11 października 2014

"Czy mogę przebaczyć ci to, że zabijasz siebie?"

Wichrowe Wzgórza. Książka, o której napisano i powiedziano już wszystko. Książka, która mnie - ówcześnie świeżo upieczoną maturzystkę zafascynowała, pochłonęła bez reszty i zawładnęła wyobraźnią. Książka, która zwróciła moją uwagę na twórczość sióstr Bronte i XIX wiek... a jednocześnie książka tak odległa tematycznie i obca temperaturą uczuć, że nie zajęła stałego miejsca w moim sercu. I wreszcie: książka, którą muszę przeczytać ponownie.



Przekładałam kolejną lekturę Wichrowych z roku na rok, bo przecież bez sensu czytać dwa razy to samo, skoro ma się jeszcze tyle nieznanych pozycji na liście! Aż końcem sierpnia, w brzydką, deszczową pogodę otworzyłam je znów na pierwszej stronie i wraz z panem Lockwoodem weszłam pod niegościnny dach Drozdowego Gniazda. Byłam bardzo ciekawa, czy po drodze odnajdę moje maturalne interpretacje tej powieści, czy też okaże się ona dla mnie czymś zupełnie nowym.

Wiele osób widzi w Wichowych Wzgórzach historię niezwykłego uczucia, stawiającego kochanków ponad prawem ludzkim i boskim, a więc apoteozę miłości jako wartości nadrzędnej (Kathy:
"Ja i Heathcliff to jedno. Jest zawsze, zawsze obecny w moich myślach - nie jako radość, bo i ja nie zawsze jestem dla siebie radością, ale jak świadomość mojej własnej istoty"; Heathcliff do Kathy: "tak samo nie mógłbym zapomnieć o tobie jak o własnym istnieniu"). Z taką samą interpretacją można się też spotkać w najsłynniejszej chyba adaptacji filmowej z Ralphem Fiennesem i Juliette Binoche. A jednak, gdy czytałam tę powieść po raz pierwszy, uderzyło mnie w niej zupełnie co innego, i to coś, co potem potwierdziło się w biografiach sióstr.


Emily Bronte - najbardziej tajemnicza z rodzeństwa, spędzająca całe dnie na włóczędze po wrzosowiskach i tworzeniu poezji niezależna dusza, a jednocześnie stara panna żyjąca na zapadłej prowincji i córka pastora, cierpliwie wyrabiająca chleb. Ta dość niepozorna, zamknięta w sobie dziewczyna (jak chcą biografowie) doświadczyła zła bardziej, niż niejeden filozof i asceta. I to doświadczenie widać bardzo dobrze w jej jedynej powieści. Cała treść Wichrowych Wzgórz wydaje się poszukiwaniem odpowiedzi na pytanie o istotę zła, które nas otacza, którego ziarna są w nas samych i, jeśli znajdą podatny grunt mogą wykiełkować i wydać plony tak, jak stało się to na gruncie powieściowego świata.

Świat ten, obserwowany z góry, ujęty w opowieść starej służącej wydaje się zabawką w rękach diabła. Bohaterowie opętani demoniczną siłą, która tkwi zarówno w nich samych, jak i w opuszczonych i zapomnianych przez innych Wichrowych Wzgórzach mimowolnie jej podlegają, stając się niewolnikami własnego losu. W powieści czas działa na ich niekorzyść, zwielokrotniając tylko przemoc i nienawiść, która wydają się jedynym spoiwem łączącym bohaterów. Zło jest pierwiastkiem obecnym w ich istocie od samego początku (Kathy: "Chciałam tylko powiedzieć, że w niebie byłoby mi źle. Wypłakałam sobie oczy z tęsknoty za ziemią. (...) Mam tyle samo wspólnego z niebem, co z Edgarem Lintonem (...) A dusza Lintona tak się różni od mojej, jak płomień księżycowy od błyskawicy, jak mróz od ognia"), a jedno przypadkowe, złe zdarzenie staje się początkiem całej niepowstrzymanej lawiny innych; wyzwala ogromną demoniczną siłę, która bierze garstkę postaci w swoje władanie i skazuje je na potępienie.


