Czyli cztery godziny przebywania w samym środku XIX wieku :)
Źródło obrazka |
Na
serial natknęłam się w 2008, gdy nie miałam pojęcia o oglądaniu filmów w
internecie i albo je wypożyczałam, albo kupowałam. Miałam wtedy fazę
bardziej na Jane Austen, ale pudełko z mrocznym gentlemanem na okładce
kusiło bardziej, więc niewiele myśląc, wzięłam je z półki i pognałam do
kasy. Czasem takie intuicyjne zakupy są strzałem w 10, o czym
przekonałam się, gdy zobaczyłam zawartość tego niepozornego pudełeczka
:) Wtedy zbyt mało wiedziałam o XIX wieku, by zrozumieć cały serial, no
i, przyznajmy się, szukałam w nim głównie wątków romansowych w stylu
Jane. Tymczasem otrzymałam coś więcej, jednak niełatwo było mi określić,
czy to coś jest dobre, czy złe, bo na pewno bardzo przygnębiające. I
tak pudełeczko powędrowało do szafki. Wyciągałam je co wakacje,
zabierałam na wieś, następnie po miesiącu wiejskiego życia pakowałam
nieotwarte i wiozłam z powrotem do domu, do szafki. Po prostu nie miałam
sił na zmaganie się z zadymionym, szarym Milton. Do czasu.
W te wakacje nie spakowałam pudełeczka, nie zabrałam go na wieś i, jak na złość właśnie w te wakacje, po przeczytaniu Shirley
bardzo chciałam znów poznać jego mroczną zawartość. Pan Moore okazał
się tak podobny do pana Thorntona (a może to Thornton jest podobny do Moore`a? Nie wiem, która powieść wyszła najpierw...), że nie mogłam się oprzeć obejrzeniu
serialu. I tak, kilka scen oglądałam przez kilka godzin (słaby
internet), a jak wróciłam do domu, urządziłam sobie seans.
To,
co jest ogromną zaletą serialu, to jego doskonałe przygotowanie.
Zachwyca mnie lokacja planu zdjęciowego (ogromne, zadymione i szare
dziewiętnastowieczne miasto, w którym jedynym zielonym miejscem jest
cmentarz), kolorystyka filmu (jasne, słoneczne południe, i północ w
odcieniach listopadowego nieba), dokładny dobór detali i ich symbolika
(np. w jednej ze scen pan Thornton mija wóz z mięsem, a następnie drugi,
podobny z trumną). Otoczenie dokładnie pasuje do bohaterów i określa
ich charakter, oraz stan ducha. To samo jest ze strojami - kostiumy pana
Thorntona to w ogóle mistrzostwo i doskonałość. Chciałabym mieć jeden w
domu tylko po to, by od czasu do czasu strącać z niego niewidzialne
pyłki. Można powiedzieć, że czarny, sztywny strój (matka Johna też nosi
się na czarno!) harmonizuje z historią fabrykanta, jego osobowością i
położeniem, w jakim się znalazł. Niesamowicie zachwyciła mnie też
przepiękna sukienka, którą Margaret ma na balu oraz fryzury bohaterki:
Oprócz
niepokornej Margaret Hale, która jako obca nie jest tak do końca objęta
prawami, którymi rządzi się Milton (to z jej punktu widzenia poznajemy
filmową opowieść), mamy w filmie kilka innych kobiet. Na pierwszy plan
wysuwa się matka Thorntona - kobieta bardzo męska, o silnej woli. Muszę
przyznać, że podziwiałam ją za jej postawę w obliczu strajku i klęski
oraz za miłość do syna, ale z drugiej strony bulwersował mnie jej surowy
i pełen uprzedzeń stosunek do Margaret, i z resztą nie tylko do niej...
Cała rodzina Hale, jako przybysze z obcego (w oczach pani Thornton
leniwego i za słabego, by móc prowadzić fabrykę) południa traktowana
jest przez nią z kąśliwym sarkazmem.
