Wieliczka - chyba najmniejsze reko, na jakim byłam i zarazem świetny weekend w XIX wieku!
zdjęcia: Paulina Kowalczyk
Tym razem część 4 Pułku Piechoty XW (a ja wraz z nimi) stacjonowała w małym obozowisku, przygotowując się do dalszych działań lub czekając, by dołączyć do reszty wojsk. To był czas na regenerację napoleońskich żołdaków, uzupełnienie furażu, pranie i szycie - i to mniej więcej robiliśmy. Pułkowy kucharz cały czas dostarczał znad ogniska nietypowych dań, między innymi zupy cebulowej z gęsimi żołądkami, gulaszu z królika i drugiego ze świńskich ogonów oraz wędzonej dwa dni nad ogniskiem słoniny (więcej na instagramie w sekcji stories), a ja mierzyłam żołnierzaków (przymiarka taka śmieszna he he), skręcałam linę dziewiętnastowiecznymi maszynami i szyłam.
Na tę okazję założyłam sukienkę, którą uszyłam rok temu, ale po prostu nie miałam za bardzo zdjęć w niej i dlatego może
wydawać się Wam nowa ;) Ponieważ moja postać bywa zarówno wśród
empirowego societe ;) jak i wśród prostych żołnierzy* nie wszystkie
moje stroje są bogate i ozdobne. Ta sukienka nie jest. Uszyłam ją z
prostej, grubej bawełny, bo taką najlepiej jest prać (również w rzece,
jeśli trzeba). Jej jedyną ozdobą jest koronka przy staniku. Oczywiście
mogę sobie dopiąć kwiatki sztuczne lub prawdziwe, broszkę itp. jeśli
zechcę.
Sukienka zapinana jest z przodu, w moim ulubionym kroju
kopertowym, bo taką najłatwiej jest założyć samemu (a w obozie to różnie
bywa, czasem trzeba się zebrać naprawdę szybko do wymarszu i nie ma
czasu na długie ubieranie ;) ). Jak pewnie widzicie, nie ma ona rękawów.
Zamiast nich noszę pod spodem jedwabno-bawełnianą szmizetkę (krótka,
kończąca się pod biustem bluzka - używając współczesnego języka -
koniecznie przysłaniająca dekolt, mogła być szyta z kołnierzykiem lub
bez; rękawy też były opcjonalne). Taki zestaw jest nazywany w
czasopismach modowych z początku XIX wieku suknią rosyjską (chyba ze
względu na jakieś rosyjskie ludowe / tradycyjne konotacje?) lub suknią polską. Zamiast
szmizetki można było też założyć pod spód koszulę z ładnym kołnierzykiem
i rękawami lub - w wersji markietańskiej - nawet koszule męską, o którą
pewnie łatwiej było w obozie pełnym żołnierzy. To było bardzo praktyczne
rozwiązanie: gdy podczas typowych zajęć obozowych rękawy brudziły się,
wystarczyło wymienić koszulę / szmizetkę i strój był znów czysty!
Na głowie mam słomkowy kapelusz, ozdobiony tą samą koronką i obwiązany kokardą ze ścinków po szyciu sukienki. Taki prosty zestaw dobrze sprawdza się w życiu obozowym i jest jednym z fajnych wariantów stroju dla markietanki :)
Na głowie mam słomkowy kapelusz, ozdobiony tą samą koronką i obwiązany kokardą ze ścinków po szyciu sukienki. Taki prosty zestaw dobrze sprawdza się w życiu obozowym i jest jednym z fajnych wariantów stroju dla markietanki :)
* w sumie nie było to nic dziwnego. Epoka
napoleońska jako przełomowa pomiędzy ancien regime i biedermeierem -
krótki czas postrewolucyjnej wolności między czasami monarchii i mocno
określonymi regułami społecznymi, do tego czas wypełniony licznymi
wojnami i migracjami sprzyjała przekraczaniu społecznych norm i
konwenansów. Pisząc po ludzku - po prostu mieli ważniejsze sprawy na
głowie, niż zastanawianie się, jak panna Ę lub panna Ą złożyła rączki i
czy ładnie, czy brzydko je. Samotne podróże kobiet były oczywiście dość
ryzykowne, ale zdarzały się, tak samo jak podążanie za wojskiem czy
przebywanie w okolicy zajmowanej przez wojsko. W zamieszaniu wojennym
łatwiej było też zachować incognito, a warstwy społeczne nie były mocno
rozgraniczone i przeplatały się. Wystarczy wspomnieć choćby Murata,
który z syna karczmarza został królem Neapolu, he he ;) Z resztą, nie
tylko on, nie tylko on! W ogóle - chcecie o tym post może? ;)
[English version soon as I am too busy with sewing for tomorrow to make full translation!]
Madame Sans-Gene ;)
OdpowiedzUsuńZdjęcia na karuzeli są takie urocze <3
OdpowiedzUsuń