Dawno, dawno temu, za górami, za lasami był na blogu podobny post :D
A dzisiaj, zainspirowana wpisem Theodory Bear (i innych, którzy powielili ten pomysł --> chyba mamy nowy tag ;) ), stwierdziłam, że też taki zrobię, ale wybranie odpowiednich przedmiotów zajęło mi wieki. To bardzo trudne, by ograniczyć się do mniej niż 10 rzeczy, a większej ilości, niż ta nie chciałam.
Oto drobiazgi, które zdradzą Wam mój niejeden sekret :P
1. Herbata w filiżance
Aktualnie zielona z płatkami róży i owocem opuncji. Bardzo słodka i aromatyczna :3 Od różnych herbat jestem już chyba uzależniona, nawet w pracy mam drewniane pudło z herbatami (ale w torebkach - w robocie nie ma co się bawić w rytuały), których w ciągu ośmiogodzinnej dniówki wypijam około pięciu z dużego kubka z kotkiem :D
Filiżanki uwielbiam i kiedyś chciałam nawet je kolekcjonować, ale nie mam miejsca na kolekcje... Ta na zdjęciu ma chyba tyle lat, co ja. Gdy byłam mała, mama podawała w niej koktajl truskawkowy :) Nie wiem, czy jestem hedonistką, ale uważam, że każdy obowiązek można sobie umilić dodatkową, małą przyjemnością, na przykład taką, jak ta.
2. Czarne balerinki z kokardką
To moje ukochane buty! Od czasów liceum kupuję dokładnie ten sam model i zużyłam już ładne kilkanaście par. Czarne baleriny z kokardką są uniwersalne - pasują chyba do wszystkich moich ubrań i na wszystkie okazje, a w dodatku są tanie. Towarzyszą mi prawie wszędzie - były nawet ze mną w Rosji :)
Obecnie mam cztery pary: stare, zniszczone - do chodzenia po deszczu i błocie (co by nie było żal zniszczyć), takie same nowe - na lepszą pogodę, trzecią parę podobnych w zapasie (boję się, że kiedyś przestaną je produkować i zawsze staram się mieć jakąś parę na czarną godzinę) i te małe, przenośne balerinki Soxo w złotym etui. Ostatnio wzięłam je do torebki i ubrałam na czas siedzenia w bibliotece (przygotowania do Nocy Muzeów), gdy na zewnątrz lało i nie dało się wyjść z domu bez kaloszy. W biblio wiele osób patrzyło ze zdziwieniem na moje stopy i pewnie zachodziło w głowę, jak udało mi się przedostać w taką ulewę suchą stopą obutą w leciutkie baletki ;)
3. Północ i Południe Elizabeth Gaskell
Post o powieści jeszcze będzie, ale już zdradzę, że tym razem Gaskell wkradła się do mojego serca, a to za sprawą fabrykanta Johna Thorntona, który w 100% pokrywa się z moim ideałem mężczyzny. Serialowy Thornton jest cudowny i bałam się trochę, jak to będzie w powieści, a tymczasem powieściowy właściciel Marlborough Mills jest jeszcze lepszy! Na kartach książki za każdym razem dowiadywałam się o nim czegoś nowego, czego nie było w serialu i za każdym razem byłam pełna podziwu (i oby tak dalej - jestem za połową). Toż to ideał z moich snów! Pan Darcy może się schować w swoim pięknym Pemberley, za Thorntonem pojechałabym wszędzie, nawet do brudnego, zakurzonego Milton (zaraz, czy już w nim nie jestem? Przecież industrialne, zabłocone, wypełnione robotnikami Kato to wypisz wymaluj... ;) )
4. Sekretnik
Lubię biżuterię, ale nie za dużo. Ten sekretnik noszę od czasu do czasu, przede wszystkim dlatego, że w XIX wieku podobne były w modzie. Można w nich było schować coś, co należy do bliskiej osoby i w ten sposób mieć ją zawsze przy sobie. Dzisiaj, w czasach smartfonów i internetu wystarczyłby SMS lub wiadomość na facebooku, dlatego mój sekretnik to raczej symulakrum - udaje, że nim jest, a w rzeczywistości zatracił swoją dawną funkcję i jest już czym innym. Ot, świecidełko.
