4 września 2012

Dziewiętnastowieczne kosmetyki: Pommade de Seville






Dzisiaj czas na pierwszy z czterech eksperymentów z dziewiętnastowiecznymi recepturami kosmetycznymi - Pommade de Seville.




Na początek - sam przepis. Pochodzi on z książki The Mirror of Graces anonimowej autorki (A lady of distinction - tak się podpisała). Wygląda to mniej więcej tak:


               

                   Pommade de Seville
"To proste zastosowanie jest szczególnie pożądane przez Hiszpanki przy usuwaniu skutków działania słońca oraz aby nadać cerze blask.
Weź po równo soku z cytryny i białka jaja. Ubij całość w glinianym, emaliowanym kociołku i postaw na wolnym ogniu. Mieszaj płyn drewnianą łyżką dopóki nie osiągnie konsystencji delikatnej pomady. Nadaj mu aromat dodając trochę słodkiej esencji; przed nałożeniem na twarz, ostrożnie przemyj ją wodą ryżową"




Od razu napiszę, że nie posiadam specjalistycznych naczyń, z których zalecają korzystać w książce - wszystko przygotowywałam w zwykłych, kuchennych (dobrze wyczyszczonych i wyparzonych) garnkach ;)



Zacznijmy więc:




Będziemy potrzebować:

  • białka jaja (ja użyłam jednego) - ma właściwości ściągające i matujące,
  • soku z ok. połówki cytryny - ma właściwości wybielające,
  • pachnącej esencji - ja wykorzystałam kosmetyczny aromat różany;
  • pojemnika na kosmetyk (na zdjęciu jest butelka, bo myślałam, że to jednak będzie płynne; potem wykorzystałam jednak słoiczek)






Wykonanie:

Zgodnie z instrukcją do białka dolałam równą ilość soku z cytryny, ubiłam widelcem (to zajęło wieki!) i zaczęłam podgrzewać na wolnym ogniu. Zdziwiłam się trochę, gdy mikstura zaczęła nagle zwiększać swoja objętość (ta ilość widoczna na zdjęciach o mało nie wylała się z garnka!), ale wciąż mieszałam drewnianą łyżką i po jakimś czasie całość opadła, stając się białym, pachnącym jajem glutem :/ Zdjęłam z ognia, dalej mieszałam, dodając trochę zapachu. I to wszystko - wykonanie banalne.







Sprawdźmy właściwości...



Kosmetyk ma gumowatą konsystencję i trudno wybiera się go ze słoiczka, trzeba po prostu oderwać kawałek... Trudno też nałożyć go na skórę i rozetrzeć. Gdy to się uda, twarz jest pięknie zmatowiona i równie pięknie unieruchomiona :D Nie wiem, jak te dziewiętnastowieczne panny dawały radę chodzić z taką sztywną maską na twarzy :D Mimo, iż efekt wizualny był faktycznie ładny, to po jakimś czasie również tego nie było - Pommade de Seville zaczęło po prostu pękać i odpadać suchymi kawałkami! Na obrazku macie pokazane, jak kosmetyk zachowuje się po 15 minutach...
Na twarzy miałam oczywiście cieniutka warstewkę i z nią wytrzymałam ok godzinę. Po tym czasie moja skóra była tak sucha i spragniona, że musiałam zmyć tę miksturę i nałożyć zwykły krem... 
Więcej już nie próbowałam. Resztę Pommade wykorzystałam jako 15 min ściągającą maseczkę i tak sprawdziła się całkiem ok.

A co z właściwościami wybielającymi opaleniznę? Po nałożeniu skóra wydawała się bielsza, ale efekt niestety ustępował po zmyciu. Może gdybym stosowała kosmetyk codziennie, faktycznie trochę wybieliłby moją skórę? Ale to świadczyłoby chyba o skłonnościach masochistycznych :P



Ocena przydatności receptury: 3+

2 komentarze:

  1. kiedyś natknęłam się na całą listę przepisów wybielających, z których większość strasznie mocno wysuszała skórę. Teoretycznie były do stosowania jako krem na noc, ale w efekcie dłużej niż 10 minut nie dało się z nimi wytrzymac ;)
    świetny blog :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) Ja jestem właśnie w trakcie szukania nowych przepisów na dawne kosmetyki, może trafi się też coś wybielającego? ;)

      Usuń