Zgodnie z obietnicami, zwlekłam się w końcu z łóżka (nie ma to jak iść spać po 2 w nocy :D ) i skrobnę kilka słów o tym, jak było :)
Do Muzeum Górnośląskiego przyjechałam na zaproszenie Fundacji Historii Kobiet im. Marii Renardowej. Fundacja organizowała jedną z wystaw i moje opowiadanie miało być jej elementem.
Do budynku filii Muzeum, zwanego pałacykiem, przybyłam właściwie na styk, bo kzk gop znowu mnie załatwił i sporą część miasta musiałam przejść pieszo (dobrze, że w balerinach! Obcasy niosłam oddzielnie :D ). Sam "pałacyk" pochodzi z końca XIX wieku i wygląda jak siedziba którejś z księżniczek Disney`a :)
Była dopiero 18, więc miałam trochę czasu, aby, międląc w rękach sześć kartek z notatkami, pokręcić się po wystawach. Niestety już na pierwszej z nich przekonałam się, że jednak za bardzo wyróżniam się z tłumu i zwiedzający ludzie przez przypadek biorą mnie za muzealnika :D Gdy oglądałam dawne śląskie kuchnie, pewna pani zapytała mnie o etnograficzny szczegół wystawy, a ja jedyne, co mogłam na to odpowiedzieć, to zacytować filmową Jane Austen :D
Wobec tego postanowiłam zaszyć się w bezpiecznym miejscu i pogrążyć w czytaniu notatek. To niesamowite, jak forma zmienia stosunek do treści i samą treść! Gdy przygotowywałam się w domu, musiałam cały czas sobie przypominać, że nie piszę posta na bloga :D Tak samo wyglądało to tuż przed 22. Gdybym miała po prostu mówić o tym w swobodnej rozmowie z którąś z Was, nie musiałabym ani się przygotowywać, ani powtarzać jak przed egzaminem, a tymczasem świadomość, że będę sama przed tyloma ludźmi opowiadać o tym, co mnie pasjonuje i że nie będę mogła niczego pominąć, ani pomieszać (chronologia) jednak mnie stresowała. Na szczęście osoby pracujące w fundacji - pani Magda i Martyna (dzięki za zdjęcia!) sprawiły, że nie byłam aż tak zestresowana, jak można by przypuszczać.
Tematem mojego opowiadania były związki mody i polityki w latach 1770-1870: to, jak kobiety na przestrzeni lat nauczyły się wykorzystywać semantykę ubioru, by strojem przekazać to, o czym nie mogły powiedzieć własnymi słowami; jak zaadaptowały strój do okoliczności i oprócz przysługującej mu prymarnie funkcji estetycznej, rozszerzyły jego znaczenie, uczyniły z niego narzędzie walki i wyzwolenia oraz sposób na przejście ze starego w nowe i złagodzenie reakcji posttraumatycznych; o tym, jak zamieniły złotą klateczkę krynoliny w manifest wolności i azyl w czasach terroru.
Mówiłam o trzech okresach w modzie:
- Ostatnim ćwierćwieczu XVIII w. (będzie post, będzie post!)
- Przełomie wieków (świetny post napisała o tym kiedyś Gabrielle, dlatego nie będę się powtarzać)
- Modzie żałobnej w latach 60. XIX wieku (pisałam już o tym na blogu tutaj)
Wystawie i opowieściom towarzyszyła obecność najaktywniejszych (w XIX i początkach XX wieku) kobiet na Śląsku, uosabianych przez zaprojektowane specjalnie na tę okazję ubrania autorstwa Kasi Majzel. Sama projektantka okazała się przemiłą i skromną osobą - tak różną od tych wszystkich modowych fircyków, których stale prezentują media! Jej projekty łączyły w sobie współczesny minimalizm i historię w formie imion, tekstów i cytatów wypisanych tkaniną lub na tkaninie sukienek, bluzek, tunik...
Ostatecznie poszło mi bardzo fajnie, choć nie ukrywam, że bardziej odpowiadają mi formy zajęć, podczas których słuchacze też są zaangażowani w działanie i tworzenie. Tutaj jednak, gdy ilość słuchaczy cały czas się zmieniała (każdy, kto przechodził przez salę, mógł zatrzymać się i posłuchać lub pójść dalej, by zobaczyć co innego), zajęcia w aktywnej formie w ogóle by nie wypaliły, także opowiadanie było w tym wypadku najlepszym wyjściem.