5. Pióro
Jeden z tańszych modeli Parkera, w liceum wiele osób miało takie, i to nawet w takim samym kolorze :) Dzisiaj jego widok przywołuje miłe wspomnienie licealnych czasów, wiele zapisanych stron notatek w zeszytach, sprawdzianów, kartkówek, "bardzo ważnych powieści", które wtedy nim pisałam i które miały odmienić świat literatury najnowszej :P, matury, kilkudziesięciu pokratkowanych bloków A4 z notatkami ze studiów i kilkunastu brulionów z wierszami. Gdyby analogowy świat istniał dalej, napisałabym nim również licencjat, mgr i całego bloga. Moje pióro :)
6. Nokia Lumia 820
Czyli centrum dowodzenia blogowego. Bardzo cieszę się, że właśnie ją wybrałam rok temu na prezent urodzinowy, bo teraz, gdy spędzam po kilkanaście godzin na dobę poza domem, bez niej nie mogłabym ani odpowiadać na komentarze zostawione tutaj, ani komentować Waszych wpisów. To bardzo przydatne urządzenie i chyba nie mogłabym już bez niego żyć.
(Dlatego przy okazji napiszę, że jeśli jakiś mój komentarz wyda się Wam nieskładny, z literówkami, powtórzeniami itp. to wybaczcie - często na telefonie nie da się zobaczyć całości albo pozmieniać tego i owego :P Nie da się też odpisywać na wiadomości prywatne, które piszecie do mnie na facebookowym fanpage. Na nie odpowiadam w domu, dlatego może się zdarzyć, że odpiszę Wam dopiero po kilku dniach, jak będę miała czas usiąść do komputera :) )
A na wyświetlaczu telefonu filmowa wersja Pokuty McEvana - jednej z lepszych książek, jakie czytałam w życiu. Ta powieść jest genialna, a i film Wrighta jej nie ustępuje. W dodatku czytałam ją, znajdując się dokładnie w takim samym stanie i momencie w życiu, jak bohaterowie. Co więcej, moja historia rozwijała się równolegle do tej w powieści i to w takim samym kierunku, z takim samym, tragicznym finałem (ok, nie było wojny i nikt nie umarł, ale wiadomo, o co chodzi...). Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się nic podobnego i po części dlatego Pokuta już na zawsze będzie dla mnie wyjątkowa tak, jak wyjątkowe i dziwne było tych kilka lipcowych dni zeszłorocznego lata, które przenicowały mnie zupełnie i trwale odmieniły moje życie.
***
Zamieściłabym jeszcze jakieś rzeczy, ale tyle chyba wystarczy. Tych moich, oczywiście, bo o Waszych bardzo chętnie poczytam :)
Ani filiżankom ani książce i serialowi się nie dziwię :) Ale buty :)? Sekretnik piękny :)
OdpowiedzUsuńButy :D Lubię je bardzo i ten model będę nosiła dopóki nie przestaną go produkować ;)
UsuńA co do Thorntona, to właśnie mnie zbulwersował, nie przyjmując do pracy Higginsa. I jeszcze jak mu odpowiadał! Jestem na niego zła i daję mu dwa rozdziały na poprawę, ot co :D (i przy okazji, biedna Margaret, co ona przeżywa teraz! Nie mogę usiedzieć spokojnie, jak to czytam :P )
Uwielbiam te "drobiazgowe" wpisy! Powiem Ci, że ja z baletkami mam podobnie. Już od kilku lat kupuję te same w New Yorkerze i nie wyobrażam sobie chodzić w innych, chociaż są materiałowe i nie starczają nawet na jeden sezon :) A powiedz, gdzie kupiłaś te przenośne? :)
OdpowiedzUsuńTe moje wystarczą maksymalnie na dwa sezony (jeśli mniej w nich chodzę i nie przeszkadza mi stopień zniszczenia pod koniec ich życia :P ), ale chyba w tym ich urok :)
UsuńPrzenośne można kupić w Rossmannie, tylko niestety nie da się ich zmierzyć (są zamknięte w opakowaniu).