Bronte, tworząc taką fabułę, przedstawiając również miłość jako nieokiełznaną siłę, prowadzącą do destrukcji i wyniszczającą samych zakochanych oraz świat, w którym żyją, zdaje się zwracać uwagę na niebezpieczeństwa płynące z nienaturalnie bliskiej więzi. Ale co ważniejsze, zadaje pytanie: czy instynkt jest ponad rozumem? Czy gwałtowność naturalnej siły niektórych jednostek i kultur stawia je wyżej nad innymi, depcząc porządek i harmonię tych mniej ofensywnych? Kto dał prawo jednym do władzy nad drugimi? Triumf brutalnej, pierwotnej siły mógłby tu być odpowiedzią na wiktoriański kult samokontroli doprowadzonej do nieprzekraczalnych dla człowieka granic. Mógłby, gdyby Emily, ten wolny i niepodległy jakimkolwiek nakazom duch, cokolwiek sobie z wiktoriańskich konwenansów robiła. Pytanie, kim wobec tego była autorka Wichrowych Wzgórz, co kryło się w jej wnętrzu, gdy siedząc wśród skał i wrzosów z drewnianym pulpitem na kolanach zapisywała kolejne stronice? Jak to się stało, że samotna, stara panna mogła stworzyć dzieło tak ekscentryczne i niezwykłe; powieść, która po ponad 160 latach nie przestaje zadziwiać, którą stawia się na równi z najwybitniejszymi osiągnięciami czołowych pisarzy XIX stulecia? Obawiam się, że na te pytania nie ma odpowiedzi. Emily, opuszczając ten świat zabrała ze sobą wszystkie tajemnice, zostawiając nam tylko domysły i wiatr wyjący pośród wrzosowisk...

21 komentarzy:

  1. Jak widzę takie Twoje wpisy, to zupełnie odechciewa mi się poruszać u mnie tematów literackich :D Jak zawsze zrobiłaś go perfekcyjnie - tekst jest niezwykle ciekawy, a zdjęcia piękne. "Wichrowe wzgórza" to jedyna powieść sióstr, Bronte, jaką czytałam, i mam co do niej mieszane uczucia. Tak jak Ty zdecydowanie nie zgadzam się, że jest to jakakolwiek apoteoza miłości, wręcz przeciwnie, miłość jest tu pokazana jako właśnie taka nieokiełznana i niebezpieczna siła, ukazująca całą brutalność człowieka. Rzeczywiście jest bardzo ciekawa, jak sama autorka doszła do takich wniosków :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) Wichrowe są wyjątkowe i bardzo różnią się np. od powieści pisanych przez Charlotte. U Charlotte miłość jest bardziej doświadczeniem dotykającym ludzkiej istoty, niż (jak u Emily) siłą destrukcyjną. Myślę, że całe rodzeństwo było na tyle wyjątkowe, że można tu mówić o literackim geniuszu. Pewnie to ta cecha zaważyła na kształcie i treści książki :)

      Usuń
  2. Ach, wspaniale ujęłaś to co ja sama myślę o tej powieści sióstr Brönte. Dla mnie również jest to dosyć kontrowersyjna książka, mam mieszane uczucia co do niej. Czytałam ją na razie tylko raz :D Popieram Gabrielle, ja w tej powieści nie odnajduje pięknej miłości, jak ta która łączy Jane i Rochestera, dla mnie ta "miłość" z Wichrowych Wzgórz jest niebezpieczna. A w samych bohaterach siedzą zwierzęce instynkty, Katherine bardzo łatwo się unosi, a o tym co wyprawia Heathcliff nawet nie wspomnę ;) Podoba mi się jak ujmujesz problem książki, mój mózg od razu zaczyna go analizować :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak czytałam pierwszy raz, myślałam, że to Heathcliff jest główną przyczyną złych wydarzeń, ale teraz dostrzegłam, że to bardziej Kathy i jej charakter oraz błędne decyzje... A pewnie naprawdę jest tak, że cały świat powieści jest przesycony złem :P

      Usuń
    2. Ciekawe. Ja jak czytałam pierwszy (i na razie ostatni raz) uznałam, że głównym powodem zła w tej powieści są charaktery ludzi, w pierwszej kolejności Kathy z jej egoistycznym podejściem do życia. Ojciec Kathy też swoje zrobił. Naprawdę, sami dziwni ludzie w tej książce byli :P

      Usuń
    3. Racja, ale w książce często przy opisach małej Kathy pojawia się zdanie, że nie wiadomo, dlaczego tak się zachowywała i że chyba wstąpił w nią diabeł :P Myślę, że te dziwne charaktery po prostu odzwierciedlają miejsce, w jakim żyli bohaterowie - nieprzyjazne i złe.

