Taka właśnie cera była ideałem w XIX wieku, a jako, że nie każda panna
mogła się taką poszczycić, z odsieczą przychodziły ówczesne kosmetyki. Dzisiaj zrobimy bardzo lekkie mleczko różane, które zapewni nam równie różaną cerę.
Przepis, jak kilka ostatnich, pochodzi z książki The new household receipt book z 1853 roku autorstwa Sarah Josephy Hale. Jest znów bardzo, bardzo łatwy*
"By zrobić Mleczko Różane. - Do pinty wody różanej dodaj uncję olejku z migdałów i dziesięć kropli potażu.
(Nota Bene?) - Dodać potaż na sam koniec."
Po kliknięciu w obrazek, całość się powiększy i będzie lepiej widoczna :) |
Nie byłabym sobą, gdybym nie namieszała w recepturze :) Potaż (węglan potasu) nie jest dostępny w żadnym ze sklepów, w których jak dotąd robiłam zakupy. Wiem, że jest używany w ogrodnictwie i produkcji szkła, ale zastosowanie takiego przemysłowego potażu w produkcji kosmetyku nie skończyłoby się chyba dobrze dla żadnej cery (a szczególnie tak kapryśnej = trądzikowej, jak moja). Jak na razie próbuję go zastąpić różnymi innymi rzeczami, choć prawdę powiedziawszy powinnam zasięgnąć konsultacji jakiegoś wykwalifikowanego kosmetologa (a potem zrobić zbiorczy post o tych trudno dziś dostępnych surowcach i ich wpływie na skórę - i tak będzie! :) ). W każdym razie, dziś padło na ałun. Podobnie, jak u potażu, w skład tego związku chemicznego też wchodzi potas, w dodatku ałun jest naturalnym minerałem (który istniał również w XIX wieku), no i ma działanie odkażające i ściągające - a więc powinien idealnie połączyć się z formułą kosmetyku do demakijażu (mleczko).
Użyte składniki:
- maleńka, szklana buteleczka (rozmiar iście eksperymentalny),
- woda różana (w przepisie 568 ml, a więc woda stanowi większość kosmetyku),
- olej ze słodkich migdałów (w przepisie 28 g),
- ałun (kilka wiórek).
- Najpierw zeskrobałam nożem troszkę ałunu z miejsca, w którym nie był jeszcze używany (ze spodu). Kryształ okazał się bardzo "sypki" i łatwo dał się zestrugać w kilka kruchych wiórek.
- Ponieważ ałun jest rozpuszczalny w wodzie, wsypałam go na samym początku.
- Następnie dolałam do niego wody różanej i zamieszałam.
- Po rozpuszczeniu dodałam olejku migdałowego...
- i tak powstała dwufazowa emulsja.
Aby dwie warstwy połączyły się w mleczko, wystarczy kilka razy wstrząsnąć butelką. Taką emulsją można przetrzeć twarz.
Powstałe mleczko można stosować na kilka sposobów:
- jako kosmetyk do demakijażu - dobrze sobie radzi z makijażem twarzy, choć tak używane wcale nie jest wydajne. Makijażu oczu nim nie usuwałam, bo moje oczęta są alergiczne, więc wolę nie eksperymentować w tych obszarach ;)
- jako mleczko oczyszczające skórę - dla tych z nas, które nie lubią myć twarzy wodą. Ja stosowałam je w ciągu dnia spędzonego w domu, gdy moja (odpoczywająca od makijażu) skóra potrzebowała odświeżenia i tu radziło sobie całkiem fajnie.
- jako bardzo lekkie serum nawilżające - po wstrząśnięciu, w emulsji jest mało olejku, a woda różana wchłania się bardzo szybko. Myślę, że takie serum dobrze zastąpi krem nawilżający w upały. W dodatku mleczko ma jeszcze jedną, cudowną właściwość - matuje cerę! Dla właścicielek skóry tłustej i mieszanej będzie jak znalazł :)
***
Na koniec, podam Wam jeszcze listę sklepów, w których kupuję rzeczy potrzebne do wytwarzania dawnych kosmetyków, bo ostatnio o to pytałyście :)
- ZSK - tutaj możecie kupić wszystkie oleje, olejki eteryczne, wodę różaną, wodę z kwiatu pomarańczy (ale bez atestów spożywczych, więc nie nadadzą się one do gotowania...), wyciągi roślinne i część składników sypkich.
- Kolorówka - stąd pochodzą moje pigmenty, których używam do wytwarzania kosmetyków kolorowych (róż), a także spora część pojemników i sprzętu potrzebnego (ale nie koniecznego - on tylko bardzo ułatwia sprawę) do mieszania.