Północ Południe i herbata też znalazłyby się w moim zestawieniu. :) A z tymi butami to zaskoczyłaś i mnie. :D
OdpowiedzUsuńO, to może zrobisz też swoje? :) Nie przypuszczałam, że buty wzbudzą tyle zdziwienia :D
UsuńZrobię jak będę miała wolniejszą chwilę, tylko weź tu się człowieku zdecyduj na kilka rzeczy. :D
UsuńNo właśnie :D O tym, że chcę zrobić taki post pomyślałam... miesiąc temu! I przez ten czas nie mogłam się wprost zdecydować, co wybrać :P
UsuńZainspirowałaś mnie, do powtórki Północ - Południe. Mam teraz lekką chandrę, wiec Jaś będzie akurat :)
OdpowiedzUsuńHe he ;) On jest cudowny zawsze i wszędzie <3 Jak teraz czytam o tych jego mękach zazdrości (z powodu Fredericka) to nie mogę i muszę przerywać co jakieś kilka zdań :D
UsuńMężczyźni są cudowni w swej wkurzowatości ;)
UsuńO tak :D A jeszcze Thorntonowa-matka tak go męczyła tą rozmową o Margaret, aż musiał się odwrócić do niej plecami, a potem wyjść. (jakby nie mógł po prostu iść do Margaret, z nią porozmawiać i wyjaśnić przynajmniej część wątpliwości) Uwielbiam go po prostu <3
Usuńw serialu ta rozmowa z matką jest cudowna. Dlaczego Ci faceci są tacy.... grrr
UsuńAle matka też swoje na sumieniu ma :P O ile w serialu wydawała się bardzo zamknięta, chłodna i opanowana, przez co wzbudzała mój respekt i (w moich młodszych latach) trochę mi imponowała, to w serialu jest po prostu straszna! :O Jeszcze ta mściwa satysfakcja, z którą szła do Margaret, wygarnąć jej za to, czego tylko się domyślała... No okropna jest!
Usuńale ta rozmowa z Johnem... i ta w opuszczonej fabryce, harda ale szalejąca ze strachu o syna
UsuńNo i właśnie to jest w niej straszne! Tak bardzo przywiązała się do Johna, że ledwie daje mu żyć :P Po ślubie powinni ją gdzieś wysłać daleko, z biletem w jedną stronę :P
UsuńLekko z taką teściową na pewno nie było. Ale może przekona się do synowej skoro już ta pokochała jej synusia.
UsuńAleż mi smaka narobiłaś. Idę czytać i słuchać soundtracku z DiU 05
Albo była potrzebna Fanny przy dzieciach i już tam została, dając święty spokój młodym państwu Thornton :D
UsuńZ DiU? Ja tam męczę ostatnio z N&S, choć trochę depresyjny, to jednak tak bardzo kojarzy mi się z przędzalnią, że nie mogę przestać do niego wracać ;)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńFiliżanki są tak romantyczne, że chyba każda z nas ma jakąś ulubioną :)
UsuńPewnie! Pamiętam, że po zdaniu matury dostałam nowego, ale i tak pisałam cały czas tym starym :)
Widzę, że wiele z nas kocha piękne filiżanki.
OdpowiedzUsuńPrzypomniałaś mi, że też kiedyś miałam swojego ulubionego, niezniszczalnego Parkera. Czas najwyższy powrócić do tej marki.
Ale się ucieszyłam jak zobaczyłam nowy wpis :) Sekretnik jest przeuroczy :) Uwielbiam takie cudne drobiazgi :)
OdpowiedzUsuńJa się tak zawsze cieszę z komentarzy :)
UsuńTakie drobiazgi nierzadko tworzą cały strój, dodając mu charakteru :)
Miałam lekki zonk na widok tej okładki - zeszłego lata kupiłam "Księżycowy Kamień" Wilkie Collinsa z tą samą grafiką na okładce. Nie wiem czy to zauważyłaś, ale ja śmiałam się dobre dziesięć minut z zamka błyskawicznego na plecach tej niezidentyfikowanej epokowo damy :p
OdpowiedzUsuńTak, ten zamek jest widoczny od razu :D Ale i tak okładka lepsza, niż z drugiego wydania (różowa), choć w sumie z daleka może wyglądać jak jakieś czytadło dla dziewcząt, a nie wiktoriańska powieść społeczna :P
UsuńA wiesz, że te zdjęcia z okładek często się powtarzają? Widziałam kiedyś w necie takie zestawienie identycznych okładek :D
http://s.lubimyczytac.pl/upload/books/160000/160702/352x500.jpg tutaj tez ta sama grafika. Tym razem "Niewolnice". :P
UsuńRzeczywiście! To samo zdjęcie :O Ciekawe, ile jeszcze okładek zdobi ;>
UsuńTeż mam podobne buty. xD I też miałam kilka podobnych. A sekretnik jest śliczny!
