To miała być szalona podróż. Ledwie dwa tygodnie po Waterloo miałam
znaleźć się w osiemnastowiecznym porcie i spędzić tam dwa dni z
Garnizonami - Gdańskim, Częstochowskim oraz Orła Białego. W planie były dwie nocne podróże w czasie, trzecia noc w
jednym z namiotów w obozie i powrót w poniedziałek rano - wprost do
pracy.
Zanim w trójkę wraz z Magdą i Mary znalazłyśmy się w
osiemnastowiecznym Gdańsku, reszta była już tam od dwóch dni - wszak
Baltic Sail rozpoczął się w czwartek, gdy wiele z nas musiało jeszcze
zmagać się z różnymi niezbyt ciekawymi aspektami XXI wieku, jak na przykład praca ;) Idąc brzegiem morza w stronę obozowiska natknęłyśmy się na kilka znanych postaci - żołnierze w luźnym szyku szli dokądś, ale nie poznali nas zza ogromnych ilości rzeczy, które taszczyłyśmy ze sobą.
Pogoda była niemiłosierna, żar lał się z nieba, ale przyjemna morska bryza rekompensowała trochę temperaturę i brak cienia. Szybko przywitałyśmy się ze znajomymi z Garnizonów, rozłożyłyśmy się w obozie i zabrałyśmy za przebieranie, by zwyczajem Krynoliny zmitrężyć tak ładną godzinkę, gdy okazało się, że mamy na to ledwie kwadrans (!!!), bo za chwilę odpływa statek, na którego pokładzie powinnyśmy się znaleźć. Magda zebrała się najszybciej i poszła z Garnizonem, podczas gdy my z Mary jeszcze się przebierałyśmy. Ze względu na życie w XXI wieku niespodziewanie straciłam weekend, w który miałam przygotować strój odpowiedni na gorący dzień w obozie. Miałam co prawda w planach awaryjny ubiór "na mleczarkę" (wzorem szwedzkiej rekonstruktorki Isis), ale ponieważ nikt nie opuszczał obozu "ino w sznurówce", Ala rzuciła mi tylko swoje caraco i czepek do założenia. Dopasowałam je jako tako szpilkami i mimo, iż wyglądałam w nim na dwa razy taką, jak jestem (wzorzyste indienne raczej mi nie służy ;) ), ruszyłyśmy czym prędzej w miasto.
Nasz statek odpłynął. Poszłyśmy więc ochłodzić się w jednej z bram, gdy wtem pod Żurawiem zostałyśmy napadnięte! Nim niejaki Borg zdołał cokolwiek niecnego uczynić, niedaleko pojawił się patrol Garnizonu i szybko wybawił nas z opresji. Jednocześnie dowódca wskazał nam inny okręt, na którego pokładzie mogłyśmy popłynąć w rejs. Kolejne godziny spędzone ma morzu minęły bardzo szybko. Bliskość szmaragdowej wody, przyjemnie chłodny wiatr, rozpostarte, białe żagle i szanty sprawiły, że poczułam się wolna i spokojna - całą nocną podróż i życie w XXI wieku zostawiając za sobą.
Gdy w końcu znów znalazłyśmy się na lądzie, pognałyśmy natychmiast do obozu, by coś zjeść. W jednym z namiotów czekało porozstawiane na stole jadło, w wielkim kotle na ognisku bulgotała strawa, a żołnierze dzielili na porcje wielki chleb, szykując się na bitwę morską. Część z nas pomagała szykować patrony, zwijając papier i sypiąc do środka proch, ja jednak tym razem poddałam się innemu zajęciu, czesząc koafiury większej części Krynoliny. Miło było nareszcie uwolnić się z czepka, rozpuścić loki i przywdziać swoją granatową sukienkę.