      Usuń
  3. Wichrowe Wzgórza to pierwsza powieść sióstr Bronte jaką przeczytałam i zdecydowanie to ona jest najbliższa mojemu sercu :D Gdy czytałam ją po raz pierwszy nie mogłam się od niej oderwać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam tak samo, choć po dłuższym czasie zauważyłam, że powieść nie zajęła szczególnego miejsca w moim sercu... Choć oczywiście cenię jej walory literackie :)

      Usuń
  4. Cytat Moja miłość do Lintona jest jak liście w lesie. Wiem dobrze, że czas ją zmieni, tak jak zima zmienia wygląd lasu. Moja miłość do Heathcliffa jest jak wiecznotrwała ziemia pod stopami, nie przykuwa oka swoim pięknem, ale jest niezbędna do życia. jest zawsze obecny w moim życiu. Samą książkę czytałam wieki temu, może nie identyfikuję się z bohaterami, ale powieść ma niesamowity klimat. Nie wiem, czy do niej wrócę tak, jak wracam do Hardy'ego. Może kiedyś. Mam ochotę wrócić do Anny Kareniny, bo zaczynam rozumieć Annę w sposób w jaki dekadę temu nie było to możliwe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, ten cytat też jest dobry!
      Anna Karenina jest genialna! Chętnie wróciłabym do niej już teraz, gdybym miała czas :P Anna ma to do siebie, że można ją interpretować w skrajnie różny sposób i każda z interpretacji będzie dobra :) Cudowna książka!

      Usuń
  5. Powieść czytałam dawno i przyznam szczerze- nie przypadła mi do gustu. Może to też kwestia tego, iż czytałam ją będąc właściwie jeszcze dzieckiem, do tego tuż po obejrzeniu filmu. Myślę, że pójdę za Twoim przykładem i również powrócę na wietrzne wrzosowiska raz jeszcze...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wróć, myślę, że teraz spojrzysz na nią inaczej. Poza tym, skoro lubisz mroczne, trochę gotyckie klimaty, niektóre sceny powinny Ci się spodobać :)

      Usuń
  6. Wichrowe wzgórza przeczytałam jako pierwszą dziewiętnastowieczną powieść i mam co do niej mieszane uczucia, nawet wręcz trochę się na niej zawiodłam. Spodziewałam się czegoś zupełnie innego, ale mimo to, wciągnęła mnie jej fabuła i przeczytałam ją dość szybko. Najbardziej nie podobał mi się główny wątek – tej nieokiełznanej, chorej miłości, nad którą Kathy i Heathcliff w ogóle nie panowali. Zresztą sam Heathcliff, tyran i dręczyciel rodziny nie jest raczej najsympatyczniejszą postacią, o której chce się czytać przez całą historią. Czytając książkę wolę rozumieć bohatera, polubić go. W Wichrowych wzgórzach nie ma ani jednej takiej postaci, choć może najbardziej ,,normalną” osobą jest tutaj ta służąca ;)
    Rzeczywiście to bardzo interesujące jak w głowie Emily Bronte - kobiety mieszkającej samotnie gdzieś na wrzosowiskach mogła powstać powieść, czytana nadal przez pokolenia. Z pewnością miała ogromną wyobraźnię :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tego właśnie powodu Wichrowe nie zagościły w moim sercu - brak w nich bohatera, którego mogłabym polubić, utożsamić się z nim lub wziąć za wzór. Z drugiej strony powieść jest fascynująca pod innymi względami i właśnie dlatego do niej wróciłam :)

      Usuń
  7. "Piekielna to była wyobraźnia i piekło musiała nosić w sobie ta spokojna pozornie dziewczyna. Dla nas pozostała tajemniczym, zachwycającym zjawiskiem." Tak pięknie pisał o niej Iwaszkiewicz. Wichrowe Wzgórza to opowieść o wielu sprawach. Tych ludzkich i tych na pograniczu życia i śmierci. Powiedziałabym, że ma nieskończony horyzont, jak same wrzosowiska, ciągną się w nieskończoność. To wielka powieść, nie romansidło, a jednocześnie jest tak naiwna, tak egzaltowana...Gdyby Emily była bardziej "światowa" nie udźwignęłaby rozmachu tej historii, potrzebna była taka niewinność, jaką czuć co jakiś czas w tej ciężkiej opowieści (kojarzy mi się z promykami słońca przedzierającymi przez brudną szybę). Do pewnego stopnia odpowiada mi najnowsza ekranizacja, bo oddaje klaustrofobię i beznadzieję tego zdawałoby się pełnego swobody (romantyzm, wrzosowiska!) świata, a może i samego serca Emily, zamkniętego w samotnym życiu córki pastora.

    I ich brat, jego tajemnica. Też tu jest.

    Bataille przyglądał się filozoficznie zagadnieniu zła, które jest tu na pierwszym planie. Jak kochać w świecie, gdzie rządzi zło? Polecam (Literatura i zło, rozdzialik poświęcony Emily).

    Lovecraft doszukiwał się tu grozy psychologicznej jakiej przed Emily nikt w literaturze nie musnął nawet.

    A Virginia Woolf pisała: It is as if Emily Brontë could tear up all that we know human beings by, and fill these unrecognizable transparencies with such a gust of life that they transcend reality. Bo to jest opowieść o transgresji, o tym, że nasz świat nie jest wcale jedynym światem ;)

    Jedna z moich ukochanych powieści. Jedna z tych, które przerywała wkurzając się na autorkę, że co tak banalnie, że dlaczego taka egzaltacja :D Bo doskonałe nie może być idealne :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to wielka powieść i myślę, że ci, którzy biorą ją za romansidło, a potem zabierają się do czytania, mogą przeżyć niemały szok :D Natomiast nie zgodzę się co do egzaltacji. Owszem, jest w Wichrowych wiele odczuć "wyższych", ale jednak dla mnie egzaltacja zakłada jakąś sztuczność, nienaturalność w zachowaniu, podczas gdy Emily była daleka od wszystkiego, co udawane i nieprawdziwe. Myślę, że jeśli weźmie się pod uwagę modną za czasów sióstr Bronte uczuciowość i ich literackie fascynacje, można przypuszczać, że Emily po prostu tak odczuwała i odbierała rzeczywistość.

      O tak, Branwell to niezwykła postać! I jedyny argument namawiający mnie do przeczytania "Lokatorki Wildfell Hall" Anny Bronte. Tam też jego mroczna postać wyłania się zza fabuły.

      I dlatego właśnie pierwsze zdanie w tym poście brzmi "Książka, o której napisano i powiedziano już wszystko" :D Ten post to raczej zbiór luźnych myśli, które nasunęły mi się podczas czytania :)

      Usuń
    2. Co do egzaltacji i się zgodzę i się nie zgodzę :D Cieszę się, że podjęłaś ten wątek w komentarzu, bo właśnie ze względu na ten, a nie inny, domniemany charakter Emily (ani w psychologa się nie ma sensu bawić ani nie ma nawet do tego odpowiedniego materiału, bo Siostry są tak tajemnicze), ta egzaltacja mnie zawsze niezmiernie dziwiła.

      Będę się przy tej egzaltacji upierać, zwłaszcza, że odnoszę Wichrowe Wzgórza do tematyki, w której jakoś tam czuję się specem (gotycyzmy literackie). To nie jest tylko moje wrażenie, więc dochodzą dane, nazwijmy je tak, empiryczne :D Wśród osób, którym powieść nie przypadła do gustu powtarza się jak mantra właśnie wątek nieznośnej egzaltacji. Odsiejmy tych, którzy prezentują podejście "współczesnego" czytacza, któremu nawet wiele XIX wiecznych powieści o bardzo wystudiowanym, subtelnym stylu wydaje się egzaltowana i w ogóle nie trawią tej epoki. Ich zdanie, z całym szacunkiem, nas tu nie obchodzi :D Zostają ci, którzy są obyci z literaturą XIX wieku (zwłaszcza angielską) i im nadal wonieje egzaltowanie z wrzosowisk :D Nawet współcześni Emily uważali, że jej styl jest ekscentryczny i na swój sposób sztuczny, na tle wiktoriańskiej literatury przedstawia się wyjątkowo.