Ogromną
rolę w serialu odegrała sama hałaśliwa fabryka bawełny (przy kręceniu
wykorzystano oryginalne maszyny!) i jej robotnicy. Jestem pełna podziwu
dla rozwiązania tej kwestii w filmie. Zazwyczaj mamy biednych
robotników i srogiego pana, lub niewinnych arystokratów i zrewoltowane
masy. Ten film (a pewnie i książka, na której bazuje scenariusz) wymyka
się stereotypom. Poznajemy nie tylko środowisko fabrykantów i problemy, z
którymi muszą się zmagać, ale też robotników, którzy walczą o godziwe
życie. Efekt jest taki, że gdy dochodzi do zamieszek, nie wiedziałam, z
kim się utożsamić - z jednej strony pan Thornton na granicy bankructwa, z
drugiej Nicolas Higgins na granicy nędzy, a wśród nich krążąca jak
satelita Margaret Hale...
Bardzo
podoba mi się to, że każdym z bohaterów kierują konkretne motywy
działania, każdy to głęboka osobowość. Do tego przyczynił się nie tylko
dobry scenariusz, ale również świetna gra aktorska. Podczas tych
czterech godzin oglądania nie raz polały się łzy... Swoją drogą, mimo
happy endu, to jednak bardzo przygnębiający serial (to wrażenia potęguje
doskonała, ale bardzo okrojona w płytowej wersji muzyka).
Najbardziej dobija chyba ciężka, nadludzka praca, pod którą uginają się
bohaterowie, a której efekty są nikłe i niepewne. Im bliżej końca
serialu, tym częściej pojawia się kondukt pogrzebowy...
Wracając
do przyjemniejszych rzeczy, w serialu mamy całą galerię postaci męskich
i najprzeróżniejszych charakterów, co dla mnie - lubiącej obserwować w
ten sposób i wyciągać wnioski (zabawa w psychologa, ale w tajemnicy
przed światem, żeby nikogo nie skrzywdzić złą diagnozą - w końcu nie mam
żadnego wykształcenia w tym kierunku :P Niemniej, te moje diagnozy
czasem się sprawdzają ;) ) jest po prostu fascynujące.
Wymieńmy ich:
- drapieżny i jednocześnie wrażliwy (ale w ukryciu :P ) pan Thornton - doskonały gentleman! A mimo to w jego nazwisku kryje się cierń (thorn) przeszłości, z którą nie potrafi wygrać.
- niezdecydowany pan Hale - ojciec Margaret. Szczerze mówiąc, gdy oglądałam pierwszy raz serial, zupełnie nie zrozumiałam, dlaczego odszedł z kościoła -_- Ta kwestia dla osób "z kontynentu", które nie zajmują się angielską kulturą może być niejasna, ale trudno. Serial robili Anglicy z myślą o Anglikach. Reszta (w tym ja :P ) musi sobie doczytać.
- społecznik (jak sam o sobie mówi) Nicholas Higgins - prawy i dobry, niemniej jego przemowa była mało autentyczna - prawdopodobnie był niepiśmienny, skąd więc ta znajomość chwytów retorycznych? (dobra, czepiam się).
- przegrany życiowo robotnik Boucher - litość i żal mieszała się u mnie z niechęcią.
- nieobecny brat Margaret - Frederick Hale.
