25 maja 2018

Nie tylko kopalnia soli / Napoleoński obóz... w Wieliczce


 Wieliczka - chyba najmniejsze reko, na jakim byłam i zarazem świetny weekend w XIX wieku! 


 zdjęcia: Paulina Kowalczyk

Tym razem część 4 Pułku Piechoty XW (a ja wraz z nimi) stacjonowała w małym obozowisku, przygotowując się do dalszych działań lub czekając, by dołączyć do reszty wojsk. To był czas na regenerację napoleońskich żołdaków, uzupełnienie furażu, pranie i szycie - i to mniej więcej robiliśmy. Pułkowy kucharz cały czas dostarczał znad ogniska nietypowych dań, między innymi zupy cebulowej z gęsimi żołądkami, gulaszu z królika i drugiego ze świńskich ogonów oraz wędzonej dwa dni nad ogniskiem słoniny (więcej na instagramie w sekcji stories), a ja mierzyłam żołnierzaków (przymiarka taka śmieszna he he), skręcałam linę dziewiętnastowiecznymi maszynami i szyłam.





Na tę okazję założyłam sukienkę, którą uszyłam rok temu, ale po prostu nie miałam za bardzo zdjęć w niej i dlatego może wydawać się Wam nowa ;) Ponieważ moja postać bywa zarówno wśród empirowego societe ;) jak i wśród prostych żołnierzy* nie wszystkie moje stroje są bogate i ozdobne. Ta sukienka nie jest. Uszyłam ją z prostej, grubej bawełny, bo taką najlepiej jest prać (również w rzece, jeśli trzeba). Jej jedyną ozdobą jest koronka przy staniku. Oczywiście mogę sobie dopiąć kwiatki sztuczne lub prawdziwe, broszkę itp. jeśli zechcę. 
Sukienka zapinana jest z przodu, w moim ulubionym kroju kopertowym, bo taką najłatwiej jest założyć samemu (a w obozie to różnie bywa, czasem trzeba się zebrać naprawdę szybko do wymarszu i nie ma czasu na długie ubieranie ;) ). Jak pewnie widzicie, nie ma ona rękawów. Zamiast nich noszę pod spodem jedwabno-bawełnianą szmizetkę (krótka, kończąca się pod biustem bluzka - używając współczesnego języka - koniecznie przysłaniająca dekolt, mogła być szyta z kołnierzykiem lub bez; rękawy też były opcjonalne). Taki zestaw jest nazywany w czasopismach modowych z początku XIX wieku suknią rosyjską (chyba ze względu na jakieś rosyjskie ludowe / tradycyjne konotacje?) lub suknią polską. Zamiast szmizetki można było też założyć pod spód koszulę z ładnym kołnierzykiem i rękawami lub - w wersji markietańskiej - nawet koszule męską, o którą pewnie łatwiej było w obozie pełnym żołnierzy. To było bardzo praktyczne rozwiązanie: gdy podczas typowych zajęć obozowych rękawy brudziły się, wystarczyło wymienić koszulę / szmizetkę i strój był znów czysty!
Na głowie mam słomkowy kapelusz, ozdobiony tą samą koronką i obwiązany kokardą ze ścinków po szyciu sukienki. Taki prosty zestaw dobrze sprawdza się w życiu obozowym i jest jednym z fajnych wariantów stroju dla markietanki :)


* w sumie nie było to nic dziwnego. Epoka napoleońska jako przełomowa pomiędzy ancien regime i biedermeierem - krótki czas postrewolucyjnej wolności między czasami monarchii i mocno określonymi regułami społecznymi, do tego czas wypełniony licznymi wojnami i migracjami sprzyjała przekraczaniu społecznych norm i konwenansów. Pisząc po ludzku - po prostu mieli ważniejsze sprawy na głowie, niż zastanawianie się, jak panna Ę lub panna Ą złożyła rączki i czy ładnie, czy brzydko je. Samotne podróże kobiet były oczywiście dość ryzykowne, ale zdarzały się, tak samo jak podążanie za wojskiem czy przebywanie w okolicy zajmowanej przez wojsko. W zamieszaniu wojennym łatwiej było też zachować incognito, a warstwy społeczne nie były mocno rozgraniczone i przeplatały się. Wystarczy wspomnieć choćby Murata, który z syna karczmarza został królem Neapolu, he he ;) Z resztą, nie tylko on, nie tylko on! W ogóle - chcecie o tym post może? ;)

[English version soon as I am too busy with sewing for tomorrow to make full translation!]

2 komentarze: