka, a w recepturze nie ma żadnego pigmentu, no i z opisu wynika, że jest to kosmetyk pielęgnacyjny, nie kolorowy...
Ale mniejsza z tym, zabierzmy się do roboty :)
Potrzebujemy:
- olej ze słodkich migdałów - dwie uncje = 56 gramów. Ja przeliczyłam wszystko na procenty, żeby zrobić mniejszą ilość kosmetyku. Jeśli też wolicie ten sposób, to olejek stanowi 41 % mieszaniny. Olej ten wygładza i nawilża skórę, uelastycznia ją i nieco wybiela. W temperaturze powyżej 70 stopni traci właściwości (!)
- olej jojoba (jako zamiennik spermacetu) - również 56 gramów (41%). Podobnie jak spermacet - nawilża skórę i łagodzi podrażnienia.
- miód - łyżka, czyli 25 gramów (18% mikstury). Miód odżywia skórę, uelastycznia ją i przyspiesza proces gojenia.
Wykonanie:
Zgodnie z przepisem zmieszałam olej z migdałów i olej jojoba. Ten drugi (w przeciwieństwie do spermacetu) jest płynny, więc oba połączyły się właściwie natychmiast. Nie podgrzewałam tej mikstury, bo coś mi świtało, że ogień może mieć wyższą temperaturę niż 70 stopni... a ja nie mam specjalistycznego sprzętu do utrzymywania stałej temperatury i mierzenia jej, więc wolałam nie ryzykować i spróbowałam rozpuścić miód od razu. Mieszałam, mieszałam... i mieszałam... i nic! Jak tylko przestawałam, miód oddzielał się od olejów, mniej więcej tak, jak oleje oddzielają się od wody. Od znajomego chemika dowiedziałam się potem, że ten miód się nigdy nie rozpuści (!) i oczywiście wysłuchałam masy żartów o tym, że w XIX wieku pewnie miód wyglądał inaczej (lol).
Zaczęłam się zastanawiać nad przepisem, bo w sumie dziewiętnastowieczni ludzie zdawali sobie chyba sprawę z rozpuszczalności składników. W końcu doszłam do tego, że to widocznie tak ma już być i Fard jest tzw. kosmetykiem dwufazowym (podobnie jak niektóre współczesne płyny do demakijażu, toniki itp.) i przed użyciem należy go wstrząsnąć i dopiero gdy zrobi się z niego mieszanina niejednorodna, można nałożyć go na twarz.
Czy Fard spełnia obietnice z receptury?
Właściwie to nie jest zły... Może poza tym wstrząsaniem, bo to trochę denerwuje... Po nałożeniu skóra jest trochę lepka, ale twarz nie klei się do poduszki :D Słońca unikam, więc poparzeń nie miałam, piegi również są mi obce, a co do wyprysków (niestety od 10 lat walczę z problemem dermatologicznym :/ ), to nie pogorszyło się, więc jest ok. Rano skóra była mięciutka i rozjaśniona :) Pozostaje tylko obietnica redukcji opalenizny (w sumie ona podchodzi pod te oparzenia słoneczne), to... zauważyłam działanie! :D Może nie jest to spektakularny efekt, ale jednak w tym roku moja skóra szybciej wróciła do upragnionego jasnego odcienia. Oczywiście nie byłam opalona, bo, jak pisałam wyżej unikam słońca, ale latem nie wiadomo jak i gdzie, słońce zawsze mnie dosięgnie. Po wakacjach jest to w sumie różnica tylko kilku tonów, no i Fard nie wybielił mnie natychmiast, ale nieco przyspieszył proces powrotu do mojej naturalnej karnacji :)
Czy zrobię go powtórnie?
Chyba nie... Jednak nie zachwycił mnie tak bardzo, żebym chciała zamienić na niego moje współczesne kosmetyki, poza tym jest jeszcze dużo innych dziewiętnastowiecznych receptur do wypróbowania, ale ostatecznie, jeśli ktoś chce, może go zrobić i używać - nie wyrządzi szkód i jest prosty w przyrządzeniu :)
Ocena przydatności receptury: czwórka (:
Miłej niedzieli!
Może kiedyś spróbuję zrobić, jak najdzie mnie chęć na takowe mikstury. :)Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTo bardzo fajna zabawa :) Zachęcam, o ile tylko nie masz alergii na żaden składnik. Pozdrowienia (:
Usuńświetny temat, czytam z zainteresowaniem, a coś na temat męskich kosmetyków z XVIII wieku ma Pani? Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńW XVIII wieku kosmetyki i perfumy były unisex - te same dla kobiet i mężczyzn, także można wypróbować te przepisy, które zamieściłam na blogu (pochodzą z 1811 roku, ale pewnie wykorzystują recepty i doświadczenia z wieku wcześniejszego). Pozdrowienia :)
Usuńwielkie dzięki, zbieram wszelkie informacje odn elegantów XVIII w. Pozdrawiam :)
Usuńiekawy blog! Każdy post jest bardzo interesujacy. Ja rownież jestem zafascynowana XVIII w. Z przyjemnoscią dodaje blog do obserwowanych.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ps. Chyba wypróbuje ten kosmetyk:)
Dziękuję :) Mam nadzieję, że Fard wyjdzie i będzie dobrze służył :)
UsuńJakich kosmetyków sklepowych używasz do pozbycia się opalenizny?
OdpowiedzUsuńPrzed wyjściem na słońce najwyższy filtr, jaki jest dostępny (na razie 50+), a jeśli i tak mnie złapie, to robię często peeling. Po którymś tam razie ta opalona warstwa wychodzi na wierzch i mogę ją zetrzeć, ale to jest bardzo długi proces :P
Usuń