Bardzo byłam tego ciekawa, więc zdobyłam książkę z wypróbowanymi i zaadaptowanymi do naszych czasów przepisami z epoki regencji (Książka kucharska Jane Austen - napiszę jeszcze o niej osobny post, gdy wypróbuję więcej przepisów) i dzisiaj zabrałam się za gotowanie ^^
Do większości słodkich potraw (bo tylko takie są dla mnie łatwe na razie) były potrzebne składniki, których nie mam w domu (czas iść na XIX-wieczne zakupy :P ), ale wczoraj znalazłam jeden, do którego wszystko miałam - był to przepis na budyń:
Wcześniej gotowałam już budyń ze starego przepisu (przepis prababci ^^ ), w którego skład też wchodziły mleko i żółtka, ale nie było tam żelatyny i... liści laurowych :O Te liście tak mnie zaintrygowały, bo nijak nie mogłam połączyć sobie ich aromatu ze słodkim smakiem! Takie liście dodaje się przecież do zup i mięs...
Dlatego z ciekawości postanowiłam wypróbować ten przepis jako pierwszy.
( <--- obrazek powiększy się, jak w niego klikniecie)
Stwierdziłam, że nie będę robiła tak dużej ilości tego budyniu, jaka jest w przepisie, więc podzieliłam ilość wymaganych składników na cztery, otrzymując:
- szklankę mleka,
- jedno żółtko,
- łyżkę żelatyny (wzięłam więcej asekuracyjnie, bo zawsze robią się z niej grudki, które potem wyrzucam...)
- 1/2 łyżki cukru
- 1/2 małego liścia laurowego (na zdjęciu jest cały, ale dodałam tylko pół).
Zgodnie z przepisem zagrzałam mleko z liściem. Gdy było gorące, wyjęłam go i wmieszałam żelatynę. Roztrzepałam żółtko z cukrem (na zdjęciu jest widelec, ale szybko skończyła mi się cierpliwość i wyciągnęłam mikser :P ). Następnie połączyłam żółtko z mlekiem i rozlałam do dwóch większych kieliszków. Niestety nie mam w domu formy do budyniu, ale w innym przepisie z tej książki przeczytałam, że do nadania XIX - wiecznej formy galaretkom (tamten przepis był na galaretkę właśnie) można użyć stożkowatych kieliszków. U mnie puszysta, kremowa masa wypełniła dwa.
Schłodziłam je i zimne wstawiłam do lodówki. Po godzinie wyjęłam, ogrzałam szkło w gorącej wodzie i postawiłam do góry dnem na talerzu. Zdjęłam kieliszki i oto są - dwie kształtne, budyniowe piramidki :D
No więc, jak smakują czasy Jane Austen?
Dziwnie, na prawdę dziwnie... Budyń ma konsystencję żelków, ale jest bardzo aksamitny i kremowy. Nie za słodki, no i da się w nim wyczuć aromat liści laurowych. Dla mnie ta porcja stanowiła o wiele za dużo. Myślę, że można by rozlać tę samą ilość do 4 mniejszych kieliszków, uzyskując porcje dla 4 osób (budyniem robionym z litra mleka, tak jak chce przepis nakarmić można chyba całą dziewiętnastowieczną salę balową :P ).
Szczerze mówiąc, ten aromat liści jest na tyle dziwny, że chętnie zamieniłabym je np. na mielone migdały, cukier waniliowy, skórkę cytrynową lub może odrobinę soku z pomarańczy... Banalnie, ale wtedy jego smak nie budziłby takiej konsternacji :P :P
Może kiedyś spróbuję, tymczasem pierwszą próbę gotowania z tą książką uznaję za udaną. Ciekawe, czy kiedykolwiek będę tak odważna, żeby przyrządzić nie tylko ciastka i desery (najłatwiejsze :P ), ale np. mięso według dziewiętnastowiecznego przepisu ;>
Pozdrowienia (:
O matko... budyń z liściem laurowym. XD
OdpowiedzUsuńSmacznego życzy pan Darcy :P :P
Usuń(ale serio to nie było aż takie złe, jakby się mogło wydawać :D )
Widocznie kuchnia angielska, nawet we wcześniejszych wiekach była dziwna. :) Też bardziej pasowałyby mi tu migdały, albo owoce.
OdpowiedzUsuńTak, często słyszałam, że kuchnia angielska jest specyficzna, i tę specyfikę poczułam wczoraj na własnej skórze :P Zobaczymy, jak wyjdą inne potrawy z tej książki.
UsuńA tak przy okazji mam ochotę na budyń... :)
OdpowiedzUsuńzdziwił mnie ten przepis, ale z chęcią bym spróbowała dodaję do obserwowanych
OdpowiedzUsuńW książce są jeszcze dziwniejsze! Mam na oku kilka przepisów stamtąd, ale takich "do zrobienia" w polskich warunkach. Zobaczymy, co wyjdzie :)
Usuń