- prawnik Henry Lennox - bardzo było mi go żal pod koniec. Przemyka przez kadry filmu jak cień, pomagając Margaret i wierząc, że jednak ma u niej szanse. A jedyną zapłatą, jaką dostaje za te wysiłki jest oglądanie pocałunku panny Hale i swojego rywala przez szybę pociągu :(
- Pan Bell - dobry duch opowieści. Bardzo go polubiłam. Gentleman w każdym calu. Wszystko, nawet zbliżającą się śmierć przyjmuje z łagodnym uśmiechem i cierpliwością, a do tego jest inteligentny i ma bardzo fajne poczucie humoru :) Z filmu wynika, że kiedyś starał się o rękę Margaret (ale pastor Hale się nie zgodził) i gdybym to ja była panną Hale, zgodziłabym się od razu, nieważne, że pan Bell byłby wtedy w wieku mojego własnego ojca :P Taki mężczyzna to skarb :)
- do tego mamy jeszcze mnóstwo innych fabrykantów, których rozmowom możemy się do woli przysłuchiwać. Przyznam, że gdy młodzi mężczyźni dyskutują w grupie na sobie tylko znane tematy (powiedzmy "branżowe"), uwielbiam ich obserwować, przyglądać się ich gestom i zachowaniu, analizować słownictwo. Za to oni traktują mnie raczej z góry, jako coś, co i tak ich nie zrozumie - taka rola mi pasuje, mogę przyglądać się i analizować ile chcę ;> Tutaj w serialu dodatkowo chronił mnie ekran komputera (za to Margaret ma scenę konfrontacji w dyskusji - nie chciałabym być na jej miejscu... Dobrze, że w końcu uratował ją ojciec)
Co mogę jeszcze dodać? Chyba nic, post jest już i tak długi i chyba od razu widać, że serialem jestem po prostu zafascynowana *__* Dobrze pasuje do nadchodzącej pory roku i teraz miną długie tygodnie, zanim pójdzie z powrotem do szafki :3 Bardzo się cieszę, że go kupiłam tych kilka lat temu, a Wam również polecam obejrzeć :) Jak klikniecie myszką, pan Thornton (na obrazku powyżej) zaprowadzi Was do Marlborough Mills w Milton.
Miłej podróży!
10/10 ♥
__________________________________________________________
* Książki jeszcze nie czytałam, bo czaję się na dwutomowe wydanie (lepsze tłumaczenie, ładniejsza okładka), którego nakład jest już prawdopodobnie wyczerpany (nieeee :(((( ). W sumie mogłabym wypożyczyć obojętnie jakie wydanie i przeczytać je, ale niestety żadna z moich bibliotek nie zakupiła książki (!) :/ Tak więc czaję się i czekam... i nie wiem, co zrobię, bo muszę, chcę przeczytać (:D)
Jak fajnie, że obie w tym samym czasie mamy "fazę" na ten serial. Bardzo trafne spostrzeżenia, widać, że zagłębiłaś się w psychikę postaci, czyta się to z zaciekawieniem. ;)
OdpowiedzUsuńPAN THORNTON JEST CUDOWNY NA OSTATNIM ZDJĘCIU! *____* (Wybacz, nie mogłam się powstrzymać).
Pozdrawiam :D
No, pan Thornton to w ogóle jest cudowny! Ten jego tajemniczy uśmiech... ♥
UsuńWiesz , że po przeczytaniu Twojej recenzji postanowiłam pooglądać ten serial. Marsz rację 10/10 ! Teraz postanowiłam , że muszę poczytać też książkę, na allegro znalazłam śliczne 2 tomowe wydanie :-D.
OdpowiedzUsuńPS. Wspaniały blog z niecierpliwością czekam na nowe posty, także te o kosmetykach XIX wiecznych.
No nie! A ja od kilku lat szukam właśnie tego wydania! Chyba pora się przełamać i założyć konto na allegro...
UsuńNowe posty kosmetyczne na 100% będą, spróbuję się zabrać za nie po sesji :)
Film jest nieziemski ... mój ulubiony :D Zresztą jak cały wiek XIX ... strasznie się cieszę że trafiłam na tego bloga :D
OdpowiedzUsuńW takim razie pozostaje Ci się tylko u mnie rozgościć :D
UsuńA serial uwielbiam, znów mam na niego fazę :D Thorntonmania!
Prawdę mówiąc, do serialu bardzo długo podchodziłam jak pies do jeża, mając w pamięci moją, datującą się na czasy licealne, potężną alergię na Żeromskiego :P W końcu pochwały w internetowych recenzjach skusiły mnie na tyle, że obejrzałam. I oczywiście przepadłam - kocham ten serial <3
OdpowiedzUsuńA Żeromskiego nie ma tam ani grama, na szczęście ;)
Nieee, do Żeromskiego serial i powieść nijak się ma :D
UsuńGenialny jest, wciąż uwielbiam <3 <3