Taki piknik w pojedynkę nie miałby sensu, więc musiałam zachęcić do niego innych, co nie było łatwe - najchętniej zostaliby w domu :)
Miałam jeszcze jeden szalony pomysł - podobnie, jak Maria Antonina zobaczyć wschód słońca, ale na to nikt nie chciał się zgodzić, więc postanowiliśmy trochę zmodyfikować plany i ostatecznie wszyscy zgodzili się na piknik i zachód słońca w jednym :)
Teraz, gdy w zimną, jesienną już niedzielę piszę ten post, do głowy przychodzi mi tylko ciepła, słoneczna muzyka z filmu Bright Star - return i negative capability.
Dzień był bardzo gorący i słoneczny, ale wieczorem zrobiło się znośniej. Zapakowaliśmy wodę z sokiem i ciasto, na głowy włożyliśmy kapelusze - i w drogę!
Postanowiliśmy wspiąć się na jedno z łagodnych, zielonych wzgórz, ale zanim weszliśmy na szczyt, naszą uwagę przyciągnęły fioletowe połacie na polance pod brzozami. Podeszliśmy bliżej i okazało się, że to wrzosowisko :)
Niewielkie kępy wrzosu porastały polanę. Nie wchodząc nawet na wzgórze, zatrzymaliśmy się tam. Dla mnie ten wrzos był dodatkową ekscytacją, bo uwielbiam Anglię, wrzosowiska i powieści sióstr Brontë (muszę się jeszcze zapoznać z Anną...), a wtedy na dodatek byłam tuż po lekturze Shirley. Co prawda ta drobna roślinka wzbudziłaby w Angliku tylko śmiech politowania, bo ich wrzosy są o wiele większe i wspanialsze, ale ja tam nie narzekam :) Byłam zachwycona tym odkryciem i zaraz po rozłożeniu się na trawie zabrałam się za robienie zdjęć:
wrzosy w kolejnych fazach zachodzącego słońca |
W takiej scenerii nasze skromne ciasto i sok smakowały przepysznie, a leżące poniżej nas pola i łąki po gorącym dniu zaczęły ożywczo, miodowo pachnieć... Właściwie przez ten czas nie robiliśmy nic konkretnego - tak to jest, jak mieszczuch ruszy się z domu, wejdzie w naturę i nagle zaczyna postrzegać ją z bliska, jakby był jej częścią - wtedy widzi i czuje się więcej niż zza szyby wieżowca czy samochodu. Tak więc chłonęliśmy to popołudnie wszystkimi zmysłami, leżąc rozciągnięci na trawie i od czasu do czasu rozmawiając.
W końcu zaczęło zachodzić słońce...
Kolejne jego fazy uchwyciłam na zdjęciach. Może to dziwne, ale w tym czasie prawie nie rozmawialiśmy. Gdy było już prawie ciemno, zebraliśmy się i wróciliśmy spacerem do domu, zostawiając wrzosowisko bezszelestnie ciche. W drodze powrotnej zaczął towarzyszyć nam radosny, biały pies, który po jakimś czasie się odłączył i pobiegł inną drogą.
Gdy tylko wpadłam na pomysł takiego pikniku, zastanawiałam się, czy to się w ogóle może się udać - bo przecież mamy wiek XXI, a nie XIX... Teraz ludzie inaczej spędzają czas, a siedzenie i obserwowanie zachodu słońca brzmi dla nich nudno, ale - o dziwo - wszystko wyszło doskonale :) Może nie mieliśmy porcelanowej zastawy i innych dziewiętnastowiecznych akcesoriów (kto by to dźwigał?), ale nastrój i przeżycia były bardzo dziewiętnastowieczne. Ostatecznie uznaliśmy, że w przyszłym roku będziemy częściej robić takie krótkie, popołudniowe wycieczki i mam nadzieję, że ten plan wypali.
Jak widać niewiele trzeba, by na chwilę znaleźć się w świecie sprzed dwóch wieków :)
Miłej niedzieli!
Miłej niedzieli!
Eh, jak miło jest czasem oderwać się od naszej szarej rzeczywistości. Już od dawna marzę o takim pikniku na łonie natury. Niestety nie mam kiedy, gdzie i z kim. Pozdrawiam Cię gorąco! :)
OdpowiedzUsuńNajgorzej jest z czasem, niestety... Bo nakłonić przyjaciół (na babskie pogaduszki nie w kawiarni, tylko w parku) i miejsce znaleźć można :) Pozdrowienia!
UsuńWspaniale spędzony czas, w pięknej scenerii. Też tak bym chciała. :) Ale moi znajomi raczej nie nadają się do czegoś takiego... U nich dobra zabawa to... A, szkoda pisać. Chyba trzeba poszukać nowych znajomych. :)
OdpowiedzUsuńZawsze można jeszcze spróbować z rodziną, chociaż z nimi w sumie trudno się współpracuje ;P
UsuńA w najgorszym wypadku - zostaje dobra książka...
Pozdrawiam (:
Zazwyczaj zostaje właśnie książka. :) Pozdrawiam.
UsuńPrzepiękne zdjęcia. Od razu poczułam wakacyjne słońce :)
OdpowiedzUsuńDzięki :) To zasługa tego łagodnego, ciepłego światła - szkoda, że powoli zaczyna nam go brakować...
UsuńCo za piękna sceneria. Marzę o takim pikniku, ale, no cóż, moi znajomi wolą pub albo jakaś pizzerię. Ja zdecydowanie wolałabym piknik pod drzewem z koleżankami i kolegami ( oczywiście, żeby było do pary ). No tak, ale ja po prostu jestem beznadziejną romantyczką.
OdpowiedzUsuńMóc się przenieś w tamte czasu to byłoby coś pięknego. Ale to niemożliwe więc trzeba zadowolić się literaturą z tamtych czasów.
Bardzo piękne zdjęcia.
I znalazłam tyle tu ciekawych rzeczy! :)
Pozdrawiam,
Necco.
Dzięki za komentarz :)
UsuńMoże czasem warto zaskoczyć znajomych i po prostu zaprosić ich na taki piknik (a wszystko przygotować samemu)?
W sumie to łatwo mi pisać, a tak na prawdę mam z tym sama problem, bo moi znajomi, mimo tego jacy są wspaniali, to jednak nie podzielają moich zainteresowań...
Dobrze, że są książki ^^ to w sumie najszybsza droga do XIX w. :)
Pozdrowienia (: