Dzisiaj post, który w bocznej ankiecie zdobył zdecydowanie najwięcej głosów. Tematyka jak najbardziej buduarowa ;)
Jak pewnie większość z Was wie (pisałam na facebooku), jesienią szyłam nową sukienkę, tym razem osiemnastowieczną. Oczywiście, aby taka sukienka miała ładny kształt, niezbędna jest odpowiednia bielizna pod spodem. Dlatego też, równolegle szyłam poduszkę na biodra, a potem halkę.
Dzisiaj będzie właśnie o nich, natomiast druga część posta pojawi się prawdopodobnie wiosną, gdy zarobię i oszczędzę na gorset. Teraz napiszę tylko, że pierwotnie sukienka miała być bezgorsetowa, ale skoro i tak będę musiała ją zwęzić, to zrobię to już raz a dobrze ;) Planuję też post o samej sukience, ale dopiero w maju, gdy pogoda będzie bardziej sprzyjająca (czy tylko mnie XVIII wiek kojarzy się z majową aurą?)
Pamiętacie post o bieliźnie pod koniec XVIII wieku? Powinnam mieć na sobie koszulkę i pończochy. Tę pierwszą uszyję i poczytacie o niej w II części posta (wraz z gorsetem), tymczasem na zdjęciach jej funkcję pełni współczesna koronkowa sukienka. Zamiast pończoch mam białe rajstopy. Nie wiem, czy tylko ja tak mam, ale pończochy i podwiązki w ogóle się nie trzymają na moich nogach, miałam z tym problemy już na studniówce :P Przy okazji - wstążkową "podwiązkę" na zdjęciu potraktujcie bardziej jako żart ;) Oprócz tego na stopach mam moje uniwersalne buty. Nowe zmajstruję chyba dopiero do planowanej na kiedyś tam sukienki na krynolinie.
Przejdźmy w takim razie do poduszki, ochrzczonej przeze mnie pierogiem. Powyżej macie kilka zdjęć z powstawania bum pada. Szyłam go bez wykroju, z małego (dziecięcego?) prześcieradła z second handu. Jednocześnie przekonałam się o tym, że logistykiem raczej nie będę, bo już rozplanowanie kolejności czynności i rozmiaru poduszki prawie mnie przerosło. O ile z rozmiarem ostatecznie wyszło dobrze, to podczas szycia już tak różowo nie było. Najpierw radośnie zszyłam środek pieroga (najłatwiejsza część), a potem na raz męczyłam się z brzegiem, wszywaniem falbanki, przeszywaniem i wypychaniem segmentów. W pewnym momencie maszyna nie wytrzymała takiej ilości materiału i złamała się igła. To był pierwszy raz, gdy w ogóle zobaczyłam coś takiego, ale na szczęście wymiana igły przebiegła bezproblemowo. Najlepsze było to, że gdy zmierzyłam pieroga pod zwykłą spódnicę, żeby zobaczyć efekt, przeraziłam się! :D Poduszka miała w sobie tyle gąbki i waty, że suknia formowała się na niej w okropną, groteskową, materiałową narośl (tak, jak tutaj u pierwszej postaci od lewej). Nie było wyjścia. Musiałam rozpruć zszytą na samym początku wewnętrzną część pieroga i wyrzucić stamtąd całą gąbkę i część waty. Dopiero po tym poduszka zaczęła dobrze leżeć. Tych rozpruć na razie nie zaszyłam (nie są widoczne), więc będę mogła w przyszłości jeszcze odchudzić lub utuczyć pieroga, zależnie od pożądanego efektu.
W ręce wachlarz od Gabrielle |
Halka powstała później, w listopadzie. Nałożona na poduszkę, zmiękcza kontur sylwetki, dzięki czemu sukienka lepiej się układa. Halkę szyłam z dużego prześcieradła, również z sh. Mimo obaw, że sobie nie poradzę (ja na prawdę mam problem z rozplanowaniem tego w głowie i przełożeniem projektu na przestrzeń materiału, szczególnie jeśli jest to tak duża rzecz do wykonania), obyło się bez szaleństw. Halkę wykroiłam z prostokąta, dodałam falbankę (której długość źle obliczyłam i przez to wyszło jej za dużo), zszyłam wszystko i nie musiałam nawet wykańczać, bo korzystałam z wykończenia prześcieradła. Haleczka jest wiązana na sznurek (ten sam, co bum pad), który przeciągnęłam przez tunel (był już w prześcieradle ;) ). Oprócz tego na zdjęciach jest niesamowicie wymięta, ale teraz, gdy pracuję nie mam na nic czasu i zdjęcia robiłam na szybko w niedzielę, także nie było możliwości prasowania. Jednak, gdy będę zakładać ją do sukienki, będzie oczywiście odprasowana jak należy.
Tak, jak napisałam na początku posta, o resztę bielizny będę starać się na wiosnę, gdy przyjdzie czas na zwężenie i uwiecznienie na jakichś zdjęciach nowej sukienki. Tymczasem to na razie na tyle. W planach na najbliższy czas mam mufkę (widzicie ten banner krynolinowej akcji? ;) ), ale biorąc pod uwagę to, że w grudniu wolne będę miała tylko 25. i 26., post o niej pojawi się chyba dopiero w styczniu...
Na poduszkę i halkę poświęciłam łącznie cztery dni. Czy mi się wydaje, czy tylko mnie szycie idzie tak opornie..? ;)
Wreszcie! :) Ojej! Tak dawno czekałam na coś twojego ;) Super, zazdroszczę ci tego, że masz już dobrze skonstruowany bum pad -_- Moja walka trwa. Uwielbiam twoją haleczkę! Bardzo przypomina mi moją edwardiańską :D
OdpowiedzUsuńHe he, miałam mały problem ze zdjęciami. Nakłonić mojego brata, żeby popstrykał trochę to rzecz prawie niemożliwa. Ale w końcu się udało.
UsuńZ bum padem to w sumie wyszło dobrze za pierwszym razem, nie licząc tej wpadki z wypchaniem ;)
Już nie mogę się doczekać tej sukienki :)
OdpowiedzUsuńJa też! A przecież muszę jeszcze zmajstrować do niej jakiś kapelusz ;)
UsuńPorcelanko, drugie zdjęcie ma w sobie coś tak (libertyńsko) przyciągającego, że aż nie mogę oderwać od niego wzroku! Pięknie Ci to wszystko wyszło! :)
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekawa, jak Twoja suknia będzie wyglądać z gorsetem! :)
Od razu libertyńsko :D Choć w sumie, biorąc pod uwagę, że to bielizna... ;)
UsuńDzięki, ja w sumie też. Pytanie, ile trzeba ją będzie zwęzić...
Chyba im więcej, tym lepiej? A w jakim kolorze będzie gorset? :)
UsuńHaha - tak, nóżka Porcelany przyciąga wzrok :) Bardzo podoba mi się pomysł z ankietą. Podziwiam Cię, bo żeby taki pomysł wcielić w życie, trzeba być bardzo konsekwentnym.
UsuńUdko z kurczaka :D
UsuńTak, coś w tym jest... choć o wiele bardziej przeszkadza mi to, że nie mogę edytować tej ankiety :/
Gabrielle - zobaczymy, ile się będzie dało ;P Nie chcę na razie dzielić skóry na niedźwiedziu, ale marzy mi się kremowy / w kolorze kości słoniowej :)
UsuńNa szczęście z każdym dniem wiosna coraz bliżej :)
OdpowiedzUsuńPierożek wyszedł bardzo zgrabny. Jak tak patrzę na te bum pady to coraz bardziej mi się podobają. Czyżby i mnie dopadała zaraza posiadania XVIII-wiecznej sukni?
O tak! Niech osiemnastowieczna zaraza rozprzestrzenia się coraz bardziej! :)
UsuńPieróg tak z ogóle ma podwójne zastosowanie - bywa też czasem legowiskiem kota ^^
Podziwiam wielką inwencję twórczą i pomysłowość :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńTo i ja do podziwu dołączę :)
OdpowiedzUsuńZauważyłam też grudniową zmianę bloga, śnieżynki wprowadzają świąteczny nastrój.
Poczułam się świątecznie to i śnieżynki, i Czajkowski... ;)
UsuńDwa lata temu oglądałam cały balet "Dziadek do orzechów" w wykonaniu Moscow City Ballet. W Zabrzu, w Domu Muzyki i Tańca. Niezapomniane przeżycie. Taniec śnieżynek był bardzo ładny, jednak nic nie zastąpi... walca kwiatów.
UsuńWłaśnie ostatnio mam ochotę na Czajkowskiego, a szczególnie na Dziadka. Chyba sobie zobaczę w weekend, szkoda, że tylko w komputerze ;)
UsuńNaprawdę podziwiam Cię. Ja po kilku przydomowych lekcjach szycia, stwierdzam że jednak jest to trudne zadanie. Jestem bardzo ciekawa tej sukni. :)
OdpowiedzUsuńJest szalenie trudne. Przy tym pierogu były chwile, w których myślałam, że nigdy tego nie ogarnę... Ale jednak jakoś dałam radę. Próbuję metodą małych kroków, może kiedyś się nauczę :)
Usuń(E? Komentarz mi się nie wstawił... A pisałam jeden po drugim... Ech.)
OdpowiedzUsuńZosieńka!... (przepraszam, to pierwsze, co mi przyszło do głowy, gdy zobaczyłam wpis)
Och, tak, ja - fanka anime - kupiłam raz czarne zakolanka i ni pioruna się nie trzymają, cały czas się zsuwają. To okropne!
Widzę, że miałaś szycie z przygodami. Mówisz, że z trudem przychodzi ci rozplanowanie materiału, ale kiedy ostatecznie udaje ci się za (właściwie) pierwszym razem i z wykorzystaniem pierwotnych elementów (np. wszyty sznurek) to jest dobrze, moim zdaniem. No i chyba lepiej, że falbanki wyszło więcej, niż gdyby miałoby wyjść jej za mało, hm?
A ten bum pad - ha, skądś się karykatura musiała wziąć! Hm, a zamiast zaszywać nie można by wstawić rzepu czy zatrzasków? Wtedy byłaby już pełna dowolność przy napełnianiu pierożka i nie trzeba by było się martwić, czy coś nie wypadnie.
Nie mogę się doczekać prezentacji gorsetu!!
Coś musi być w tych pończochach... Miałam kiedyś takie zakolanówki w paski (były modne w czasach gimnazjum) i pamiętam, że niemiłosiernie się rolowały :D Ciekawe, czy w dawnych czasach też mieli takie problemy...
UsuńNo niby dobrze, ale podczas szycia czułam, że to się zupełnie wymyka spod kontroli. Maszyna szyła, a ja nie wiedziałam, czy zaraz nie będę musiała pruć! :D
Może zrobię kiedyś jakieś zapięcia do bum pada (historycznie odpowiednie byłyby chyba guziki), ale na razie zostawię go tak, jak jest - na gorsecie może się zupełnie inaczej układać i potrzebować dodatkowego wypełnienia / odchudzenia.
Jeszcze go nie mam! :D Jak tylko na niego uzbieram, zamówię go, uszyję koszulkę i będzie post :)
Wspaniałe rzeczy produkujesz!
OdpowiedzUsuńA drugie zdjęcie - niezwykle rokokowe, libertyńskie i w ogóle.
Dobrze, że nie leżysz na brzuchu, bo byłaby prawie kopia znanego obrazu;)))
Dziękuję :) To drugie zdjęcie było jedynym udanym ujęciem, a i tak musiałam kombinować z kadrowaniem, żeby legowisko kota nie było widoczne :D
UsuńPorcelanko ja Cię normalnie podziwiam za cierpliwość i że wszystko Ci się chce krok po kroku kompletować. Ja to bym nawet tego jednego "pieroga" nie mogła uszyć, bo już bym wszystko rozniosła ze zniecierpliwienia. :D
OdpowiedzUsuńHe he, gdybyś widziała, jak ten pieróg powstawał! Byłam tak zniecierpliwiona, chciałam mieć go już, teraz, a szyłam cały dzień i końca nawet widać nie było! To jest chyba najgorsze w szyciu... ;)
UsuńBardzo fajny wpis. Będę zaglądać częściej.
OdpowiedzUsuń