Razem z innymi kobietami bitwę obserwowałyśmy z brzegu, przyglądając się uważnie, jak nasi ulubieńcy radzą sobie na morzu. Jak dotąd jeszcze nigdy w życiu nie widziałam bitwy morskiej, toteż potyczka dwóch statków, wymiana ognia, abordaż i inne manewry były nader interesujące. W końcu zwycięzcy i pokonani zeszli na ląd, zostawiając za sobą chmury dymu artyleryjskiego i wiwatujący tłum. My podążyłyśmy za nimi. Zmierzch zapadał szybko, dołożono drew do ogniska i zaczęły się długie rozmowy przy mocnych trunkach oraz tańce. Poznałam wtedy kilka nowych osób, rozmowy i zabawa toczyły się dalej, ja jednak czułam, że mam już coraz mniej sił. W środku nocy uświadomiłam sobie, że nie leżałam w łóżku od 72 godzin (mając za sobą dwie dniówki w pracy, nocne próby szycia, nocny przejazd przez Polskę i dzień w skwarze w osiemnastowiecznym stroju) i właściwie to jestem wykończona. Wczołgałam się więc do namiotu, zwinęłam w kłębek i natychmiast zasnęłam.
Bitwa morska! |
Następny dzień obudził mnie znów niewyobrażalnym skwarem, jednak po wyjściu z namiotu okazało się, że na zewnątrz jest bardzo przyjemnie, rześko, ptaszki śpiewają, morze szumi, a niektórzy żołnierze jeszcze nawet nie poszli spać. Weszłam do dużego namiotu, by zdobyć trochę jedzenia i, posiliwszy się spróbowałam sobie przypomnieć tłumaczoną mi w nocy drogę przez uliczki Gdańska do miejsca, w którym można dokonać porannych ablucji. Kilka chwil później dołączyła do mnie Mary i razem udałyśmy się na spacer... w samych koszulach! No cóż, w końcu był niedzielny poranek i wszyscy szanowni obywatele miasta jeszcze spali, albo byli w kościele, a ubrania takie ciężkie przecież, kto by to dźwigał ;)
Cudowny Dom Uphagena <3 |
Po powrocie okazało się, że wielu naszych przyjaciół wraca już do domu - był to ostatni dzień w XVIII wieku, a my załapałyśmy się ledwie na połowę tej podróży w czasie. Jednak, aby ją trochę przedłużyć, wybrałyśmy się jeszcze na spacer ulicami osiemnastowiecznego, przepięknego Gdańska i odwiedziłyśmy pana Uphagena w jego domu, po którym oprowadzili nas stali mieszkańcy. Wnętrze osiemnastowiecznej, gdańskiej kamienicy po prostu mnie zachwyciło! Wszystko jest tam dopracowane do najmniejszego szczegółu, a w towarzystwie jego mieszkańców (i sama będąc w odpowiednim do okazji stroju) czułam się tam wyjątkowo - tak, jakbym od tej właśnie chwili również i ja mogła tam zamieszkać. Zeszliśmy w dół przejściem dla służby i przez kuchnię - na zewnątrz. Tam chłodziliśmy się chwilę, siedząc na brzegu studni w cieniu drzew - i tam przyszło się nam pożegnać. Jeszcze tylko godzina spędzona w morzu na poławianiu muszelek - i długa, nocna podróż przez Polskę i 250 lat ;)
ENGLISH TEXT SOON ;)
Jak ja uwielbiam tę Twoją granatową suknię! Nawet towarzystwo czepka nie psuje jej pięknego wyglądu :D Bardzo Wam zazdroszczę tego wyjazdu, mam nadzieję, że w przyszłym roku też uda mi się na nim być! :)
OdpowiedzUsuńTeż ją lubię :) Planowałam ją nosić z trikornem, ale niestety było na niego za gorąco, więc tylko trzymałam go w ręce. Byłoby super, jakbyś się pojawiła!
UsuńO mamo, ale klimatycznie :) Cudna ta Twoja suknia!
