Wreszcie mam kilka godzin czasu dla siebie! Jak pewnie część z Was wie, rozpoczęłam pracę i nie ma mnie w domu codziennie przez 11 godzin (oprócz niedzieli), co utrudnia mi prowadzenie bloga - wszystko muszę robić w niedzielę na zapas...
Ten post planowałam już od jakiegoś czasu, właściwie, to zainspirowała mnie rozmowa z Gabrielle, z którą spotkałyśmy się pod koniec października. Jakoś (dziwne, co?) zeszło na tematy kostiumowe i wspomniałam o moich pierwszych, licealnych próbach, a wtedy Gabrielle zasugerowała mi, żebym napisała o tym na blogu. Trochę nad tym myślałam, bo moje pierwsze przebieranki nie były związane z tematyką buduaru, ale w końcu wymyśliłam taki post, coś w rodzaju popularnego tagu...
Jak pewnie wiecie, w czasach gimnazjalno-licealnych byłam wielką fanką Śródziemia i to z nim są związane moje pierwsze kostiumy:
Ta Daaa! |
1. Sukienka inspirowana była tym strojem Arweny. Oczywiście niebieska, bo nie do twarzy mi w czerwieni. Materiał wyszukała babcia, która wtedy jeszcze szyła i miała w piwnicy przepastną szafę pełną różnych materiałów. Błękitny szyfon na rękawy i srebrną wstążkę kupiłam sama. Sukienkę uszyła mi krawcowa dosłownie za grosze (50 zł) może dlatego, że krój jest banalnie prosty. Pamiętam, że potem wytwarzałam jeszcze do niej dodatki, m. in. pas z papier-mâché, który był zbyt ciężki, by go nosić :D oraz tzw. liść z Lorien - broszkę, którą (mocno podniszczoną) mam do dziś :)
2. Drugi kostium wykombinowałam sama. To miało być coś podobnego do zbroi Aragorna :D Tunika powstała z ogromnego, bardzo obszernego T-shirta z lumpeksu. Dzięki temu miała już odpowiednią długość, a po zwężeniu (ręczne szycie) nawet dała się nosić. Brzegi rękawów, dół i miejsce przy szyi przyozdobiłam "haftem" - prostym wzorkiem z szarych nici. Z przodu koszulki farbką do materiału namalowałam Białe Drzewo. Pamiętam to jak dziś: w dzień, w którym zabrałam się za tunikę wyłączyli ogrzewanie, to było w grudniu, było bardzo zimno, na środku pokoju stał ogromny gar z wrzątkiem (wyrafinowany kaloryfer :D ), a ja siedziałam na podłodze i malowałam to drzewo.
Do tuniki nosiłam legginsy, brązowy płaszczyk, który uszyła mi babcia, spięty liściem z Lorien, pas (nowy + klamra ze starego z lumpeksu), drewniany miecz (ha ha - wciąż go mam :P ) i... trampki lub glany. Miałam wcześniej podejście do produkcji własnych butów, chciałam, żeby jakoś wyglądały, ale niestety, wyszły tylko bezkształtne, miękkie onuce, które od razu powędrowały do kosza :D
Jak tak teraz patrzę na te zdjęcia to widzę, że oprócz ogromnej pikselozy (jeden z pierwszych modeli aparatów cyfrowych), która w sumie dobrze ukrywa moją szpetną twarz (jako jo brzydka była! Nie wierzę! :D ), te kostiumy były... ekhm... straszne? Sukienka gdzieś jeszcze leży w szafie, ale do tuniki mam ogromny sentyment, jakakolwiek by nie była. Miałam ją nawet na sobie w zeszłym roku we wrześniu na stylizowanym, przebieranym wieczorku filmowym u kuzynki (oglądaliśmy Władcę) i to przypomniało mi na prawdę dobre czasy, choć... wolałabym tego nie oglądać na zdjęciach :D
***
Jeśli chcecie, możecie potraktować ten post jako tag (i wkleić ten pierwszy obrazek u siebie).
Chętnie poczytam o Waszych pierwszych kostiumowych zmaganiach!
Porcelanko, widać to wszystko zaczęło się od "Władcy pierścieni"... :) Moja młodsza siostra jest aktualnie zafascynowana zarówno tą książką jak i filmem.
OdpowiedzUsuńSuknia jest naprawdę urocza, a drugiego stroju nie powstydziliby się nawet metalowcy. :D
O, to pozdrów siostrę od (niegdysiejszej) fanatyczki WP :)
UsuńJak tak teraz na to patrzę, to w sumie dobrze, że nie pomykałam w tym po ulicach, tylko po lesie :D
A mnie się podoba ten odpoczynek na piasku...
OdpowiedzUsuńNa szczęście kiepska jakość zdjęcia ładnie ukrywa brak makijażu i kilka innych takich, o których wolałabym nie myśleć ;)
UsuńŁadna suknia. Ale miałaś długie włosy! Piękne!
OdpowiedzUsuńDzięki :) Nadal mam i od tego czasu zdążyły jeszcze urosnąć :)
UsuńNo to musisz kiedyś się pochwalić:)
UsuńEleonora Amalia wrzuciła kiedyś zdjęcie, na którym je widać :)
UsuńWładca Pierścieni ma w sobie coś takiego, że człowiek ma ochotę przenieść się do Śródziemia nie tylko na kartach książki. :D
OdpowiedzUsuńA to malowane drzewo na tunice wygląda naprawdę fajnie. :)
Pamiętam, że też byłam z drzewa zadowolona :) Wzór wzięłam z internetu i najpierw wyrysowałam je ołówkiem, żeby nie pomylić się przy malowaniu ;)
UsuńAch, to wszystko się zawsze zaczyna od LOTRa, prawda? Swoją drogą to ciągle mnie fascynują te ogromne rękawy... A drzewo naprawdę fajnie wyszło.
OdpowiedzUsuńPS. Jak to "byłam"? To z tego można (nawet częściowo) wyjść?:D
No dobrze, w sumie nadal trochę jestem, przyznam się :D Ale już nie ma u mnie takiego szału, jak kiedyś ;)
UsuńAaa ta suknia (i zdjęcie na plaży) przypomina mi prerafaelitów! :D (to chyba już jakieś zboczenie). Konkretnie Waterhouse'a, przez twoje włosy a la nimfa i melancholijny wyraz twarzy :P
OdpowiedzUsuńEe, Prerafaelici o wiele ładniej malowali :P Ale krój tej sukienki faktycznie ma coś podobnego... że też nigdy nie przyszło mi na myśl takie porównanie :D
UsuńPorcelanko, Arwena się do Ciebie nie umywa! Cudownie Ci w takiej sukni, zresztą sama kiedyś o takiej marzyłam- to taki idealnie romantyczny krój! :)
OdpowiedzUsuńTak, tylko do takiej sukni trzeba też mieć odpowiednią figurę, o czym wtedy nie myślałam :P Dobrze, że mi się poodmieniało i przeszłam na dziewiętnastowieczne :D
UsuńCo Ty mówisz, ona jest właśnie idealna dla Twojej delikatnej i nieco tajemniczej urody! A prosty, lekko dopasowany fason pięknie podkreśla kobiece krągłości- jak u Liv Tyler, która przecież ma dość pełne kształty :)
UsuńOj, do Liv to mi daleeeeko :D Ale dzięki :) W sumie dopiero teraz widzę, jak sprytnie powybierałam te zdjęcia - na stojąco sukienka nie prezentowała się już dobrze 3:)
UsuńJeej, Władca Pierścieni! :)
OdpowiedzUsuńPatrząc na stylówę Aragorn-inspired, zadaję sobie pytanie, czemu, u licha, będąc w gimnazjum/na początku liceum sama nie wpadłam na to, żeby się tak nosić?! (hmm, może dlatego, że byłam wówczas mhhhrrrochną fanką Najtłisza, co starałam się podkreślać wyglądem na każdym kroku...:D) W każdym razie, miło popatrzeć na takie kostiumy, wcale nie są straszne, są urocze :)
Odpowiedziałam na taga - zajrzyj tutaj :) http://zaczop.blogspot.com/2013/12/edwardianskie-popoudnie.html
Taaak, słuchało się Najtfysza w gimbazie! :D
UsuńO, fajnie! Już zerkam :)
Jak to jest, że nie mamy, a właśnie babcie ofiarowują takie spuścizny... Kiedyś szycie było chyba zwyczajną umiejętnością.
OdpowiedzUsuńLubię Śródziemie, ale nie lubię Tolkiena. Wiem, że szkoda, uniemożliwia mi to bliższy kontakt z książkami. Ale cóż, nic nie poradzę.
Sukienka rzeczywiście wygląda na prostą, ale jednocześnie jest bardzo wdzięczna. Natomiast tunika... Hm, kolczyki z krzyżami i mocny makijaż i mogłabyś iść na koncert Eluveitie albo czegoś tego typu - takie było moje pierwsze wrażenie. Ale drzewo rzeczywiście bardzo ładnie wykonane, mimo niesprzyjających warunków.
Myślę, że to przez to, że w PRLu nie było ubrań i babcie musiały umieć je uszyć, a mamy (w latach 90) już miały wybór w sklepach...
UsuńTo tak, jak ja lubię czasy angielskiej regencji, a nie lubię Jane Austen :D
Hmm... wcześniej też kilka osób mi o tym pisało - musiałam w tym przebraniu groźnie wyglądać :D
Nie ma źle :) Twoja się przynajmniej nie pruła podczas noszenia tak jak moja! I ładnie wyglądała z Twoimi długimi włosami (których baaardzo zazdroszczę) :)
OdpowiedzUsuńDzięki, no nie, nie pruła się, ale daleko jej do pierwowzoru :D
Usuń