Dzisiaj będzie ostatni kosmetyk robiony według dziewiętnastowiecznej receptury, który wykonałam w wakacje. Ostatni i najbardziej udany :))
Tradycyjnie, na sam początek - przepis:
Beaume a l`Antique
"Wyśmienity balsam dla popękanych ust. Weź cztery uncje olejku różanego, pół uncji białego wosku i pół uncji spermacetu; roztop je w szklanym naczyniu i rozmieszaj drewnianą łyżką; rozlej miksturę do małych miseczek."
Receptura znowu jest bardzo łatwa, zobaczmy, czy kryje w sobie jakiś mroczny sekret, jak poprzednia...
Potrzebujemy:
- dwie uncje (= 112 gramów, 66% mieszaniny) olejku różanego - poprawia on elastyczność skóry i regeneruje ją,
- pół uncji (28 gramów, 17%) białego wosku pszczelego - chroni skórę i zapobiega jej wysuszeniu; tutaj ma też za zadanie zagęścić balsam,
- pół uncji (28 gramów, 17%) spermacetu (jako zamiennik - olej jojoba) - składnik nawilżający i łagodzący podrażnienia.
Wykonanie:
Tak, jak każe receptura - wlałam olej różany, olej jojoba i wsypałam wosk (mój ma postać małych, twardych kropli). Następnie zaczęłam mieszać. Tak, jak oleje połączyły się natychmiast, tak wosk w ogóle się nie rozpuszczał! Postanowiłam mu pomóc i zanurzyłam pudełeczko z mieszaniną w kąpieli wodnej. Wosk wreszcie zaczął się topić, ale i tak mieszałam tę maleńką ilość dwie godziny :O Pod koniec już bolała mnie ręka, a i tak w balsamie można było wyczuć niewielkie drobiny wosku... Zostawiłam całość i po jakimś czasie balsam zmienił konsystencję i zastygł.
Czy kosmetyk jest "używalny"?
Jak najbardziej! :) Konsystencją przypomina współczesne balsamy sklepowe. Ma formę stałą, nic się nie wylewa, ale jest na tyle miękki, że można go bez problemu wydobyć. Pod wpływem ciepła palców balsam zmienia stan, dzięki czemu da się go łatwo rozsmarować na wargach. Jak wygląda - widzicie powyżej :) Daje delikatny połysk i podkreśla naturalny kolor ust.
Czy balsam spełnia obietnice z przepisu?
Moje usta rzadko kiedy są popękane, nie mam tego problemu, więc nie wiem, jak kosmetyk sobie z nim radzi, ale na pewno super nawilża. Pod tym względem może się równać ze współczesnymi mazidłami :) Latem używałam go przed wyjściem na rower - podczas takich przejażdżek usta bardzo pierzchną, a ten balsam bardzo fajnie je chronił.
Czy zrobię go ponownie?
Tak :) Nie dość, że jest banalny w wykonaniu, w 100% naturalny i działaniem nie różni się od sklepowych produktów (które często zawierają szkodliwe surowce petrochemiczne, konserwanty itp. ), to jeszcze może być tani :) Zamierzam wypróbować recepturę z innymi, tańszymi i łatwiej dostępnymi olejami (np. oliwa z oliwek, olej rycynowy), a wosku wystarczy mi jeszcze na paręnaście słoiczków, więc zmieszanie takiego balsamu bardzo się opłaca, szczególnie, jeśli porównamy ceny gotowych kosmetyków w sklepie. Poza tym taki mały słoiczek przy codziennym używaniu wystarczył mi na 2 miesiące :))
Jedynym problemem było rozpuszczenie wosku, ale następnym razem spróbuję roztopić go najpierw w oddzielnym naczyniu w mikrofalówce (mało dziewiętnastowiecznie :P ) i jeśli faktycznie dałoby się go w ten sposób sprowadzić do stanu ciekłego, to problem byłby rozwiązany - jak spróbuję, to dam znać.
Ocena przydatności receptury: piątka (5), nie mogło być inaczej :))
Zdarza się, że mam popękane usta, więc z chęcią wypróbuję ten specjał. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! ;)
Wypróbuj, jest na prawdę fajny :)
UsuńSkładem przypomina pomadkę alterry. Mam ochotę wypróbować ten przepis. :) Gdzie można kupić składniki? Jest może jakiś sklep w sieci?
OdpowiedzUsuń:) Tylko uważaj na te wosk, bardzo trudno go rozpuścić...
UsuńJa kupuję w dwóch sklepach internetowych - Biochemia urody i Zrób sobie krem - oba sklepy mogę polecić :)
Proponuję najpierw rozpuścić sam wosk w kąpieli wodnej a dopiero potem dodać inne oleje
UsuńDzięki :) Przez ten czas od napisania posta opracowałam inną metodę (poleconą przez Misiową) - wosk rozpuszczam na łyżeczce nad płomieniem, a potem dolewam do ogrzanych olejów - i też ładnie się łączy :)
Usuń