OdpowiedzUsuńTakie buty są chyba najlepsze - po prostu uniwersalne :)
UsuńPodziwiam każdą z Was, która zdecyduje się na zrobienie takiego zdjęcia, bo ja nie jestem w stanie zdecydować się na kilka tylko przedmiotów. Gdy już prawie, prawie jestem pewna, że mi się udało, to zaraz przypominam sobie jeszcze o tym, i o tamtym, i jeszcze o czymś innym, i tak w kółko. Nigdy do końca nie jestem zadowolona. I dlatego ciągle wstrzymuję się z dołączeniem do tej uroczej zabawy. Ale z zachwytem patrzę na takie fotki jak ta Twoja.
OdpowiedzUsuńMiałam tak samo, ale w końcu poddałam się i postanowiłam, że zrobię wersję na czerwiec 2014 ;) Za jakiś czas pewnie byłyby to inne przedmioty, bo to się stale zmienia, dlatego traktuję to zdjęcie jako jeden z wielu zestawów :)
Usuńfascynują mnie te baleriny w etui, nie wiedziałam, że coś takiego istnieje (chyba za dużo XVIII wieku, a za mało XXI) :D uwielbiam filiżanki, najlepiej takie w delikatne, kwiatowe wzory, jednak jako, że potrzeby nawadniania organizmu mam ogromne to zawsze pijam z wielkiego kubka ^^
OdpowiedzUsuńbtw. też miałam ukochanego parkera, takiego z mapą świata i zaznaczonymi strefami czasowymi, pamiętam, że przydał mi się do zadania z matematyki na egzaminie kończącym podstawówkę <3
UsuńIstnieje i w dodatku jest bardzo wygodne, szkoda, że w XVIII wieku nie znali takich :P Też tak mam z filiżankami i dlatego poluję na taką dużą, śniadaniowa się chyba nazywa.
UsuńMój brat tak samo ściągał, tylko, że na sprawdzianie z geografii w podstawówce - z bluzy, na której miał nadruk z kompasem ze stronami świata :D
Czarne baleriny z kokardką to jedyne płaskie buty jakie mam, ale za to niezastąpione. Sekretnik jest przepiękny, a tego Parkera chyba mieli/mają prawie wszyscy:D
OdpowiedzUsuńBez herbaty też nie mogę się obejść, zwłaszcza gdy się uczę. Najczęściej robię na raz po dwa kubki, bo po co się rozdrabniać:D
O tak, ten Parker to chyba musiała być jakaś seria, bo pamiętam, że wiele osób w szkole takie miało :D
UsuńNo, to jest mój największy dylemat, gdy siedzę przed kompem - jeden kubek to za mało, bo potem trzeba znów wracać po kolejną :P
Ach, chyba się zainspiruję i zrobię coś podobnego! :D Bardzo ładny zestaw, ach i rozumiem doskonale Twoją miłość do herbat...
OdpowiedzUsuńZrób, jestem ciekawa, co znajdzie się w Twoim zestawie :)
UsuńUwielbiam chyba wszystkie herbaty, ale najbardziej mocną, czarną, tak gorzką, że ledwo da się pić:) Co do piór, to nie rozumiem jak można pisać długopisem:D A filiżanka jest urocza:)
OdpowiedzUsuńNo właśnie, mnie zawsze w szkole bulwersowało, jak ktoś pisał długopisem :D Teraz jestem już bardziej wyrozumiała, choć dla mnie pióro nadal jest niezastąpione :)
UsuńProste, dlaczego ktoś piszę długopisem. Mi się ciągle pocą ręce i długopis ma ten plus nad piórem, że się mniej rozmazuje od potu :)
UsuńKiedyś uwielbiałam pisać piórem (chociaż ja jestem starsza od Was i o Parkerze tylko słyszałam, był poza możliwościami moich rodziców wtedy), ale niestety, zmoczony atrament rozmazuje się okropnie, więc przerzuciłam się na długopisy.
Leworęczni mają podobno ten sam problem - to, co napiszą, zaraz rozmazują ręką i potem mają brudną dłoń... Dla nich długopis chyba też byłby lepszy, choć moja koleżanka z gimnazjum, mimo, iż jest leworęczna, w szkole również pisała piórem :)
UsuńBardzo podoba mi się ten zestaw:D od razu widać, że retro dziewczyna w nowoczesnym świecie:)) również podzielam zamiłowanie do filiżanek, herbaty i pisania piórem;) chociaż w liceum najbardziej lubiłam nim rysować:D
OdpowiedzUsuńO, rysowanie piórem też było fajne, choć u mnie to na studiach, na nudnym wykładzie szczególnie :D
UsuńBardzo ładny wpis i moje ukochane "Północ i południe" jest (jeszcze w ślicznym wydaniu)! Bardzo żałuję, że nie mam tej książki na własność, czytałam biblioteczną i teraz mi jej brakuje, a i kupić za bardzo nie ma jak. I do zachwytów nad Johnem się dołączam, zarówno tym książkowym, jak i serialowym, Ryś był w tej roli perfekcyjny. :D
OdpowiedzUsuńPióro mam identyczne, piszę nim cały czas i zawsze używam tylko czarnego atramentu. ;)
Oj, często tak mam, że przeczytam coś z biblioteki i potem brakuje mi książki, a tego, konkretnego wydania akurat nie ma już w sklepach... Tak stało się u mnie z Jane Eyre i Pokutą... Dobrze, że P&P mam na własność :)
UsuńRyś :) gra doskonale, przekazał w serialu tyle emocji, będąc jednocześnie powściągliwym, jak na wiktoriańskiego dżentelmena przystało. Uwielbiam to, jak panuje nad mimiką swojej twarzy i bez słów potrafi oddać to, co czuje jego bohater <3
Też tak mam z Jane Eyre... Szkoda, bo mam większość książek sióstr Bronte, a ta ukochana była moją pierwszą i oczywiście biblioteczną. A Pokuty nie lubię :P
UsuńTa powściągliwość wymieszana z emocjami jest cudowna u niego! Absolutnie uwielbiam scenę oświadczyn z serialu, to jedna z moich ulubionych scen filmowych w ogóle, co jakiś czas oglądam ją sobie na youtube i niezmiennie się zachwycam. Ten głos! Prawda, że Ryś cudownie krzyczy? :P
Czyżbyś czytała to wydanie JE? Jesienią kupiłam to nowsze i chyba będę musiała jednak je odsprzedać - zawiodło mnie tłumaczenie, tak różne od tego, co czytałam za 1 razem...
UsuńDlaczego nie lubisz Pokuty? Mnie wprost zachwyciło to, jak McEvan przemyślał tę powieść, jak misterna i doskonała jest jej kompozycja... No i dała mi też dużo do myślenia :)
Ach, scena oświadczyn jest boska! <3 A widziałaś może jej rozszerzoną wersję? Była przez lata na yt, ale ostatnio ją wykasowali, a szkoda, bo w dodatkach do naszego wydania płyty nie było ani usuniętych scen, ani tej wersji oświadczyn... Oni nie dość, że mówili tam trochę więcej, to jeszcze niektóre kwestie wypowiadali z nieco innym akcentem (wiem, jestem psychofanem :P ), co dawało trochę wglądu w warsztat pracy Danieli i Richarda :)
Bosko krzyczy <3 Ale i tak najlepiej na robotników po tym, jak Margaret oberwała kamieniem / cegłą.
Chyba jedyna scena, której nie lubię w filmie to ta, w której pobił swojego robotnika - tego nie było w powieści i w serialu też wolę to przewinąć :P
Nie, czytałam chyba jeszcze starsze wydanie, takie z bordowym czymś zamiast okładki, ale z tytułem przetłumaczonym jeszcze jako "Dziwne losy Jane Eyre". Nie mam pojęcia, kto tłumaczył, nie zwróciłam uwagi przy czytaniu, a to jednak było kilka lat temu. :)
UsuńNie lubię "Pokuty", bo kompletnie nie przekonała mnie do siebie sama historia, miłość między Robbiem a Cee jest dla mnie naciągana, ogólnie wiele hałasu o nic. Spodziewałam się czegoś, hmm, może głębszego? Większej ilości przemyśleń, czegokolwiek, miałam wrażenie, że ta książka została spisana tak pokrótce. Pomysł był bardzo dobry, ale moim zdaniem potencjał tej książki został zmarnowany. Chociaż podobały mi się sceny w szpitalu (ok, mam dziwną słabość do różnych wojennych poświęceń) i niektóre fragmenty (nieliczne jednak) były naprawdę dobre. No, nie lubię i już :P
Widziałam! zawsze oglądałam tę rozszerzoną wersję, ale właśnie patrzę, że rzeczywiście nie ma :( I kiedyś w ogóle cały serial był na yt, a teraz zablokowany. Szkoda, bo nie mam płyty, a za bardzo nie ma gdzie kupić.