Ogólnie jestem z siebie zadowolona, choć widać było, że przez ponad pół roku po skończeniu studiów trochę wyszłam z wprawy. Mówiłam za szybko, no i jednak lepiej byłoby, gdybym stała (wtedy emisja głosu przebiega poprawnie). Ale znowu jakbym stała, nie mogłabym moimi oczami astygmatyka dojrzeć transkrypcji francuskich nazw, wypisanych na kartce, które całą drogę do muzeum powtarzałam (lezałkrłajabl, lezałkrłajabl... byłoby prościej, jakbym znała francuski :P ), dlatego zdecydowałam się siedzieć. No i okazało się, że nie tylko ja nie lubię i nie potrafię mówić do mikrofonu :D
Do domu wróciłam w środku nocy, ale zdecydowanie było warto! Opowiadanie innym o swojej pasji to bardzo interesujące doświadczenie i mam nadzieję, że zaznam go jeszcze nie raz :)
Wspaniałe wystąpienie, a Ty wyglądałaś na nim cudownie. Bardzo żałuje, że nie mogłam się pojawić i wysłuchać Cię na żywo. Czekam więc na obiecany post o ostatnich latach XVIII wieku :) I życzę Ci oczywiście kolejnych wystąpień :)
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńSzkoda, że nie mogłaś być, ale te odległości faktycznie są przeszkodą... Może kiedyś wynajdą teleporter i będzie można przenieść się wszędzie, gdzie się zapragnie ;)
Jakie miłe wydarzenie! I tak niedaleko mnie... a ja nic nie wiedziałam! Szkoda.
OdpowiedzUsuńSzkoda :( Na blogu poinformowałam dopiero w czwartek, bo do tego czasu nie wiedziałam na 100%, czy będę...
UsuńLezarłkrłajabl :D Gratulacje! I świetnie wyglądałaś! (trochę jak z pierwszego sezonu Downton, ale to już chyba kostiumowe zboczenie -_- ). Żałuję, że nie mogłam choć trochę posłuchać, ale mam nadzieję, że nadrobię osobiście na pikniku ;)
OdpowiedzUsuńDzięki :) No, faktycznie teraz widzę, że coś jest na rzeczy... Może ta podwyższona szerokim paskiem talia i mankiety bluzki? :D Choć świadomie niczego nie planowałam :D
UsuńBardzo się cieszę, że wszystko dobrze poszło :) Mam nadzieje, że kiedyś będę miała okazję Cię posłuchać. I jeszcze jedno - piękna bluzka ;D
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńTeż mam nadzieję, ze będzie jeszcze okazja, aby się spotkać :)
Porcelanko, Ty znowu wyglądasz jeszcze piękniej - to się aż robi podejrzane :D Twój wykład na pewno był bardzo ciekawy, uwielbiam te zagadnienia. Masz na myśli moje wpisy o les incroyables et les merveilleuses? Cieszę się, że Ci się spodobały! Z niecierpliwością czekam na Twój wpis o modzie w ostatnim ćwierćwieczu. I mam nadzieję, że następny referat będziesz mówić już w Katowicach! :)
OdpowiedzUsuńTak, to moje ulubione posty u Ciebie! :)
UsuńZobaczymy, co da się zrobić z tymi Kato :P A post o modzie będzie jeszcze w tym tygodniu :)
To musiało być naprawdę ciekawe opowiadanie – chciałabym Cię posłuchać na żywo :) Szkoda że mnie tam nie było, bo słuchanie ludzi, którzy mają coś do powiedzenia o swojej pasji to sama przyjemność :) A jeszcze jak się tą pasję podziela to już w ogóle... :)
OdpowiedzUsuńTo może następnym razem będziesz? :)
UsuńWkrótce skrobnę na blogu co nie co o tym, o czym mówiłam, także temat na pewno nie zaginie ;)
W takim razie nie mogę się doczekać nowego posta :)
UsuńJuż jest :)
Usuńhttp://buduar-porcelany.blogspot.com/2014/05/niebezpieczne-zwiazki-mody-i-polityki_21.html
Gratuluję Ci Porcelanko udanego wystąpienia. A wyglądałaś przepięknie, świetną masz bluzkę, z chęcią bym ją Tobie podkradła. :D No i życzę Ci w przyszłości jeszcze wielu takich okazji, gdzie mogłabyś opowiadać o swojej pasji. :)
OdpowiedzUsuńDzięki :) Bluzka była ostatnia w moim rozmiarze --> inne kobiety też nie mogły przejść obok niej obojętnie :D
UsuńCiekawy temat. Szkoda, że nie moje tereny łowieckie :D Też nie znoszę mówić przez mikrofon, a już w ogóle konieczność siedzenia, gdy wolę mówić chodząc i gestykulując to koszmar! Jeśli chodzi o tremę: masz pasję, którą uwielbiasz się dzielić, wprawa czyni mistrza, więc wcześniej czy później będzie szło bezstresowo. Na pierwszych konferencjach, jeszcze na magisterskich miałam wrażenie, że gubię wszystkie wątki wypowiedzi ;)
OdpowiedzUsuńZ siedzeniem to sama się załatwiłam, bo na stojąco nie widziałabym francuskich notatek :D
UsuńNa praktykach też tak było, po pierwszych kilku dniach stres znikał :)