Dzisiaj miało być co prawda co innego, ale tak to już czasem bywa, że nie zawsze się da (o czym pisałam na facebooku), toteż, dla odmiany, zajmiemy się czymś lekkim i przyjemnym...
Z racji tego, że mam bardzo słabe paznokcie, które ciągle muszę czymś wzmacniać, postanowiłam wypróbować działanie osiemnastowiecznego kosmetyku i zobaczyć, czy jest bardziej skuteczny od współczesnych odżywek i olejków. Przepis pochodzi z książki The Toilet of Flora z 1779 roku i, podobnie, jak poprzednie receptury, wygląda na łatwy w przygotowaniu:
Mazidło pobudzające wzrost i regenerację paznokci
"Weź dwie drachmy aurypigmentu, drachmę Manny, tę samą ilość aloesu i kadzidła oraz sześć drachm białego wosku. Z podanych składników stwórz mazidło, a następnie nakładaj je jako ochronę na końce palców"
(thumbstall - wie ktoś, jak to sensownie przetłumaczyć? )
Przepis wydaje się nie najgorszy, choć niektóre składniki mogą być trudne do zdobycia:
- Kosmetycznego zastosowania aurypigmentu nie znalazłam, ale sam fakt, że składnikiem tego minerału jest Arsen (ten od arszeniku ;) ) sprawił, że zrezygnowałam z poszukiwań.
- Czym jest Manna, niestety nie udało mi się dowiedzieć, ale wnioskując z reszty składników, musi być to coś oleistego (inaczej nie powstałoby mazidło). Dlatego Mannę zastąpiłam uniwersalną oliwą z oliwek.
- Aloes (w formie ekstraktu) i wosk są łatwo dostępne :)
- Kadzidła szukałam długo, w akcie desperacji chciałam nawet iść do proboszcza :D i zapytać, skąd zamawia kadzidło do kościoła :P Na szczęście to nie było konieczne, bo znalazłam sklep internetowy, mający je w ofercie.
A zatem znów będzie to bardziej adaptacja, niż rekonstrukcja przepisu. Dzięki temu odżywka będzie wykonalna dla większości z Was (i dla mnie też) :)
Jak ją zrobiłam?
- Przygotowałam niezbędne składniki.
- W torebce do zaparzania herbaty (możecie też użyć filtra do ekspresu do kawy) schowałam ekstrakt z aloesu i kadzidło, a następnie...
- ... próbowałam rozdrobnić je na proszek za pomocą różnych śmiercionośnych narzędzi :D
- Kadzidlany proszek wymieszałam z oliwą i podgrzałam w kąpieli wodnej.
- Na koniec do gorącej mieszaniny dolałam rozgrzany, płynny wosk i mocno, dokładnie zamieszałam całość.
Co myślę o przepisie?
Jest łatwy w wykonaniu, choć kadzidło nie do końca dało się rozdrobnić na proszek i wymieszać z resztą składników. Podczas prób połączenia całości, kadzidło oblepiało bagietkę, tworzyło grudki... A po zastygnięciu te nierozpuszczone drobinki znalazły się na dnie :/ To, oraz dostępność składników to zdecydowanie wady receptury, a jak sprawa ma się z działaniem?
Ilość, którą wykonałam wystarczyła mi na kilka tygodni używania. Mazidło stosowałam na noc (ze względu na sposób nakładania - tłustymi palcami nie da się nic robić!), wcierając je w każdy paznokieć z osobna i w otaczające go skórki. Przez czas stosowania jakieś tam efekty były... Paznokcie zostały dobrze nawilżone (oliwa i aloes), stały się nieco mocniejsze, choć nie było to spektakularne wzmocnienie oraz faktycznie rosły trochę szybciej, niż zazwyczaj (na tym to mi akurat jakoś szczególnie nie zależało). Jeśli zaś chodzi o zapach, to mocno wyczuwałam kadzidło, czasem czułam się wręcz jak w kościele, albo raczej cerkwi, bo to taki cerkiewny zapach...
Jeśli któraś z Was ma słabe paznokcie, a chciałaby spróbować wzmocnić je czymś naturalnym, to polecam tę odżywkę. Działa dobrze, jest łatwa w wykonaniu, a poza tym... używając jej możemy mieć satysfakcję ze stosowania czegoś osiemnastowiecznego :)
Przeczytałam dokładnie Twój post, ciekawy XVIII -wieczny kosmetyk. Też nie mam najmocniejszych paznokci, więc... może się skuszę na zrobienie?
OdpowiedzUsuńA zdjęcia takie ładne, słoneczne, na przekór listopadowi.
Polecam, ta odżywka jest całkiem fajna :)
UsuńZdjęcia jeszcze z sierpnia, ale już mi się kończą te posty, które opracowałam w wakacje, także pewnie wkrótce i obrazki będą jesienne :)
Porcelanko, wiesz, że uwielbiam Twoje posty z tej serii! Podziwiam, że chce Ci się robić tego typu kosmetyki, które są przecież wielką niewiadomą, bo mogą okazać się całkowitym niewypałem. Ten wydaje się być jednak bardzo ciekawy, chociaż zupełnie nie dla mnie, bo moje paznokcie są akurat bardzo mocne.