OdpowiedzUsuńDzięki! :)
UsuńTwoja relacja odświeżyła moje wspomnienia-było wspaniale, i wspaniale było Was poznac:)
OdpowiedzUsuńI miło było poznać również Ciebie - w końcu na żywo xD
UsuńNo to następnym razem na całe cztery dni, tak, żeby na spokojnie wykorzystać wszystkie stroje :D
OdpowiedzUsuńLol, wszystkie, czyli... jeden :D Do przyszłego roku pewnie będą jeszcze jakieś, mam nadzieję ;)
UsuńSuper relacja :) Gdańsk to samo w sobie przepiękne miasto, ale jeśli doda się do niego XVIII wiek to powstaje fantastyczne połączenie :)
OdpowiedzUsuńTak, zdecydowanie! Gdańsk mnie po prostu oczarował :)
UsuńWspaniałe są te Wasze stroje :) I ile ciekawych imprez :) A cała reszta (w tym ja) może się cieszyć pięknymi zdjęciami :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńZawsze myślałam, że nie ma w Polsce takich imprez, ale jednak okazało się, że są, i to dużo, co bardzo mnie cieszy! :)
UsuńWspniała relacja, cieszę się, że Ci się podobało :)
OdpowiedzUsuńDzięki! Nie wiedziałam, że masz bloga - idę go dodać do listy :)
UsuńA co zjadło mój wczorajszy komentarz? Dziwne. Po sieci pewnie krążą jakieś zielonookie potwory. W każdym bądź razie... Impreza fajna. Podoba mi się nawet bardziej, niż to imponujące Waterloo. I sukienka też świetna.
OdpowiedzUsuńBlogspot ma ostatnio fanaberie z komentarzami i statystyką :/ Mnie też zeżarło komentarze na kilku blogach i musiałam je pisać jeszcze raz D:
UsuńŚwietnie wyglądałyście, zazdroszczę Wam tej zabawy. To musiało być niesamowite, tyle ludzi w jednej epoce, morska bryza, statki... Muszę kiedyś też się wybrać :D
OdpowiedzUsuńNo, było super! Spełnienie marzeń każdej fanki kolonialno-żeglarskiej wersji osiemnastego wieku ;)
UsuńLubię tę wersję 18 wieku,także książki i filmy.Mogłabyś więcej
UsuńWięcej powinno być we wrześniu ;)
UsuńCzytając Twoją relację, poczułam się jakbym sama się tam znajdowała, czuła skwar, zmęczenie powodowane brakiem snu i wielką radochę, że mogę tam być :DD
OdpowiedzUsuńWybierz się w przyszłym roku! Sukienkę już masz, jeden z Garnizonów i Krynolinę znasz, czego chcieć więcej? xD
UsuńByć może faktycznie doczepię się do kogoś i pojadę ;P
OdpowiedzUsuń"Do kogoś" --> Kryna? 3:) :D
UsuńPrzypomniałam sobie jak dawno nie byłam w Gdańsku, a taki w osiemnastowiecznym wydaniu wydaje mi się od teraz niezwykle nęcący. Bardzo podoba mi się ta granatowa suknia, poza tym wyglądasz świetnie w takich nasyconych ciemnych odcieniach :) Szkoda, że tricorn na niewiele się przydał, bo byłam ciekawa jak będzie wyglądać to razem. Bardzo je lubię i zawsze żałuję, że nijak nie da się ich nosić bez kostiumowania (no, przynajmniej bez zbędnego ekstremalnego ekscentryzmu heh).
OdpowiedzUsuńNie wierzę nigdy w te zapewnienia, że jesteście takie zmęczone, głodne i niewyspane :D Wyglądacie zawsze kwitnąco na tych imprezach, no, proszę, uśmiech właściwie na każdym zdjęciu :D
Dzięki! Sukienka, o ile szczęście dopisze, będzie miała wkrótce swój osobny post z ładnymi zdjęciami ;)
UsuńTeż żałuję! Trikorn był jedną z pierwszych tego typu rzeczy, które kupiłam. Mam go od 2008, jest pamiątką z podróży do Wiednia i jak dotąd leżał cały czas pod łóżkiem, bo właśnie nie było jak, ani do czego go założyć... Faktycznie do współczesnych ubrań jest zbyt ekstrawagancki </3
Hehehe ;) Tajemnicą tej energii i uśmiechu jest dużo kawy, dobre towarzystwo, ekscytacja podróżą w czasie i możliwości programu graficznego / filtry na instagramie :D 3:)
Zabawa na pewno była przednia. A Gdańsk to na prawdę przepiękne miasto :)
OdpowiedzUsuńTak, Gdańsk zdecydowanie urzeka! :)
Usuń