Jako, że po kolejnym obejrzeniu serialu i przeczytaniu powieści (będzie post w przyszłym tygodniu), moja zeszłoroczna Thorntonmania odnowiła się i jeszcze przybrała na sile, nawet nie próbuję opuszczać choć na chwilę wiktoriańskiej Anglii lat 1850. Co więcej, próbuję sprowadzić ją do siebie ;)
A nie jest to wcale takie trudne, jeśli weźmiemy pod uwagę, że Śląsk jest takim samym obszarem przemysłowym, jak miejsce akcji powieści Elizabeth Gaskell, tylko kilkadziesiąt lat młodszym. Dlatego dzisiaj przymknijmy trochę oko na czasy, których dotyczy ten blog i raczej skupmy się na tematyce. Będzie o miejscu pięknym, architektonicznie przemyślanym, a do tego użytecznym, które powstało ponad sto lat temu na historycznie przemysłowym obszarze, będącym dziś już częścią Katowic.
Nikiszowiec, bo o nim mowa, powstał na zlecenie koncernu górniczo-hutniczego Georg von Gieshes Erben w latach 1908-1918. Śląskie rejony bardzo hojnie obdarowywały ówczesnych przedsiębiorców węglem, a że akurat była na niego koniunktura, kopalnie powstawały jedna po drugiej, dając zatrudnienie całej rzeszy górników. Aby nie marnować czasu na dojazdy, pracodawcy tworzyli dla swoich pracowników osiedla robotnicze zlokalizowane blisko szybów kopalnianych. A, że (w przeciwieństwie do współczesnych nam) mieli również poczucie estetyki, do tworzenia tych osiedli zatrudniali architektów takich, jak Georg i Emil Zillmann, którzy już kilka lat wcześniej stworzyli unikatowy Giszowiec, oparty na koncepcji osiedla-ogrodu (niestety, w latach 1970. wyburzono jego część i postawiono tam bloki -_- ).
Bracia Zillmann tym razem zaprojektowali miejski, bardzo nowoczesny, a przy tym piękny i jednorodny architektonicznie kompleks domów, których mieszkańcom miało nie brakować niczego. Jak na ówczesne realia życia robotniczego, Nikiszowiec prezentował się na prawdę dobrze: każdy dom wyposażony był kanalizację i oświetlenie elektryczne, a mieszkańcy mieli dodatkowo do dyspozycji wewnętrzny dziedziniec, wraz z przeznaczonymi do hodowli drobnych zwierząt: królików, gołębi (na Śląsku hoduje się je do dziś :) ) i świń chlewikami oraz piekarniokami, w których mogli wypiekać własny chleb i ciasto. Mieszczące się za osiedlem pola uprawne stanowiły dla robotników źródło dodatkowego dochodu. Jeśli wytężymy trochę wyobraźnię, dostrzeżemy też piękną okolicę sprzed stu lat, pełną zielonych, szumiących lasów, i skrywających węgiel pagórków, wśród których zbudowano osiedle.
Kolonia składała się z dziewięciu wielomieszkaniowych domów zamkniętych pierścieniowo, które łączyły się ze sobą za pomocą przerzuconych nad ulicą nadwieszek (mapa poglądowa). Każdy z mieszczących się na dwóch, przecinających się siatkach ulic domów ma również swój własny, wyjątkowy charakter, który nadają mu różnie zbudowane wykusze, bramy i obramowania okienne wykonane z cegły licówki.
Po prostu urzekł mnie budynek poczty, ozdobiony różami :) |
Samo osiedle wyposażono również w budynki użyteczności publicznej takie, jak: szkoła, kościół (w latach 1920.), szpital dla zakaźnie chorych, biblioteka, łaźnia, pralnia, sklepy, poczta (budynek ozdobiony pięknymi różami), hotel dla samotnych górników i budynki administracyjne. Był nawet zakład fotograficzny, założony przez amatora, Augustyna Niesporka w 1914 roku, i działający do dziś (otwarty do 17:00 :) ), a także sieć kolei wąskotorowej, łączącej poszczególne szyby i huty z osiedlem.