      Miejscami język tej powieści pełen jest egzaltowanych zwrotów, co dziwi, jeśli pamiętamy o takiej Emily jaką przedstawia nam jej siostra (i załóżmy, że sprawa autorstwa jest jasna, bo tu też są różne opinie ;)), ale wyjaśnienie jest bardzo proste. To, że Emily mogła być naturalna, autentyczna i przy tym uczuciowa nie wyklucza tego, że mogła mieć problem z wyrażaniem uczuć. Zwłaszcza gwałtownych. Uogólniając, bez wchodzenia do psychiki osoby, o której wiadomo tak mało, można powiedzieć, że wcale nie zdarza się to rzadko skupionym na życiu uczuciowym introwertykom ;) Szukała więc ekspresji, a jako osoba mało "światowa" sięgnęła po dostępną jej manierę gotycką właśnie - stylistykę analogiczną do temperatury wyobraźni i emocjonalności Emily. Jej powieść zadziwiała, a nawet szokowała wiktoriańskiego czytelnika, ale jeszcze na początku XIX wieku nie sprawiałaby takich skandalicznych kłopotów :D Krótko mówiąc, Wichrowe Wzgórza w swojej najbardziej zewnętrznej formie, powiedzmy, że literackiej skorupie, to jakby wyraz tendencji artystycznych poprzedniej już epoki literackiej, przebrzmiałej mody, która jeszcze wróci w innej formie, ale w czasach Emily była dostępna tylko w przykurzonych bestsellerach gotyckich.

      Ale to właśnie na zewnątrz. Sprawa wybranej estetyki. Sprawa gustu po stronie czytelnika (jak najbardziej do dyskutowania ;)). Niektórych zniechęca. Egzaltacja jak najbardziej, maniera, jak piszesz, sztuczność. Miejscami. Tam, gdzie wypływa pewna literacka nieporadność, bo Emily pisała swoją niewinnością tę wielką powieść o złu, ktoś bardziej światowy nie miałby takiej możliwości bez popadania w cynizm. Na dobrą sprawę to właśnie ta "nieodpowiednia" już dla jej czasów egzaltacja, ta malownicza niezgrabność sprawiła, że nie stworzyła poprawnej do bólu historyjki dla pensjonarek. Bo można było. Sytuacja psychologicznie wygładzona nadawałaby się do takiej historyjki, a nadmiar, który też gdzieś się lokuje w egzaltowanych wypowiedziach, ratuje nieokiełznaną wyobraźnię przed popadnięciem w konwenans. Tak myślę ;) Ja jej wcale tej egzaltacji na dobrą sprawę nie mam za złe :D

      Przy okazji, którą ekranizację lubisz najbardziej?

      Usuń
  8. trafiłam tu przypadkowo i jestem zachwycona,SUPER-anna

    OdpowiedzUsuń
  9. "Wichrowe wzgórza" przeczytałam całkiem niedawno. Ogólnie spodobała mi się, ale nie w taki sposób jak "Jane Eyre" czy choćby "Agnes Grey". Nie potrafiłam polubić Heathcliffa, Kathy tym bardziej... Jest w tej książce coś niepokojącego, coś złego. I chyba na tym polega jej wyjątkowość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to mamy dokładnie to samo zdanie o Wichrowych :) Jane Eyre zachwyciła mnie sposobem postrzegania rzeczywistości zaprezentowanym w książce, w dodatku główna bohaterka miała wiele cech charakteru wspólnych ze mną i wiele zdarzeń w życiu, które przydarzyły się również i mnie. Oprócz tego miała też całe mnóstwo cech idealnych i ta mieszanka sprawiła, że przy trudnych wyborach życiowych zastanawiam się, co zrobiłaby w takiej sytuacji moja wiktoriańska siostra Jane :)
      Natomiast w Wichrowych nie ma takiego bohatera, choć samo obcowanie z tą książką jest niezwykłym doznaniem :)

      Usuń