21 stycznia 2015

Dziewiętnastowieczna poczta i pisanie listów / pogaduszki

Pewnie spora część z Was pamięta zeszłoroczną akcję pisania listów zorganizowaną przez Krynolinę i zakończoną kilkudniowym pobytem w 1824 roku :) Otóż, szykuje się druga edycja i jeśli wahacie się, czy wziąć w niej udział, czy nie, ten post powinien pomóc Wam podjąć decyzję :)

"Pulpit" ze starej skrzynki na narzędzia :D


Samo pisanie listów nie wydaje się skomplikowane. Wystarczy kupić stalówki, obsadkę do nich, lak i butelkę atramentu. Cena najprostszego zestawu nie powinna przekroczyć 20 złotych, także finansowo pisanie listów nie jest w ogóle problemem. Zabawa zaczyna się w momencie, gdy trzeba odpisać :D Często jest tak, że nie da się przekształcić w żaden sposób swojego codziennego życia na życie dziewiętnastowieczne. Nawet, jeśli jest się postacią, która pracuje, trudno przecież na dość długi list odpisać "u mnie nic nowego, cały czas chodzę do pracy, piszę bloga, szyję suknie i śpię". Trzeba więc wymyślać. Podczas ostatniej akcji listowej moja postać miała mieć romans z lekarzem (ale mi się odwidziało, więc wymyśliłam coś, co zraziło do niego Avis), parobkiem (ha ha, zły pomysł i moja korespondentka jakoś nieszczególnie chciała go ciągnąć), na końcu trafiła w ramiona przystojnego fabrykanta (no kto by przypuszczał! :D) po odtrąceniu zalotów złośliwego lorda o nie najlepszej reputacji. Mało przystające do rzeczywistości, ale przynajmniej zabawne. Oprócz tego miała ogromne problemy finansowe, których właściwie nie chciało mi się opisywać, ale musiałam, bo to właśnie finanse były główną osią napędową historii i zmuszały moją bohaterkę do podróżowania i podejmowania większej aktywności, niż ta, która zazwyczaj cechowała biedermeierowskie kurki domowe.

Listy z pierwszej edycji trzymam razem, przewiązane wstążeczką



Słodki biedermeier. Tak, datowanie znów przypada na lata 20. i tym razem będzie to 1825 - rok wielkiego krachu na brytyjskim rynku, panowania nielubianego George`a IV i pokoju po okresie wojen napoleońskich. Żadnych konfliktów, żadnych niesamowitych odkryć, wielkich wystaw i wstrząsających opinią publiczną wydarzeń (no, może poza krachem i romansami George`a ;) ). A to wymaga od piszących tym większej inwencji twórczej, bo w listach musi się przecież coś dziać.
Podobnie ma się sprawa z samą postacią. W pierwszej edycji dziewczyny wymyślały życiorysy i imiona na podstawie naszych własnych charakterystyk, a następnie przydzielały nam korespondentów według podobieństwa charakterów. Tym razem mamy szansę sami stworzyć postać, a korespondentów będziemy dobierać własnoręcznie :) Co do postaci, nie jest łatwo wykreować ją tak, aby miała możliwość działania (a więc jakieś motywy), była wiarygodna historycznie i na tyle spójna, by na jesiennym zlocie bez problemów się w nią wcielić. Poza tym trudne jest też połączenie wszystkich postaci tak, żeby każda wiedziała, co dzieje się u innych (choć nasze wspólne doświadczenia takie, jak bale historyczne, czy plotkowanie "w internetach" mogą być w tym pomocne ;) )


Natomiast jeśli chodzi o samo pisanie, wygląda to trochę jak produkowanie kolejnych rozdziałów swojej własnej powieści w stylu Jane Austen przeplatanych dopiskami dotyczącymi otrzymanego właśnie listu. Czasem fajnie jest skrzyżować losy postaci i pojechać do miejsca, w którym była korespondentka lub rozminąć się z nią na jednej z tłocznych, londyńskich ulic albo wysłać upominek (w ostatnim liście od Janet Kennaway dostałam piękny szkic w ołówku :) ). Tu oczywiście największym problemem jest czas, bo o ile samą fabułę można wymyślić (lub bezczelnie splagiatować z jakiejś powieści :P ) w autobusie w drodze do pracy, o tyle zapisanie tego, a potem przepisanie to praca na ładne kilka godzin. I wcale tu nie żartuję! Której z nas zdarzyło się zrobić o pierwszej w nocy kleks na całej pięknie, dwustronnie zapisanej karcie, ta wie, co to rozpacz i furia :D Także na samo pisanie warto przeznaczyć z góry cały dzień (tym bardziej, że poczta jest czynna tylko do 17:00). Dopiero przeżycie tego na własnej skórze pozwoliło mi zrozumieć, dlaczego dawniej odpisywanie na listy było jedną z codziennych aktywności, na którą specjalnie przeznaczano czas. Ale wszystkie zarwane noce i tak rekompensuje radość towarzysząca przełamywaniu pieczęci na nowo otrzymanym liście i pierwszemu spojrzeniu na tekst :)

Tuż przed Bożym Narodzeniem dostałam życzenia świąteczne z 1824 roku wraz z prezentem :)



















ENGLISH:
Last year my costume group, Krynolina made a game, which consisted of writing and sending letters. The general plot was set in 1824 and we were writing as our regency characters. The game ended with a historical event in September, that lasted 3 days. 
The post is about a new edition of the game, now set in 1825. I write in general about the joys (a letter from 1824! Yay!) and problems of the game (time needed for writing and rewriting a letter, how to create a historical accurate person and the whole world behind her and how to do it all in time) and how I percieved the first edition.

12 komentarzy:

  1. W jaki sposób można wziąć udział w akcji? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystkie szczegóły są na blogu Krynoliny: krynolina-spis.blogspot.com/2015/01/lettre-avec-lame-2-czyli-kolejna-odsona.html :)

      Usuń
  2. Podpinam się pod pytanie Przedmówcy - i czy można wziąć udział, nie będąc członkinią Krynoliny, ani rekonstruktorką?

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne. Kojarzy mi się z grami typu Baldur's gate, te pieczęcie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem, jak ja szukałam, widocznie bardzo nieumiejętnie, ale do dzisiaj byłam pewna, że takie blogi jak Twój istnieją tylko „za granicą” i nie ma odpowiednika w polskiej blogosferze. A tu proszę, całe życie w błędzie ;). Na pewno spędzę tu dużo czasu odkrywając Twoje dzieło (chociaż to może po sesji). Jestem pełna podziwu dla zaangażowania i czasu, który poświęcasz dla swojej pasji.
    Pozdrawiam serdecznie,
    Laura Maria.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak kiedyś myślałam! :D A tymczasem okazało się, że jest nas więcej i już tworzymy grupę taką, jakie są za granicą :)

      Dziękuję za miłe słowa i zapraszam do Buduaru... a może wpadniesz też kiedyś na jakiś piknik lub bal? :)

      Usuń
    2. Bardzo chętnie bym się wybrała, ale garderoby brak, mam pozostałości po średniowieczu, bo kiedyś jeździłam odtwarzać Grunwald. A to zawsze XIX wiek był moim ulubionym, a wylądowałam w późnym średniowieczu ;/ życie

      Usuń
    3. Ale zawsze możesz spróbować coś uszyć :) Latem też będą bale, a pół roku to wystarczający czas na uszycie kostiumu :)

      Usuń
  5. W tym roku się nie zgłosiłam, ale nic to. Może zacznę publikować na blogu memuary swojej bohaterki. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda! :(
      Ale byłoby fajnie Cię - ją poczytać :)

      Usuń