OdpowiedzUsuńNo i Twoje zdjęcia- jak zwykle wspaniałe!
Teraz już mniej więcej wiem po składzie, co może się udać, a co nie, więc ryzyko nie jest wielkie (chyba, że zachce mi się jakiejś zupełnej nowości :D ).
UsuńZazdroszczę paznokci, moje cały czas się łamią, rozdwajają i wciąż szukam jakiegoś magicznego sposobu na poprawę ich stanu :P
Podziwiam Cię, że wytrzymałaś kilka tygodni używania kosmetyku o zapachu kadzidła. Ja bym się chyba poddała :) A myślałaś może o piciu drożdży na wzmocnienie paznokci? Mnie to bardzo pomogło.
OdpowiedzUsuńPiłam już kiedyś, dawno temu drożdże (na cerę :P ) i chyba najwyższy czas powtórzyć kurację. Dzięki za przypomnienie o nich :)
UsuńZapach odżywki nie był taki zły, ani szczególnie intensywny, no i używałam jej tylko na noc, także dało się przeżyć :)
Jesteś niesamowita - uwielbiam czytać posty z tej serii! :)
OdpowiedzUsuńA może do rozdrabniania proszku nadałby się tłuczek do mięsa, ale taki metalowy? Goździkom daje radę ;)
Dzięki :)
UsuńOdżywkę robiłam na wsi, a tam był tylko taki drewniany młotek :P Następnym razem do rozdrabniania użyję metalowego :)
Aw, sama ta satysfakcja jest - przynajmniej według mnie - warta wykonania maści :)
OdpowiedzUsuńO tak, te posty według dawnych receptur dają ogromną satysfakcję :)
UsuńJa akurat nie mam problemów z paznokciami i nie skorzystam z przepisu, ale również podziwiam Cię Porcelanko za cierpliwość i konsekwencję w robieniu XVIII-wiecznych kosmetyków. :)
OdpowiedzUsuńLubię to robić, więc to dla mnie sama przyjemność :)
UsuńHm... Kadzidło, manna... Trochę biblijny ten przepis. ;) Ale z tego co wiem oliwa, wosk i aloes naprawdę pomagają pazurkom, więc powinno zadziałać. Może kiedyś spróbuję.
OdpowiedzUsuńA tak na marginesie masz bardzo ładne, wypielęgnowane paznokcie. Moje ręce wyglądają przy tym, jak łapki dzikuski. ;)
I jak zwykle piękne zdjęcia.
No właśnie, jak szukałam czegoś o tej mannie, to same biblijne strony się pojawiały i przez to do dziś nie wiem, czym ona właściwie jest ;)
UsuńDzięki :) Choć w stanie surowym (bez niczego - tutaj jest na nich odżywka) mogłabym straszyć nimi na Halloween, serio :D
Zabawa w domową aptekarkę, część kolejna! Mały alchemik.
OdpowiedzUsuńManna to zdaje się rodzaj jakiejś pożywnej mąki, czy ciasta...
Ja mocno nie lubię, jak użyty preparat mi się nie wchłania / nie wysycha, więc nawet stosowanie na noc by u mnie nie przeszło. Ale szczęśliwie moje paznokcie odpowiednio spiłowane trzymają się dość długo.
Zgaduję, że przygotowany tłuszczyk nie wzmacniał (utwardzał, należałoby powiedzieć) jest wynikiem braku arsenu właśnie. Arsen odkłada się w paznokciach, czy coś takiego. U Christine czytałam.
Mały alchemik :D O tak! :D
UsuńW rodzinie mam chemika i on zawsze wywraca oczami, gdy widzi te moje zabawy :D
Nie utwardzał, a tylko nawilżał. Bałam się zabaw z arsenem, bo jest szkodliwy, no i trudno go chyba zdobyć ;) Z utwardzeniem dobrze sobie u mnie radzą współczesne odżywki z formaldehydem :)
No a najważniejsze, że odżywka składa się z naturalnych składników :)
OdpowiedzUsuńTak, jest całkiem bezpieczna, no i działa :)
Usuńnie znam się zbytnio na tym, ale ładne paznokcie - zawsze mile widziane, swiadczą dobitnie o właścicielce
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńChodziło zapewne o kamforę, a nie o kadzidło.
OdpowiedzUsuńIl.
Dzięki za informację :) Akurat moje paznokcie znów mają się gorzej, więc pewnie wkrótce zrobię ten balsam ponownie, użyję kamfory i zobaczę, czy będą efekty :)
UsuńŻeby rozdrobnić kadzidło mogłabyś spróbować młynka do kawy. Może rozdrobnił by lepiej?
OdpowiedzUsuńO, dobry pomysł! :)
Usuń