Czy robotnikom podobało się na Nikiszowcu? Może i tak, co nie zmienia jednak faktu, że w związku z brakiem wystarczających dostaw żywności w 1916 roku (trwała I wojna światowa) postanowili strajkować. Cel osiągnęli, mimo to dwa lata później powtórzyli strajk, domagając się wyższych płac, krótszej pracy i lepszego zaopatrzenia w żywność. Tym razem pracodawca nie spełnił ich próśb - strajk został stłumiony, a jego przywódcy wysłani na front lub zamknięci w nyskiej twierdzy.
W jednym ze sklepów, umieszczonych na parterze domu kupiłam czekoladowe gofry, które przez przypadek okazały się wyglądać podobnie, jak całe osiedle! Smaczny Nikiszowiec, om nom nom... |
Osiedle przetrwało do dziś w niezmienionym stanie. Chodząc jego ulicami, zaglądając do bram i na dziedzińce, przyglądając się poszczególnym domom i ich detalom, miałam wrażenie, że życie nadal toczy się tam rytmem wyznaczanym przez pracę i obowiązki w kopalni, która ogromna stoi nieopodal przyczajona, zapraszając górników do samego wnętrza ziemi. Tymczasem, na Nikiszowcu w przejrzyście czystych, otwartych oknach domów odbija się codzienna krzątanina - widać dzieci bawiące się na dziedzińcach i górników wracających z szychty; czuć zapach domowego obiadu, słodkiego ciasta i senną miękkość puszystych poduszek, wietrzących się na parapetach. Nieopodal przeciągają się po popołudniowej drzemce nikiszowskie koty.
Słychać przeciągły gwizd kolejki wąskotorowej, pociąg rusza i już wracamy do domu, mijając po drodze górnicze familoki, katowickie, secesyjne kamienice i współczesne, masywne budynki z betonu i szkła. Jutro wrócimy tu znów, by rano wziąć się do pracy...
Pięknie i bardzo londyńsko! :O Naprawdę, w Londynie lwia część kamienic zbudowana jest z bardzo podobnej cegły. Czyli, krótko mówiąc, jestem na "tak"! :D
OdpowiedzUsuńAż się sama zdziwiłam, że w Kato są takie miejsca. Co prawda o Nikiszowcu słyszałam już dawno temu, ale nie dowierzałam tym wszystkim zachwytom. Tymczasem, jak tylko przekroczyłam wejście do osiedla, przez godzinę łaziłam oszołomiona, powtarzając w myślach "Nie no, jestę w Milton :O " :D
Usuńw końcu się tam wybiorę. Na Nikiszowiec i na Giszowiec. Kiedyś tak. Kiedyś..
OdpowiedzUsuńJeśli masz niedaleko, to wybierz się koniecznie :)
Usuńwspaniałe miejsce :D jak będę kiedyś w Katowicach to na pewno zajrzę :)
OdpowiedzUsuńZajrzyj koniecznie! To jedno z miejsc w Kato, które warto obejrzeć :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńAle piękny ten stary Śląsk. Powinni wsadzać do więzienia za wyburzanie takich starych budynków i budowanie tych nowych, paskudnych klockowatych bloków.
OdpowiedzUsuńO ile przyjemniej było mieszkać w czymś takim.
Obawiam się, że to właśnie ci, którzy mogliby wsadzić za kratki, zlecali te wyburzenia...
UsuńA ile pięknych kamienic zmienia się w ruinę na Śląsku każdego roku! Aż żal patrzeć :/
Kurcze, aż mi wstyd że nigdy się tam jeszcze nie wybrałam. Jakby nie patrzeć mam tak blisko... Prawdą jest że cudze chwalicie swego nie znacie:)
OdpowiedzUsuńNo więc właśnie, też zawsze byłam w tej samej sytuacji, co Ty :D Ktoś wspominał mi o tych dzielnicach, a ja musiałam albo ukrywać zakłopotanie, albo przyznawać, że jeszcze ich nie widziałam :P Ale warto było się wybrać, tym bardziej, że to tak niedaleko :)
UsuńKatowice, (oprócz może Spodka i A4 ) podobnie jak cały Sląsk kojarzy mi zazwyczaj z odrapanymi kamienicami (np Bytom, Chorzów czy Gliwice) ale jak widać są ładne miejsca, pewnie inne także
OdpowiedzUsuńNo bo tych brzydkich, mrocznych zakątków jest jednak tutaj najwięcej -_- Choć zdarzają się i pałace - niektóre bardzo zaniedbane, ale jednak :)
UsuńDzisiaj tam byłam z córami. A kiedys całkiem przypadkiem "zagrałam " w filmie edukacyjnym dla szkół. Spacerowałam po Nikiszowcu, prałam i maglowałam w pralni i sztrykowałam w kuchni a wszystko pod czujnym okiem kamery.
OdpowiedzUsuńO, to idealnie trafiłam z tematem :)
UsuńMaglowanie w takiej starej pralni musiało być fajnym zajęciem :) Za to ja przybyłam do Nikiszowca o dzień za późno - gdybym była wcześniej, trafiłabym na wykład o modzie historycznej Mme Chantberry, a tak, tylko zobaczyłam plakat...
No tak, dzielnic przemysłowych na Śląsku jest pod dostatkiem! Ja akurat nigdy nie byłam na Nikiszowcu, a widać, że to bardzo klimatyczna dzielnica, i całkiem zadbana. Mogłabyś tam sobie kiedyś zrobić sesję zdjęciową a la "Północ i południe", w jakiejś prostej sukni na krynolinie :)
OdpowiedzUsuńNo, mogłabym, bardzo chętnie ;) Do tego kapelusz a la Margaret Hale i kosz z jedzeniem dla strajkujących, co by później fabrykanci mogli oskarżać mnie o nieumyślne przedłużanie strajku :D
UsuńTeż uwielbiam szukać we współczesnych miejscówkach klimatu dawnych lat i też często wiąże się to u mnie z aktualnie przeczytanymi książkami :) Nikiszowiec robi bardzo angielskie wrażenie, a najbardziej podobają mi się otwory okienne wymalowane na czerwono, co w ten dość surowy, ceglany klimat, wnosi powiew koloru.
OdpowiedzUsuńTak, pomalowanie wszystkich okien na jednakowy, czerwony kolor dało fajny efekt. Drugą dobrą rzeczą jest to, że nie ma tam żadnych reklam, szyldów, billboardów - to też sprawia, że Nikiszowiec wygląda jak sprzed lat :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNaprawdę to miejsce ma w sobie coś z Milton. Szkoda, że mieszkam daleko od Katowic, u mnie na Podlasiu można znaleźć więcej wiosek a'la Heltson. :D
OdpowiedzUsuńA wybierasz się na Blackmore`s Night? Jeśli tak, to przed koncertem możesz zahaczyć o Nikiszowiec - to nie jest daleko :)
UsuńBardzo chciałabym pojechać chociaż nie wiem czy to wypali z moim zdrowiem i organizacją. -_- Ale jakby co, to chętnie bym się pokusiła. :)
UsuńTo jeśli się zdecydujesz, daj znać, zawsze możemy wybrać się na Nikisz razem :) Mam nadzieję, że zdrowie Ci dopisze!
UsuńAż mnie zachęciłaś tym opowiadaniem do obejrzenia serialu Północ Południe :)
OdpowiedzUsuńObejrzyj koniecznie! To nie tylko fascynujący, ale też bardzo dobrze zrobiony (kostiumy, scenariusz, reżyseria, gra aktorska) serial. Na długo zostaje w sercu :)
Usuńjak tam fajnie:) od razu pomyślałam o tym, że to chyba już jedno z niewielu miejsc nieoszpeconych reklamami ( bo ładnych miejsc w Polsce dostatek tylko czasem są ukryte;))
OdpowiedzUsuńi poczta ozdobiona różami to faworyt totalny:D
btw- super masz sandałki:)
Właśnie dobrze, że chociaż w tym miejscu zdecydowali się zrezygnować z reklam. Tak, ta poczta jest cudna i jeszcze tak ładnie prezentuje się na tle innych budynków :)
UsuńDzięki, sandałki z H&M :)