Tej sceny też nie lubię. Szorstkość - tak, ale przecież John nigdy nie posunąłby się do pobicia kogokolwiek! Był ostry, stanowczy, gburowaty, ale nie brutalny. Całkiem bezsensownie do dodali. Ale serial i tak jest cudny <3
Też nigdy nie pamiętam nazwisk tłumaczy, ale jednak faktem jest, że te stare tłumaczenia, pisane bogatym, kwiecistym językiem czyta się o niebo lepiej, niż te najnowsze.
UsuńNo tak, wiadomo, że każdy lubi co innego. Mnie w Pokucie zachwyciła genialność kompozycji, zmienność i dobór stylów, no i sam pomysł na powieść. A miłość Robbiego i Cee jak dla mnie miała prawo bytu - znali się od małego, spędzili razem studia, a ten jeden upalny dzień, którego opis stanowi pierwszą część książki był odkryciem, uświadomieniem uczuć i zarazem ich apogeum. Upał jak w południe dobrze współgrał z pełnią tej miłości, choć nie do końca (Briony. Biblioteka.). To, co obserwujemy w powieści to bardziej rozpad i rozkład tej miłości, stracone nadzieje, zniszczoną młodość. I znów świat przedstawiony współgra z życiem bohaterów, i to tak bardzo, że nie wiadomo już, co zasiało większe spustoszenie - wojna, czy fałszywe oskarżenie. Ta powieść jest o tyle genialna, że można o niej mówić i mówić, interpretować miliardy godzin, a wciąż pozostanie nierozwikłana.
Na scenach w szpitalu płakałam - tylu facetów się zmarnowało, wszystkich było mi żal :(
Kiedyś był i w częściach po 10 min, i w 4 całych odcinkach. To było idealne, bo mogłam go sobie oglądać w telefonie i albo przewijać na sceny z Thorntonem :D albo lecieć całość, a teraz...
Na chomiku jest cały, ściągnęłam, żeby mieć go w telefonie, bo z płytek da się odtwarzać tylko na kompie :P Ale mój komputer ostatnio w ogóle nie dogaduje się z fonem, także jeszcze nie wypróbowałam, czy ta metoda będzie dobra, czy też telefon będzie się zawieszał od nadmiaru Thorntonowej boskości <3
Teraz, jak czytam książkę, widzę, co zrobili inaczej w serialu, ale właśnie, nie przeszkadza mi to, bo (takie mam wrażenie) tymi zmianami skondensowali treść książki i przez to oddali dobrze wszystkie zawiłości charakterów bohaterów i miasta, zamiast rezygnować, upraszczać i przez to spłycać tę historię. To jest dobry serial. Dzisiaj chyba znów zakończę dzień wizytą w Milton ;)
Chyba w czwartek... Kupiłam czarne baleriny. :) Wcześniejsze wyrzuciłam bo mnie obcierały i potem ciągle łapałam się na tym, że jednak by się przydały. Też się boję że przestaną je produkować.
OdpowiedzUsuńTeraz już wiem jak to się dzieje, że tak szybko dodajesz komentarze na blogach. :) Niestety mój samsung jest pod tym względem żałosny, żałuję że nie kupiłam czegoś z androidem, w tym dziadostwie ciągle brakuje pamięci operacyjnej. :/
Hmm... Chyba sobie powtórzę "Pokutę", tak przy okazji napiszę "recenzję" na stronę. Książkę dostałam w prezencie, od kogoś ważnego i też skończyło się nie najlepiej... Aczkolwiek nie mam zamiaru uważać, że ta powieść jest obciążona jakąś klątwą. Za bardzo ją lubię. :)
Miło że mój blogowy wirus krąży po sieci, chociaż faktycznie nie odkryłam niczego nowego. ;)
Też nie mam androida, tylko widows phone. Myślałam, że będzie genialnie współpracował w windowsem w kompie, a tu niespodzianka! Telefon ma tyle ograniczeń, że przez pierwsze miesiące użytkowania byłam wściekła, a do słuchania muzyki kupiłam osobną mp3 :/ Ale przynajmniej jest szybki i idealny do przeglądania internetu :)
UsuńKlątwa Pokuty :D A to by dopiero było!
Wciąż brakuje mi papierowej wersji tej powieści. Czasem, jak wracam z pracy dłuższą drogą, mijam stragany z używanymi książkami i zawsze wtedy zwalniam i szukam jej wzrokiem. Może kiedyś będę miała szczęście i uda mi się ją kupić ;)