- Lokalne sklepy z arabskimi kosmetykami - warto się za nimi rozejrzeć, bo mają tam dużo interesujących składników (m. in. ałun). Tu niestety nie podam Wam żadnego konkretnego, bo to moja mama w nich kupuje i znosi do domu różne cuda ;) , a ja wciąż się wybieram i wybrać nie mogę :P (zanim skończę pracę i dojadę na miejsce, sklep będzie już zamknięty - mają tylko do 17 :( )
- Sklepy z półproduktami do wytwarzania biżuterii (stacjonarne lub w sieci np. Beads.pl) - w nich możecie kupić te urocze, szklane, zakorkowane buteleczki - bardzo dziewiętnastowieczne :) Trzeba tylko pamiętać, żeby wygotować je (i wyparzyć korek), zanim zabierzecie się za przelewanie do nich kosmetyków.
- Małe, osiedlowe sklepiki - tu można znaleźć prawdziwe skarby! W takim sklepiku w Czechach kupiłam kiedyś słoiki do przechowywania suszonych kwiatów / herbaty i in. oraz mój "porcelanowy" (tak na prawdę fajansowy) moździerz z tłuczkiem po wyjątkowo okazyjnej cenie. Kosztował tylko 27 Kč, czyli 4,10 zł. Za taki sam w Kolorówce dałabym 32, 90 zł! :O Także warto się rozglądać :)
Miłego mieszania!
* Te przepisy powoli stają się dla mnie zbyt łatwe, dlatego poszukam jakiejś dawnej książki dla ówczesnych farmaceutów. Tam pewnie będzie więcej zabawy przy mieszaniu :)
Bardzo ciekawy post, może w końcu zainteresuję się kosmetykami naturalnymi ale ja nie mam ogrodu i nie mam jak zdobywać tych wszystkich ingrediencji.
OdpowiedzUsuńDzięki :) Ja też nie (mieszkam w bloku), ale korzystam z okazji, jak jestem za miastem. Poza tym większość składników i tak kupuję :P
UsuńXIX-wieczne przepisy na samoróbki chyba faktycznie są w większości proste, chociaż znawcą nie jestem :D Pamiętam swoje rozczarowanie, gdy szukałam tych włosowych. Patrząc na włosiaste foty niektórych pań z końca wieku i czasów edwardiańskich liczyłam na jakieś magiczne formuły :D
OdpowiedzUsuńTen przepisik na swój sposób jest dość inspirujący: składnik dobry dla cery z problemami (wiele osób wtedy szuka przepisów na samodzielnie robione mazidła) - ale mam na myśli ałun z Twojej modyfikacji - i dwufazowa formuła ;) Swoją drogą, co dokładnie miało mieć właściwości rozjaśniające? (o ile dobrze zrozumiałam intencję, która stoi za tym przepisem :D)
Jeśli chodzi o składniki do różnych własnoręcznie robionych kosmetyków, to całkiem sporo można też znaleźć w licznych internetowych aptekach (czasami można też zamówić sobie w takiej stacjonarnej). Przede wszystkim te pochodzenia roślinnego, ziołowego, ale też różne wody, oleje, olejki, hydrolaty...
Te z książek - poradników dla kobiet są właśnie takie proste. Ale ma to też swoje plusy - każdy bez większego wysiłku może sobie takie dawne mazidło zrobić :)
UsuńWłaściwości rozjaśniające ma olej ze słodkich migdałów, choć w sumie w przepisie efekty po użyciu nie są opisane ;)
O, dzięki :) W aptekach w necie jeszcze nie szukałam. Jak będę miała problemy z kupieniem jakiegoś składnika, rozejrzę się tam :)
Ach, Kochana, myślę, że niedługo powinnaś otworzyć jakąś firmę z naturalnymi kosmetykami inspirowanymi historią :D Ja w każdym razie byłabym Twoją stałą klientką (z nadzieją na mały rabat) :D Ten przepis wygląda bardzo zachęcająco: róże, migdały... to musi wspaniale pachnieć! :)
OdpowiedzUsuńHa ha, myślałam kiedyś nad tym (etsy), ale zanim moje kuchenne "laboratorium" spełniłoby normy, minęłoby chyba kolejne sto lat :D
UsuńZapach jest bardzo delikatny i różany, lubię go :)
Właśnie skończył mi się micel... I zastanawiałam się, czym by tu.... Kurcze, brakuje mi wody różanej. :/ A tak na marginesie ałun, to przypadkiem nie to samo co te dezodoranty w krysztale?
OdpowiedzUsuńTak, ten mój to właśnie taki dezodorant :D Wydaje się twardym kryształem, a tymczasem dał się bez problemu zestrugać od spodu :)
UsuńAłun był też używany w 16wieku , wskazuje na to przepis Elżbiety Tudor.
OdpowiedzUsuńTym lepiej! :) Nie wiedziałam, że Elżbieta Tudor też robiła własne kosmetyki ;)
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń